Kwiecień, 2012
Dystans całkowity: | 797.73 km (w terenie 174.00 km; 21.81%) |
Czas w ruchu: | 36:05 |
Średnia prędkość: | 22.11 km/h |
Maksymalna prędkość: | 41.80 km/h |
Liczba aktywności: | 16 |
Średnio na aktywność: | 49.86 km i 2h 15m |
Więcej statystyk |
Okropność.
Sobota, 28 kwietnia 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 29.0˚
dst48.75/0.00km
w02:27h avg19.90kmh
vmax33.80kmh
Koło południa ruszyliśmy z Tomkiem na rowery. Najpierw odwiedziliśmy sklep rowerowy, a później cukiernię Duet w Podkowie i dopiero tak naprawdę zaczęliśmy jeździć.
A jechało mi się dzisiaj ciężko. Częściowo przez słońce i wysoką temperaturę, a częściowo przez ogromny dyskomfort na siodełku.
Spora część trasy prowadziła przez lasy pod Podkową Leśną i koło Nadarzyna, robiłam więc mimowolnie test siodełka Tomka na wertepach. O ile na szosie się sprawdziło, tak w terenie nie mogę tego obiektywnie ocenić, a wszystko przez za długie szelki w gatkach. Pampers w spodenkach zamiast być dopasowany i nieruchomy, to ten mi wisiał i wbijał się w najbardziej delikatne kobiece miejsca. To w połączeniu z wertepami sprawiło, że byłam okropnie zła i obolała.
Dodatkowo opuściły mnie siły, zupełnie. Czułam się jak kilka late temu, kiedy po wjechaniu w teren prędkość oscylowała w granicach 20 km/h. To mnie również demotywowało do dalszej jazdy, ale do domu trzeba jakoś dojechać, więc nie mam wyboru.
Tomek odprowadza mnie do Raszyna, resztę jadę sama.
Kategoria Las, W Towarzystwie
Rozjazd.
Piątek, 27 kwietnia 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 24.0˚
dst41.17/0.00km
w01:49h avg22.66kmh
vmax37.70kmh
W ramach rozjazdu droga do pracy. Po raz kolejny wcześniejsze wychodzenie mi nie wyszło i znów dojechałam spóźniona :p
Po wczorajszym pierwsze oznaki kolarskiej opalenizny :p
Po pracy spotykam się z Tomkiem przy ul. Grójeckiej, a wcześniej przy Żwirkach spotykam Pignata.
Jest strasznie gorąco dlatego powoli turlamy się przed siebie. A nogi nawet całkiem dobrze się kręcą i kryzysów nie ma.
Kategoria W Towarzystwie
Życiówka!
Czwartek, 26 kwietnia 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 20.0˚
dst134.11/5.00km
w05:25h avg24.76kmh
vmax41.80kmh
Zaczęło się niepozornie :p
Miał być trening, więc najpierw jadę na Agrykolę. Pół godziny i 10 podjazdów machnięte, ale dzisiaj słabiutko mi szło. Już po 5 miałam dość, ale mus to mus. Właściwie to tak się na początku zamyśliłam, że nie wiem czy dobrze policzyłam i czy w końcu nie zrobiłam 11 :p
Wyrobiłam się akurat i miałam 15 min na dojechanie na Pole Mokotowskie do Tomka. Po krótkim obiedzie u chińczyka ruszamy na Pole, gdzie Tomek montuje mi siodło ze swojej szosówki. Kolejne siodło do testowania :p
Ruszamy w kierunku Kabat, ale w miarę możliwości omijając ścieżki rowerowe, bo Tomek jest na szosie. Krótki postój w domu i ruszamy dalej.
Teraz zaczynamy realizować mój pomysł na dzisiejszą wycieczkę. Najpierw ciastko w Górze Kalwarii, a później podprowadzenie Tomka bardziej w kierunku domu i przejazd przez Złotokłos. Tomek pomysł podchwytuje i ruszamy na pierwsze w tym roku przetarcie szlaku do GK :)
Wiatr wieje mocno z południa i łatwo nie jest, ale to Tomek prowadzi przez większość czasu, a ja próbuję się za nim chować. Sprawnie dojeżdżamy do cukierni, chociaż podjazd pod skarpę trochę opornie mi idzie. Dzisiaj chyba nie jest mój dzień na zdobywanie górek :p W cukierni wybór jest prosty: dwie tarty, proszę :)
Po drodze zastanawiałam się, czy nie zrezygnować z opcji przejazdu przez Złotokłos, bo ja już trochę kilometrów mam, a nie chcę polec w walce z wiatrem daleko od domu. Tylko jak się już powiedziało A, to trzeba powiedzieć B, dlatego ruszamy dalej. Okazuje się, że wiatr dmucha w plecy i jedzie się przyjemnie i szybko. Po drodze przejeżdżamy przez kilka urokliwych miejsc, gdzie konie lub kucyki sobie hasają, gdzie bażanty spacerują leniwie po łące...taka sielanka :)
Do Złotokłosu mieliśmy jechać jako do celu pośredniego podróży. Wcale nie myślałam o tym, żeby pojechać tam odwiedzić cukiernię, tak jak się Tomkowi wydawało :p Ale być i nie wejść ?!
Pod Caffe Rosso meldujemy się koło 17, ze stanem licznika 100 km, a u Tomka ok. 70 km. Regeneracja przy ciachu i zimnej coli.
Ruszamy w kierunku Lesznowoli. Tam mieliśmy się rozjechać w swoje strony, ale Tomek postanawia jechać przez Falenty, więc jeszcze kawałek razem. Asfalt w miarę równy, wiatr w zadek, więc szybko się przemieszczamy. Tomek ma jednak przewagę na swojej szosówce i szybko mi odskakuje. Bawi się w trenera i każe mi siebie gonić :p
W Laszczkach się rozjeżdżamy. Miałam ominąć Dawidy boczną drogą, ale porozkopywali ulice i pomyliłam przez to drogę. Na złe mi to nie wyszło, bo później spotykam kurę bażanta :)
Już wcześniej się zorientowałam, że zrobię dzisiaj życiówkę. Jak dojeżdżam do domu to jestem nawet całkiem świeża. Nogi, tyłek ani głowa nie bolą, spać się nie chce, spadków mocy na trasie nie było :) Super! Taka jazda mi się podoba. Zdecydowanie lubię takie czwartki kolarskie. Tomkowi chyba też się podobało bo ani razu dzisiaj nie narzekałam :) Może tylko trochę na niego pokrzyczałam, ale tylko wtedy, kiedy było trzeba :p
Kategoria W Towarzystwie
Co w lesie piszczy.
Środa, 25 kwietnia 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 17.0˚
dst51.91/25.00km
w02:15h avg23.07kmh
vmax35.90kmh
Po 14 wychodzę do pracy, ale na Natolinie muszę zawrócić do domu, bo akurat kurier przyjechał i nie było nikogo w domu. A specjalnie wyszłam dzisiaj wcześniej, żeby się nie spóźniać, ehh. Do pracy gnam. Przynajmniej mam z wiatrem :)
Z pracy wychodzę stosunkowo wcześnie, więc jadę jeszcze do lasu, bo dawno już nie byłam. Jest pięknie już od samego wjazdu. Zielono, ptaki ćwierkają jak głupie, a zachodzące słoneczko pięknie wszystko oświetla. Przyjemnie było posiedzieć trochę na ławeczce i posłuchać trelowania, ale szybko ostygłam i zaczęło się robić chłodno.
Zielony singiel
Kategoria Las, Samotnie
AZS MTB CUP WAT
Niedziela, 22 kwietnia 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 17.0˚
dst0.00/0.00km
wh avgkmh
vmax0.00kmh
Ruszamy samochodem od Tomka. Jest ciepło i zapowiada się, że będzie jeszcze cieplej. Wreszcie będzie można jechać na krótko :)
Po rejestracji i załatwieniu formalności składamy rowery i rozgrzewamy się.
Denerwuję się strasznie. Objeżdżamy niektóre miejsca i wyłapujemy kilka zmian. Całe szczęście nie będzie podbiegu,zmieniony jest teraz zjazd. Kurczę..martwię się o ten zjazd, ale po namowie Tomka próbuję tam zjechać. Nie jest tak źle, ale nie jest też tak łatwo (tak mi się wtedy wydaje, ale jak się ścigam to zjazd jest do łyknięcia praktycznie z zamkniętymi oczami :p).
Start się opóźnia. Nerwy zjadają mnie coraz bardziej. Z całej grupki dziewczyn znam tylko Kasię L. i Agnieszkę P. Rozpoznaję też Agnieszkę Bacińską, a Tomek pokazuje mi raczej pewną dzisiejszą zwyciężczynię, Weronikę Rybarczyk. Jest też zwyciężczyni zeszłorocznej edycji Warszawskiej. Mój cel na dzisiaj to ukończyć wszystkie 6 kółek i w razie możliwości nie dać się zdublować :p
Minutę przed nami startują juniorzy i mastersi, a później wszystkie dziewczyny. Na początku jest straszny tłok. Pierwszy zakręt w lewo na rozbiegówce jest ciasny i trzeba uważać, żeby się nie wpakować w niepotrzebną kraksę. Ale prawdziwy tłok zaczyna się przy pierwszych 'technicznych' kilometrach trasy. Podjazd pod belkę trochę mnie zaskakuje i wszystkie musimy już tam iść z buta. Trzeba powoli przebijać się do przodu, ale to jest trudne. To, co uczyłam się zjeżdżać w czwartek, dzisiaj biegnę, bo zrobiło się tam straszne błoto i nie ryzykuję OTB. Kilka następnych hopek też przebiegam i zyskuję tam kilka pozycji. Później jadę raczej bez problemów. W kilku miejscach trzeba przebijać się przez błoto (trochę śmierdzące), ale generalnie da się jechać. Pierwsza pętla zaliczona, jeszcze 5. Na trasie robi się coraz luźniej i mogę jechać swoim tempem. To mi odpowiada :) Praktycznie wszystko wjeżdżam, oprócz mini wału, przed którym jest błoto. Po kilku przejazdach pod wodą wybił się dół i jazda jest na ryzyk fizyk, albo się trafi na dół, albo nie. Raz bardzo niefortunnie wjechałam tylnym kołem i siodełko walnęło mnie prosto w krocze, ał :p
Tomek dopinguje w różnych miejscach. Mówi, że jestem 5. Jak to? Tak wysoko? Motywuje mnie to do co najmniej utrzymania tej pozycji. Na 3 kółku czuję lekki spadek mocy, więc wysysam żela. Chyba na tym okrążeniu słyszę też doping Kasi, która niestety złapała gumę.
Do końca jeszcze 2,5 kółka. Przede mną nikogo, za mną chyba nikogo. Tomek mówi, żebym jechała spokojnie, bo mam dużą przewagę. Ale w miejscu gdzie trasa zakręcała kilka razy widzę kolorowy strój BSA. Oooo, ktoś mnie goni. Wcześniej wyprzedzałam chyba 2 dziewczyny z BSA i zastanawiam się, czy to któraś z nich. Całe szczęście okazuje się, że to chłopak, a dubla od chłopaka mogę dostać :p Mniej więcej w tym samym miejscu, ale kółko później wyprzedza mnie drugi chłopak, tym razem z HP Sferis. Myślałam, że będzie chciał wyprzedzić przed górką (bo mógł sobie przecież pomyśleć, że jakaś kiepska dziewczyna może go zablokować). Ale nie chciał, więc na górkę wjeżdżam pierwsza i zjeżdżamy już razem. Proponuje mi, żebym usiadła mu na kole, ale dziękuję, nie tym razem :p Muszę jeszcze przejechać jedną rundę, a on już kończy (później Tomek mi powiedział, że kolega ów miał pecha, bo urwał siodło i po wymianie musiał wszystkich gonić).
Jak sędziowie wpuszczają mnie na ostatnią pętlę to już jestem zadowolona, bo nie dałam sobie wsadzić dubla :D Ale zaraz później przeżywam chwilę grozy, bo na pierwszej prostej w lesie za stadionem na drogę wchodzi mi ropucha. Ona w prawo, ja w prawo. Krzyczę, ale nie wiem czy udało mi się ją ominąć..Po skończeniu swojego dystansu pełna obaw jadę sprawdzić, czy jest gdzieś mokry placek, ale uff, nie było, czyli jej nie rozjechałam :p
Teraz startują faceci. Staję w kilku miejscach na trasie dopingować Tomka i Kamila oraz Bartka, ale robię też jako podawaczka bidonów. Zrywa się coraz większy wiatr i szybko się wychładzam. Nie pomagają przemoczone całkowicie buty i stopy w nich siedzące. Tomkowi udaje się przejechać 5/8 okrążeń. Spotykamy się na mecie.
Wyników nigdzie nie ma wywieszonych, ale jest prawdopodobieństwo, że będąc 6 open coś udało mi się wywalczyć :) Czekamy z Tomkiem więc do dekoracji. Na pudło wychodzę 3 razy.
Zajęłam 3 miejsce z Elicie kobiet, 3 miejsce w klasyfikacji akademickiej i 1 miejsce w Mistrzostwach Warszawy i Mazowsza !!
Z elitą
Klasyfikacja akademicka
I najcenniejsze, Mistrzostwa Warszawy i Mazowsza
AAAAAAAaaaaaa, jestem mega szczęśliwa! Tyle obaw przed startem, a później taki wynik :D Dziękuję mojemu 'trenerowi indywidualnemu', który dużo się nasłuchał mojego jęczenia przed startem i wykazał się dużą cierpliwością :)
Przejazd zdecydowanie powyżej oczekiwań. Cieszę się, że udało mi się zaskoczyć niektóre osoby, w tym Grześka, głównego organizatora. To on podjął się zaopiekować sekcją kolarstwa górskiego na SGGW, która została stworzona praktycznie dla mnie :)
Ale wyszła relacja! Czekam teraz na zdjęcia fotografów, którzy licznie obstawili trasę ;)
Medale :)
Kategoria PTU Eclipse Biketires, W Towarzystwie, zawody, AZS
Więcej pociągami niż rowerem.
Sobota, 21 kwietnia 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 15.0˚
dst23.36/0.00km
w00:57h avg24.59kmh
vmax35.40kmh
Pogoda od rana była ładna, ale zanim udało się załatwić wszystkie obowiązki, to dopiero po 13 ruszyliśmy. Kierujemy się do Piastowa do Olczaka na ciastko, w ramach rekompensaty za nadłożenie trasy wczoraj :p Jak jedziemy to nad Warszawą widać błyskawice. Ups..mówiłam, że pogoda się jeszcze dzisiaj popsuje. Jemy jedno ciastko, mało. Jemy drugie i zaczyna padać. Ja rezygnuję z jazdy w deszczu na Kabaty i wsiadam w pociąg do Warszawy, a Tomek pruje do Bronisz do pracy.
Pociąg niespodziewanie wywozi mnie do Dworca Gdańskiego, bo w tunelu średnicowym była jakaś awaria szyny. Nawet mi pasuje, w końcu jedzie do metra. Ale dopiero jak schodzę na stację, to przypominam sobie, że stąd dojadę najwyżej do Ratusza przez te weekendowe budowanie II linii metra. Wychodzę więc na powierzchnię i do centrum jadę o własnych siłach. Nie pada już, a w niektórych miejscach to w ogóle sucho jest, więc nie robi mi to większej różnicy.
W domu szybkie pakowanie na jutrzejsze zawody i z powrotem do metra i pociągu, żeby znaleźć się znów w Piastowie. Tomek dosiada się do SKMki i z Pruszkowa jedziemy do Józefowa. Marny dystans dzisiaj, ale jakby się nie rozpadało, to coś więcej by się wykręciło.
Kategoria W Towarzystwie
Na wariata.
Piątek, 20 kwietnia 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 12.0˚
dst54.31/0.00km
w02:13h avg24.50kmh
vmax34.30kmh
Trochę późno, bo koło 18, ale zbieramy się i jedziemy z Tomkiem do Michała odebrać kask i spodenki. Miało być blisko i szybko (Tomek zapewniał mnie, że od niego to będzie jakieś 20 km w jedną stronę). Jedziemy i jedziemy i końca nie widać. Trochę chyba za szybko chciałam wszystko załatwić i tętno mi tak skoczyło, że musieliśmy się na chwilę zatrzymać, żebym mogła odsapnąć. Poza tym powoli tracę siły. Obiad jadłam jakieś 5h temu i nic w międzyczasie.
Żeby tego było mało, okazuje się, że przegapiliśmy skręt i musimy się zawracać. Żeby nie jechać znowu tą samą drogą mieliśmy jechać chodnikiem wzdłuż trasy. Okazuje się, że chodnika ni ma i jedziemy kawałek poboczem trasy nr 8 pod prąd. Jak tylko mijamy sklep to proszę Tomka, żebyśmy się zatrzymali i zjedli jakąś czekoladę. Później już szybciutko do Michała. Odbieramy co trzeba i chwilę rozmawiamy. Nie ma czasu na pogaduszki bo słońce już prawie zaszło, a my jesteśmy bez lampek ani żadnego odblasku, i mamy kilka kilometrów do domu.
Jedziemy bokami jak się da. Po drodze spotykamy śmiesznego gościa na rowerze. Najpierw jedzie zygzakiem (zupełnie jak kierowcy F1 kiedy rozgrzewają opony), a później całkiem żwawo jedzie przed nami. Chwilę po tym jak go wyprzedzamy, wyprzedza on nas i trzyma wysokie tempo. Śmiejemy się strasznie, bo to taki niepozorny gość koło czterdziestki. Pewnie niedługo sklep mu zamknął i dlatego tak się spieszy :p Ostatecznie zwolnił dopiero przy basenie jak musiał skręcić :)
Do domu docieramy cali i zdrowi, może troszkę zmarznięci. Ale zapowiedziałam już, że nie będę jeździć po zmroku bez oświetlenia, bo to czysta głupota!
Kategoria W Towarzystwie
Po Warszawie.
Czwartek, 19 kwietnia 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 10.0˚
dst87.20/0.00km
w04:22h avg19.97kmh
vmax40.40kmh
Umówiłam się z Izą na Agrykoli. W planach były podjazdy, ale po 5 udałyśmy się na Politechnikę, gdzie zgarniamy Tomka i jedziemy w świat. Burczenie w brzuchach powoduje, że decydujemy się jechać na pizzę do Pawła, ale trochę okrężną drogą.
Jedziemy przez most Siekierkowski. Zanim jednak dotarliśmy na pizzę, odwiedziliśmy cukiernię Olczaka na wiatraku. Kiedy my rozgrzewałyśmy się w środku przy ciastku i kawie, Tomek przy lekkiej mżawce wymieniał okładziny w moich hamulcach :) Mój Kochany serwisant :*
Przetransportowaliśmy się na ul. Kobielską i rozsiedliśmy we włoskiej knajpie. Zjedliśmy, pogadaliśmy, pośmialiśmy się, a w międzyczasie na dworze zaczęło mocniej padać. Nie chce się, ale trzeba wychodzić bo dzisiaj w planach jest jeszcze WAT. Jedziemy znowu naokoło. Tym razem zwiedzamy prawy brzeg Wisły i biegnącą wzdłuż Wisły ścieżkę. Kierujemy się cały czas do mostu Północnego i przeprawiamy się na lewą stronę rzeki.
Dalej prowadzi Izka. Przez Lasek Młociński jedziemy w kierunku Radiowa i w końcu docieramy na WAT. Pogoda się psuje i coraz więcej rosi, ale cały czas jedziemy.
Na 'poligonie' mierzę się z kilkoma okopami, które ostatnio sprawiały mi trudności. I..udało się pokonać (i strach i rów) !! Ostatecznie stwierdzam, że nie jest to takie trudne :p
Po wypełnieniu planu na dziś zaczynamy powoli zbierać się do domów. Tomek przy Górczewskiej skręca do siebie, a ja z Izką jadę dalej w kierunku Zachodniego. Koło Tesco spotykamy Renatę i Bartka. Chwilę gadamy, ale pada coraz mocniej, więc szybko odjeżdżamy. Ja powoli zaczynam myśleć, żeby do domu przetransportować się metrem. Z Izą żegnam się przy Prymasa i dalej jadę już sama.
Przy Bitwy Warszawskiej dzwoni Tomek, żeby mnie poinformować, że widział bażanty :) Długo nie rozmawiamy, bo ja moknę i marznę. A Tomek nie dość, że widział bażanty, to jeszcze jedzie i jest suchy, bo u niego nie pada. Niesprawiedliwe :p
Wsiadam w metro na Polu Mokotowskim. Jak wysiadam na Kabatach to już jest całkowita ciemnica. Że ten czas tak szybko minął..Nawet nie wiem kiedy te kilometry się nabiły i nie czuję takiego dystansu w nogach. Mimo beznadziejnej (!) pogody wyszła świetna wycieczka, dzięki bardzo za towarzystwo :)
Kategoria W Towarzystwie
Rozkręcanie.
Środa, 18 kwietnia 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 15.0˚
dst24.96/0.00km
w01:05h avg23.04kmh
vmax31.50kmh
We wtorek poświęciłam trochę (2h) czasu na pielęgnację roweru. Niewiele potrafię rozkręcić i później skręcić, ale większość ruchomych części jest czysta :p Ważne, że rower nadaje się już do jazdy. Po niedzieli zapomniałam przetrzeć łańcuch i w poniedziałek był już cały pomarańczowy :p
I jak już rower był sprawny to rozkręcić się mogłam na nim ja w drodze do pracy :)
Kategoria Samotnie
Mazovia Piaseczno.
Niedziela, 15 kwietnia 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 12.0˚
dst50.48/40.00km
w02:27h avg20.60kmh
vmax41.10kmh
Maraton zlokalizowany praktycznie pod nosem, więc miałam jechać rowerem, od razu byłaby rozgrzewka. Tylko pogoda była bardzo nieprzyjemna, więc podwiozłam się samochodem.
Jak dojeżdżam na miejsce to akurat przechodzi fala deszczu. Aż się nie chce wychodzić, ale na szczęście za chwilę przechodzi i już tylko kropi.
Jadę na rozgrzewkę. Tylko najpierw trzeba znaleźć start, bo nie ma go tam, gdzie wczoraj był zaznaczony na mapie. Ciekawe ile trasy zmienili?
Do sektora wchodzę z 10 min przed startem. Staję w połowie i rozglądam się za dziewczynami, ale oprócz Ani nie widzę żadnej innej. Startujemy. Po krótkiej prostej jest zakręt w lewo. Na tym zakręcie jest warstewka błota i chłopak jadący obok mnie od wewnętrznej albo boi się ubrudzić, albo boi się skręcać w błocie, albo nie zauważył, że trasa skręca, bo kiedy ja z resztą osób składam się do skrętu, to ten jedzie prosto. No żesz.. ’skręcaj’ krzyczę, ale co z tego. Rogiem zahacza o moją kierownicę i krótko się szarpiemy, ale żeby się ‘rozłączyć’ muszę stanąć. Jestem zła. Miałam nie tracić na początku, a tu takie coś. Szybko trzeba dogonić ludzi, żeby po skręcie z długiej prostej w pierwsze małe błoto nie utknąć w korku. Udaje się w miarę sprawnie przebrnąć przez błoto, ale nie bez problemów. Koło boksuje, rzuca mną w prawo i lewo, zero sterowności. Dalej jedziemy, jedziemy, jedziemy. Część za kimś, część sama. Nagle wyrasta rozjazd. Większość, z którymi jadę skręca na fit. Po jakimś czasie dojeżdżamy do przejazdu pod torami. Przechodzę po paletach i zanurzam się nogami w wodzie. No ładnie, chrzest butów już dziś jest :p Najgorzej tylko, że trochę chłodno robi się w stopy. Ale to nic, trzeba jechać dalej. Znowu jedziemy, trochę lasem, trochę asfaltem. Cały czas mniej więcej w tej samej grupie ludzi. Zaczynają się błotka. Da radę jechać, ale trzeba mocno nogami mielić, żeby jechać do przodu. Wszyscy jadą po prawej, więc ja odbijam na lewo i próbuję przejechać strumyk z wodą no i chlup… Koło wpadło po oś i nie da rady dalej jechać, więc nogi też lądują w wodzie. Próbuję wyjść, ale rower mimo pchania zostaje z tyłu. Zassał się, ale udało się go jakoś wyszarpać. Od tego momentu (ok. 15 km) dochodzą mnie skrzypienia przedniego hamulca, aż mi go żal :p Później fundujemy sobie wspólny spacerek. Drepczemy po błocie, które trochę ‘zalatuje’, ale najgorzej przechodzi się przez głębokie po łydki ‘kałuże’. Później znowu dużo prostych i na deser jakieś błoto. Staram się już nie schodzić tak często z roweru i próbuję jechać. Teraz to nawet udaje mi się jechać tam gdzie chcę :)
Trochę treningu się przyda. Poza tym gdyby nie to błoto, to by było strasznie nudno i łatwo.
Meta zbliża się bardzo szybko. Jak przejeżdżamy przez ul. Pionierów to chwilowo tracę ostrość widzenia, bo w oku ląduje kawałek błota. To było chyba najgorsze i najmniej przyjemne na dzisiejszej trasie :p Próbuję jechać jak najszybciej do mety, ale jakoś nogi mi spowolniły, czuję już zmęczenie. Mimo to na metę wpadam zadowolona zaraz za Jolą Kowalską i Bogną. Jakiś czas gadamy i dzielimy się wrażeniami. W międzyczasie podchodzi do mnie zawodnik z Velmaru, z którym jechałam bardzo dużą część trasy i chwali mnie za dobrą jazdę. Do tej opinii dołącza się też zawodnik BSA, z którym też się wachlowaliśmy na trasie. Dzięki, to bardzo miłe :)
W tym czasie zjeżdża się kilku znajomych, w tym Bartek G. W bezruchu robi się zimno dlatego zwijamy się do samochodów i po drodze gadamy. Jak to dobrze, że mam się gdzie przebrać i zagrzać, mmm :) Jak już się ogarniam to zastanawiam się co zrobić z rowerem. Do myjki się nie doczekam, taka pewnie jest kolejka, więc omiatam rower szczotką i pakuje do bagażnika. Później trzeba będzie się nim zająć bardziej kompleksowo.
Przychodzą wyniki sms-em. 7 open, 3 w K2, super!! Lecę na dekorację i wsunąć makaron.
Puchar taki jakby..światowy :p
Później zbieram się do samochodu a w nim walczę z blokadą skrzyni biegów. 20 min walczę sama, później proszę o pomoc pana, który jeszcze kręci się w okolicy. On też nie daje rady. Wrr. Ale jakoś to zrobiłam, wreszcie! Nie cierpię zacinających się zamków :p
Wyszedł w sumie fajny maraton, taki inny :p Szkoda mi trochę roweru, ale jazda w takich warunkach możliwa jest tylko na zawodach. Gdyby nie błoto, które weryfikowało umiejętności i samozaparcie to dopiero byłoby nudno.
A jeśli chodzi o umiejętność jeżdżenia w błocie, to albo ona się poprawiła, albo po prostu była wspomagana przez dobre ogumienie. To było dobre posunięcie, żeby wsadzić cougara też na tył. Po starcie mnie przewiozły na błocie, ale później pozwalały mi kierować rowerem, nawet w tak trudnych warunkach. Jednak dużo klocków w bieżniku to duża przyczepność.
Kategoria PTU Eclipse Biketires, W Towarzystwie, zawody