Wpisy archiwalne w kategorii

Samotnie

Dystans całkowity:5213.36 km (w terenie 563.29 km; 10.80%)
Czas w ruchu:227:39
Średnia prędkość:22.09 km/h
Maksymalna prędkość:60.20 km/h
Liczba aktywności:173
Średnio na aktywność:31.03 km i 1h 27m
Więcej statystyk

Leniwe kręcenie.

Czwartek, 4 sierpnia 2011 | Rower:Kelly's Magic | temp 24.0˚ dst50.36/0.00km w01:57h avg25.83kmh vmax44.30kmh

Miało być powoli i spacerowo, bo początkowo mi się nie chciało, ale szybko mi przeszło i jeździłam chyba szybko jak na mnie :P Nie wiem czy dzisiaj wiało, a jeśli tak to bardzo mało, chociaż nie potrafię powiedzieć z której strony. Leniwa za to była kadencja. Trochę celowo, a trochę przez upośledzoną przerzutkę. Praktycznie jedyna skuteczna regulacja prędkości to był dzisiaj wybór: z blatu lub ze środka :p


Kategoria Samotnie

Do pracy.

Piątek, 8 lipca 2011 | Rower:Kelly's Magic | temp 26.0˚ dst16.40/0.00km w00:43h avg22.88kmh vmax36.50kmh

Dzisiaj wiatr wiał sprawiedliwie - pół drogi, po kenie było z wiatrem, a drugie pół, do Pola Mok. było już pod. Będąc w pracy zaczęło padać. Zlało porządnie i zrobiło się strasznie parno. Na Polach Mok. utworzyła się nawet mgła. Po wyjściu z pracy spotykam się z Tomkiem przy sadzawce. Krótka weryfikacja planów, bo po deszczu zrobiły się ogromne kałuże na drogach, a mieliśmy jechać do Tomka rowerami. Przy zachodnim jednak decydujemy się wsiąść w pociąg, bo szły ciemne chmury, z których niewiele później lało. Szkoda, bo wyszło mało jeżdżenia o własnych siłach :p Niech już przestanie padać dzień w dzień!! :(


Kategoria Samotnie

Podbój Agrykoli.

Sobota, 14 maja 2011 | Rower:Kelly's Magic | temp 21.0˚ dst56.93/7.00km w02:39h avg21.48kmh vmax42.60kmh

Plany były inne. Koło 12 wyjechałam z domu, żeby pojeździć po Zalesiowych lasach. Koło ogrodu botanicznego spotkałam Harrego, który namówił mnie, żebym na 14 podjechała do Włodka, to bym sobie z nim po asfaltach pojeździła. W sumie chciałam pojeździć po lasach, bo trochę się wiatr zerwał, ale zdążę pojeździć po lesie, a później wrócić na Natolin. Zaraz jednak zadzwonił Tomek, że chciałby bardzo pożyczyć ode mnie buffa, a że wczoraj zapomniał mi o tym powiedzieć, a dzisiaj wyjeżdża, to chciałby, żebym mu przywiozła go na Politechnikę. Hmm, no nie wiem. Wtedy nic bym nie zrobiła z tego, co przed chwilą zaplanowałam. Alternatywą byłoby podjechać na Politechnikę i później/wcześniej pojeździć na Agrykoli. Nie mogę puścić Tomka bez buffa, bo prognozy zapowiadają deszcz i wiem, że bardzo by mu się przydał. Ulegam i zawracam. Po drodze wpadam do Włodka, żeby odwołać wspólną jazdę.
Jak jestem na Agrykoli to mam jeszcze godzinę czasu do zagospodarowania. W okolicach Łazienek dużo ludzi, co niezbyt dobrze wróży. Może na Agrykoli też będzie ciasno i z jeżdżenia nici? Ale nie jest źle, da się swobodnie jeździć. Zaczynam podjeżdżać. Nie za szybko, tak, żeby nie dostać "hiperwentylacji", po której nie mam sił do wjeżdżania. Jedna seria 10 wjazdów i czas na małą przerwę na batona.

Pałac w Łazienkach. © magdafisz

Logo na Agrykoli. © magdafisz

Później robię jeszcze 5 i jadę do Tomka. Chwilę z nim czekam, aż się zapakują wszyscy do samochodu i ruszam dalej. Kierunek dom. Nie chcę jednak za dużo jeździć po ścieżkach, szukam tych mniej uczęszczanych, bo ładna pogoda i weekend powoduje wysyp "dziwnych" rowerzystów. Decyduję, że pojadę przez Wilanów i dalej Przyczółkową. Przy Mrówce spotykam wracającego z asfaltów Włodka i razem dojeżdżamy na Kabaty.
Dzisiaj cały czas coś mi piszczało w rowerze jak świerszcz. Podejrzewając, że to brudne kółeczka od przerzutek zabrałam się wieczorem do majsterkowania przy rowerze. Jak tylko spojrzałam na wózek przerzutki, to uznałam, że jednak mam duże szczęście do sprzętu i rzadkich awarii. Dolne kółeczko było ledwo co przykręcone. Śrubkę mogłam palcami złapać i odkręcić. Uff, jak to dobrze, że nigdzie mi po drodze nie wypadło :D Okazało się nawet, że czyszczenie nie jest potrzebne, bo dokręcenie likwidowało źródło dziwnych dźwięków :p Ale jak już zakasałam rękawy, to i tak je wyczyściłam. Żeby były sprawne :)


Kategoria Samotnie

Całkiem niezły wyjazd jak na taką pogodę :)

Czwartek, 5 maja 2011 | Rower:Kelly's Magic | temp 10.0˚ dst59.62/0.00km w02:28h avg24.17kmh vmax41.80kmh

Nie chciało mi się dziś czekać na zajęcia, więc zrobiłam sobie wolne wcześniej. W sumie nie planowałam jeździć, ale z drugiej strony nie chciałam przesiedzieć prawie całego dnia w domu. Jak bym zaczęła coś planować i się zastanawiać to pewnie by mi się odechciało wychodzić :p Chociaż miałam moment słabości jak już byłam ubrana to przypałętała się kicia i wprosiła się na kolana. Zaczęła gruchać, mi zrobiło się ciepło i też pomyślałam, że fajnie by było się wygrzać pod kocykiem, ale już siedziałam gotowa w ciuchach. Zrzuciłam kota i wyszłam.
Najpierw kierunek asfalty powsińskie. Trochę zaczyna kropić, ale tak właściwie nie wiadomo z czego bo świeci słońce. Dojeżdżam do Wisły i kieruję się w stronę Kępy Zawadowskiej, przejeżdżam przez Siekierki i Wilanów. Z północy idą ciemne chmury, więc nie wiem jak długo jeszcze pojeżdżę. Na Przyczółkowej zaczyna kropić, ale przy jeździe pod wiatr krople walą w twarz dlatego przystaję na przystanku pod wiatą. Niecałe 5 min później można już jechać dalej bo niebo się wyklarowało, więc decyduję, że odwiedzę podjazd na Agrykoli. Nie wiem ile razy tam wjadę, może tylko dojadę i zawrócę, bo jedzie mi się dość ciężko. Nogi jakieś takie spięte i ciężkie.
Jak dojeżdżam to widzę chłopaka z BSA, a na dole z bidonem czeka motywator, tata albo trener. Zaczynam podjeżdżać i nie jest źle. Pod rząd robię 6 wjazdów i ruszam na pętelkę wokół stawu przy stadionie legii. Jak wracam to chłopak z BSA nieprzerwanie wjeżdża i zjeżdża, a ja dokręcam jeszcze 4 i zawijam się do domu.
Dzisiaj taka głupia pogoda była. Jedyną dobrą rzeczą było to, że jak zaczynało padać, to tak do 10 min, ale intensywnie, a później było słonecznie. Przez to nie wiedziałam jak się ubrać i efekt był taki, że przez większość czasu było mi za ciepło, za to stopy zmarzły (a miałam na sobie ocieplane spodnie, koszulkę termoaktywną z długim rękawem i bluzę).


Kategoria Samotnie

Do pracy i do Decathlona.

Piątek, 22 kwietnia 2011 | Rower:Kelly's Magic | temp 20.0˚ dst39.82/9.00km w01:45h avg22.75kmh vmax33.30kmh

Tomek mnie namówił, żeby jechać do pracy rowerem. W sumie co mi szkodzi trochę się przejechać. Zbieram graty, wychodzę przed blok, siadam na siodełko i zonk! Kapeć w tylnym kole. Zawróciłam i weszłam do domu, żeby ludzie ciekawsko nie patrzyli jak zmieniam dętkę. Z początku coś mi nie szło zakładanie opony ale chyba nie zajęło mi to dłużej niż 10 min. Zastanawiałam się, co u licha się stało, bo po wczorajszej jeździe nic nie było ani widać ani czuć. A może to oznacza koniec farta, na którym cały czas jeździłam?! Druga zmiana dętki w ciągu tygodnia, a wcześniej przez cały rok się nic nie działo. W sumie dobrze, że w takich okolicznościach. Nabiorę wprawy :p
Jak już ruszyłam to co nie ujechałam to światła. Zanim dojechałam na Natolin zatrzymywałam się 3 razy. W taki sam sposób niestety wyglądała jazda przez cały Ursynów ;/ Dalej już bez problemów. W pracy okazało się, że byłam krócej niż jechałam. Ale to nie martwiło mnie zbytnio i ruszyłam w drogę powrotną. Najpierw do domu żeby coś przekąsić, a później do Decathlona w Piasecznie po dętki do roweru dla siostry. Z ciekawości przeszłam cały dział rowerowy i znalazłam dla siebie skarpetki, 2 pary za 7 zł. Z zakupami wróciłam do domu i to był koniec dzisiejszej przejażdżki.


Kategoria Samotnie

Rekord w Kabackim.

Czwartek, 21 kwietnia 2011 | Rower:Kelly's Magic | temp 20.0˚ dst44.70/43.70km w02:10h avg20.63kmh vmax29.50kmh

Spodobało mi się wycieczkowe tempo dlatego dzisiaj też się wytoczyłam z domu na przejażdżkę w terenie. Postanowiłam przy okazji sprawdzić stan niektórych zalanych dotychczas miejsc. Gdyby były przejezdne to doszłoby mi kilka kombinacji trasy więcej. Słońce przyjemnie grzeje od rana, bezchmurne niebo, temperatura cały czas rośnie i krótki rękaw i nogawka są idealne.
Trasa dobrze się zapowiadała, ale jak się pokazały kałuże, to konkretne. Nawrotka i jazda dalej.

Jeszcze ze 100 m i ścieżki się połączą. © magdafisz

Zalane ścieżki © magdafisz

Singiel na południowym skraju lasu w większości przejezdny. W pewnym momencie dojeżdża się do rowu wypełnionego wodą. Ominąć się go nie da, ale jest już wyjeżdżona ścieżka prowadząca do jednej z głównych dróg. Jadąc tędy już na sam koniec spotykam bażanta :D
Kałuże staram się omijać, ale jak jest niewielkie błoto to przejeżdżam. Niestety trafiłam na całkiem głębokie błotko, które wyrzucone z opony wylądowało mi na udzie. Mmmm, maseczka błotna dla regeneracji. Przyjemnie jednak nie było. Czułam jak mi to spływa po nodze, dlatego musiałam się zatrzymać, żeby jakoś zrzucić z siebie tą breję. Kręąc się postanawiam zaryzykować i pojechać w część, w której jest kanałek i staw. Myślałam, że cała woda ze ścieżek spłynie do rowu i nie będzie problemu, ale znowu się troszkę przeliczyłam. Pierwsza kałuża na mojej zdrodze jest króka, a dalej widzę, że da się jechać, więc się nie wycofuję. Pojawia się kolejna, już większa i wychodzi poza ścieżkę. Trudno, nie chce mi się już zawracać. Przedzieram się przez krzaczki. Kurcze, jakieś ostre te gałęzie są i niestety obdrapują mi nogi i ręce. Zaraz też nalewa mi się śmierdząca woda do butów. Łeee..a miałam się nie brudzić :( Później pojawia się jeszcze jedna kałuża, całe szczęście ostatnia, i całe szczęście dająca się obejść.
Wymyślam sobie, że może udałoby się zrobić tak koło 40 km po lesie, jak nigdy jeszcze nie zrobiłam w kabackim. Objeżdżam najbardziej odległe zakątki, żeby się udało i żeby mi się od tych zwrotów nie zakręciło w głowie. Gdyby nie ograniczenie czasowe chętnie pojechałabym gdzieś dalej. Ale tak pozostaje mi tylko wykorzystać maksymalnie czas blisko domu.
Nie trudno jest doszukać się zmian w lesie. Wszystko nasyca się świeżą, jasną zielenią. Ale zmiany widać też tu pod drzewem, gdzie byłam niedawno.
Dosadzili kwiatki © magdafisz

Widziałam dzisiaj całe stado buszujących po lesie ptaków- sójki, sikorki, kosy, albo tylko ruch i odgłosy uciekających spłoszonych zwierząt. Bażant wydawałsię bardzo zaskoczony i z początku chyba nie wiedział, w którą stronę ma uciekać. Ale jak już się rzucił do biegu, to szybko zniknął. Udało mi się przyuważyć wiewiórkę, ale nie była tak oswojona, jak te w łazienkach. Nie chciała się nabrać na sztuczkę z orzechami i uciekała przede mną na drzewo, ale udało mi się uchwycić jej niewielki zarys na zdjęciu.
Słabej jakości wiewiórka © magdafisz


Kategoria Las, Samotnie

Waleczny wyjazd.

Wtorek, 5 kwietnia 2011 | Rower:Kelly's Magic | temp 14.0˚ dst50.87/20.00km w02:00h avg25.43kmh vmax41.10kmh

Taki pseudo trening mocy, polegający na jeździe z niższą kadencją niż zwykle i pokonywaniem własnych oporów do takiej jazdy. Zmagałam się dzisiaj z wiatrem, nie mogę przecież przed nim uciekać i pojechałam wzdłuż wału aż na siekierki i z powrotem. Później jeszcze dokręciłam 20 km po kabackim. Cały czas mocno pedałowałam i teraz trochę to czuję w nogach. Ale taka jazda to mi się nie podoba. Za szybko zmienia się krajobraz i nie ma czasu na rozglądanie się :p Pod tym względem bieganie jest fajniejsze!


Kategoria Samotnie, Las

Do Decathlona.

Sobota, 2 kwietnia 2011 | Rower:Kelly's Magic | temp 15.0˚ dst16.47/7.00km w00:44h avg22.46kmh vmax34.90kmh

W ramach przygotowań na jutro pomyślałam, że przydały by mi się okulary bez przyciemnienia. Pojechałam do Piaseczna i wybrałam sobie coś takiego jak ma Tomek.

Okulary © magdafisz

Pojeździłabym więcej po lesie, ale przy dobrej pogodzie w lesie jest tłoczno. I tak też było. Masa małych dzieciaków na rowerkach i piechurów chodzących całą szerokością ścieżki powoduje, że albo trzeba uważać, albo się denerwować na samolubnych ludzi. Nawet jak krzyczę przepraszam, to nie ma reakcji. Polanka oczywiście oblegana, w Powsinie nadmuchali zjeżdżalnie i inne atrakcje dla maluchów. Ani to przyjemność, ani odpoczynek, więc wybrałam kierunek dom. Jutro się najeżdżę :)


Kategoria Samotnie

Super przyjemnie.

Piątek, 1 kwietnia 2011 | Rower:Kelly's Magic | temp 17.0˚ dst33.49/31.49km w01:26h avg23.37kmh vmax33.30kmh

Pogoda mnie dzisiaj troszkę zdenerwowała. Cały tydzień był słoneczny i ciepły, ale nie miałam możliwości pojeździć. Miałam nadzieję, że w wolny piątek pogoda też dopisze. Ale po nocy mokro, chmury krążą po niebie i jest raczej mało prawdopodobne, że pogoda się poprawi. Spędziłam więc czas bezproduktywnie na oglądaniu tv, ale jak tylko pojawiły się przebłyski słońca, ruszyłam z rowerem w drogę.
W lesie warunki idealne do jazdy, więc przynajmniej to dobre. Nie zamierzam jednak na razie zaglądać w miejsca, gdzie ostatnio zastałam rozlewiska, więc możliwości wyboru trasy nieco się zmniejszyły. Kręciłam się strasznie. 3 razy spotkałam tego samego faceta z psem, dziadka na kolarce, 2 razy babkę z dzieckiem i dwoma pieskami, a wcale nie było tłoku w lesie :p
Miałam dzisiaj okazję zobaczyć też bażanta. Przebiegł mi drogę, ale skubaniec nie zamierzał się zatrzymać do zdjęcia i leciał dalej w las :p

Wiosna w lesie. © magdafisz

Przez chmury wychodziło coraz więcej słońca i robiło się ciepło, ale razem ze słońcem zerwało się wietrzysko. Mimo że las, to i tak nieźle dmuchało. Jednak było na tyle ciepło, że rękawki można było spokojnie odpuścić. Bardzo dobrze mi się dzisiaj jeździło. Chętnie pokręciłabym dłużej, ale niestety trzeba było jechać do pracy.


Kategoria Samotnie, Las