Las
Dystans całkowity: | 4934.49 km (w terenie 1520.96 km; 30.82%) |
Czas w ruchu: | 256:23 |
Średnia prędkość: | 18.66 km/h |
Maksymalna prędkość: | 55.80 km/h |
Liczba aktywności: | 117 |
Średnio na aktywność: | 43.67 km i 2h 14m |
Więcej statystyk |
Kampinos.
Wtorek, 24 sierpnia 2010 | Rower:Kelly's Magic | temp 26.0˚
dst37.25/25.00km
w01:57h avg19.10kmh
vmax29.50kmh
Wycieczka do dawno nie odwiedzanego lasu. O 10 już byliśmy na Młocinach i ruszaliśmy w drogę. Niebo nie wyglądało za ciekawie. Trochę się chmurzyło, ale były też prześwity błękitnego nieba. Początkowo trochę się zniechęciłam. Skakałam na korzeniach, grzęzłam w piachu. Jakoś nie mogłam sobie znaleźć drogi do jazdy. Ale później nawierzchnia była już trochę twardsza z tym, że były miejscami kałuże, pewnie po wczorajszym deszczu. Jechaliśmy fajnym kawałkiem czerwonego szlaku. Po obu stronach bagno, a ścieżka po której jechaliśmy usiana korzeniami. Podobno fragment zeszłorocznego maratonu mazovii. Mniej więcej po dojechaniu do mogilnego mostku zaczęło kropić. Jechaliśmy w stronę Palmir, ale zaczynało coraz mocniej padać, więc schroniliśmy się pod daszkiem na parkingu. Niestety taka pogoda oznaczała powrót, bo ani ja, ani Tomek nie wzięliśmy nawet kurtki :p Zielonym dojechaliśmy do Łomianek i stamtąd do metra młociny. Szkoda, że musieliśmy wracać. Ale to nic, dokończymy wycieczkę innym razem. Oby tylko pogoda dopisała ;)
Kategoria Las, W Towarzystwie
Do Złotokłosu.
Środa, 4 sierpnia 2010 | Rower:Kelly's Magic | temp 22.0˚
dst65.74/48.30km
w03:27h avg19.06kmh
vmax35.90kmh
Rano ruszyliśmy z Tomkiem przez las Kabacki, Czarnów, Zalesie Górne, Runów na działkę do Złotokłosu. Mieliśmy poleniuchować w cieniu na kocyku, ale pogoda nie była za ciekawa jeśli chodzi o słońce, więc mieliśmy po prostu pojechać na ciastko do cukierni Rosso.
Droga w lesie mokra. Jeździliśmy zygzakami omijając kałuże, jednak nie wszystkie się dało łatwo ominąć. Zaczęłam kombinować i to mnie zgubiło :p Zamiast tak jak Tomek przejechać przez kałużę, ja chciałam ją ominąć co wiązało się z szorowaniem po krzakach. Niestety kierownica zatrzymała się na jakiejś grubszej gałęzi, odbiłam w prawo i niestety nie udało się wypiąć przez co rękami wpadłam do kałuży robiąc taki plusk, że ochlapałam sobie twarz i całe ubranie ;) Nie zadzierajcie z kałużami, one się mszczą :p Trochę się z tego pośmialiśmy, zaproponowałam pamiątkową fotę i ruszyliśmy dalej. Tomek jechał za mną i czekał na powtórkę sytuacji (koniecznie chciał to zobaczyć na własne oczy :p) ale nie udało się tego powtórzyć :p Magda po upadku
© ktone
Rozpogodziło się trochę, więc jednak pojechaliśmy na działkę i mogłam sobie wysuszyć ciuchy ;) Zjedliśmy pyszne tarty z borówkami, mini ptysie, trochę poleniuchowaliśmy na hamaku i zaczęliśmy się zbierać w drogę powrotną. Powrót tą samą drogą, bez przygód tym razem ;)
Kategoria Las, W Towarzystwie
Prawym brzegiem Wisły.
Piątek, 30 lipca 2010 | Rower:Kelly's Magic | temp 26.0˚
dst69.48/27.10km
w03:37h avg19.21kmh
vmax32.40kmh
Długo planowany wyjazd wreszcie zrealizowany. Pogoda w ostatnim tygodniu nie rozpieszczała. Po upałach zrobiło się zimno i deszczowo, ale dzisiaj się rozpogodziło na tyle, że można było gdzieś pojechać.
Ruszyliśmy razem ode mnie z Kabat do metra i pociągu, którym podwieźliśmy się do Rembertowa i dalej na dwóch kółkach. Tomek już mniej więcej kojarzył drogę, więc nie było dużo błądzenia i szukania drogi. Mimo braku oznakowania szlaków w lesie było bardzo ładnie. Trasy fajne, piach niezbyt grząski bo jeszcze wilgotny. W Góraszce zrobiliśmy postój na pierogi w zajeździe i ruszyliśmy dalej do głównego celu wyprawy - nad Świder. Najpierw przejazd wzdłuż rzeki Mienia. Wąskie i kręte ścieżki nie dawały jechać szybko. Poza tym widoki takie, że chce się podziwiać, a nie tylko śledzić trasę przed kołem. Nad Świdrem też super tereny. Zatrzymaliśmy się na odpoczynek i siedzieliśmy chwilę. Trochę już zmęczona zamuliłam się na chwilę i czułam się jak na wakacjach poza miastem. Tomek przypomniał mi jednak, że jesteśmy niedaleko Warszawy. Aż trudno uwierzyć, że było tam tak cicho i spokojnie.
Ruszyliśmy dalej szlakiem w stronę Otwocka. Trasa w dalszym ciągu wąska i mocno zarośnięta. Wszystko było fajnie do momentu kiedy nie nadziałam się na kierownicę. Wjechaliśmy w piaskownicę i (chyba) moje przednie koło obróciło się na znajdującym się pod piaskiem korzeniu a ja rozpędem nadziałam się na jeden z końców kierownicy. Przy okazji narobiłam sobie kilka kolejnych siniaków i otarć od zębów przednich tarczy :p Zarządziłam odwrót do Otwocka i jazdę po bardziej przyjaznych trasach. Wracaliśmy asfaltami kierując się do Wału Miedzeszyńskiego. Po przejeździe przez Siekierkowski ja kontynuowałam jazdę wzdłuż dolinki a Tomek odbił w Czerniakowską. Bez przygód dojechałam do domu, a niewiele później się rozpadało.
Wyjazd udany i bardziej w stylu turistiko ;)
Kategoria Las, W Towarzystwie
Zmiana planów.
Niedziela, 18 lipca 2010 | Rower:Kelly's Magic | temp 19.0˚
dst55.00/22.00km
wh avgkmh
vmax0.00kmh
Mieliśmy jechać nad Świder, gdzie jest podobno super odcinek, ale wstaliśmy zbyt późno, żeby się tam wybierać. Nie było już tak upalnie jak ostatnio, więc można było pojeździć. Ostatecznie umówiliśmy się z bratem Tomka na grilla w Jaworowej. Pojechaliśmy rzez Podkowę (gdzie zaliczyłam glebę na szyszkach) do lasów w Nadarzynie i dalej przez Sękocin. W lasach nie było sucho, musiało padać dzień wcześniej. Mi taka trasa się nie podobała. Cały czas musiałam się koncentrować, żeby się znowu nie obtłuc i nie wpaść w błotniste kałuże. Jechaliśmy po jakichś strasznych krzakach i spłoszyliśmy jakiegoś większego, dzikiego zwierza. Pewnie sarna. Później w Sękocinie jechaliśmy ścieżką zawaloną gałęziami. Dopiero po zrobieniu zdjęcia zorientowałam się, że jeden z badyli wkręcił się w przerzutkę i wygiął hak. Magda wygięła hak
© ktone
Udało się trochę podprostować i dzięki temu ruszyliśmy dalej, ale ja już w kiepskim humorze. Całe szczęście przy tej naprawie nie zjadły nas komary. Było ich mało, ale były ogromne.
Po dojechaniu na działkę zjedliśmy coś ciepłego z grilla i się rozpadało. Padało przez ok. 2 godziny, a jak przestało to wrzuciłam coś na ruszt i ruszyłam w swoją stronę. Na Baletowej utworzyły się dwie ogromne kałuże na całą szerokość jezdni. Jak przejeżdżałam to czułam tylko jak mi zimna woda spływa po plecach i prosto w majtki :p Na dodatek były tak głębokie, że nabrałam również wody w buty. Ale zaprawiona po maratonie w Lublinie jechałam dalej do lasu. Po drodze znowu zaczęło kropić. Przednią lampkę pożyczyłam Tomkowi, bo miałam mniejszą trasę do przejechania po ulicach. Niestety okazało się, że w lesie było już dość ciemno i trasę jechałam pół widząc, a pół zgadując. Ale w Kabackim nie ma wymagającego terenu, cały czas proste, płaskie i ubite ścieżki, więc w sumie dało radę jechać. Do oczu pakowało mi się błoto i kamyczki, którymi później oblepiony był cały rower. Raz wpadł na mnie jakiś duży owad. Musiał być naprawdę duży, bo aż zabolało jak na siebie wlecieliśmy. Przez chwilę pomyślałam, że to nietoperz, ale chyba nietoperz był by jeszcze większy i jeszcze bardziej by 'bolał' :p O dziwo udało mi się jeszcze w lesie spotkać dwoje biegających ludzi. Podziwiam, bo to na pewno nie byli tacy, których zastał deszcz na trasie, tylko tacy, którzy niezależnie od pogody robią swoje ;)
Tego dnia najszczęśliwsza byłam, jak już się wykąpałam ;)
Dane z wyjazdy szacunkowe, bo licznik mi się wyzerował sam, nie wiem jak.
Kategoria Las, W Towarzystwie
W kółko po lesie Kabackim.
Poniedziałek, 12 lipca 2010 | Rower:Kelly's Magic | temp 29.0˚
dst31.72/31.72km
w01:23h avg22.93kmh
vmax31.90kmh
Trzy podobne okrążenia bo nie było innego pomysłu. Ogólnie było strasznie gorąco, ale po wjeździe do lasu przywitał delikatny chłodek, którego niestety po dłuższym czasie nie było czuć. Ale zachodzące słońce już tak mocno nie grzało, a za to tworzyło piękną grę cieni. Ogólnie trochę się zgrzałam, ale nie było tak strasznie jak myślałam, że będzie.Ścieżka w środku pola.
© magdafiszOdrobina lasu.
© magdafisz
Kategoria Las, Samotnie
Mazovia MTB - Piaseczno.
Niedziela, 23 maja 2010 | Rower:Kelly's Magic | temp 22.0˚
dst23.48/23.48km
w01:10h avg20.13kmh
vmax30.70kmh
Na pierwszym kilometrze.
© magdafiszPlanujemy startegię :p
© magdafisz
Kategoria Las, W Towarzystwie, zawody
Mazovia MTB - Otwock
Niedziela, 9 maja 2010 | Rower:Kelly's Magic | temp 17.0˚
dst24.94/24.94km
w01:07h avg22.33kmh
vmax33.30kmh
Dojazd do Otwocka pociągiem, w którym było tłoczno od rowerzystów jadących na tą samą imprezę. Słońce trochę mocniej zaczęło świecić, więc wskoczyłam w krótkie spodenki. Zjedliśmy śniadanie, porozmawialiśmy z tymi, których spotkaliśmy, przejechaliśmy się kawałek i ruszyliśmy do sektorów. Tomek do 3, ja do 4. Początek trasy szybki. Ja i ze 2 dziewczyny zostajemy w tyle i szybko przeganiają nas startujące później sektory. Jakiś czas jechałam dziewczynom na ogonie, ale po czasie ogarnęłam się, że za często nie pedałuję jadąc za nimi, więc wyprzedzam i staram się utrzymać za jadącymi przede mną. Jeszcze ze 2 razy miała miejsce taka sama sytuacja. Jadąc na ogonie trzeba się orientować czy taka jazda jest tą, na którą mnie stać, bo może warto spróbować jechać szybciej (takie wyciągam wnioski :p).
Trasa dość uciążliwa przez korzenie. Cały czas podskakiwałam i nogi mi się zsuwały z pedałów. I cały czas na takich odcinkach żałowałam, że nie mam spd. Ale był też moment, w którym cieszyłam się, że ich nie mam, bo mogło by mi urwać nogę :p Może bez przesady, ale na pewno stopa by mnie bolała. Jadąc blisko kolesia przede mną zaczepiłam pedałem o wysoki korzeń. Łańcuch zabrzęczał i coś pogruchotało, więc przez moment myślałam, że już nie dojadę. Ale wolno pedałując upewniłam się, że o dziwo wszystko działa. Niestety przy okazji wpakowałam się w piaskownicę i wszyscy z którymi jechałam uciekli. Przez chwilę samotna jazda i walka, żeby dogonić chociaż końcówkę tej grupki.
Po rozjeździe na FIT trasa praktycznie pusta, ale równie wyboista co przedtem. Nagle śmignął obok mnie typ w żółtej koszulce i stwierdziłam, że spróbuję go gonić. Mając go w zasięgu wzroku spoglądam na łydki, które zdradzają, że facet ma siłę i chyba będzie lipa z gonieniem go. Ale nie zniechęcam się. W międzyczasie chce się ścigać typ spoza zawodów, który mówi :'bo ja lubię kogoś gonić'. Wykorzystując trasę lekko z górki i w miarę bez korzeni doganiam 'żółtą koszulkę' przede mną. W momencie kiedy on omija piaskownicę, ja śmiało gnam prosto przez jej środek z nadzieją, że wskoczę przed niego. I udaje się, ale widzę i słyszę, że taki stan może się długo nie utrzymać. I niedługo później znowu mnie wyprzedza i tak już jedziemy do mety. Na stadionie mocno na pedały, ale już nie udaje się odrobić straty. Po zatrzymaniu dziękujemy sobie za mobilizację. (jak na moje oko człowiek około 30 lat, a w domu, po sprawdzeniu numeru okazuje się, że startuje w M5 :0 )
Ogólnie jestem zadowolona z przejazdu. I zaczynam myśleć o spd, ale jeszcze nie jestem do końca do nich przekonana. Przy okazji jazdy na rowerze odkryłam od czego ostatnio mnie bolały plecy na wysokości kości ogonowej. Jak dojechałam do mety nie wiedziałam czy lepiej stać czy siedzieć, bo trochę bolało. Teraz muszę się zastanowić, jak temu zapobiegać, bo ból podczas jazdy był dość uciążliwy =/. Ale do domu wracałam szczęśliwa. Zajęłam pierwsze miejsce w FK2, w OPEN 3 :)
Kategoria Las, zawody
Wyjazd mimo złej pogody.
Wtorek, 4 maja 2010 | Rower:Kelly's Magic | temp 13.0˚
dst79.46/24.00km
w03:59h avg19.95kmh
vmax30.70kmh
Wyszłam po 10 z domu i jechałam na wydział Geologi UW koło pól mokotowskich, żeby odebrać tam parasolkę, którą wczoraj zostawiłam u Tomka. Przy okazji chłodnej pogody przetestowałam nowa oczojebną wiatrówkę. Całkowicie spełnia swoje zadanie, jest w niej ciepło, chociaż po przejechaniu dłuższego kawałka mokro, ale wentylacja pozwala utrzymać takie 'optimum' ;)
Po krótkiej rozmowie z Tomkiem zdecydowaliśmy się na wspólną jazdę, ale oznaczało to, że będziemy musieli pojechać do niego po rower.
Ruszyliśmy przez Brwinów, Podkowę Leśną w kierunku Nadarzyna, bo mieliśmy nadzieję spotkać tam bażanty. I się nie przeliczyliśmy, było ich tam sporo. Większość było tylko słychać, ale jednego udało się wypatrzeć na pobliskiej działce :) Zresztą po drodze też udało nam się pare wypatrzyć. Odbiliśmy jeszcze zobaczyć kilka bunkrów. Dalej jechaliśmy przez Magdalenkę, w Lesznowoli odbiliśmy na Falenty Nowe, przez Łady, Dawidy Bankowe, Zamienie do Puławskiej a dalej do Kabackiego. Odbiliśmy jeszcze do baru (?) meta koło Przyczółkowej i z powrotem na Kabaty wjeżdżając skarpą. Podskoczyliśmy na chwilę na Natolin odebrać numery startowe, które zostawiliśmy z Tomkiem do losowania tomboli w Nidzicy (niestety nie wygraliśmy nic :p)i rozjechaliśmy się w swoje strony do domu. W domu kąpiel, po której głód wzmógł się jeszcze bardziej, więc żeby go zaspokoić zjadłam omleta z nutellą, serkiem waniliowym (tzw. krową) oraz bitą śmietaną :)Tomek na Moczydłowskiej na Kabatach.
© magdafiszMagda na mostku na szlaku w okolicach Kani
© ktone
Kategoria Las, W Towarzystwie
Mazovia mtb- Nidzica.
Niedziela, 2 maja 2010 | Rower:Kelly's Magic | temp 18.0˚
dst28.55/24.00km
w01:15h avg22.84kmh
vmax47.20kmh
Wyjeżdżając z Warszawy wszyscy mieli nadzieję, że się rozpogodzi i przestanie padać, bo momentami to nieźle lało. Ale im bliżej Nidzicy byliśmy, tym pogoda była ładniejsza. Ostatecznie wyszło słońce i nawet zdecydowałam się na jazdę w krótkich spodenkach.
Start z 4 sektora szybki, ale i szybko mnie powyprzedzali i jechałam trochę osamotniona pod wiatr. Nie udało się do nikogo podczepić, nawet jak dogonił mnie sektor 5 :p Dopiero po zjeździe na trasę FIT jechałam długo z dziewczyną z Retro, która ostatecznie i tak mi odskoczyła, bo mnie na chwilę osłabiło. Miałam ją jednak w zasięgu wzroku co pozwalało się mobilizować do szybszej jazdy.
Trasa ciekawa, urozmaicona górkami. Tomek, który jechał MEGA, zapewniał, że super górki były dopiero po zjeździe fita, ale te co były na krótszej trasie dały mi w kość i jak dla mnie ich ilość była w zupełności wystarczająca :p Jestem bardzo zadowolona, że nie odpuściłam żadnego z podjazdów ;) Dałam z siebie wszystko od startu do mety. Za rok może pokuszę się o ten dłuższy dystans :)
Tymczasem zajęłam w swojej kat miejsce 2 na 16 osób, i byłam 7 dziewczyną spośród 54. Mały podjazd.
© magdafiszDrugie miejsce.
© magdafisz
Kategoria Las, W Towarzystwie, zawody
Krótko po lesie.
Środa, 28 kwietnia 2010 | Rower:Kelly's Magic | temp 15.0˚
dst19.97/18.00km
w01:03h avg19.02kmh
vmax28.90kmh
Pogoda się polepszała, więc zamiast spotkania z Tomkiem na mieście umówiliśmy się na spotkanie z rowerami ;) Najpierw podjechaliśmy do sklepu, a później do lasu. Jechałam sobie spokojnym tempem aż tu nagle bach na ziemię. Trochę się przestraszyłam bo poleciałam centralnie na kolano, a ręka, którą się podparłam, była blisko kół Tomka. Całe szczęście miałam długie spodnie i rękawiczki, więc nie zrobiłam sobie dużej dziury. Ale i tak bolało :P okazało się, że w trawce ukrył się dość wysoki konar i po prostu przednie koło mi się na nim zatrzymało =/ Przejechaliśmy się jeszcze kawałek singlem na obrzeżach lasu, odwiozłam Tomka do metra i pojechałam do domu, żeby obłożyć sobie kolanko mrożoną fasolką :p
Teraz obydwa kolana mam obtłuczone i kolorowe od siniaków :pKabacki singiel.
© magdafisz
Kategoria Las, W Towarzystwie