Wpisy archiwalne w kategorii

W Towarzystwie

Dystans całkowity:8604.02 km (w terenie 1772.53 km; 20.60%)
Czas w ruchu:433:16
Średnia prędkość:19.27 km/h
Maksymalna prędkość:60.20 km/h
Liczba aktywności:178
Średnio na aktywność:48.61 km i 2h 31m
Więcej statystyk

Życiówka!

Czwartek, 26 kwietnia 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 20.0˚ dst134.11/5.00km w05:25h avg24.76kmh vmax41.80kmh

Zaczęło się niepozornie :p
Miał być trening, więc najpierw jadę na Agrykolę. Pół godziny i 10 podjazdów machnięte, ale dzisiaj słabiutko mi szło. Już po 5 miałam dość, ale mus to mus. Właściwie to tak się na początku zamyśliłam, że nie wiem czy dobrze policzyłam i czy w końcu nie zrobiłam 11 :p
Wyrobiłam się akurat i miałam 15 min na dojechanie na Pole Mokotowskie do Tomka. Po krótkim obiedzie u chińczyka ruszamy na Pole, gdzie Tomek montuje mi siodło ze swojej szosówki. Kolejne siodło do testowania :p

Ruszamy w kierunku Kabat, ale w miarę możliwości omijając ścieżki rowerowe, bo Tomek jest na szosie. Krótki postój w domu i ruszamy dalej.
Teraz zaczynamy realizować mój pomysł na dzisiejszą wycieczkę. Najpierw ciastko w Górze Kalwarii, a później podprowadzenie Tomka bardziej w kierunku domu i przejazd przez Złotokłos. Tomek pomysł podchwytuje i ruszamy na pierwsze w tym roku przetarcie szlaku do GK :)
Wiatr wieje mocno z południa i łatwo nie jest, ale to Tomek prowadzi przez większość czasu, a ja próbuję się za nim chować. Sprawnie dojeżdżamy do cukierni, chociaż podjazd pod skarpę trochę opornie mi idzie. Dzisiaj chyba nie jest mój dzień na zdobywanie górek :p W cukierni wybór jest prosty: dwie tarty, proszę :)

Po drodze zastanawiałam się, czy nie zrezygnować z opcji przejazdu przez Złotokłos, bo ja już trochę kilometrów mam, a nie chcę polec w walce z wiatrem daleko od domu. Tylko jak się już powiedziało A, to trzeba powiedzieć B, dlatego ruszamy dalej. Okazuje się, że wiatr dmucha w plecy i jedzie się przyjemnie i szybko. Po drodze przejeżdżamy przez kilka urokliwych miejsc, gdzie konie lub kucyki sobie hasają, gdzie bażanty spacerują leniwie po łące...taka sielanka :)
Do Złotokłosu mieliśmy jechać jako do celu pośredniego podróży. Wcale nie myślałam o tym, żeby pojechać tam odwiedzić cukiernię, tak jak się Tomkowi wydawało :p Ale być i nie wejść ?!
Pod Caffe Rosso meldujemy się koło 17, ze stanem licznika 100 km, a u Tomka ok. 70 km. Regeneracja przy ciachu i zimnej coli.

Ruszamy w kierunku Lesznowoli. Tam mieliśmy się rozjechać w swoje strony, ale Tomek postanawia jechać przez Falenty, więc jeszcze kawałek razem. Asfalt w miarę równy, wiatr w zadek, więc szybko się przemieszczamy. Tomek ma jednak przewagę na swojej szosówce i szybko mi odskakuje. Bawi się w trenera i każe mi siebie gonić :p
W Laszczkach się rozjeżdżamy. Miałam ominąć Dawidy boczną drogą, ale porozkopywali ulice i pomyliłam przez to drogę. Na złe mi to nie wyszło, bo później spotykam kurę bażanta :)

Już wcześniej się zorientowałam, że zrobię dzisiaj życiówkę. Jak dojeżdżam do domu to jestem nawet całkiem świeża. Nogi, tyłek ani głowa nie bolą, spać się nie chce, spadków mocy na trasie nie było :) Super! Taka jazda mi się podoba. Zdecydowanie lubię takie czwartki kolarskie. Tomkowi chyba też się podobało bo ani razu dzisiaj nie narzekałam :) Może tylko trochę na niego pokrzyczałam, ale tylko wtedy, kiedy było trzeba :p


Kategoria W Towarzystwie

AZS MTB CUP WAT

Niedziela, 22 kwietnia 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 17.0˚ dst0.00/0.00km wh avgkmh vmax0.00kmh

Ruszamy samochodem od Tomka. Jest ciepło i zapowiada się, że będzie jeszcze cieplej. Wreszcie będzie można jechać na krótko :)
Po rejestracji i załatwieniu formalności składamy rowery i rozgrzewamy się.
Denerwuję się strasznie. Objeżdżamy niektóre miejsca i wyłapujemy kilka zmian. Całe szczęście nie będzie podbiegu,zmieniony jest teraz zjazd. Kurczę..martwię się o ten zjazd, ale po namowie Tomka próbuję tam zjechać. Nie jest tak źle, ale nie jest też tak łatwo (tak mi się wtedy wydaje, ale jak się ścigam to zjazd jest do łyknięcia praktycznie z zamkniętymi oczami :p).
Start się opóźnia. Nerwy zjadają mnie coraz bardziej. Z całej grupki dziewczyn znam tylko Kasię L. i Agnieszkę P. Rozpoznaję też Agnieszkę Bacińską, a Tomek pokazuje mi raczej pewną dzisiejszą zwyciężczynię, Weronikę Rybarczyk. Jest też zwyciężczyni zeszłorocznej edycji Warszawskiej. Mój cel na dzisiaj to ukończyć wszystkie 6 kółek i w razie możliwości nie dać się zdublować :p
Minutę przed nami startują juniorzy i mastersi, a później wszystkie dziewczyny. Na początku jest straszny tłok. Pierwszy zakręt w lewo na rozbiegówce jest ciasny i trzeba uważać, żeby się nie wpakować w niepotrzebną kraksę. Ale prawdziwy tłok zaczyna się przy pierwszych 'technicznych' kilometrach trasy. Podjazd pod belkę trochę mnie zaskakuje i wszystkie musimy już tam iść z buta. Trzeba powoli przebijać się do przodu, ale to jest trudne. To, co uczyłam się zjeżdżać w czwartek, dzisiaj biegnę, bo zrobiło się tam straszne błoto i nie ryzykuję OTB. Kilka następnych hopek też przebiegam i zyskuję tam kilka pozycji. Później jadę raczej bez problemów. W kilku miejscach trzeba przebijać się przez błoto (trochę śmierdzące), ale generalnie da się jechać. Pierwsza pętla zaliczona, jeszcze 5. Na trasie robi się coraz luźniej i mogę jechać swoim tempem. To mi odpowiada :) Praktycznie wszystko wjeżdżam, oprócz mini wału, przed którym jest błoto. Po kilku przejazdach pod wodą wybił się dół i jazda jest na ryzyk fizyk, albo się trafi na dół, albo nie. Raz bardzo niefortunnie wjechałam tylnym kołem i siodełko walnęło mnie prosto w krocze, ał :p
Tomek dopinguje w różnych miejscach. Mówi, że jestem 5. Jak to? Tak wysoko? Motywuje mnie to do co najmniej utrzymania tej pozycji. Na 3 kółku czuję lekki spadek mocy, więc wysysam żela. Chyba na tym okrążeniu słyszę też doping Kasi, która niestety złapała gumę.
Do końca jeszcze 2,5 kółka. Przede mną nikogo, za mną chyba nikogo. Tomek mówi, żebym jechała spokojnie, bo mam dużą przewagę. Ale w miejscu gdzie trasa zakręcała kilka razy widzę kolorowy strój BSA. Oooo, ktoś mnie goni. Wcześniej wyprzedzałam chyba 2 dziewczyny z BSA i zastanawiam się, czy to któraś z nich. Całe szczęście okazuje się, że to chłopak, a dubla od chłopaka mogę dostać :p Mniej więcej w tym samym miejscu, ale kółko później wyprzedza mnie drugi chłopak, tym razem z HP Sferis. Myślałam, że będzie chciał wyprzedzić przed górką (bo mógł sobie przecież pomyśleć, że jakaś kiepska dziewczyna może go zablokować). Ale nie chciał, więc na górkę wjeżdżam pierwsza i zjeżdżamy już razem. Proponuje mi, żebym usiadła mu na kole, ale dziękuję, nie tym razem :p Muszę jeszcze przejechać jedną rundę, a on już kończy (później Tomek mi powiedział, że kolega ów miał pecha, bo urwał siodło i po wymianie musiał wszystkich gonić).
Jak sędziowie wpuszczają mnie na ostatnią pętlę to już jestem zadowolona, bo nie dałam sobie wsadzić dubla :D Ale zaraz później przeżywam chwilę grozy, bo na pierwszej prostej w lesie za stadionem na drogę wchodzi mi ropucha. Ona w prawo, ja w prawo. Krzyczę, ale nie wiem czy udało mi się ją ominąć..Po skończeniu swojego dystansu pełna obaw jadę sprawdzić, czy jest gdzieś mokry placek, ale uff, nie było, czyli jej nie rozjechałam :p

Teraz startują faceci. Staję w kilku miejscach na trasie dopingować Tomka i Kamila oraz Bartka, ale robię też jako podawaczka bidonów. Zrywa się coraz większy wiatr i szybko się wychładzam. Nie pomagają przemoczone całkowicie buty i stopy w nich siedzące. Tomkowi udaje się przejechać 5/8 okrążeń. Spotykamy się na mecie.

Wyników nigdzie nie ma wywieszonych, ale jest prawdopodobieństwo, że będąc 6 open coś udało mi się wywalczyć :) Czekamy z Tomkiem więc do dekoracji. Na pudło wychodzę 3 razy.

Zajęłam 3 miejsce z Elicie kobiet, 3 miejsce w klasyfikacji akademickiej i 1 miejsce w Mistrzostwach Warszawy i Mazowsza !!


Z elitą

Klasyfikacja akademicka

I najcenniejsze, Mistrzostwa Warszawy i Mazowsza

AAAAAAAaaaaaa, jestem mega szczęśliwa! Tyle obaw przed startem, a później taki wynik :D Dziękuję mojemu 'trenerowi indywidualnemu', który dużo się nasłuchał mojego jęczenia przed startem i wykazał się dużą cierpliwością :)

Przejazd zdecydowanie powyżej oczekiwań. Cieszę się, że udało mi się zaskoczyć niektóre osoby, w tym Grześka, głównego organizatora. To on podjął się zaopiekować sekcją kolarstwa górskiego na SGGW, która została stworzona praktycznie dla mnie :)

Ale wyszła relacja! Czekam teraz na zdjęcia fotografów, którzy licznie obstawili trasę ;)

Medale :)


Kategoria PTU Eclipse Biketires, W Towarzystwie, zawody, AZS

Więcej pociągami niż rowerem.

Sobota, 21 kwietnia 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 15.0˚ dst23.36/0.00km w00:57h avg24.59kmh vmax35.40kmh

Pogoda od rana była ładna, ale zanim udało się załatwić wszystkie obowiązki, to dopiero po 13 ruszyliśmy. Kierujemy się do Piastowa do Olczaka na ciastko, w ramach rekompensaty za nadłożenie trasy wczoraj :p Jak jedziemy to nad Warszawą widać błyskawice. Ups..mówiłam, że pogoda się jeszcze dzisiaj popsuje. Jemy jedno ciastko, mało. Jemy drugie i zaczyna padać. Ja rezygnuję z jazdy w deszczu na Kabaty i wsiadam w pociąg do Warszawy, a Tomek pruje do Bronisz do pracy.
Pociąg niespodziewanie wywozi mnie do Dworca Gdańskiego, bo w tunelu średnicowym była jakaś awaria szyny. Nawet mi pasuje, w końcu jedzie do metra. Ale dopiero jak schodzę na stację, to przypominam sobie, że stąd dojadę najwyżej do Ratusza przez te weekendowe budowanie II linii metra. Wychodzę więc na powierzchnię i do centrum jadę o własnych siłach. Nie pada już, a w niektórych miejscach to w ogóle sucho jest, więc nie robi mi to większej różnicy.
W domu szybkie pakowanie na jutrzejsze zawody i z powrotem do metra i pociągu, żeby znaleźć się znów w Piastowie. Tomek dosiada się do SKMki i z Pruszkowa jedziemy do Józefowa. Marny dystans dzisiaj, ale jakby się nie rozpadało, to coś więcej by się wykręciło.


Kategoria W Towarzystwie

Na wariata.

Piątek, 20 kwietnia 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 12.0˚ dst54.31/0.00km w02:13h avg24.50kmh vmax34.30kmh

Trochę późno, bo koło 18, ale zbieramy się i jedziemy z Tomkiem do Michała odebrać kask i spodenki. Miało być blisko i szybko (Tomek zapewniał mnie, że od niego to będzie jakieś 20 km w jedną stronę). Jedziemy i jedziemy i końca nie widać. Trochę chyba za szybko chciałam wszystko załatwić i tętno mi tak skoczyło, że musieliśmy się na chwilę zatrzymać, żebym mogła odsapnąć. Poza tym powoli tracę siły. Obiad jadłam jakieś 5h temu i nic w międzyczasie.
Żeby tego było mało, okazuje się, że przegapiliśmy skręt i musimy się zawracać. Żeby nie jechać znowu tą samą drogą mieliśmy jechać chodnikiem wzdłuż trasy. Okazuje się, że chodnika ni ma i jedziemy kawałek poboczem trasy nr 8 pod prąd. Jak tylko mijamy sklep to proszę Tomka, żebyśmy się zatrzymali i zjedli jakąś czekoladę. Później już szybciutko do Michała. Odbieramy co trzeba i chwilę rozmawiamy. Nie ma czasu na pogaduszki bo słońce już prawie zaszło, a my jesteśmy bez lampek ani żadnego odblasku, i mamy kilka kilometrów do domu.
Jedziemy bokami jak się da. Po drodze spotykamy śmiesznego gościa na rowerze. Najpierw jedzie zygzakiem (zupełnie jak kierowcy F1 kiedy rozgrzewają opony), a później całkiem żwawo jedzie przed nami. Chwilę po tym jak go wyprzedzamy, wyprzedza on nas i trzyma wysokie tempo. Śmiejemy się strasznie, bo to taki niepozorny gość koło czterdziestki. Pewnie niedługo sklep mu zamknął i dlatego tak się spieszy :p Ostatecznie zwolnił dopiero przy basenie jak musiał skręcić :)
Do domu docieramy cali i zdrowi, może troszkę zmarznięci. Ale zapowiedziałam już, że nie będę jeździć po zmroku bez oświetlenia, bo to czysta głupota!


Kategoria W Towarzystwie

Po Warszawie.

Czwartek, 19 kwietnia 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 10.0˚ dst87.20/0.00km w04:22h avg19.97kmh vmax40.40kmh

Umówiłam się z Izą na Agrykoli. W planach były podjazdy, ale po 5 udałyśmy się na Politechnikę, gdzie zgarniamy Tomka i jedziemy w świat. Burczenie w brzuchach powoduje, że decydujemy się jechać na pizzę do Pawła, ale trochę okrężną drogą.
Jedziemy przez most Siekierkowski. Zanim jednak dotarliśmy na pizzę, odwiedziliśmy cukiernię Olczaka na wiatraku. Kiedy my rozgrzewałyśmy się w środku przy ciastku i kawie, Tomek przy lekkiej mżawce wymieniał okładziny w moich hamulcach :) Mój Kochany serwisant :*
Przetransportowaliśmy się na ul. Kobielską i rozsiedliśmy we włoskiej knajpie. Zjedliśmy, pogadaliśmy, pośmialiśmy się, a w międzyczasie na dworze zaczęło mocniej padać. Nie chce się, ale trzeba wychodzić bo dzisiaj w planach jest jeszcze WAT. Jedziemy znowu naokoło. Tym razem zwiedzamy prawy brzeg Wisły i biegnącą wzdłuż Wisły ścieżkę. Kierujemy się cały czas do mostu Północnego i przeprawiamy się na lewą stronę rzeki.

Dalej prowadzi Izka. Przez Lasek Młociński jedziemy w kierunku Radiowa i w końcu docieramy na WAT. Pogoda się psuje i coraz więcej rosi, ale cały czas jedziemy.
Na 'poligonie' mierzę się z kilkoma okopami, które ostatnio sprawiały mi trudności. I..udało się pokonać (i strach i rów) !! Ostatecznie stwierdzam, że nie jest to takie trudne :p

Po wypełnieniu planu na dziś zaczynamy powoli zbierać się do domów. Tomek przy Górczewskiej skręca do siebie, a ja z Izką jadę dalej w kierunku Zachodniego. Koło Tesco spotykamy Renatę i Bartka. Chwilę gadamy, ale pada coraz mocniej, więc szybko odjeżdżamy. Ja powoli zaczynam myśleć, żeby do domu przetransportować się metrem. Z Izą żegnam się przy Prymasa i dalej jadę już sama.
Przy Bitwy Warszawskiej dzwoni Tomek, żeby mnie poinformować, że widział bażanty :) Długo nie rozmawiamy, bo ja moknę i marznę. A Tomek nie dość, że widział bażanty, to jeszcze jedzie i jest suchy, bo u niego nie pada. Niesprawiedliwe :p
Wsiadam w metro na Polu Mokotowskim. Jak wysiadam na Kabatach to już jest całkowita ciemnica. Że ten czas tak szybko minął..Nawet nie wiem kiedy te kilometry się nabiły i nie czuję takiego dystansu w nogach. Mimo beznadziejnej (!) pogody wyszła świetna wycieczka, dzięki bardzo za towarzystwo :)


Kategoria W Towarzystwie

Mazovia Piaseczno.

Niedziela, 15 kwietnia 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 12.0˚ dst50.48/40.00km w02:27h avg20.60kmh vmax41.10kmh

Maraton zlokalizowany praktycznie pod nosem, więc miałam jechać rowerem, od razu byłaby rozgrzewka. Tylko pogoda była bardzo nieprzyjemna, więc podwiozłam się samochodem.
Jak dojeżdżam na miejsce to akurat przechodzi fala deszczu. Aż się nie chce wychodzić, ale na szczęście za chwilę przechodzi i już tylko kropi.
Jadę na rozgrzewkę. Tylko najpierw trzeba znaleźć start, bo nie ma go tam, gdzie wczoraj był zaznaczony na mapie. Ciekawe ile trasy zmienili?

Do sektora wchodzę z 10 min przed startem. Staję w połowie i rozglądam się za dziewczynami, ale oprócz Ani nie widzę żadnej innej. Startujemy. Po krótkiej prostej jest zakręt w lewo. Na tym zakręcie jest warstewka błota i chłopak jadący obok mnie od wewnętrznej albo boi się ubrudzić, albo boi się skręcać w błocie, albo nie zauważył, że trasa skręca, bo kiedy ja z resztą osób składam się do skrętu, to ten jedzie prosto. No żesz.. ’skręcaj’ krzyczę, ale co z tego. Rogiem zahacza o moją kierownicę i krótko się szarpiemy, ale żeby się ‘rozłączyć’ muszę stanąć. Jestem zła. Miałam nie tracić na początku, a tu takie coś. Szybko trzeba dogonić ludzi, żeby po skręcie z długiej prostej w pierwsze małe błoto nie utknąć w korku. Udaje się w miarę sprawnie przebrnąć przez błoto, ale nie bez problemów. Koło boksuje, rzuca mną w prawo i lewo, zero sterowności. Dalej jedziemy, jedziemy, jedziemy. Część za kimś, część sama. Nagle wyrasta rozjazd. Większość, z którymi jadę skręca na fit. Po jakimś czasie dojeżdżamy do przejazdu pod torami. Przechodzę po paletach i zanurzam się nogami w wodzie. No ładnie, chrzest butów już dziś jest :p Najgorzej tylko, że trochę chłodno robi się w stopy. Ale to nic, trzeba jechać dalej. Znowu jedziemy, trochę lasem, trochę asfaltem. Cały czas mniej więcej w tej samej grupie ludzi. Zaczynają się błotka. Da radę jechać, ale trzeba mocno nogami mielić, żeby jechać do przodu. Wszyscy jadą po prawej, więc ja odbijam na lewo i próbuję przejechać strumyk z wodą no i chlup… Koło wpadło po oś i nie da rady dalej jechać, więc nogi też lądują w wodzie. Próbuję wyjść, ale rower mimo pchania zostaje z tyłu. Zassał się, ale udało się go jakoś wyszarpać. Od tego momentu (ok. 15 km) dochodzą mnie skrzypienia przedniego hamulca, aż mi go żal :p Później fundujemy sobie wspólny spacerek. Drepczemy po błocie, które trochę ‘zalatuje’, ale najgorzej przechodzi się przez głębokie po łydki ‘kałuże’. Później znowu dużo prostych i na deser jakieś błoto. Staram się już nie schodzić tak często z roweru i próbuję jechać. Teraz to nawet udaje mi się jechać tam gdzie chcę :)
Trochę treningu się przyda. Poza tym gdyby nie to błoto, to by było strasznie nudno i łatwo.
Meta zbliża się bardzo szybko. Jak przejeżdżamy przez ul. Pionierów to chwilowo tracę ostrość widzenia, bo w oku ląduje kawałek błota. To było chyba najgorsze i najmniej przyjemne na dzisiejszej trasie :p Próbuję jechać jak najszybciej do mety, ale jakoś nogi mi spowolniły, czuję już zmęczenie. Mimo to na metę wpadam zadowolona zaraz za Jolą Kowalską i Bogną. Jakiś czas gadamy i dzielimy się wrażeniami. W międzyczasie podchodzi do mnie zawodnik z Velmaru, z którym jechałam bardzo dużą część trasy i chwali mnie za dobrą jazdę. Do tej opinii dołącza się też zawodnik BSA, z którym też się wachlowaliśmy na trasie. Dzięki, to bardzo miłe :)
W tym czasie zjeżdża się kilku znajomych, w tym Bartek G. W bezruchu robi się zimno dlatego zwijamy się do samochodów i po drodze gadamy. Jak to dobrze, że mam się gdzie przebrać i zagrzać, mmm :) Jak już się ogarniam to zastanawiam się co zrobić z rowerem. Do myjki się nie doczekam, taka pewnie jest kolejka, więc omiatam rower szczotką i pakuje do bagażnika. Później trzeba będzie się nim zająć bardziej kompleksowo.
Przychodzą wyniki sms-em. 7 open, 3 w K2, super!! Lecę na dekorację i wsunąć makaron.

Puchar taki jakby..światowy :p
Później zbieram się do samochodu a w nim walczę z blokadą skrzyni biegów. 20 min walczę sama, później proszę o pomoc pana, który jeszcze kręci się w okolicy. On też nie daje rady. Wrr. Ale jakoś to zrobiłam, wreszcie! Nie cierpię zacinających się zamków :p

Wyszedł w sumie fajny maraton, taki inny :p Szkoda mi trochę roweru, ale jazda w takich warunkach możliwa jest tylko na zawodach. Gdyby nie błoto, które weryfikowało umiejętności i samozaparcie to dopiero byłoby nudno.
A jeśli chodzi o umiejętność jeżdżenia w błocie, to albo ona się poprawiła, albo po prostu była wspomagana przez dobre ogumienie. To było dobre posunięcie, żeby wsadzić cougara też na tył. Po starcie mnie przewiozły na błocie, ale później pozwalały mi kierować rowerem, nawet w tak trudnych warunkach. Jednak dużo klocków w bieżniku to duża przyczepność.


Kategoria PTU Eclipse Biketires, W Towarzystwie, zawody

Leniwie.

Czwartek, 12 kwietnia 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 16.0˚ dst23.99/0.00km w01:13h avg19.72kmh vmax27.90kmh

Mieliśmy dzisiaj z Tomkiem jechać na WAT, ale tak wyszło, że nie pojechaliśmy.
Czekanie na sygnał do wyjścia od Tomka tak się przedłużał, że zaczęłam się zniechęcać do wszystkiego. Dodatkowo bolało mnie ramię od wczorajszych ćwiczeń w podporach. Dlatego dzisiaj wyszło leniwe kręcenie.
Od Tomka pojechaliśmy do Ożarowa Mazowieckiego na ciacho, a drogę powrotną przedłużyliśmy sobie jazdą po polach i poszukiwaniem bażantów.
I widzieliśmy ich bardzo dużo :D Razem to pewnie z 10 by się zebrało. Dodatkowo napatoczył się jeszcze bocian, 7 sarenek i jakieś duże, drapieżne ptaszysko. Z tego wszystkiego byłam uradowana jak dzieciak :)

bocian :)

A po jeździe zamontowaliśmy do kellysa nową oponę na przód Hutchinson Cougar Air Light. Zdecydowanie jest lekka, ma agresywny bieżnik. Zobaczymy, jak się będzie spisywać :)


Kategoria W Towarzystwie

Towarzyski dzień.

Środa, 11 kwietnia 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 16.0˚ dst39.57/0.00km w01:45h avg22.61kmh vmax39.70kmh

O 10:30 wyruszam z domu i jadę na Agrykolkę.
Na dziedzińcu belwederu stoi masa żołnierzy, w Alejach Ujazdowskich kręci się dużo policji, ewidentnie coś się dzieje, albo dopiero zacznie się dziać :p
Całe szczęście na Agrykoli spokój, chociaż jak zaczynam drugi podjazd to jedzie eskorta z samochodem, na którym powiewa flaga Korei Południowej. Jak jadę 3 raz to spotykam jadącego w dół Włodka. Dzisiaj miało być krótko, w planie 5 podjazdów, więc zaraz koniec. Rekompensując sobie niedosyt robię szósty podjazd, ale choroba, nie jestem zmęczona za bardzo. Dzisiaj się wjeżdża bardzo przyjemnie. Wiatr dmucha na podjeździe w plecy i udaje się wjeżdżać 20km/h :) Ok. 12 jestem umówiona z Tomkiem na polu mokotowskim. Jestem trochę wcześniej, więc siadam sobie przy sadzawce. Czekam i czekam, a tu nie ma żadnego znaku. Robię się głodna, powoli zaczynam się wychładzać i co najgorsze, przyklejam się do ławki. Shit! Ale to ani nie jest farba, ani żywica, bo nie pachnie, ale ślad na gatkach został. [Całe szczęście się doprały :p]
Jeszcze chwila i zjawia się Tomek. Ruszamy i w drodze daję się namówić na kebaba przy Racławickiej. Opowiadam jaka jestem zawiedziona, że tego czasu nie spędziłam męcząc się na podjeżdżaniu Agrykoli, na co Tomek cytuje słowa stwórcy Frankensteina "Boże! Stworzyłem potwora". A sam namawiał mnie do treningów :p
Przy szpitalu MSWiA mijamy się z bmtwo. Po konsumpcji kebsa jedziemy na Ursynów do Happy. Część jedziemy ulicami, część ścieżkami. Na Stokłosach z naprzeciwka mija nas rozradowana rowerzystka, która ochoczo do nas macha.
Ze sklepu już tylko powrót do domu i koniec jeżdżenia na dzisiaj.
Ładna pogoda się zrobiła i widać wzmożony ruch rowerzystów. Fajnie jak czasem moje ścieżki skrzyżują się z drogami znajomych lub jeszcze tych nieznajomych, a wartych poznania ludzi :)


Kategoria W Towarzystwie

Kampinoski trening towarzyski.

Poniedziałek, 9 kwietnia 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 5.0˚ dst57.97/50.00km w03:07h avg18.60kmh vmax39.70kmh

O 7 rano budzimy się z Tomkiem i wyglądamy za okno. Piękne słońce i -3*. W ciągu godziny ociepla się do 0*, więc są nadzieje, że nie będzie tak źle. Pakujemy się w Samochód i jedziemy do Damiana. Niedługo po nas dojeżdżają jeszcze Iza z Kamilem.
Razem jedziemy do Leszna i spod kościoła zgarniamy Michała. Wykorzystuję chwilę postoju i chowam do kieszeni kamizelkę, bo jednak jest mi za ciepło, ale palce u rąk odmarzają :/



Jedziemy do Roztoki okrężną drogą. O 10 mamy się tam spotkać z resztą osób. Chwilę czekamy i wyjeżdżamy naprzeciw nadciągającej grupie, w której byli: Paweł W. z kolegą, Jarek W., Paweł L., Robert S. Wspólnie wybrany został kierunek - górki w Górkach. Huraaa! :) Jedziemy w miarę spokojnie, ale grupa szybko się rozciąga. Górki na przedłużeniu czerwonego za Roztoką podjeżdżam wszystkie ze środka (kiedyś nie do pomyślenia :p).
Na górkach (tych docelowych) jedzie mi się fajnie, staram się ograniczać hamowanie i 'poczuć' trasę. Dobrze, że w jednym miejscu stoi Damian i krzyczy gdzie jechać, bo bym zbłądziła. Przy zjeździe do sklepu pada pytanie, co dalej robimy. Damian jedzie do domu, a my jeszcze zaliczamy Roztokę. Postój niedługi, bo szybko robi się chłodno. Żegnamy się i z Tomkiem, Izą i Kamilem jedziemy na zachód. Znowu przedłużeniem czerwonego po górkach, znowu wszystko ze środka (a myślałam, że nie będę miała tyle siły :p).

koniec górek

Trasę do Marianowa wydłużamy sobie zielonym a później czerwonym. Przejeżdżamy przez Karpaty, gdzie prawie zaliczam efektowną glebę, ale jednak udaje mi się toczyć dalej :p Wszystko przez to, że jechałam taką trasą jak Kamil i nie spodziewałam się żadnego uskoku. Zrobiło mi się gorąco, ale przednie koło nie wbiło się w piach i pojechałam dalej. Ciekawe jaką miałam wtedy minę :D
Wyszła fajna przejażdżka, bo na trening było chyba za spokojnie :p Dzięki wszystkim za wspólną jazdę i do następnego razu :)


Kategoria W Towarzystwie, PTU Eclipse Biketires, Las

Mazovia Otwock.

Niedziela, 1 kwietnia 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 4.0˚ dst44.69/44.00km w02:08h avg20.95kmh vmax37.70kmh

Ten maraton był mega udany!
Od startu ogień jak zawsze. Staram się nie zostawać w tyle i szybko wjechać w teren, gdzie będę mogła nadrobić stracone pozycje. Jest ciasno, ale nie muszę się z nikim przepychać łokciami o miejsce na trasie. Dzisiaj większość czasu jadę obok 'sznureczka' i staram się wykorzystywać każde miejsce do wyprzedzania, gdy czuję, że mogę jechać szybciej niż ktoś przede mną. I to jest jakiś szał, bo naprawdę noga się dzisiaj mocno ciśnie na pedały, a liczba wyprzedzonych dzisiaj osób chyba byłaby moim rekordem życiowym :p Dojeżdżamy do odcinka, gdzie jest kilka pagórków i wąska ścieżka. Trochę się poblokowało i prędkości były czasem zabójczo wolne. W grupie przed sobą widzę Renatę, chociaż myślałam, że jej nie dogonię. Jakieś 12 km przed metą wkręca mi się gałązka w kasetę i Renata odjeżdża. Oj będę musiała gonić. Pojawia się tabliczka 10 km do mety i zaraz po jej minięciu zaczyna sypać śniegiem. Puch zbiera się na szkiełkach i trzeba palcem robić za wycieraczki. A rano mówiłam, że gogle by się przydały :p Duże płatki szybko zasłaniają też wszelkie piaskownice i korzenie także jedzie się na czuja. Na 7 km przed metą doganiam Renatę i jedziemy razem. Jak mijamy strażaków przy ognisku to jeden nas zaprasza, żebyśmy zostały na ognisku, a drugi popędza na metę :) Nie korzystamy z zaproszenia, jedziemy co sił w nogach. Dojeżdżamy do podjazdu, który pamiętam z zeszłego roku. Środkiem jest dużo piachu, a po prawej stronie wiele optymalnych tras podjazdu. W ostatniej chwili odbijam na prawo i zostawiam w tyle tych, którzy być może się zagapili, a być może nie wiedzieli, którędy najlepiej jechać. Mijam rozjazd, jestem o 13.05, czyli sporo przed limitem. Przy mnie nikt nie skręca. W takich zmiennych warunkach podziwiam wszystkich, którzy zdecydowali się na giga! Meta już tuż tuż. Finisz w sporej grupce facetów. Nie ma co walczyć o centymetry, bo nie wiadomo kto z którego sektora :p
Szybko lecę się przebrać i wracam na stadion zjeść i napić się ciepłej kawy. Z Tomkiem 'Loko' jemy makaron schowani za namiotem hp sferis. Zaczynają zjeżdżać się gigowcy. Wjeżdża ktoś w pomarańczowym stroju, pewnie Ździchu. Niedługo później wjeżdża Paweł i siedzący mu na kole Grzesiek, a 'na koniec makaronu' pojawia się Tomek. Jedziemy do nich pogadać, a w tym czasie nad naszymi głowami kręcą się dwa bociany. A jednak wiosna to, a nie zima :)
Przychodzi wynik smsem. 6 open, 4 w K2. Wow, rewelacja, biorąc pod uwagę, że jechały dwie dziewczyny z 4f-evive team. Szkoda tylko, że Paula też jest w K2 bo punkty do drużynówki niższe niż być mogły :p

Takie trasy jak dziś to mi bardzo dopowiadają! Piach, korzenie, rozlewiska, śnieżyce i wszystko jest znośne, jak się ma formę :)


Kategoria Las, PTU Eclipse Biketires, W Towarzystwie, zawody