Gwiazda Mazurska - 2 etap.
Piątek, 8 czerwca 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 17.0˚
dst67.80/0.00km
w02:52h avg23.65kmh
vmax41.10kmh
Pogoda od rana nie tragiczna, ale też nie najlepsza. Niebo zachmurzone, coś od czasu do czasu kapnie. Mimo wszystko trzeba jechać. Do Jedwabna dojeżdżamy wcześnie. Po przygotowaniu sprzętu ruszamy na objazd.
Jest chłodno, ale w lesie się rozgrzewamy i decydujemy, że jednak jedziemy na krótko.
Jedziemy końcówkę trasy, wspólną dla wszystkich dystansów, ale mamy lekkie zastrzeżenia co do oznaczenia. Przez przypadek znajdujemy kawałek trasy, na który nie było oznaczonego wjazdu ani zjazdu, a dobrze by było się nie pogubić na końcówce. Czasu coraz mniej, więc wracamy powoli na stadion.
Okazuje się, że sektor dla fita i mega kobiet jest połączony. Żeby dobrze się ustawić musimy się trochę wepchnąć do przodu i w oczekiwaniu na start robimy 'rozpoznanie' przeciwników. Ale samo rozglądanie się nie wskazuje nam, kto może dzisiaj jechać mega, więc pytam, kto jedzie. Podnoszą się dwie ręce. Dodając do tego mnie i Ulę robi się 4. WOW, ale szał! Żeby było jeszcze lepiej, jest nas dwie z K2 i dwie z K3 :)
O 11:00 startuje hobby, później faceci mega, faceci fit, a na końcu o 11:07 reszta świata, czyli my.
Ula od razu ucieka do przodu, a ja jadę jak sierota, bo nie mam jak wyprzedzać. Jak wjeżdżamy na pola to gonię kilka dziewczyn i do rozjazdu, który jest jakoś blisko, jadę praktycznie z nimi. Przy rozdzielaniu się zauważam, że cały pociąg ciągnęła Marta.
Chwilę po skręcie na mega słyszę "Cześć. To co? Zostałyśmy same, to jedziemy razem?". Pewnie! Na płaskich odcinkach jedziemy na zmiany, co 3 minuty zmiana, a w terenie jak która może. Chwilę zapoznawczo rozmawiamy. Ola jest z K3, więc bezpośredniej walki między nami nie ma. Okazuje się, że już 12 lat startuje w triathlonie, a gwiazdę jedzie treningowo, bo przygotowuje się do Ironmana. Szybko jednak kończymy rozmowy, bo trasa jest szybka i trzeba pruć do przodu ile się da. Co jakiś czas udaje nam się kogoś wyprzedzić, ale są to dosłownie pojedyncze osoby. Do bufetu dojeżdżamy dość szybko. Picia mam pod dostatkiem, ale bym wzięła coś do jedzenia. Tu jednak zonk, bo żadnego jedzenia nie ma ;/
Dojeżdżamy do pierwszych wzniesień i od razu ilość zawodników przed nami się zagęściła. Niektórzy prowadzą. Wszyscy jednak puszczają nas uprzejmie i z lekką zazdrością patrzą jak wjeżdżamy i znikamy. Po krótkim podjeździe zaczynają się lekko nachylone zjazdy serpentynami po malowniczych ścieżkach. Ale czasu na podziwianie nie ma, jedziemy przed siebie. Wyprzedzamy coraz więcej osób. Trzymamy niezłe tempo. Ja na zjazdach lekko odskakuję, ale na płaskim Ola jest bardzo mocna. Sama przyznała, że rower to jej najmocniejsza strona na triathlonie.
Mimo, że jedziemy razem i szybko się przemieszczamy, to mnie trasa zaczyna się już trochę dłużyć. Plecy na lewo od 'krzyża' coś zaczynają boleć. Dojeżdżamy do odcinka, którym jechałyśmy w drugą stronę po rozjeździe, czyli powoli zaczynamy się zbliżać do końca. Zaraz jest bufet, na którym dostaję batona. Chętnie bym zjadła, ale gryzę tylko raz, bo powoli zaczynam odstawać od Oli. Narastający ból, głód i zmęczenie powodują, że jestem coraz dalej i w końcu kończy się to tak, że zupełnie gubię Olę z horyzontu. No trudno, nie powalczę o drugie miejsce open.
Przedostatnia prosta.
Na metę wjeżdżam koło w koło z jakimś panem, który podpuszczał mnie do mocnego finiszu. Udało mu się i jeszcze na kilka obrotów korbą wykrzesałam trochę siły :p
W miasteczku już wszyscy z biketiresów są. Najszybciej na mecie zameldował się Damian, który jest zadowolony ze swojej dzisiejszej jazdy.
Po nieskutecznych próbach rozciągnięcia i rozmasowania pleców idę w poszukiwaniu jedzenia. Szkoda, że nie ma nic ciepłego, ani żadnego owocu. Trudno, zapycham się bułką drożdżową ;/
Na wyniki kobiet na mega nie musimy czekać, bo je znamy, ale dekoracja zostanie odłożona na jutrzejszy dzień, bo jeszcze nie wszystkie dziewczyny zjechały z trasy. To w sumie nie tak źle. Możemy jechać do domków i się regenerować, szczególnie ja z moimi plecami!
Kategoria PTU Eclipse Biketires, W Towarzystwie, zawody
Gwiazda Mazurska - czasówka.
Czwartek, 7 czerwca 2012 | Rower: | temp 18.0˚
dst5.04/0.00km
w00:10h avg30.24kmh
vmax37.70kmh
Dzisiejszy etap to praktycznie nie etap, bo strasznie krótki.
Na miejscu jesteśmy całą drużyną dość wcześnie dlatego razem zaczynamy objazd. Jedyna niespodzianka na trasie to taka, że ścieżka rowerowa, którą jedziemy, nie łączy się. Pomiędzy jednym a drugim odcinkiem jest kawałek wału strasznie wertepiastego, a przed wałem jest kuweta. Po zapoznaniu z trasą jedziemy na długą rozgrzewkę i zbliżamy się na linię startu. Przede mną startuje Michał, za mną Sławek, Zdzichu, Ula, Damian i Mateusz. Start co 30 sekund.
Po starcie szybko płuca dają o sobie znać, pali jak diabli.
Gnam co sił, ale jeszcze zanim dojechałam do wału wyprzedza mnie Sławek, a przed ostatnim zakrętem dogania mnie Zdzichu, który motywuje do jeszcze mocniejszego pedałowania.
Za Zdzichem
Na mecie mam czas 9:28, Ula pojechała prawie o minutę lepiej. Zobaczymy jak pojedzie reszta dziewczyn.
Okazało się, że konkurencja wśród dziewczyn nie była zbyt wielka. Na ponad 200 startujących osób (bez hobby), kobiet było 44.
W kategorii K2 byłam 1, a open 2 ex aequo z dziewczyną z K1.
Podium K2
Podium K3
Ciekawe ile dziewczyn zdecyduje się jutro jechać mega? Aż nie mogę się doczekać!
Kategoria PTU Eclipse Biketires, W Towarzystwie, zawody
Uczelnia.
Wtorek, 5 czerwca 2012 | Rower:Składak | temp ˚
dst10.00/0.00km
w00:40h avg15.00kmh
vmax0.00kmh
Na uczelnię i z powrotem. Na chwilę jeszcze podjechałam na Natolin, a tam taka awaria :)
Oczko mu wypadło, ale działa
Kategoria Samotnie
KPN
Niedziela, 3 czerwca 2012 | Rower: | temp 17.0˚
dst69.24/0.00km
w03:37h avg19.14kmh
vmax37.10kmh
Wolnej niedzieli już dawno nie było, więc jak jest, to trzeba korzystać i umawiamy się na wspólny trening w KPN.
Razem z Tomkiem ze stacji w Płochocinie odbieramy Ulę. Zaraz potem dołącza do nas też Romek i we czwórkę jedziemy w stronę Leszna. W Lesznie czekamy na Jarka i Pawła i w tym czasie spotykamy Przemasa na szosówce. W końcu wyjeżdżamy chłopakom na przeciw i razem jedziemy do Roztoki. Przy Ławskiej mija nas spora grupa z Velmaru.
W Roztoce zatrzymujemy się na kawę. Trochę za wcześnie, ale fajnie jest posiedzieć i pogadać. Jarek i Paweł decydują się wracać do Łomianek, a my ruszamy w kierunku Górek. Na asfalcie za Sosną Powstańców dojeżdża do grupy jeszcze Iza i Kamil, więc przejazd po wydmie robimy w sporej grupce :)
Po dojechaniu do Roztoki rozdzielamy się. Ja z Tomkiem wracamy do Płochocina, a reszta jedzie do Truskawia.
Dzisiaj pierwszy raz dłużej jechałam na nowym siodełku. Na razie wydaje się wygodne. Tomek natomiast miał trochę większą nową zabawkę do testowania, mianowicie rower Mbike Ultimate.
Kategoria Las, PTU Eclipse Biketires, W Towarzystwie
Po nowy nabytek.
Czwartek, 31 maja 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 20.0˚
dst44.59/0.00km
w02:02h avg21.93kmh
vmax41.10kmh
Jedno siodełko oddałam, to przydałoby się coś wreszcie porządnego kupić do siedzenia.
Kasia dała mi znać, że ma w sklepie mogące mnie zainteresować siodełko.
Pojechałam więc z Tomkiem do sklepu na Śniegockiej pooglądać i po przymierzać się do siodła. Na pierwszy rzut oka ładne, dwa- lekkie, trzy- mój rozmiar. Jeszcze cena atrakcyjna, więc nie ma się co zastanawiać.
Biorę i zaraz chłopaki w sklepie montują siodło na właściwe miejsce. Pierwsza jazda do bankomatu. Wrażenie dobre, wreszcie nie mam kanapy pod tyłkiem, a dobrą 'deseczkę' :p
Jeszcze jakiś czas siedzimy u Kasi i gadamy. Tomek zastanawia się nad kupnem roweru, bo ma sporo gratów zużytych i nadających się do wymiany. W międzyczasie chłopaki rozstawiają wagę rowerową. Oo, jak jest okazja, to sobie zważę rower. Wyświetliło 11,7 kg. Hmm, spodziewaliśmy się z Tomkiem, że będzie mniej..:( Kiedyś trzeba będzie coś zainwestować w moją maszynę, na razie nie ma z czego, więc musi jeździć taki klocek.
Za to Tomka rower waży sporo sporo mniej, 10,2 kg, chociaż chciałby jeszcze parę gramów zrzucić :p
Po skończeniu rozmów żegnamy się z Kasią i resztą i jedziemy do Ski Teamu na Karolkową pooglądać Cuby. Stamtąd rozjeżdżamy się w swoje strony, Tomek na budowę, a ja do domu.
Kategoria W Towarzystwie
Nuda.
Środa, 30 maja 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 17.0˚
dst44.47/0.00km
w01:59h avg22.42kmh
vmax41.80kmh
Po powrocie z gór ciężko jest sobie wymyślić ciekawą trasę :(
Przed pracą podjeżdżam do Damiana oddać mu siodełko, a po pracy jadę zdobywać Agrykolę.
Robię 10 podjazdów. Pierwszy i drugi naprawdę szybko, ponad 20 km/h. Reszta już wolniej, bo coś mnie plecy zaczynają boleć. Podejrzewam złe ustawienie siodła.
Powrót do domu nudny. No może nie do końca, bo ludzie mało myślący dają znać o swojej obecności.
Kategoria Samotnie
Uda się czy się nie uda?
Wtorek, 29 maja 2012 | Rower:Składak | temp 21.0˚
dst10.00/0.00km
w00:40h avg15.00kmh
vmax0.00kmh
Chmury zbierały się cały dzień, ale może uda mi się dojechać bez zmoczenia na uczelnię. Dosłownie kilometr przed celem zaczyna padać i moczy mnie dość konkretnie.
Nie udało się też napisać kolokwium, na które jechałam, bo profesor nie przyszedł ;/ Po godzinie czekania wracam do domu, bo znowu coś się chmury zaczynają pokazywać.
Kategoria Samotnie
Przesieka - wyścig.
Niedziela, 27 maja 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 25.0˚
dst15.00/0.00km
w01:30h avg10.00kmh
vmax0.00kmh
Śniadanie o 8. Start o 9:30. Wszystko trochę za wcześnie. Szybko muszę się szykować na start.
Z Edytą jedziemy zapoznać się z trasą rozjazdu po asfalcie. Długo pod górę, aż trasa skręca na pętle. Wszyscy mówią, że trzeba na tym kawałku przycisnąć i w dobrej grupie wpaść na właściwą trasę.
O 9:10 zaczynamy się ustawiać według wczoraj uzyskanych czasów. Czas do startu mija bardzo szybko i zaraz słyszymy 'START'.
Nie rozumiem tego co się dookoła mnie dzieje. Kręcę ile wlezie, ale już kilka sekund po starcie wyraźnie spadam pozycja po pozycji aż robi się luźniej dookoła mnie. Nie mam zamiaru się oglądać, czy zostałam już ostatnia i cały czas próbuję gonić resztę.
Ale jest mi ciężko. Nagle boli każdy mięsień, łącznie z pośladkami. Czyżbym przeholowała tymi wycieczkami z poprzednich dni? Szybkie starty to zdecydowanie moja słaba strona, ale nie myślałam, że będzie aż tak źle.
Na końcu asfaltu stoi Grzesiek i chyba lekko zawiedziony woła "Jedź swoje!".
Teraz na wąskich ścieżkach nic nie zdziałam, więc się nie spinam. W wodzie, którą bez problemów przejeżdżałam jakoś tym razem się gubię i nogą ląduję w błocie. Odpycham się, ale znowu ląduję nogą w błocie, tym razem między kamieniami. Nie ma rady, trzeba zejść z roweru i kawałek zbiec.
Ostrej nawrotki nie udaje się dzisiaj przejechać i muszę wbiegać. Tam wyprzedza mnie Edyta, która jedzie, ale nawet nie wiem kiedy ją znowu wyprzedzam. Jedziemy gęsiego, a jak robi się trochę szerzej to stawka się rozciąga. Dojeżdżamy powoli do najgorszego zjazdu. Przede mną jedzie dziewczyna i waham się czy wyprzedzać, czy nie. Ostatecznie nie decyduję się wyprzedzać, czego zaraz później żałuję :(
Przejeżdżam przez strefę bufetu, w którym doping Bartka i Tomka daje siłę dalej jechać :)
Na pierwszym zjeździe za metą jadą przede mną dwie dziewczyny. Pierwsza zjeżdża słabo, a ta druga ją cały czas naciska, żeby jej nie blokować. Ile kurw przy tym leci to aż się dziwię, szczególnie, że zaraz dojedziemy do szerszego miejsca, gdzie spokojnie będziemy mogły się wyminąć. To jednak nie hamuje dziewczyny z Politechniki Śląskiej, która grozi tej wolniejszej dyskwalifikacją za blokowanie ;/
Zaraz później, jak się zaczął przejazd z kamieniami, w jednym miejscu zahaczam korbą i muszę się zatrzymać, na co słyszę za swoimi plecami krzyk z wyrzutem "No i co kurwa!?". O lol, ja się śmieję, ale też i zastanawiam co z tymi dziewczynami jest. Szczególnie, że owa dziewczyna na mecie jest kilka miejsc za mną ;/
Męczący podjazd po łące za mną i teraz większość z górki. Znowu w 'mokrej sekcji' mam najwięcej problemów. Nawrotka znowu nie wyszła, więc biegnę. Do końca kółka jadę i zastanawiam się jak daleko za mną jest Weronika, prawie pewna zwyciężczyni. Dostanę dubla, czy uda mi się wjechać na trzecie kółko? W bufecie już wiem, że dubla nie będzie czyli jeszcze jadę.
Wymieniam bidon na pełny, który dostaję od Tomka. Dzięki za obsługę i doping oczywiście :)
Po przejechaniu mety słyszę spikera "...zawodniczka ze Szkoły Górskiej Gospodarstwa Wiejskiego...". Haha, uśmiałam się na tym ciężkim, trawiastym podjeździe :)
Ostatnie kółko jedzie mi się najlepiej, najmniej wpadek. Na końcu trawiastego podjazdu wyprzedza mnie dziewczyna, z którą startowałam z jednej linii (tyle, że ona goniła stawkę, bo miała defekt :p). Kamienie przed mostkiem przejeżdżam, nawrotkę udaje się przejechać i na horyzoncie mam punkt do gonienia- Marysia z WUMu. Wiedząc, że słabiej zjeżdża, na końcówce podjazdu mocniej przyciskam, żeby na sekcję w dół wjechać pierwsza. Udaje się. Jednocześnie gonię dziewczynę z Politechniki Śląskiej, z którą jedziemy w miarę równo każde kółko, ale miejscami mi odskakuje.
Na ostatnim mostku Mateusz dopinguje, ale chwilę później na ścieżce mocno pochyłej i miękkiej przednie koło zatrzymuje mi się na korzeniu i tracę czas. To już nie dogonię, teraz muszę się jeszcze nie dać dogonić, więc ostatkami sił jadę do mety.
W strefie bufetu się oglądam, pusto. Uf, mogę sobie spokojnie wymęczyć ten podjazd :p
Na mecie okazuje się, że Marysia za bardzo chciała mnie dogonić i też się wywaliła, ale dobrze, że nic jej się nie stało.
Czas przejazdu 1:30:24 [25:31, 32:20, 32:31], miejsce 21. Szkoda, bo 30s zabrakło do 20 miejsca.
Kasia 01:26:38 [23:33, 31:39, 31:25], miejsce 14.
Edyta 01:37:15 [26:02, 34:40, 36:310, miejsce 29.
Zwyciężczyni 1:07:58 [18:27, 24:45, 24:45].
Można było lepiej pojechać, ale niestety błędy kosztują. Szkoda tylko, że spadłam w stosunku do wczorajszych wyników, bo w sumie na nic lepszego nie liczyłam. Jechałam na maksa, a najważniejsze jest to, że się dobrze przy tym bawiłam i namęczyłam :)
Żałuję tylko, że już więcej nie będę mogła wziąć w takiej imprezie udziału (bo nie zamierzam na razie przedłużać okresu studiowania :p).
Tomek po wypadku Mateusza jako jednoosobowa reprezentacja męska z UW startował koło 12. Ustawienie wszystkich prawie 150 osób zajęło sporo czasu, ale wreszcie wystartowali. Razem z Edytą w drodze do strefy bufetu zahaczamy o sklep i pałaszujemy lody, należało nam się :) W pełnej gotowości czekam do podania Tomkowi bidonu, ale w międzyczasie gadam z Edytą i podziwiamy przejeżdżających chłopaków :)
Pierwszy jest oczywiście Marek Konwa, który nie ma tutaj sobie równych. Dublować zacznie szybko, ale mam nadzieję, że Tomkowi uda się przejechać co najmniej 3 okrążenia. Przecież nie może być mniej ujechany ode mnie :p
Dubel nadchodzi szybko, przed wjazdem na 3 okrążenie, ale sędziowie decydują nie ściągać zawodników z trasy, zanim pierwszy nie skończy całego wyścigu.
Tomek łapie bidon i jedzie dalej. Gdy kończy trzecie kółko, Marka jeszcze nie ma na mecie, więc to oznacza jazdę czwartego kółka. Tomek pół żartem, pół serio krzyczy "Marek, gdzie jesteś?" i umęczony wjeżdża na ostatnią pętlę. Ktoś z trenerów Konwy też lekko się zastanawia, 'No właśnie. Gdzie jesteś?", ale niedługo później pojawia się i kończy wyścig z czasem 1:26:45 (5 okrążeń!!). Hardkor :D
Czekając na Tomka
Tomek dojeżdża zadowolony na metę po czasie 1:51:28 i cieszy się, że już się skończyło :)
Impreza jak najbardziej udana. Organizacja, trasa i atmosfera rewelacyjna. Kto jeszcze nie był, a może jechać na AMPy to polecam jak najbardziej!!
Jedyny minus to taki, że długo i niechętnie się stamtąd wraca do domu :(
Kategoria zawody, W Towarzystwie, Las, góry, AZS
Przesieka - czasówka i najwolniejsza wycieczka w życiu.
Sobota, 26 maja 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 25.0˚
dst24.00/0.00km
w02:27h avg9.80kmh
vmax43.40kmh
Przed startem jak zwykle trochę nerwów, jak zwykle o to trochę za dużo!
Jedziemy z Tomkiem i Mateuszem na ostatni objazd trasy. Na podjazdach próbuję jechać trochę za szybko, bo łapie mnie zadyszka. Trasa tylko w miejscu kałuż trochę bardziej rozjeżdżona niż wczoraj, łąka skoszona, ale poza tym żadnych innych niespodzianek.
Startuję 10:08, czyli jako ósma. Minutę za mną startuje Edyta z UW. Będę musiała uciekać :p
Szybko doganiam dziewczynę przede mną i gonię następne, czyli nie jest źle. Jedzie mi się coraz lepiej. Przejeżdżam nawet przez kamienie przed pierwszym mostkiem :) Ostry zakręt w prawo, zaraz po zjeździe, a zaraz przed kolejnym podjazdem, udaje się pokonać na rowerze, czyli znowu lepiej niż na objeździe :) Nawet dwóm miejscowym, którzy akurat byli w tamtym miejscu, podobał się mój przejazd "Patrz, ale poszła!".
Dojeżdżam do zjazdu z kamieniami, który szybko pokonuję na nogach. Dalej bez problemów, aż do ostatniego podjazdu, chociaż tutaj też udaje mi się dojechać dalej niż dotychczas. Przejeżdżając koło sklepu słyszę głośny doping Bartka, Tomka i Mateusza. Na mecie mam czas 32:06, z czego trzeba odjąć 2:28 bo sędziom coś się przesunęło, czyli wychodzi 29:38. W sumie nieźle.
Kasia startuje jak już jestem na mecie. Niestety spóźniła się na start, przez co będzie miała kiepski czas.
Najlepszy czas wśród dziewczyn ma Weronika, 25:33 [22:05]. Mój czas przejazdu jest 17, czyli całkiem przyzwoicie. Jutro może uda się coś więcej wywalczyć :)
Koło 12 startują faceci. Mateusz na trasę wyrusza 20 min przed Tomkiem. Czekam z Tomkiem na start, a później idę na ostatni podjazd obserwować i kibicować.
Po ponad dwudziestu minutach nadjeżdża Tomek. Pod górę idzie bardzo ładnie, ale niestety zahacza kierownicą o ogrodzenie i musi dalej biec. Na górze spada mu jeszcze łańcuch, przez co nie uda mu się dogonić chłopaka jadącego przed nim.
Na mecie okazuje się, że Mateusz nie dojechał, bo miał wypadek.
Idziemy razem na obiad, a zaraz po zjedzeniu wyruszamy z Tomkiem na kolejną wycieczkę. Początkowo jestem niechętna, ale być w takiej okolicy i przejechać się tylko 5,5 km po pętli to głupota! Ustalamy tylko, że ja jadę wolno, a nawet bardzo wolno, żeby się nie przeforsować przed jutrzejszym ścigiem. Zresztą szybko jechać się nie chce jak takie widoki wkoło :)
Gdzie jest Tomek?
Celem wyjazdu był dzisiaj zjazd do Borowic po telewizorach. Początek jest 'niegroźny' i da się jechać, ale dzisiaj nie chcę ryzykować i jadę bardzo ostrożnie. Aż za ostrożnie i za wolno jak na niektóre kamienie, na których się zatrzymuję. I zaczyna się dla mnie schodzenie, a Tomek szaleje w dół i cieszy się jak dziecko, chociaż większość miejsc dla niego też jest nieprzejezdna.
Do Przesieki wracamy znanym nam z wczoraj zielonym szlakiem.
Kategoria zawody, W Towarzystwie, Las, góry, AZS
Przesieka - objazd trasy.
Piątek, 25 maja 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 22.0˚
dst44.00/0.00km
w03:10h avg13.89kmh
vmax50.30kmh
Do Przesieki wyjeżdżamy w czwartek wieczorem, a na miejscu jesteśmy wcześnie rano, bo po 4. Słońce powoli wstaje, ptaszki ćwierkają, a my idziemy spać. Jednak z okien naszego ośrodka już rysują się piękne widoczki.
Po śniadaniu i wyszykowaniu rowerów ruszam z Tomkiem i Mateuszem na objazd trasy. Pętlę przejeżdżamy dwa razy. Trasa jest urozmaicona, ale nie ekstremalnie trudna. Wg mnie jest nawet łatwiejsza niż ta we Wrocławiu :p Najcięższe jest chyba podjeżdżanie nieskoszoną łąką i zaraz po niej fragment trasy biegnący po miękkiej leśnej ściółce.
W jednym miejscu tylko kawałek sprowadzam, w dwóch miejscach brakuje sił do podjechania, ale reszta do przejechania.
Po zaopatrzeniu się w picie i batony ruszamy razem na przełęcz Karkonoską.
Będzie dużo pod górę, więc mówię chłopakom, żeby na mnie nie czekali jakbym zostawała z tyłu. Ci się jednak nie słuchają i robią ze dwa postoje po drodze i przy okazji cykają foty. Ja się skupiam, żeby wjechać, bez postojów, bez podpórek.
Zaraz zacznie się najbardziej nachylony odcinek.
Jeszcze tylko 2 km.
Na górze jest pięknie, ale długo widoków nie podziwiamy, bo wieje chłodem z tych gór :p
Wchodzimy do schroniska, gdzie pałaszuję mega słodkie i dobre naleśniki.
Do zjazdu się jakoś nie palimy, bo wiemy, że nas nieźle wywieje.
Szybko jednak jesteśmy na dole i odbijamy na Drogę Sudecką, żeby wjechać na zielony szlak prowadzący do wodospadu Podgórnej. Zielony szlak jest mega przyjemny. Nie jest trudny, ale przez korzenie i kamienie leżące na drodze bardzo ciekawy.
Przyjemność jednak się kończy, gdy Tomek w nieokreślonych okolicznościach psuje wózek w przerzutce. Dalej bardzo powoli zmierzamy do wodospadu i do rozstawiającego się miasteczka zawodów.
Tomek ma szczęście, że byli fachowi mechanicy z Shimano, którzy w mgnieniu oka naprawiają przerzutkę.
Po obiedzie i krótkim leniuchowaniu jedziemy z Tomkiem na kolejną przejażdżkę. Naszym celem jest kawałek trasy któregoś z maratonów GG, chyba Karpacza. Szeroką drogą dojeżdżamy do lasu i tam już wskakujemy na singielka. Jest pięknie, to mało powiedziane! Jest po prostu rewelacyjnie. Wąska dróżka, lekko w dół, skałki rozsiane wzdłuż ścieżki i jeszcze zachodzące słońce. Jak w bajce.
Wycieczka niby niedługa, ale frajda po niej ogromna!!
Do przesieki dojeżdżamy akurat na czas odprawy przed zawodami.
Kategoria W Towarzystwie, Las, góry, AZS