Mazovia MTB - Szydłowiec.

Niedziela, 4 lipca 2010 | Rower:Kelly's Magic | temp 26.0˚ dst33.57/33.57km w01:55h avg17.51kmh vmax59.00kmh

Zaangażowałam rodziców do podwózki i towarzyszyli mi przez cały maraton. Dojechaliśmy niedługo po 9 więc był czas na przygotowania. Pojechałam odebrać z biura depozyt, który Tomek zapomniał odebrać po zawodach w Lublinie.W drodze powrotnej do samochodu spotkałam Tomka, który aktualnie przebywa na kursie w Chełmie i na zawody przyjechał z Krzyśkiem z Lublina.
Miałam małego stracha przed startem bo to pierwszy start w spd i w terenie bardziej niż ostatnio wymagającym. Obawiałąm się, że odruch do zdjęcia nogi z pedału będzie ale się nie wypnę :p Przy przejeżdżaniu przez linię startu ktoś się chyba nie wyrobił i zaczął się kłaść na lewą stronę akurat na mnie. Ale jakoś się wyszarpałam i nie leżeliśmy razem, nie wiem jak to się skończyło dla niego. Kawałek trasy z górki, po asfalcie i wszyscy oczywiście uciekają. Nie miałam siły tak gonić poza tym tak jak mówiłam, strach mnie trochę spowalniał i kazał być czujnym. Po wjeździe w pseudo las gdzie był piach od razu zrobiły się kłęby kurzu, ale jechałam kawałek za czołówką sektora więc nie było tak źle. Niedługo później trasa zaczęła korkować. Wszyscy zwolnili bo było trochę błota, kolein. Ostatecznie w jednej leżałam, przez spd, albo żeby się nie zniechęcać tak strasznie, przez spóźniony refleks :p Było parę narzekań, że to się da przejechać i dlaczego nikt tak nie robi, ale po tym fragmencie był spory kawałek asfaltu i na wyprzedzanie nie zdecydował się nikt. Później był dłuższy podjazd. Ale przed nim spore błoto, w którym też lądowałam. Całe szczęście na miękkim ;) Po tym jakby strach trochę przeszedł, bo już wiedziałam, że jakoś da się jechać i że na razie nie stało mi się nic strasznego od tych upadków. Przed bufetem przejazd w poprzek przez dwie doliny (?). Najpierw mega zjazd a później podjazd. Skręt na fita za bufetem zapowiadał się całkiem przyjemnie. Z górki i to stromej górki gdzie została pobita życiowa max speed (tak właściwie to praktycznie bez pedałowania) ;D ale zaraz po zjeździe wjazd w las i pod górę. Ciężko było się wspinać, ale na młynek z przodu i do góry. Nawet udało mi się zachęcić młodzika z krosa, żeby wsiadał na rower i jechał a nie podprowadzał ;) W tym miejscu udało mi się też dogonić zawodniczkę z huragana, tą samą, z którą jechałam w Nidzicy. Ale niedługo później zaczęły się zjazdy w pięknym, gęstym lesie i mi gdzieś spieprzyła. I to momentalnie. Nawet rozmyślałam momentami czy nie zjechałam z trasy. Ale nie, jechałam dobrze. Za to widocznie powoli i ostrożnie, bo trasa była trochę zarośnięta trawą i nie było dokładnie wiadomo, czy pod nią nie ma jakichś niespodzianek, dołków albo kamieni. Dość długo się tak zjeżdżało, nawet zdążyła mnie rozboleć noga :p Kiedy fit połączył się trasą z mega zaczął się przejazd jak przez dżunglę. Widać było, że całkiem niedawno wycięto zarośla, a wertepy zdradzały, że wcześniej było tam coś w rodzaju łąki. Ale że tak telepało to jechałam wolno, podziwiałam widoki. Przyśpieszyć za bardzo nie pozwalało kolano, w którym odczuwałam ból. Jednak nie minął od wczoraj :/ Ostatnie dwa kilometry to górka dość stroma biorąc pod uwagę fakt, że to była też trasa hobby, przejazd obok pięknych kamieniołomów i meta. Okazuje się, że przyjechałam pierwsza w kategorii i piąta w open. SUKCES! Jestem bardzo zadowolona. Wygrać na takiej trasie, która z mojego punktu widzenia była wymagająca, to prawdziwa przyjemność ;)
Trochę regeneracji posiłkowej, mycie roweru (tym razem nie z karchera, a z sikawki strażackiej ;D) i oczekiwanie na Tomka. Jak wjeżdżał na metę, to go nie poznałam, a numer nie był widoczny. Widziałam tylko, że Welodrom jedzie to krzyknęłam 'dawaj dawaj'. Dopiero jak spojrzałam na numerek z tyłu, to zorientowałam się, że to on ;) Okazuje się, że zgubił czip, ale chyba niedaleko przed metą bo za parę minut wywołali przez megafon Jerzego, że czip się znalazł. Ale fart ;)
Posiedzieliśmy jeszcze trochę, pogadaliśmy, załatwiliśmy co mieliśmy załatwić - tym razem nie zapomniałam odebrać bidonu, i pojechaliśmy do domu. Wrażenia z dzisiaj bardzo dobre. Trasa super, strasznie mi się podobał ten teren, wymagający ale uszczęśliwiający ;) Znowu obawy były zbędne. Muszę się w końcu z tego 'wyleczyć' :p

Podjazd na ostatnich kilometrach © magdafisz


Kategoria W Towarzystwie, zawody


komentarze
ktone
| 11:05 czwartek, 15 lipca 2010 | linkuj http://www.mazoviamtb.pl/galeria2.php?katalog=szydlowiec10magor&foto=DSC_6172.jpg&id=962
ktone
| 11:05 czwartek, 15 lipca 2010 | linkuj http://www.mazoviamtb.pl/galeria2.php?katalog=szydlowiec10magor&foto=DSC_6170.jpg&id=962
ktone
| 10:49 czwartek, 15 lipca 2010 | linkuj http://www.mazoviamtb.pl/galeria2.php?katalog=szydlowiec10ania&foto=DSC_1169.jpg&id=962
magdafisz
| 16:34 wtorek, 6 lipca 2010 | linkuj Dzięki ;)
Wygrywanie w górach to wysoko postawiona poprzeczka ale kto wie, spróbować nie zaszkodzi :)
MKTB
| 21:36 poniedziałek, 5 lipca 2010 | linkuj Gratulacje :)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa zdraz
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]