Podbój Agrykoli.
Sobota, 14 maja 2011 | Rower:Kelly's Magic | temp 21.0˚
dst56.93/7.00km
w02:39h avg21.48kmh
vmax42.60kmh
Plany były inne. Koło 12 wyjechałam z domu, żeby pojeździć po Zalesiowych lasach. Koło ogrodu botanicznego spotkałam Harrego, który namówił mnie, żebym na 14 podjechała do Włodka, to bym sobie z nim po asfaltach pojeździła. W sumie chciałam pojeździć po lasach, bo trochę się wiatr zerwał, ale zdążę pojeździć po lesie, a później wrócić na Natolin. Zaraz jednak zadzwonił Tomek, że chciałby bardzo pożyczyć ode mnie buffa, a że wczoraj zapomniał mi o tym powiedzieć, a dzisiaj wyjeżdża, to chciałby, żebym mu przywiozła go na Politechnikę. Hmm, no nie wiem. Wtedy nic bym nie zrobiła z tego, co przed chwilą zaplanowałam. Alternatywą byłoby podjechać na Politechnikę i później/wcześniej pojeździć na Agrykoli. Nie mogę puścić Tomka bez buffa, bo prognozy zapowiadają deszcz i wiem, że bardzo by mu się przydał. Ulegam i zawracam. Po drodze wpadam do Włodka, żeby odwołać wspólną jazdę.
Jak jestem na Agrykoli to mam jeszcze godzinę czasu do zagospodarowania. W okolicach Łazienek dużo ludzi, co niezbyt dobrze wróży. Może na Agrykoli też będzie ciasno i z jeżdżenia nici? Ale nie jest źle, da się swobodnie jeździć. Zaczynam podjeżdżać. Nie za szybko, tak, żeby nie dostać "hiperwentylacji", po której nie mam sił do wjeżdżania. Jedna seria 10 wjazdów i czas na małą przerwę na batona. Pałac w Łazienkach.
© magdafiszLogo na Agrykoli.
© magdafisz
Później robię jeszcze 5 i jadę do Tomka. Chwilę z nim czekam, aż się zapakują wszyscy do samochodu i ruszam dalej. Kierunek dom. Nie chcę jednak za dużo jeździć po ścieżkach, szukam tych mniej uczęszczanych, bo ładna pogoda i weekend powoduje wysyp "dziwnych" rowerzystów. Decyduję, że pojadę przez Wilanów i dalej Przyczółkową. Przy Mrówce spotykam wracającego z asfaltów Włodka i razem dojeżdżamy na Kabaty.
Dzisiaj cały czas coś mi piszczało w rowerze jak świerszcz. Podejrzewając, że to brudne kółeczka od przerzutek zabrałam się wieczorem do majsterkowania przy rowerze. Jak tylko spojrzałam na wózek przerzutki, to uznałam, że jednak mam duże szczęście do sprzętu i rzadkich awarii. Dolne kółeczko było ledwo co przykręcone. Śrubkę mogłam palcami złapać i odkręcić. Uff, jak to dobrze, że nigdzie mi po drodze nie wypadło :D Okazało się nawet, że czyszczenie nie jest potrzebne, bo dokręcenie likwidowało źródło dziwnych dźwięków :p Ale jak już zakasałam rękawy, to i tak je wyczyściłam. Żeby były sprawne :)
Kategoria Samotnie