Przesieka - wyścig.

Niedziela, 27 maja 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 25.0˚ dst15.00/0.00km w01:30h avg10.00kmh vmax0.00kmh

Śniadanie o 8. Start o 9:30. Wszystko trochę za wcześnie. Szybko muszę się szykować na start.
Z Edytą jedziemy zapoznać się z trasą rozjazdu po asfalcie. Długo pod górę, aż trasa skręca na pętle. Wszyscy mówią, że trzeba na tym kawałku przycisnąć i w dobrej grupie wpaść na właściwą trasę.
O 9:10 zaczynamy się ustawiać według wczoraj uzyskanych czasów. Czas do startu mija bardzo szybko i zaraz słyszymy 'START'.
Nie rozumiem tego co się dookoła mnie dzieje. Kręcę ile wlezie, ale już kilka sekund po starcie wyraźnie spadam pozycja po pozycji aż robi się luźniej dookoła mnie. Nie mam zamiaru się oglądać, czy zostałam już ostatnia i cały czas próbuję gonić resztę.
Ale jest mi ciężko. Nagle boli każdy mięsień, łącznie z pośladkami. Czyżbym przeholowała tymi wycieczkami z poprzednich dni? Szybkie starty to zdecydowanie moja słaba strona, ale nie myślałam, że będzie aż tak źle.
Na końcu asfaltu stoi Grzesiek i chyba lekko zawiedziony woła "Jedź swoje!".
Teraz na wąskich ścieżkach nic nie zdziałam, więc się nie spinam. W wodzie, którą bez problemów przejeżdżałam jakoś tym razem się gubię i nogą ląduję w błocie. Odpycham się, ale znowu ląduję nogą w błocie, tym razem między kamieniami. Nie ma rady, trzeba zejść z roweru i kawałek zbiec.
Ostrej nawrotki nie udaje się dzisiaj przejechać i muszę wbiegać. Tam wyprzedza mnie Edyta, która jedzie, ale nawet nie wiem kiedy ją znowu wyprzedzam. Jedziemy gęsiego, a jak robi się trochę szerzej to stawka się rozciąga. Dojeżdżamy powoli do najgorszego zjazdu. Przede mną jedzie dziewczyna i waham się czy wyprzedzać, czy nie. Ostatecznie nie decyduję się wyprzedzać, czego zaraz później żałuję :(
Przejeżdżam przez strefę bufetu, w którym doping Bartka i Tomka daje siłę dalej jechać :)
Na pierwszym zjeździe za metą jadą przede mną dwie dziewczyny. Pierwsza zjeżdża słabo, a ta druga ją cały czas naciska, żeby jej nie blokować. Ile kurw przy tym leci to aż się dziwię, szczególnie, że zaraz dojedziemy do szerszego miejsca, gdzie spokojnie będziemy mogły się wyminąć. To jednak nie hamuje dziewczyny z Politechniki Śląskiej, która grozi tej wolniejszej dyskwalifikacją za blokowanie ;/
Zaraz później, jak się zaczął przejazd z kamieniami, w jednym miejscu zahaczam korbą i muszę się zatrzymać, na co słyszę za swoimi plecami krzyk z wyrzutem "No i co kurwa!?". O lol, ja się śmieję, ale też i zastanawiam co z tymi dziewczynami jest. Szczególnie, że owa dziewczyna na mecie jest kilka miejsc za mną ;/

Męczący podjazd po łące za mną i teraz większość z górki. Znowu w 'mokrej sekcji' mam najwięcej problemów. Nawrotka znowu nie wyszła, więc biegnę. Do końca kółka jadę i zastanawiam się jak daleko za mną jest Weronika, prawie pewna zwyciężczyni. Dostanę dubla, czy uda mi się wjechać na trzecie kółko? W bufecie już wiem, że dubla nie będzie czyli jeszcze jadę.
Wymieniam bidon na pełny, który dostaję od Tomka. Dzięki za obsługę i doping oczywiście :)
Po przejechaniu mety słyszę spikera "...zawodniczka ze Szkoły Górskiej Gospodarstwa Wiejskiego...". Haha, uśmiałam się na tym ciężkim, trawiastym podjeździe :)
Ostatnie kółko jedzie mi się najlepiej, najmniej wpadek. Na końcu trawiastego podjazdu wyprzedza mnie dziewczyna, z którą startowałam z jednej linii (tyle, że ona goniła stawkę, bo miała defekt :p). Kamienie przed mostkiem przejeżdżam, nawrotkę udaje się przejechać i na horyzoncie mam punkt do gonienia- Marysia z WUMu. Wiedząc, że słabiej zjeżdża, na końcówce podjazdu mocniej przyciskam, żeby na sekcję w dół wjechać pierwsza. Udaje się. Jednocześnie gonię dziewczynę z Politechniki Śląskiej, z którą jedziemy w miarę równo każde kółko, ale miejscami mi odskakuje.
Na ostatnim mostku Mateusz dopinguje, ale chwilę później na ścieżce mocno pochyłej i miękkiej przednie koło zatrzymuje mi się na korzeniu i tracę czas. To już nie dogonię, teraz muszę się jeszcze nie dać dogonić, więc ostatkami sił jadę do mety.

W strefie bufetu się oglądam, pusto. Uf, mogę sobie spokojnie wymęczyć ten podjazd :p
Na mecie okazuje się, że Marysia za bardzo chciała mnie dogonić i też się wywaliła, ale dobrze, że nic jej się nie stało.
Czas przejazdu 1:30:24 [25:31, 32:20, 32:31], miejsce 21. Szkoda, bo 30s zabrakło do 20 miejsca.
Kasia 01:26:38 [23:33, 31:39, 31:25], miejsce 14.
Edyta 01:37:15 [26:02, 34:40, 36:310, miejsce 29.
Zwyciężczyni 1:07:58 [18:27, 24:45, 24:45].

Można było lepiej pojechać, ale niestety błędy kosztują. Szkoda tylko, że spadłam w stosunku do wczorajszych wyników, bo w sumie na nic lepszego nie liczyłam. Jechałam na maksa, a najważniejsze jest to, że się dobrze przy tym bawiłam i namęczyłam :)
Żałuję tylko, że już więcej nie będę mogła wziąć w takiej imprezie udziału (bo nie zamierzam na razie przedłużać okresu studiowania :p).

Tomek po wypadku Mateusza jako jednoosobowa reprezentacja męska z UW startował koło 12. Ustawienie wszystkich prawie 150 osób zajęło sporo czasu, ale wreszcie wystartowali. Razem z Edytą w drodze do strefy bufetu zahaczamy o sklep i pałaszujemy lody, należało nam się :) W pełnej gotowości czekam do podania Tomkowi bidonu, ale w międzyczasie gadam z Edytą i podziwiamy przejeżdżających chłopaków :)
Pierwszy jest oczywiście Marek Konwa, który nie ma tutaj sobie równych. Dublować zacznie szybko, ale mam nadzieję, że Tomkowi uda się przejechać co najmniej 3 okrążenia. Przecież nie może być mniej ujechany ode mnie :p
Dubel nadchodzi szybko, przed wjazdem na 3 okrążenie, ale sędziowie decydują nie ściągać zawodników z trasy, zanim pierwszy nie skończy całego wyścigu.
Tomek łapie bidon i jedzie dalej. Gdy kończy trzecie kółko, Marka jeszcze nie ma na mecie, więc to oznacza jazdę czwartego kółka. Tomek pół żartem, pół serio krzyczy "Marek, gdzie jesteś?" i umęczony wjeżdża na ostatnią pętlę. Ktoś z trenerów Konwy też lekko się zastanawia, 'No właśnie. Gdzie jesteś?", ale niedługo później pojawia się i kończy wyścig z czasem 1:26:45 (5 okrążeń!!). Hardkor :D

Czekając na Tomka
Tomek dojeżdża zadowolony na metę po czasie 1:51:28 i cieszy się, że już się skończyło :)

Impreza jak najbardziej udana. Organizacja, trasa i atmosfera rewelacyjna. Kto jeszcze nie był, a może jechać na AMPy to polecam jak najbardziej!!
Jedyny minus to taki, że długo i niechętnie się stamtąd wraca do domu :(


Kategoria zawody, W Towarzystwie, Las, góry, AZS


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa denze
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]