Las
Dystans całkowity: | 4934.49 km (w terenie 1520.96 km; 30.82%) |
Czas w ruchu: | 256:23 |
Średnia prędkość: | 18.66 km/h |
Maksymalna prędkość: | 55.80 km/h |
Liczba aktywności: | 117 |
Średnio na aktywność: | 43.67 km i 2h 14m |
Więcej statystyk |
Mazovia MTB - Zgierz
Niedziela, 25 kwietnia 2010 | Rower:Kelly's Magic | temp 17.0˚
dst26.43/0.00km
w01:16h avg20.87kmh
vmax41.80kmh
Dojazd na miejsce zawdzięczam Tomkowi i jego tacie. Dojechaliśmy godzinę przed startem więc tym razem zdążyliśmy wszystko spokojnie załatwić, chociaż czasu na rozgrzewkę trochę zabrakło. Ustawiłam się w sektorze 5 razem z całą masą facetów (nie widziałam żadnej dziewczyny w tym sektorze!). Start pod górkę, później zjazd, wjazd na piaszczyste 'górki' i od razu kolejki ludzi wprowadzających rowery. Później asfaltem z górki. Mimo najwyższej przerzutki i mocnego pedałowania było dużo takich osób które mnie wyprzedzały. Później długi piaszczysty fragment, na którym nie było praktycznie możliwości wyprzedzania. Jechał dłuugi pociąg miedzą tak, że jak ktoś wypadł z kolejki, to ciężko mu było się wcisnąć. Później wjazd do lasu, gdzie fragmenty były szybkie, a fragmentami stało się w kolejkach, żeby przejść przez wąwóz albo rzeczkę. Ale kiedy zobaczyłam, że kolejka ustawia sie do przejechania kałuży w najwęższym miejscu (było tam z 10 cm szerokości wody), bez zastanowienia śmignęłam tym 'głębszym' fragmentem :P Raz zaliczyłam glebę przy próbie szybkiego wsiadania na rower, ale poleciałam całe szczęście na pobocze, tak, że nikt mnie nie przejechał :p Po wyjeździe z lasu dystans FIT przebiegał głównie po asfaltach lub terenowych dróżkach. Całe szczęście wiatr w plecy popychał do przodu i pozwalał mknąć dość szybko. Moja max speed uzyskana na dziurawej drodze bardzo miło mnie zaskoczyła ;) Życiowy rekord :) Ogólnie dojechałam pierwsza w kategorii i jako trzecia dziewczyna. Wow ;) Niespodzianka.
Pogoda dopisała, wynik baardzo mnie zadowolił i byłam tak samo szczęśliwa jak i zmęczona. Trasa nie podobała mi się tak bardzo jak w Józefowie, ale podobno dłuższe trasy były ciekawsze. Zobaczymy jak będzie w Nidzicy. Do zobaczenia! ;)Z Magdą
© ktone
Kategoria Las, W Towarzystwie, zawody
Po oligocenkę do Powsina.
Wtorek, 20 kwietnia 2010 | Rower:Kelly's Magic | temp 14.0˚
dst5.70/3.70km
w00:16h avg21.38kmh
vmax27.40kmh
Po przejażdżce podjechałam do domu po baniaczek na wodę, bo pomyślała, że rybkom się będzie lepiej pływało w oligocence niż w kranówce. Po dojechaniu do ujęcia wody okazało się, że w kranach nic nie leci, bo oszczędzają wodę. Odkręcają w piątek o 11, a zamykają w niedzielę o 7. Powrót do domu z pustymi rękami, a raczej z pustym baniakiem. Po drodze zastanawiałam się, czy nie podjechać na Natolin, ale dopadł mnie głód, więc kierowałam się prosto do domu.
Kategoria Las, Samotnie
Objazd po Kabackim.
Wtorek, 20 kwietnia 2010 | Rower:Kelly's Magic | temp 14.0˚
dst29.24/27.24km
w01:15h avg23.39kmh
vmax31.50kmh
Zanim się zebrałam to minęło z 40 min ale w końcu wyszłam. Byłam zła, że znowu się tak długo zbieram więc na początku trochę szybciej jechałam, żeby się odzłościć :p Pokręciłam się podobnie jak w niedzielę. Na koniec szybki przejazd przez piaszczyste pole. Kabacki to w ogóle inna kategoria lasu i trzeba sobie jakoś urozmaicać ten płaski teren.
Ze zwierząt w lesie rzucały mi się w oczy tylko kosy. Ale zato słyszałam bażanta, urzędował gdzieś w lasku brzozowym koło torów, a drugi na Kabatach, gdzieś na polach, albo hodowlany.
Kategoria Las, Samotnie
Wypad do Kabackiego.
Niedziela, 18 kwietnia 2010 | Rower:Kelly's Magic | temp 20.0˚
dst28.50/27.50km
w01:20h avg21.38kmh
vmax30.10kmh
Miałam pojeździć godzinkę i zrobić te maratonowe 20 km. Na początku tragedia. Ciężko się pedałowało, nogi bolały, no i trzeba się było kręcić w kółko, ale po jakichś 15 min wszystko przeszło i było bardzo przyjemnie. Starałam się uciekać od tych głównych alejek bo ładna pogoda spowodowała, że wszyscy wyszli z domu i ruszyli do kabackiego. Na ścieżce do powsina istny chaos komunikacyjny! Mały postój przy stawiku gdzie udało się spotkać pływającego padalca i 2 łyski. Po małym odpoczynku ruszyłam obrzeżem lasu, przez piaszczyste pole do polanki i już prosto do domu.
Kategoria Las, Samotnie
Krótki wypad.
Wtorek, 1 września 2009 | Rower:Wheeler 600 | temp ˚
dst15.92/13.32km
w00:48h avg19.90kmh
vmax27.10kmh
Wyszłam na rower, żeby się trochę ruszyć i odetchnąć od czterech ścian. Na samym początku zorientowałam się, że tylni hamulec działa tak jakby nie działał :p No i odniosłam strasznie dziwne uczucie. Czułam się wręcz obco na rowerze. Wszystko było takie dziwne, pozycja, zwrotność. Później czułam się jakbym siedziała przed ekranem na którym zmienia się obraz, bo w ogóle nie czułam, że pedałuję. Dziwnie. Przejechałam trochę po Kabackim, żeby nabić kilometrów a później rozbiłam się z kocykiem pod drzewkiem koło ogrodu botanicznego i czytałam książkę. Powrót do domu kiedy robiło się coraz chłodnej. Niestety słońce już koło 19 przestaje grzać. A po 20 panuje straszna ciemnica.
Kategoria Las, Samotnie
KPN.
Piątek, 24 lipca 2009 | Rower:Wheeler 600 | temp 25.0˚
dst72.58/30.27km
w04:12h avg17.28kmh
vmax34.50kmh
Pogoda ładna, ale duży wiatr. W drodze do Zaborowa boczny, który trochę spychał z drogi, ale przynajmniej dzięki temu nie było duszno. Po wczorajszej ulewie w lesie jest miejscami bardzo mokro. Mijaliśmy powalone przez wichurę drzewa. Musiało nieźle wiać.
Powrót do domu o własnych siłach, chociaż kolano trochę protestuje.
Kategoria Las, W Towarzystwie
Wyprawa na bażanty i do Moszny.
Czwartek, 23 lipca 2009 | Rower:Wheeler 600 | temp 30.0˚
dst60.82/14.50km
w03:05h avg19.73kmh
vmax33.00kmh
Rano jeszcze spałam a tu dzwoni Tomek, żeby wyciągnąć mnie na przejażdżkę. Poczekałam aż po mnie podjedzie i razem ruszyliśmy do lasu Nadarzyńskiego, gdzie kilka miesięcy temu Tomek spotkał dużo bażantów. Niestety tym razem nie było tam ani jednego. Szkoda, bo je bardzo lubię ;) Przez Pęcice dojechaliśmy do Pruszkowa i zatrzymaliśmy się w parku, żeby zjeść kanapki. W trakcie konsumpcji oglądaliśmy kaczki w stawach aż tu nagle z wody wyskoczył piżmak. A to niespodzianka ;)
Dalej pojechaliśmy do Moszny (Worka ;p) bo już dawno chciałam zobaczyć z bliska stojący tam komin. Głód spowodował, że skierowaliśmy się w stronę Ożarowa Mazowieckiego, gdzie zjedliśmy chińczyka. Najedzeni powoli ruszyliśmy do Józefowa. Nocleg u Tomka, bo mieliśmy wspólne plany rowerowe na następny dzień ;)
Kategoria Las, W Towarzystwie
Wyprawa 1. Dzień 2. Kretowiny - Dadaj.
Sobota, 18 lipca 2009 | Rower:Wheeler 600 | temp ˚
dst111.12/24.60km
w06:08h avg18.12kmh
vmax39.20kmh
Droga rekordowo długa ;)
Większość trasy po asfaltach ale drogi są w porządku, niezbyt dziurawe i niezbyt ruchliwe. Trochę tylko w terenie i po kocich łbach, ale jazda ta była momentami udręką. Warto wspomnieć jeden podjazd. Był długi i stromy, oj stromy. Nawet znak ostrzegawczy postawili. Ale postanowiłam, że się nie poddam aż do samego końca. I dałam radę!! Ale mocno się zasapałam.
Słońce nieźle grzało w głowę. Dla ochłody kąpiel w jeziorku Limajno. Postój w Dobrym mieście na obiad. Dobra pizza przy rondzie tam jest. 3 kolory papryki na jednej pizzy;D Pierwszy raz się z takim czymś spotykam ;) Po obiedzie kryzys, ale jak wsiedliśmy na rower to minęło. Do Jezioran jechaliśmy trasą 593 z licznymi postojami w sklepach na zimne napoje ;) Za Jezioranami troszkę nie tak pojechaliśmy, później jeszcze bardziej się zamotaliśmy. Na domiar złego zgubiliśmy mapę. Zbliżał się wieczór a do celu był jeszcze kawałek drogi. Kondziu na szczęście miał mapy w telefonie i z pomocą GPSa i dziadków spod sklepu dojechaliśmy jakoś na miejsce. Rozbiliśmy się na polu namiotowym, na którym oprócz masy nachlanych ludzi i toj-toja nie było nic, więc niezbędna kąpiel po ciemku w jeziorze. Dojechaliśmy na miejsce padnięci i głodni a już nie było otwartego sklepu. Bar z karaoke, który było słychać wszędzie dookoła, i który sąsiadował z polem namiotowym, oferował tylko chipsy i piwo. Piwo ledwo co upiłam i padłam spać ze zmęczenia.
Kategoria Las, W Towarzystwie
Pierwsza prawdziwa wycieczka po Kampinosie.
Wtorek, 30 czerwca 2009 | Rower: | temp 28.0˚
dst60.60/26.50km
w03:22h avg18.00kmh
vmax33.00kmh
Pierwsza wycieczka nastawiona prawie całkowicie na przejazd po lesie :) Moim przewodnikiem przywódcą) był Tomek.
Spotkaliśmy się w centrum i dojechaliśmy metrem na Młociny. Zaopatrzyliśmy się w prowiant i ruszyliśmy w drogę. Jechaliśmy czarnym szlakiem aż tu nagle coś jakieś 50m przed nami przebiega nam drogę. Ja nie bardzo znając trasę myślałam, że przetniemy jakiś szlak i zaraz zobaczę ludzi idących za psopodobnym stworzeniem. Ale nie! Nie było żadnej ścieżki. To musiał być jakiś dziki zwierz :)
Pierwszy przystanek w sklepie w Dziekanowie na loda i zimną oranżadę. Drugi przystanek w sklepie w Palmirach na zimne picie. Zrobiło się strasznie gorąco i trzeba było się jakoś chłodzić. Ochłody potrzebowały też nasze opony, które przejechały po świeżo kładzionym asfalcie. Dłuższy postój na cmentarzu w Palmirach. Dalej fajnym odcinkiem trasy do Truskawia. Później to nie wiem jak trasa wyglądała. Jechaliśmy przez Budy i asfaltem przez Borzęcin do Płochocina.
Po drodze zaczęło grzmić, błyskać ale burza nas ominęła. Lekko kropiło ale to nie przeszkadzało. Nawet przydało się trochę takiej ochłody.
Ja zato zaczęłam opadać z sił. Zaczęła się walka z wiatrem i ze swoimi słabościami. Całe szczęście Tomek dodawał otuchy i motywował do dalszej jazdy. A już momentami miałam ochotę
rzucić ten rower do rowu i łapać okazję :p Szczęśliwie udało się dojechać. Byłam tak samo zmęczona jak i zadowolona. Ale ogólnie wycieczka udana. Może było trochę za ciepło, ale lepsze to niż deszcz.
Wieczorem jeszcze rowerem pod most na urodziny Psikusia. Komary ostro atakowały. I gdyby nie to byłoby bardzo przyjemnie.
Kategoria Las, W Towarzystwie
tak szybko i na krótko po lesie
Poniedziałek, 1 czerwca 2009 | Rower: | temp 20.0˚
dst13.79/13.79km
w00:38h avg21.77kmh
vmax33.00kmh
Rano miałam iść na basen ale za oknem słonko świeciło, zero wiatru, więc zrezygnowałam na rzecz roweru, tylko odłożyłam go na później. Zaczęło się chmurzyć, już mi się nawet wydawało, że słyszę grzmoty ale o dziwno nie padało.(Wreszcie jakaś odmiana! Już od tygodnia codziennie leje deszcz).
Najpierw podjechałam na Natolin zalać bidon oligocenką i później do lasu wzdłuż Belgradzkiej i Moczydłowską do lasu. Leśną koło jakiejś siedziby wojskowej do zachodniego krańca lasu i zaraz na wschód jedną ze ścieżek na drugi koniec. Podjechałam na chwilę do amfiteatru w Powsinie na tak samo krótki jak wyprawa odpoczynek. Siedziałam i przysłuchiwałam się trelowaniu ptaków. Tak tam fajnie cicho (bo mało ludzi dzisiaj o tej godzinie). A na koniec Nowoursynowską do domu.
W lesie trochę mokro ale przejezdnie. Gdzieniegdzie większe kałuże ale tragedii nie ma.
nie, jednak nie ma odmiany. deszcz dzisiaj też nie zawiódł. ok 16.30 się rozpadało ;) ale teraz to sobie już może bo ja jestem w domu i mi ciepło ;)
Kategoria Las