Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2012

Dystans całkowity:803.48 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:35:25
Średnia prędkość:22.40 km/h
Maksymalna prędkość:53.80 km/h
Liczba aktywności:15
Średnio na aktywność:53.57 km i 2h 31m
Więcej statystyk

Bufetowa.

Sobota, 30 czerwca 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 30.0˚ dst61.85/0.00km w02:46h avg22.36kmh vmax41.80kmh

Dzisiaj Tomek, Jarek i Lucjan postanowili przejechać czerwonym szlakiem turystycznym dookoła Warszawy.
W tym roku musi już im się udać, ale trzeba im w tym trochę pomóc, więc zostałam zaangażowana do roli bufetowej :)
Kiedy chłopaki już jechali to ja smażyłam naleśniki i smarowałam je nutellą, a później próbowałam to wszystko zmieścić w plecaczku rowerowym. Z domu wyjeżdżałam z bagażem większym niż zawsze i czułam to jak siedziałam na siodełku. Tak mnie wciskało w to siodełko, że nie wiedziałam, czy dojadę do Góry Kalwarii. Dodatkowym stresem było to, że musiałam być na miejscu przed nimi, żeby nie opóźniać przejazdu. A jak na złość miałam pod wiatr. Oj napociłam się i nastresowałam, ale zdążyłam :p Czekałam na podjeździe brukowanym, ale zadzwonił Tomek, żebym podjechała do pobliskiego baru. Temperatura strasznie ich wymęczyła i zdecydowali, że muszą chwilę odpocząć.
Po posiłku ruszam z chłopakami razem na trasę. Mają już przejechane ponad 200 km i myślałam, że tempo im siądzie i będę w stanie z nimi spokojnie jechać. Myliłam się i to bardzo! Na asfalcie tempo powyżej 35, a po wjechaniu w las niewiele mniej. Oj, daleko z nimi nie dojadę i postanawiam odłączyć się, jeśli tylko będę wiedziała gdzie jestem i jak stamtąd wrócić do domu :p Na przedzie na zmianę jadą Jarek i Lucjan. Jarek przyznał, że po schabowym, piwie i kawie wstąpiło w niego nowe życie :p
Szlak jest całkiem przyzwoicie oznakowany, w większości są nowe oznaczenia na drzewach, ale na wszelki wypadek chłopaki mają pod ręką 2 gpsy. Szybko docieramy do Zalesia i tam opróżniam plecak z prowiantu. Pod nóż od razu idą pomarańcze, które smakują im jak nigdy dotąd :p A wszystkie naleśniki z nutellą wiozę z powrotem do domu. Jednak były złym pomysłem, bo cały krem czekoladowy nie przetrwał wysokiej temperatury i wyglądał mało apetycznie :p
Przez Zalesie do Czarnowa i dalej znaną mi już drogą do domu, gdzie będę oglądać zawody rozgrywane w Windham.

Pętla oczywiście została przejechana w całości. Ogromne Gratulacje, podziwiam was!! Relacja Tomka z całej trasy WOT.


Kategoria Las, W Towarzystwie

Z chłopakami w KPN.

Czwartek, 28 czerwca 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 23.0˚ dst57.62/0.00km w02:21h avg24.52kmh vmax43.40kmh

Na Marymont wiozę się metrem. Pod pracą Tomka spotykam czekającego już Pawła.
Pod białym domkiem umówieni jesteśmy o 16.30, a żeby zdążyć musimy jechać szybko.
Pod białym domkiem czekają już Jarek, Krzysiek, Robert i Paweł na nowym, 29" rowerze. Do Roztoki jedziemy trochę inną drogą niż zawsze, żeby po drodze zaliczyć jak najwięcej górek. Tempo cały czas wysokie, ja jadę równie szybko jak na maratonie, a chłopaków z przodu już dawno nie widzę. Staram się utrzymać koło chociaż Pawłowi L, żeby nie zostać w lesie samej :p

W Roztoce kawka, pogaduszki i wracamy, bo komary się zaczęły zlatywać. Tomek odbija przy Ławskiej do siebie, a my dalej jedziemy w stronę Łomianek. Cały czas muszę gonić chłopaków, ale Ci na szczęście czekają na mnie w paru miejscach, dzięki :)
W miejscu startu się rozdzielamy. Razem z Pawłem korzystamy z propozycji skały i zabieramy się z nim samochodem do Centrum. W centrum wzmożony ruch przez mecz na Stadionie Narodowym, ale sprawnie udaje się przejechać. Jak wychodzę z samochodu i znowu wsiadam na rower to czuję, że bolą mnie nogi i to bardzo bardzo. W sumie dobrze, znaczy że mam dobry trening za sobą :)
A wieczorem spotkanie na mieście, już po cywilu, z Tomkiem, Pawłem i Krzyśkiem, na meczu Niemcy-Włochy.


Kategoria Las, W Towarzystwie

Jak by była gumka, to by się nic nie stało..

Sobota, 23 czerwca 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 23.0˚ dst61.46/0.00km w02:29h avg24.75kmh vmax36.50kmh

Dzisiaj jadę na działkę. Trochę odpocząć, ale też mam nadzieję zjeść wreszcie jakieś mięsko z grilla.
Po drodze i na drodze mijam zwierza.

Nie wyglądał na szczególnie uszkodzonego, ale nie był też żwawy. Przejawiał jakieś oznaki życia, więc postanowiłam ściągnąć go na pobocze, żeby go samochody w asfalt nie wprasowały. Może dojdzie do siebie.
Później zajechałam do Cafe Rosso po kawałek ciasta na Dzień Ojca.
Na działce trochę poleżałam na hamaku, trochę pobawiłam się z siostrzeńcem i spałaszowałam grilowaną kurę, a na deser były poziomki i truskawki z ogródka :)

Wieczorem wyruszyłam w drogę powrotną, mimo namów rodziców, żebym pojechała z nimi samochodem. Jechało się przyjemnie, wiatr trochę zelżał. Zaskroniec czy to żmija, niestety nie zniknął z pobocza :(
Będąc już w lesie Kabackim jechałam sobie powoli, na rozjechanie, aż tu nagle w rękaw wpada mi coś brzęczącego i brzęczy dalej, bo nie może się wydostać spod bluzki. Przestraszyłam się, że to może być osa i szybko zahamowałam. Rozpinanie bluzki nie szło jednak tak szybko jak bym chciała i zdenerwowany owad zaczął kąsać. A to franca! :p Po krótkim negliżu, na szczęście nikogo w pobliżu nie było :p, ruszyłam zła do domu. Ugryzione miejsce pod łopatką piecze.
No i nawiązując do tytułu, winna jest bluzka rowerowa nie posiadająca ściągaczy w rękawie :(


Kategoria Samotnie

Poprawka.

Piątek, 22 czerwca 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 18.0˚ dst105.63/0.00km w04:45h avg22.24kmh vmax53.80kmh

Dzisiaj mam okazję zrealizować to, co nie udało mi się tydzień temu, czyli słodka niespodzianka dla Tomka z Góry Kalwarii:)
Do Górki jadę najkrótszą drogą.
Na trasie za Słomczynem zaczynają się sady i właśnie w nich spotykam ekipę filmową. Niby 15 km od domu, a poczułam się jakby mnie teleportowano do ciepłej Toskanii, albo jeszcze dalej, bo na drzewach wisiały duże pomarańcze :) Fajnie byłoby mieć takie zdjęcie, ale postanawiam, że zatrzymam się w drodze powrotnej.
Pod cukiernią jestem równo po godzinie. Dzisiaj się nie zastanawiam i biorę tartę :)

Zanim wyjeżdżam z miasta włączam sobie radyjko, żeby umilało jazdę i w drogę. Niestety śladu po pomarańczach na drzewach już nie było, ale za to spotykam bażanta w zaroślach :)
W domu szukałam alternatywy dla nierównej i zalanej drogi z płyt. Tym razem wybrałam równoległą drogę ul. Bruzdową, ale kiepska to alternatywa, bo jedzie się po trylince i strasznie telepie :p
Dzisiaj nie daję się nabrać na ścieżkę donikąd za mostem Siekierkowskim i przejeżdżam na prawy brzeg Wisły. Na lewą stronę wracam mostem Świętokrzyskim i wyjeżdżam koło Centrum Nauki Kopernik. W parku dookoła muzeum spotykam stadko stworów do ujeżdżania :)

Teraz właściwie mi się nie spieszy, bo do czasu aż Tomek skończy pracę mam 1,5 h. Dojeżdżam do Parku na Kępie Potockiej i tam robię ćwiczenia ze stójek (nawet 2s nie potrafię ustać :p) i ciasnego skręcania. Jak mi się znudziło, to pojechałam w podróż niemalże sentymentalną na punkt widokowy na tarasie bielańskim. Byłam tam z Tomkiem na moich pierwszych, mega długich wycieczkach (ok. 50 km :p). Pamiętam jak umierałam na tym podjeździe :p
Z punktu widokowego niewiele widać, nawet po wejściu na ławkę.

Czasu zrobiło się akurat, żeby wracać. Po drodze mijam młode łyski, które chciały by być rowerami :)

Po drodze na metro Marymont mijam znaki, ustawione co 20 m nie wiadomo dla kogo.

Spotykam się z Tomkiem i szybko się z nim żegnam, bo już podjechał transport na maraton do Karpacza. Szybko wyciągam jagodzianki z plecaka, ale nie wywołują takiego zaskoczenia, jak bym chciała. Rozgryzł mnie? Wiedział, że przyjadę z drożdżówkami? :p
Wracając robię postój na banana, bo już zgłodniałam. Przy okazji spotykam parę biedronek :)


Podjazd pod Agrykolę atakuję, ale 21 km/h jest tylko przez chwilę. Jednak nogi nie są dzisiaj takie zrywne.
Koło Stegien zaczyna mżyć, ale na szczęście przestaje i spokojnie docieram do domu.


Kategoria Samotnie

Motywowana przez Maję.

Środa, 20 czerwca 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 22.0˚ dst54.37/0.00km w02:28h avg22.04kmh vmax41.10kmh

Po pracy pojechałam na Agrykolę. W drodze zastanawiałam się ile ich zrobić? 10, może 15..
Na początku myślałam, że nikogo trenującego nie ma. Na dole jednak zauważyłam kręcącą się osobę w zielonym stroju, to Maja. Mówię 'cześć!' i zaczynam podjeżdżanie.
Pierwsze trzy udaje mi się wjeżdżać z prędkością 21 km/h, każdy następny jednak już wolniej.
Po którymś razie mijam jadącego w górę chłopaka w koszulce biketires, którego jeszcze nie miałam okazji poznać. Za którymś razem na dole chwilę rozmawiamy, ale mamy różne tempo i długo to nie trwa. Za którymś razem podjeżdża też Maja i jak zaczynamy gadać, to kończymy dopiero po zrobieniu całego treningu :) Tak się rozgadałyśmy, że nawet na chwilę straciłyśmy rachubę i nie wiem czy nie zrobiłyśmy o jeden podjazd więcej niż zakładałyśmy. Po 21 podjazdach idziemy jeszcze na loda i chwilę później rozjeżdżamy się w swoje strony.
Bardzo fajnie robiło się podjazdy w towarzystwie. Dzięki Maja, bo bez Ciebie mój trening byłby krótki i nudny :)


Kategoria Samotnie

Do domu.

Sobota, 16 czerwca 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 25.0˚ dst43.80/0.00km w01:58h avg22.27kmh vmax34.30kmh

Z Tomkiem wyruszamy po 12 do Brwinowa do Jakuba. Nie wiedzieliśmy, do której dzisiaj ma otwarte. Niestety trochę się spóźniliśmy, więc pojechaliśmy do Podkowy Leśnej na tarty z truskawkami.
Na moją prośbę Tomek wykombinował trasę inną niż zwykle, nie chciałam jechać przez lasy. W Puchałach się rozjeżdżamy i dalej jadę przez Falenty i Dawidy do lasu. W lesie przyjemny chłodek, ale mniej przyjemne tłumy ludzi.


Kategoria W Towarzystwie

Z Tomkiem.

Piątek, 15 czerwca 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 20.0˚ dst51.12/0.00km w02:26h avg21.01kmh vmax33.80kmh

Całą trasę miałam pod wiatr, dlatego się nie spieszyłam. Tomek za to został dłużej w pracy, więc zdążyłam podjechać do skrzyżowania Krasińskiego/Broniewskiego.
Razem ruszyliśmy na Forty Bema. Tomek chciał się pokręcić po górkach, a ja jakoś nie miałam weny na jazdę i grzałam się na słońcu.
W Ożarowie postój na ciastko i kawę i dalej niespiesznie do Płochocina.


Kategoria W Towarzystwie

Na dobrych chęciach się skończyło.

Czwartek, 14 czerwca 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 17.0˚ dst96.37/0.00km w04:06h avg23.50kmh vmax52.90kmh

Pomysłu na wycieczkę szukałam długo, aż wymyśliłam. Pojadę na ciastko do GK! Ale to by za krótko wyszło. A może by tak zrobić Tomkowi niespodziankę i dowieźć mu jakiegoś słodziaka z GK do pracy? Bardzo nie zaszaleję, bo wzięłam ze sobą 7 zł, ale na małe co nieco starczy :)
Do góry jedzie się dobrze. Jest bezwietrznie ale przez to strasznie parno. Po drodze mijam wielkie krzaki jaśminu, które ładnie pachną.
W Karpatce zjadam advocata i z jagodzianką w kieszeni ruszam na północ.

Droga do Konstancina trochę się dłuży i nuży, bo jadę identycznie jak w tamtą stronę.

Łąkowe klimaty

Bijące bielą siodełko, choć do końca czyste nie jest :p
Za elektrociepłownią wskakuję na wał i jadę ścieżką do mostu Siekierkowskiego. Ten kawałek znałam, a ścieżką za mostem będę jechała pierwszy raz i ciekawa jestem gdzie wyjadę. No i niestety przekonałam się, że mieszkamy w Polsce, gdzie ścieżki potrafią zaczynać i kończyć się w polu. Słyszałam nawet o tym coś kiedyś, że nie jest jeszcze do końca ustalona trasa szlaku Wisły, ale nie myślałam, że będzie to droga bez wyjścia..
Dojechałam do ogrodzenia MPWiK, ale od ścieżki odchodziły ścieżynki w krzaki, więc uznałam, że jak nimi pójdę, to gdzieś wyjdę.

Mikro Pałac kultury w tle
Niestety, wszystkie okazały się ślepe i musiałam się zawrócić. Cholera, to jak ja teraz dojadę? Chciałam jak najmniej jechać przez miasto, a wylądowałam na ulicy Bartyckiej, której bardzo nie lubię. Jest dziurawa i jeździ po niej dużo pojazdów wielkogabarytowych, dla których rowerzysta jest 'śmieciem' na drodze.
Trudno, dzisiaj nie dojadę na Bielany. A już na pewno nie z jagodzianką, bo sama zrobiłam się tak głodna, że zaraz po zawróceniu ją zjadłam :p

Tomek, a to jest jagodzianka dla Ciebie (była pyszna :))
Pokręciłam się jeszcze trochę na rowerze i jazda do domu. Pokręciłam się też w drodze powrotnej na siodełku, bo pod koniec zniknął komfort jazdy (dlatego nie ma okrągłej 100).



Uczelnia.

Wtorek, 12 czerwca 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 17.0˚ dst10.00/0.00km wh avgkmh vmax0.00kmh

Dzisiaj, żeby nie było nudno czerwona sukienka, do czerwonego składaka, na czerwonej kostce (chociaż wyszła szara) :p


Kategoria Samotnie

Gwiazda Mazurska - 4 etap.

Niedziela, 10 czerwca 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 26.0˚ dst51.60/0.00km w02:11h avg23.63kmh vmax47.20kmh

Trasa ostatniego etapu to zagadka, dopóki nie pojedziemy to się nie przekonamy jaka jest. W internecie jakaś mapa została zamieszczona, ale różniło się może z 10 km od tego, co było pierwszego dnia. Mieliśmy nadzieję, że nie będziemy jechać dwa razy tego samego ;/
Ruszając na objazd okazało się, że jedziemy zupełnie w innym kierunku. Uff, nie będzie deja vu :p
Po długim objeździe wchodzę do sektora i znowu źle się ustawiam, za co później płacę na starcie, szczególnie, że są dwa ostre zakręty. Pogoń za czołówką dziewczyn z fita znów spaliła na panewce.
Dzisiaj słońce mocno praży i początek trasy po łąkach męczy, dlatego wjazd do lasu jest bardzo przyjemny. A szczególnie, że pięknie pachnie sosnami. Pojawia się kilka pagórków, na których doganiam zawodników przede mną. Na samej górze, gdy nie ma już nikogo przede mną i zaczynam zjeżdżać słyszę jakiś szelest i łomot dochodzący z lasu. I nagle wybiega stamtąd jak szalony jeleń/sarna (na sarnę chyba za duże, bo wielkości małego konia, a nie jeleń bo bez poroża. Jeleniowa?). Wow, jaki ogromny i jaki szybki zwierz!! Oglądam się, czy nie ma 'ogona' i czy mogę spokojnie przejechać nie stratowana. Jeszcze chwilę jadę pod ogromnym wrażeniem bliskości jaką przeżyłam z dziką naturą :)
Po rozjeździe fit/mega robi się płasko i szybko, i na nieszczęście pusto. Muszę sama jechać, a jakiejś napinki dzisiaj na wynik nie mam. Ważne, żeby dojechać. Dzisiaj już trochę czuję spadek mocy, ale najbardziej przeszkadza mi odsiedziany na siodełku tyłek :p Chyba jednak będę musiała coś pozmieniać w ustawieniach.
Samotną jazdą trochę zamulam. Po rozmowie z zawodnikiem, który jest zadowolony, bo dzisiaj mnie doszedł, a wcześniej nie miał na to szans, przyspieszam ile mogę :p Szybko pojawia się bufet. Czy to znaczy, że już blisko do mety? Na liczniku mam 40 km, to do mety jeszcze tylko 15? Pff, jakoś szybko dzisiaj. Pojawia się znany odcinek, którym jedziemy do mety. Na tej drodze dojeżdżam jeszcze fitowców. Na metę wjeżdżam z zawodnikiem, który użycza mi koła na ostatnie 2 km, dzięki.
Czas 2:11:03. Jestem średnio zadowolona, ale co ja mogę jak sama jadę przez całą trasę.

Patrząc na wyniki z całego cyklu powinnam być zadowolona, jednak nie daje maksimum satysfakcji pewna wygrana i brak konkurencji na trasie. Tego na pewno mi zabrakło. Podejrzewam, że gdyby nie nowe zasady obowiązujące na gwieździe, dyskryminujące dziewczyny oddzielnym startem za facetami, to więcej dziewczyn by przyjechało się pościgać.
W drużynówce nasz team był bezkonkurencyjny i wygrał z przewagą ponad 650 pkt. nad drugimi i ponad 800 pkt. nad trzecim miejscem. W dziewczynach siła :)

Całej drużynie i osobom towarzyszącym dziękuję za miłe spędzenie tych kilku dni :)

W domu jednak dopadł mnie niedosyt, że ja przejechałam Gwiazdę, a niektórzy w tym czasie dali radę pokonać góry w MTB Trophy. Trochę im zazdroszczę i sama zaczynam się zastanawiać nad takim startem :p


Kategoria PTU Eclipse Biketires, W Towarzystwie, zawody