W kółko po lesie Kabackim.

Poniedziałek, 12 lipca 2010 | Rower:Kelly's Magic | temp 29.0˚ dst31.72/31.72km w01:23h avg22.93kmh vmax31.90kmh

Trzy podobne okrążenia bo nie było innego pomysłu. Ogólnie było strasznie gorąco, ale po wjeździe do lasu przywitał delikatny chłodek, którego niestety po dłuższym czasie nie było czuć. Ale zachodzące słońce już tak mocno nie grzało, a za to tworzyło piękną grę cieni. Ogólnie trochę się zgrzałam, ale nie było tak strasznie jak myślałam, że będzie.

Ścieżka w środku pola. © magdafisz
Odrobina lasu. © magdafisz


Kategoria Las, Samotnie

Mazovia MTB - Szydłowiec.

Niedziela, 4 lipca 2010 | Rower:Kelly's Magic | temp 26.0˚ dst33.57/33.57km w01:55h avg17.51kmh vmax59.00kmh

Zaangażowałam rodziców do podwózki i towarzyszyli mi przez cały maraton. Dojechaliśmy niedługo po 9 więc był czas na przygotowania. Pojechałam odebrać z biura depozyt, który Tomek zapomniał odebrać po zawodach w Lublinie.W drodze powrotnej do samochodu spotkałam Tomka, który aktualnie przebywa na kursie w Chełmie i na zawody przyjechał z Krzyśkiem z Lublina.
Miałam małego stracha przed startem bo to pierwszy start w spd i w terenie bardziej niż ostatnio wymagającym. Obawiałąm się, że odruch do zdjęcia nogi z pedału będzie ale się nie wypnę :p Przy przejeżdżaniu przez linię startu ktoś się chyba nie wyrobił i zaczął się kłaść na lewą stronę akurat na mnie. Ale jakoś się wyszarpałam i nie leżeliśmy razem, nie wiem jak to się skończyło dla niego. Kawałek trasy z górki, po asfalcie i wszyscy oczywiście uciekają. Nie miałam siły tak gonić poza tym tak jak mówiłam, strach mnie trochę spowalniał i kazał być czujnym. Po wjeździe w pseudo las gdzie był piach od razu zrobiły się kłęby kurzu, ale jechałam kawałek za czołówką sektora więc nie było tak źle. Niedługo później trasa zaczęła korkować. Wszyscy zwolnili bo było trochę błota, kolein. Ostatecznie w jednej leżałam, przez spd, albo żeby się nie zniechęcać tak strasznie, przez spóźniony refleks :p Było parę narzekań, że to się da przejechać i dlaczego nikt tak nie robi, ale po tym fragmencie był spory kawałek asfaltu i na wyprzedzanie nie zdecydował się nikt. Później był dłuższy podjazd. Ale przed nim spore błoto, w którym też lądowałam. Całe szczęście na miękkim ;) Po tym jakby strach trochę przeszedł, bo już wiedziałam, że jakoś da się jechać i że na razie nie stało mi się nic strasznego od tych upadków. Przed bufetem przejazd w poprzek przez dwie doliny (?). Najpierw mega zjazd a później podjazd. Skręt na fita za bufetem zapowiadał się całkiem przyjemnie. Z górki i to stromej górki gdzie została pobita życiowa max speed (tak właściwie to praktycznie bez pedałowania) ;D ale zaraz po zjeździe wjazd w las i pod górę. Ciężko było się wspinać, ale na młynek z przodu i do góry. Nawet udało mi się zachęcić młodzika z krosa, żeby wsiadał na rower i jechał a nie podprowadzał ;) W tym miejscu udało mi się też dogonić zawodniczkę z huragana, tą samą, z którą jechałam w Nidzicy. Ale niedługo później zaczęły się zjazdy w pięknym, gęstym lesie i mi gdzieś spieprzyła. I to momentalnie. Nawet rozmyślałam momentami czy nie zjechałam z trasy. Ale nie, jechałam dobrze. Za to widocznie powoli i ostrożnie, bo trasa była trochę zarośnięta trawą i nie było dokładnie wiadomo, czy pod nią nie ma jakichś niespodzianek, dołków albo kamieni. Dość długo się tak zjeżdżało, nawet zdążyła mnie rozboleć noga :p Kiedy fit połączył się trasą z mega zaczął się przejazd jak przez dżunglę. Widać było, że całkiem niedawno wycięto zarośla, a wertepy zdradzały, że wcześniej było tam coś w rodzaju łąki. Ale że tak telepało to jechałam wolno, podziwiałam widoki. Przyśpieszyć za bardzo nie pozwalało kolano, w którym odczuwałam ból. Jednak nie minął od wczoraj :/ Ostatnie dwa kilometry to górka dość stroma biorąc pod uwagę fakt, że to była też trasa hobby, przejazd obok pięknych kamieniołomów i meta. Okazuje się, że przyjechałam pierwsza w kategorii i piąta w open. SUKCES! Jestem bardzo zadowolona. Wygrać na takiej trasie, która z mojego punktu widzenia była wymagająca, to prawdziwa przyjemność ;)
Trochę regeneracji posiłkowej, mycie roweru (tym razem nie z karchera, a z sikawki strażackiej ;D) i oczekiwanie na Tomka. Jak wjeżdżał na metę, to go nie poznałam, a numer nie był widoczny. Widziałam tylko, że Welodrom jedzie to krzyknęłam 'dawaj dawaj'. Dopiero jak spojrzałam na numerek z tyłu, to zorientowałam się, że to on ;) Okazuje się, że zgubił czip, ale chyba niedaleko przed metą bo za parę minut wywołali przez megafon Jerzego, że czip się znalazł. Ale fart ;)
Posiedzieliśmy jeszcze trochę, pogadaliśmy, załatwiliśmy co mieliśmy załatwić - tym razem nie zapomniałam odebrać bidonu, i pojechaliśmy do domu. Wrażenia z dzisiaj bardzo dobre. Trasa super, strasznie mi się podobał ten teren, wymagający ale uszczęśliwiający ;) Znowu obawy były zbędne. Muszę się w końcu z tego 'wyleczyć' :p

Podjazd na ostatnich kilometrach © magdafisz


Kategoria W Towarzystwie, zawody

Kabaty-Bronisze-Kabaty

Sobota, 3 lipca 2010 | Rower:Kelly's Magic | temp 26.0˚ dst67.18/0.00km w03:12h avg20.99kmh vmax32.40kmh

Tomek jest na kursie i musiałam pojechać za niego do pracy. Wiało z każdej strony ale wiatr sprawiał, że nie było aż tak gorąco i dało się jechać. Jechałam trochę naokoło, na pewno nie była to najkrótsza droga :p Przy powrocie kolano zaczęło mnie boleć. Na początku było znośnie, ale później jechałam trochę jak babcia :p Przy każdym naciśnięciu odzywał się ból a jak podnosiłam tyłek na wertepach to wszystkie górki odczuwałam w prawym kolanie. Oby do jutra przeszło!


Kategoria Samotnie

Do pracy.

Czwartek, 1 lipca 2010 | Rower:Kelly's Magic | temp 27.0˚ dst26.83/0.00km w01:18h avg20.64kmh vmax29.50kmh

Ciepło, a nawet upalnie ale jednak wybieram rower. Miałam jechać spokojnie, żeby się nie zgrzać za bardzo ale jechałam pod wiatr i jeszcze miałam mało czasu więc pedałowałam trochę szybciej od zakładanych 20 km/h :p Na miejscu dopadł mnie potworny głód chociaż przed wyjściem zjadłam porządny obiad.
Powrót prawie tak samo, ale podjechałam jeszcze do akademików na kampus na chwilę.


Kategoria Samotnie

Działkowo.

Sobota, 26 czerwca 2010 | Rower:Kelly's Magic | temp 20.0˚ dst67.48/0.00km w02:55h avg23.14kmh vmax37.70kmh

Z Tomkiem najpierw na działkę do Złotokłosu i ciastka w tamtejszej cukierni a później na działkę w Jaworowej na grilla. Szybko się jechało po asfaltach, na początku wiatr w plecy i myśleliśmy, że będzie się ciężko wracało, ale nie było źle ;) Temperatura przyjemna, wiatr chłodził i nie było za gorąco. Przyjemna szybka jazda bez żadnych incydentów na drodze.


Kategoria W Towarzystwie

Góra Kalwaria.

Środa, 23 czerwca 2010 | Rower:Kelly's Magic | temp 18.0˚ dst49.27/0.00km w02:17h avg21.58kmh vmax45.10kmh

Miałam się uczyć do egzaminu, ale dałam się przekonać na wypad na ciastko ;) Na miejsce z wiatrem, a powrót pod wiatr. Wiatr dość nieprzyjemny, chłodny i porywisty. Tomek mnie pociągną większość trasy powrotnej na kole i niby było łatwiej, ale taka jazda była nudna. Ciągle trzeba się skupiać na kole i uważać na dziury w drodze, chociaż akurat nasza trasa była w większości równa. Nawet pogadać się nie dało. Zdjęcia później, bo Tomek robił a jest aktualnie w drodze do domu ;)

W drodze do Góry Kalwarii © ktone
Ciacho:) © ktone


Kategoria W Towarzystwie

W spd.

Wtorek, 22 czerwca 2010 | Rower:Kelly's Magic | temp 20.0˚ dst40.51/0.00km w02:15h avg18.00kmh vmax28.90kmh

Nauka jazdy na spd ;) Na prostej idzie dobrze, ale sprawy się komplikują przy jeździe pod górę. Dwie gleby na kopie cwila :p Mam też nowy nabytek - welodromowa bluza ;)
A reszta jazdy to takie ostrożne kręcenie po mieście, żeby siebie i rower rozjeździć po Lublinie. Tomek przeczyścił mi napęd i teraz nawet nie piśnie jak się kręci ;)


Kategoria W Towarzystwie

Mazovia MTB - Lublin.

Niedziela, 20 czerwca 2010 | Rower:Kelly's Magic | temp 17.0˚ dst59.67/59.67km w04:05h avg14.61kmh vmax42.60kmh

Do Dzisiaj nie wiedziałam co to błoto :p Na trasie masakra, chociaż początkowo mi się bardzo podobało. Mimo warunków zadebiutowałam w mega. Tomek myślał, że skrócę trasę i pojadę fit, ale umowa była na mega, więc tak jechałam. Niestety Tomek nie miał szczęścia i zerwał mu się łańcuch, o czy dowiedziałam się mijając go na trasie. Deszczowo, wietrznie, błotnisto. Moja wiatrówka zaczęła przepuszczać wodę jak staliśmy i czekaliśmy na start w sektorach. Później z każdą kałużą nabierałam wody do butów. Okulary parowały, gripy się zsuwały. Najgorzej było jak zaczęłam tracić siły i zgłodniałam. Ale mimo tych wszystkich niedogodności dojechałam cało na metę, w tempie powolnym, ale dojechałam. Zresztą taki był mój cel, dojechać i sprawdzić się na większym dystansie. Czuję ogromną satysfakcję, że mi się udało, że nie miałam żadnej awarii ani większych problemów ze sprzętem (ale doprowadzenia go do stanu sprzed maratonu może być wielkim problemem :p).
Jednak po takich maratonach stwierdzić można, że wszyscy co jechali mają nierówno pod sufitem! Na trasie nie było widać ŻADNYCH miejscowych, oprócz policji, która pilnowała trasy, a my nie dość że mokliśmy to jeszcze przemierzaliśmy wiele kilometrów w błocie.

Lublin © magdafisz
Dobra aura na ściganie się ;) © magdafisz


Kategoria W Towarzystwie, zawody

Na działkę w Jaworowej i do domu.

Sobota, 12 czerwca 2010 | Rower:Kelly's Magic | temp 27.0˚ dst57.73/0.00km w02:40h avg21.65kmh vmax39.70kmh

Od Tomka pojechaliśmy na obiad na działkę w Jaworowej, gdzie byli jego rodzice. Przed dotarciem na miejsce skręciliśmy jeszcze do Suchego Lasu powypatrywać bażantów. Były. I to nie tylko było je słychać, ale i widać ;) Po zjedzeniu i odpoczynku ruszyliśmy w drogę powrotną. Co do godziny powrotu zmusiły nas trochę nadchodzące chmury, ale tylko kilka kropel na nas spadło a reszta drogi na sucho. Przez Raszyn, Okęcie dojechaliśmy do Pola Mokotowskiego, gdzie rozjechaliśmy się w swoje strony. Powrót spokojny, bez przygód, ale za to z niespodzianką kiedy to stanęłam pod zamkniętymi drzwiami od domu i zorientowałam się, że nie mam kluczy. Ale na szczęście siostra poratowała. Podjechałam po klucze i nie musiałam stać.Wyjazd ogólnie bardzo przyjemny.


Kategoria W Towarzystwie

Do pracy i na grilla.

Piątek, 11 czerwca 2010 | Rower:Kelly's Magic | temp 30.0˚ dst66.15/0.00km w03:08h avg21.11kmh vmax37.10kmh

Mieliśmy jeździć zanim razem pojechaliśmy do mojej pracy, ale był taki upał, że nie chciało się nic. Przeleżeliśmy więc ile się dało i ruszyliśmy w kierunku Pola Mokotowskiego. Po drodze miałam niewielką kolizję z dziadkiem na składaku, który wjechał na mnie, kiedy ja próbowałam go ominąć. Całe szczęście nic się nie stało oprócz paru siniaków i skręconej kierownicy. Dalsza droga to masakra, po dojechaniu na miejsce byliśmy całkowicie mokrzy.
Szybkie sprzątanie i jazda w kierunku Raszyna, ale naokoło, bo mieliśmy dużo czasu. Dojechaliśmy do Natolina i tam wjechaliśmy w las. Kilka kilometrów ulgi, bo było tam trochę chłodniej. Na działce zjedliśmy grilla a kiedy komary nie dawały już siedzieć ruszyliśmy do Tomka do domu. Było po 23. Już zdecydowanie chłodnej i dlatego przyjemnie się jechało. Ja mam na stanie tylko jedną lampkę, tylną, dlatego jechałam za Tomkiem. Na drogach zdecydowanie pusto, bezwietrznie, przyjemna temperatura, więc jechało się bardzo przyjemnie ;) Większość drogi była oświetlona latarniami (Tomek specjalnie tak wybierał), więc tylko krótkie kawałki jechało się na czuja :p Po drodze tylko raz mieliśmy 'przyjemność' spotkać psa biegającego po drodze, ale Tomek potrafi sobie dobrze z takimi radzić ;) a reszta drogi spokojna. Przyjemność z jazdy w takich warunkach 100% ;)


Kategoria W Towarzystwie