Marzec, 2011
Dystans całkowity: | 249.50 km (w terenie 22.00 km; 8.82%) |
Czas w ruchu: | 14:21 |
Średnia prędkość: | 22.18 km/h |
Maksymalna prędkość: | 54.80 km/h |
Liczba aktywności: | 10 |
Średnio na aktywność: | 41.58 km i 1h 26m |
Więcej statystyk |
Poranna przejażdżka.
Poniedziałek, 28 marca 2011 | Rower:Kelly's Magic | temp 5.0˚
dst23.96/22.00km
w01:09h avg20.83kmh
vmax27.90kmh
Zajęcia dopiero na 13, więc jest czas pojeździć, nawet jak się wstanie o 8, a zmobilizuje do wyjścia ok. 10 :p
Ostatnio za dużo było aktywności biegowej i żeby z bikestatsa nie zrobił się runstats wyciągnęłam rower na przejażdżkę. Za oknem 5* ale w lesie jeszcze podłoże lekko zmrożone. To dobrze, nie będzie dużych problemów z błotem :) Najpierw przejazd po najkrótszej pętelce do biegania, żeby sprawdzić ile km faktycznie ma. Zamiast 4,5 wychodzi prawie 5,5.
Zachęcona dobrymi warunkami podłoża zmierzam w kierunku zachodnim. Jest mała kałuża, ale przejeżdżam, nie będę przecież zawracać. Pierwsze błoto ląduje na twarzy, nieprzyjemnie :p A zaraz później dojeżdżam do kałuży, której nie decyduję się przejeżdżać i muszę kombinować z omijaniem :pDuuże kałuże
© magdafisz
Skręcam w przedłużenie ulicy Moczydłowskiej a tam jeszcze gorzej. Rozlewiska po obu stronach ścieżki powodują, że sama ścieżka robi się grząska, a w jednym miejscu woda przelewa się przez moją trasę :/ Błotna masakra.
© magdafisz
Nie mam wyboru, jadę naprzód. Moje szczęście, że mróz trzyma i nie kopię się w tym błocie, jednak nie ma opcji, żeby rower wyjechał stąd czysty :p Wokół jednak widoki ładne. Na całej powierzchni rozlewiska mróz porobił ładne wzorki.Robota dziadka mroza
© magdafisz
Resztę czasu przejeżdżam po innych częściach lasu i nie ma tam już takich niesprzyjających warunków. Później zmagam się tylko z marznącymi stopami i jednak źle ustawionym siodełkiem. Zatrzymuje się i chce je przesunąć, ale mój 'mini' kluczyk nie daje rady.
W domu parkuję brudny rower, a w tym czasie mała kicia zadomawia się w torebce na środku przejścia i nie daje się ruszyć :pKot w worku :)
© magdafisz
Kategoria Samotnie, Las
Bieganie.
Sobota, 26 marca 2011 | Rower: | temp 6.0˚
dst0.00/0.00km
wh avgkmh
vmax0.00kmh
Nie planowałam nic robić, bo pogoda miała się popsuć. Rano za oknem leżała spora warstwa śniegu, ale słońce przebijało się przez chmury, więc nie było najgorzej. Namowy Tomka, żeby wyjść na rower, zaczęły mi chodzić po głowie. Ale z drugiej strony trochę kusiły mnie nowe buty do biegania, które wczoraj kupiłam. Rower czy bieganie? Otworzyłam okno i chłodny powiew wybił mi z głowy jazdę. Temperatura zadecydowała. Jednak jak się biega to jest cieplej.
Przed wyjściem z ciekawości zaczęłam oglądać stronę półmaratonu warszawskiego, gdzie znalazłam plany treningowe do dłuższych dystansów. Kto wie, może skorzystam :)
Trasa krótka, żeby się nie przeforsować. Jednak czuję, że trochę łatwiej mi się biegnie za każdym razem. Już nie mam takiej zadyszki, chociaż cały czas nie wiem kiedy przełykać ślinę :P
W lesie śnieg trochę nabroił i miejscami zrobiło się większe błotko (dobrze, że nie wybrałam przejażdżki rowerem!), ale to już na pewno ostatni śnieg i długo nie poleży :DOstatni śnieg w lesie!
© magdafisz
Test nowych butów wypadł bardzo dobrze. Już jak wychodziłam z klatki i szłam w stronę pola czułam różnicę. Wentylacja dobra, nawet na początku czułam lekki chłodek w palce, ale minął. Do kompletu założyłam różowe skarpetki, ale przy różu na butach wypadły blado :pButy z decathlona.
© magdafisz
Kategoria Bez roweru, Bieganie
Bieganie.
Piątek, 25 marca 2011 | Rower: | temp 10.0˚
dst0.00/0.00km
w00:45h avg0.00kmh
vmax0.00kmh
Zimny wiatr nie zachęca do wyjeżdżania, dlatego dzisiaj znowu bieganie. W lesie słychać tylko szum i skrzypienie kołyszących się drzew, ale biegnie się przyjemnie. Trasa ok. 6,5 km. z jednym odpoczynkiem marszowym. Dzisiaj od początku robiłam małe kroczki, a jak próbowałam zrobić dłuższe, to mi się wydawało, że za bardzo wybijam się do góry. Na technice to ja się w ogóle nie znam :p
Kategoria Bez roweru, Bieganie
Długi bieg.
Czwartek, 24 marca 2011 | Rower: | temp 9.0˚
dst0.00/0.00km
w00:36h avg0.00kmh
vmax0.00kmh
Krótko, tą samą trasą co za pierwszym razem, czyli ok. 4,5 km. Dzisiaj marsz tylko z domu do pola i z powrotem, a reszta przetruchtana :)
Nie wiedziałam, że biegacze pozdrawiają się nawzajem, tak jak robimy to na rowerze, ale dzisiaj się już dowiedziałam. Oczywiście ma to sens gdy nie ma zbyt dużego ruchu, ale rano las na pewno nie jest przepełniony.
Mój plan na nowy semestr obejmuje raczej godziny popołudniowo-wieczorne, dlatego wszelka aktywność będzie musiała odbywać się rano przed zajęciami.
Kategoria Bez roweru, Bieganie
Zmiana planów.
Środa, 23 marca 2011 | Rower:Kelly's Magic | temp 13.0˚
dst54.89/0.00km
w02:30h avg21.96kmh
vmax44.30kmh
Mieliśmy z Tomkiem pojechać do cukierni w Złotokłosie, ale Tomek po drodze do mnie uległ wypadkowi i jego rower nie nadawał się do kontynuowania jazdy :(
Ruszyłam więc sama. Miałam cały dzień i chciałam zrobić długą wycieczkę by móc sobie spokojnie pojechać i wracać. Wiatr trochę mnie zniechęcił i dojechałam tylko do Słomczyna, a w razie jakbym jeszcze nie miała dość, to planowałam pojechać w stronę Siekierek. W Cieciszewie przed remizą stanęłam, żeby obniżyć sobie siodełko (jednak 0,5 cm wyżej robi wielką różnicę) i zebrać się psychicznie na podjazd pod skarpę. W tym czasie miną mnie Tomek K. z Welodromu. Powtórka z wczorajszych podjazdów. 3 razy zrobiłam podjazd do Słomczyna (ok. 410 m w górę) a później jeszcze 3 razy na podjeździe pod skarpę na drodze na Dębówkę (ok. 280 m w górę, ale stromo). W przerwie odkryłam ruiny jakieś kapliczki albo kościółka.Ruiny.
© magdafisz
Jazda pod wiatr była nie lada wyzwaniem. Postój na banana był bardzo krótki, bo szybko robiło się chłodno. Dodatkowo w kość dawało mi siodełko. Wydaje mi się, że w zeszłym roku nie cierpiałam tak przez nie. Trzeba pewnie będzie popróbować innych wariantów ustawienia.
Dzisiaj też mało brakowało a sama zrzuciłabym się z roweru. Wszystko przez nadużywanie przedniego hamulca i nawyki z v-breaków, że trzeba mocno wciskać klamki.
Teraz mój rower prezentuje się takMój rumak :)
© magdafisz
Kategoria Samotnie
Pod górkę na Agrykoli.
Wtorek, 22 marca 2011 | Rower:Kelly's Magic | temp 11.0˚
dst51.07/0.00km
w02:32h avg20.16kmh
vmax47.20kmh
Miałam pojeździć sama, ale dogadaliśmy się z Tomkiem, że moglibyśmy pojeździć po jego zajęciach np. na Agrykoli. Niech będzie, trzeba mierzyć się ze swoimi słabościami :p
Spotkaliśmy się przy zachodnim, synchronizacja idealna. Jak hamowałam, to zza zakrętu wyłonił się Tomek. Trochę się zasapałam zanim tam dojechałam. Miałam cały czas pod wiatr, albo dostawałam mocnymi podmuchami bocznymi. A jeszcze do tego byłam ciut za ciepło ubrana. Tomek mi doradzał, ale okazało się, że nie do końca się zrozumieliśmy :p Przy okazji przetestowałam nową koszulkę termiczną- faktycznie szybko schnie i jest w niej ciepło.
Po dojechaniu na Agrykolę poczułam, że mi się nie chce, więc pierwsze podjazdy były marne. Na następne powoli brakło sił, a i ochota do podjeżdżania słaba. Jak próbowałam powalczyć na początku podjazdu, to za chwilę musiałam znacznie redukować przerzutki i do końca się człapałam w granicach 14 km/h. Przy okazji przekonałam się, że faktycznie dużo ludzi tam podjeżdża. W międzyczasie zebrała się też grupka młodzieży wkk. Ostateczny mój wynik to 8 :D
Tomek, żeby nie słuchać mojego marudzenia jak odpoczywałam, zaproponował pączki na chmielnej :) Najlepsze pączki w mieście!
© ktone
Szkoda, że pączki nie poprawiają kondycji :(
Do domu jechałam już z wiatrem, ale i tak jakoś powoli(chociaż wydawało mi się, że zapierdzielam), przynajmniej bez przygód.Tomek zjeżdża
© magdafisz
Kategoria W Towarzystwie, Welodrom
Krótki, wietrzny wyjazd.
Sobota, 19 marca 2011 | Rower:Kelly's Magic | temp 4.0˚
dst10.89/0.00km
w00:32h avg20.42kmh
vmax26.90kmh
Chciałam sprawdzić podjazd na skarpę na ulicy Kokosowej, ale okazało się, że to straszna lipa. Miałam dalej gdzieś jechać, ale dłonie strasznie mi zmarzły. Po wejściu do domu szczypały jak po długim spacerze na mrozie. Nieprzyjemna pogoda, ale od poniedziałku ma być wiosna!! :)
Kategoria Samotnie
Marszobieg po raz drugi.
Piątek, 18 marca 2011 | Rower: | temp 5.0˚
dst0.00/0.00km
w01:05h avg0.00kmh
vmax0.00kmh
W nocy trochę padało, ale w lesie niewiele to zmieniło, bo i tak podłoże jest błotniste. Tym razem wybrałam sobie kierunek i trasę, ale nie bardzo wiedziałam jaki to dystans. Czułam, że trochę przesadziłam, bo mnie pobolewała łydka, ale dopiero w domu doliczyłam się ok. 9km (do zweryfikowania licznikiem rowerowym, bo aż nie wierzę :p). Dzisiaj było troszkę więcej chodzenia, ale częściowo też przez bardziej podmokłe tereny zachodnie (okolice przedłużenia ulicy Moczydłowskiej).
Oprócz dystansu podobało mi się też to, że mogę biegać po lesie, gdzie jest spokój (na razie jeszcze jest, bo pogoda i warunki nie zachęcają wielu ludzi do wchodzenia do lasu), gdzie wiatr nie przeszkadza i ptaki trelem umilają przemierzanie trasy. Dzisiaj udało mi się dostrzec kosy, kowaliki, sójkę, wiewiórki, i niewiele brakowało, żebym jednemu kosowi zrobiła zdjęcie, ale uciekł :( Może przestraszył się tej żółtej kurtki :p
Kategoria Bez roweru, Bieganie
Próba biegania
Czwartek, 17 marca 2011 | Rower: | temp 6.0˚
dst0.00/0.00km
w00:40h avg0.00kmh
vmax0.00kmh
Wiatr za bardzo się rozhulał i nie było nawet co myśleć o przejażdżce. Od jakiegoś czasu myślałam, że może spróbuję pobiegać, ale jakoś nie bardzo miałam zapał. Generalnie trzymałam się tego, że nie lubię i nie umiem biegać (od tego jak w podstawówce włefista powiedział, że biegnę jak czołg :p). Trochę zmieniłam zdanie jak stanęłam na bieżni na siłowni.
Byliśmy z Tomkiem na darmowej wejściówce na siłowni i trochę się obijaliśmy. Tomek był głodny i przez to niechętny do ćwiczeń, ale zaproponowałam, żeby się przebiegł na bieżni, a ja obok sobie pochodzę. Nie mogłam się od niego odłączyć bo ja zupełnie nie potrafię obsługiwać się tymi sprzętami :p No i tak zwiększałam tempo, zwiększałam, aż w końcu stwierdziłam, że ustawię sobie na lekki truchcik. I dzięki zegarkowi dowiedziałam się, że potrafię (a jednak!) wytrzymać 10 min i nie zasapać się na całego. To mnie podbudowało i stwierdziłam, że w takim razie będzie warto spróbować i wykorzystać bliskość Kabackiego.
W ten sposób przebiegłam (z przerwami) ok. 4,5 km (dystans mierzony na google maps) i nie zniechęciłam się, a nawet jestem przygotowana na kolejne próby biegowe :)
Kategoria Bez roweru, Bieganie
Mocna przejażdżka z Welodromem
Poniedziałek, 14 marca 2011 | Rower:Kelly's Magic | temp 16.0˚
dst60.56/0.00km
w02:26h avg24.89kmh
vmax54.80kmh
O 10 pod Kodakiem spotkałam się z Markiem i Włodkiem. Pojechaliśmy tradycyjnie na asfalty konstancińskie, zapowiadało się jednak, że będzie dość ciężko, bo mocno wiał wiatr. Włodek prowadził od początku do końca, a ja siedziałam mu na kole, żeby jakoś schować się przed tym wiatrem. Tempo mocne, cały czas w granicach 28-30, ale o dziwo się utrzymuję. Jednak jest ciężko utrzymać tempo. Czuję, że twarz mnie pali, nogi też, serce mało co gardłem nie wyskoczy. Marek odbija w Cieciszewie w drogę powrotną, a my z Włodkiem kierujemy się na Górę Kalwarię. Dojechać, dojadę, ale nie wiem jak szybko. Najwyżej sama będę wracać :p
Na ostatnim prostym odcinku wieje naprawdę mocno, nie ma jak się schować, więc zwalniam trochę. Wspinaczka pod górę wolna, kompletny brak sił. Będąc już w Górze nie można nie podjechać do cukierni, która okazuje się być zamknięta w poniedziałki. Szkoda, bo przydałby się jakiś słodziak uzupełniający siły. Ruszamy na północ. Tym razem mamy bardziej z wiatrem, ale cały czas są boczne podmuchy. Licznik jak zaczarowany wyświetla 31 km/h, dopóki nie skończy mi się picie. Bez ‘paliwa’ jazda idzie wolniej, coraz bardziej czuję, że sztywnieją mi nogi, momentami mam nawet wrażenie, że będzie skurcz. Na dzisiaj już na pewno dałam z siebie wszystko i szybciej niż 26 nie pojadę :p Przed skarpą przy ul. Gąsek zwalniam, bo wiem, że mam przed sobą podjazd i próbuję oszczędzać siły. Mówię Włodkowi, żeby już na mnie nie czekał, bo zanim ja podjadę to wieki miną. Zastanawiam się czy wprowadzać, czy wjeżdżać, czy zrobić sobie mały postój, ale robię trening silnej woli i wytrzymałości. Wjeżdżam, ale na końcówce braknie mi już przełożeń, jadę 6 km/h =D Słabizna ze mnie! Mam nadzieję, że już za niedługo będzie progres i nie będę się popisywać takimi osiągnięciami :p Do domu dojeżdżam padnięta i na miejscu wypijam chyba cały kubeł picia ;)
Mimo wszystko przejażdżka fajna, sama bym tak nigdy nie zapierdzielała :p A jak bym sama miała walczyć z wiatrem, to pewnie tak samo bym się zmachała. Dzięki Włodek i Marek.
Zdjęcia nie ma bo za szybko było, żeby jakiekolwiek próbować robić :P
Kategoria W Towarzystwie, Welodrom