Zmiana planów.

Niedziela, 18 lipca 2010 | Rower:Kelly's Magic | temp 19.0˚ dst55.00/22.00km wh avgkmh vmax0.00kmh

Mieliśmy jechać nad Świder, gdzie jest podobno super odcinek, ale wstaliśmy zbyt późno, żeby się tam wybierać. Nie było już tak upalnie jak ostatnio, więc można było pojeździć. Ostatecznie umówiliśmy się z bratem Tomka na grilla w Jaworowej. Pojechaliśmy rzez Podkowę (gdzie zaliczyłam glebę na szyszkach) do lasów w Nadarzynie i dalej przez Sękocin. W lasach nie było sucho, musiało padać dzień wcześniej. Mi taka trasa się nie podobała. Cały czas musiałam się koncentrować, żeby się znowu nie obtłuc i nie wpaść w błotniste kałuże. Jechaliśmy po jakichś strasznych krzakach i spłoszyliśmy jakiegoś większego, dzikiego zwierza. Pewnie sarna. Później w Sękocinie jechaliśmy ścieżką zawaloną gałęziami. Dopiero po zrobieniu zdjęcia zorientowałam się, że jeden z badyli wkręcił się w przerzutkę i wygiął hak.

Magda wygięła hak © ktone

Udało się trochę podprostować i dzięki temu ruszyliśmy dalej, ale ja już w kiepskim humorze. Całe szczęście przy tej naprawie nie zjadły nas komary. Było ich mało, ale były ogromne.
Po dojechaniu na działkę zjedliśmy coś ciepłego z grilla i się rozpadało. Padało przez ok. 2 godziny, a jak przestało to wrzuciłam coś na ruszt i ruszyłam w swoją stronę. Na Baletowej utworzyły się dwie ogromne kałuże na całą szerokość jezdni. Jak przejeżdżałam to czułam tylko jak mi zimna woda spływa po plecach i prosto w majtki :p Na dodatek były tak głębokie, że nabrałam również wody w buty. Ale zaprawiona po maratonie w Lublinie jechałam dalej do lasu. Po drodze znowu zaczęło kropić. Przednią lampkę pożyczyłam Tomkowi, bo miałam mniejszą trasę do przejechania po ulicach. Niestety okazało się, że w lesie było już dość ciemno i trasę jechałam pół widząc, a pół zgadując. Ale w Kabackim nie ma wymagającego terenu, cały czas proste, płaskie i ubite ścieżki, więc w sumie dało radę jechać. Do oczu pakowało mi się błoto i kamyczki, którymi później oblepiony był cały rower. Raz wpadł na mnie jakiś duży owad. Musiał być naprawdę duży, bo aż zabolało jak na siebie wlecieliśmy. Przez chwilę pomyślałam, że to nietoperz, ale chyba nietoperz był by jeszcze większy i jeszcze bardziej by 'bolał' :p O dziwo udało mi się jeszcze w lesie spotkać dwoje biegających ludzi. Podziwiam, bo to na pewno nie byli tacy, których zastał deszcz na trasie, tylko tacy, którzy niezależnie od pogody robią swoje ;)
Tego dnia najszczęśliwsza byłam, jak już się wykąpałam ;)

Dane z wyjazdy szacunkowe, bo licznik mi się wyzerował sam, nie wiem jak.


Kategoria Las, W Towarzystwie


komentarze
ktone
| 20:14 poniedziałek, 19 lipca 2010 | linkuj Podobałaby Ci się trasa, tylko po glebie na szyszki zniechęciłaś się do dalszej jazdy;)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa calez
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]