Mazovia MTB - Otwock
Niedziela, 9 maja 2010 | Rower:Kelly's Magic | temp 17.0˚
dst24.94/24.94km
w01:07h avg22.33kmh
vmax33.30kmh
Dojazd do Otwocka pociągiem, w którym było tłoczno od rowerzystów jadących na tą samą imprezę. Słońce trochę mocniej zaczęło świecić, więc wskoczyłam w krótkie spodenki. Zjedliśmy śniadanie, porozmawialiśmy z tymi, których spotkaliśmy, przejechaliśmy się kawałek i ruszyliśmy do sektorów. Tomek do 3, ja do 4. Początek trasy szybki. Ja i ze 2 dziewczyny zostajemy w tyle i szybko przeganiają nas startujące później sektory. Jakiś czas jechałam dziewczynom na ogonie, ale po czasie ogarnęłam się, że za często nie pedałuję jadąc za nimi, więc wyprzedzam i staram się utrzymać za jadącymi przede mną. Jeszcze ze 2 razy miała miejsce taka sama sytuacja. Jadąc na ogonie trzeba się orientować czy taka jazda jest tą, na którą mnie stać, bo może warto spróbować jechać szybciej (takie wyciągam wnioski :p).
Trasa dość uciążliwa przez korzenie. Cały czas podskakiwałam i nogi mi się zsuwały z pedałów. I cały czas na takich odcinkach żałowałam, że nie mam spd. Ale był też moment, w którym cieszyłam się, że ich nie mam, bo mogło by mi urwać nogę :p Może bez przesady, ale na pewno stopa by mnie bolała. Jadąc blisko kolesia przede mną zaczepiłam pedałem o wysoki korzeń. Łańcuch zabrzęczał i coś pogruchotało, więc przez moment myślałam, że już nie dojadę. Ale wolno pedałując upewniłam się, że o dziwo wszystko działa. Niestety przy okazji wpakowałam się w piaskownicę i wszyscy z którymi jechałam uciekli. Przez chwilę samotna jazda i walka, żeby dogonić chociaż końcówkę tej grupki.
Po rozjeździe na FIT trasa praktycznie pusta, ale równie wyboista co przedtem. Nagle śmignął obok mnie typ w żółtej koszulce i stwierdziłam, że spróbuję go gonić. Mając go w zasięgu wzroku spoglądam na łydki, które zdradzają, że facet ma siłę i chyba będzie lipa z gonieniem go. Ale nie zniechęcam się. W międzyczasie chce się ścigać typ spoza zawodów, który mówi :'bo ja lubię kogoś gonić'. Wykorzystując trasę lekko z górki i w miarę bez korzeni doganiam 'żółtą koszulkę' przede mną. W momencie kiedy on omija piaskownicę, ja śmiało gnam prosto przez jej środek z nadzieją, że wskoczę przed niego. I udaje się, ale widzę i słyszę, że taki stan może się długo nie utrzymać. I niedługo później znowu mnie wyprzedza i tak już jedziemy do mety. Na stadionie mocno na pedały, ale już nie udaje się odrobić straty. Po zatrzymaniu dziękujemy sobie za mobilizację. (jak na moje oko człowiek około 30 lat, a w domu, po sprawdzeniu numeru okazuje się, że startuje w M5 :0 )
Ogólnie jestem zadowolona z przejazdu. I zaczynam myśleć o spd, ale jeszcze nie jestem do końca do nich przekonana. Przy okazji jazdy na rowerze odkryłam od czego ostatnio mnie bolały plecy na wysokości kości ogonowej. Jak dojechałam do mety nie wiedziałam czy lepiej stać czy siedzieć, bo trochę bolało. Teraz muszę się zastanowić, jak temu zapobiegać, bo ból podczas jazdy był dość uciążliwy =/. Ale do domu wracałam szczęśliwa. Zajęłam pierwsze miejsce w FK2, w OPEN 3 :)
Kategoria Las, zawody