Wpisy archiwalne w kategorii

W Towarzystwie

Dystans całkowity:8604.02 km (w terenie 1772.53 km; 20.60%)
Czas w ruchu:433:16
Średnia prędkość:19.27 km/h
Maksymalna prędkość:60.20 km/h
Liczba aktywności:178
Średnio na aktywność:48.61 km i 2h 31m
Więcej statystyk

Do Bronisz.

Poniedziałek, 5 kwietnia 2010 | Rower:Kelly's Magic | temp 18.0˚ dst26.76/0.00km w01:16h avg21.13kmh vmax30.10kmh

Z Pola Mokotowskiego przez Włochy i Piastów do Bronisz, do pracy z Tomkiem. Powrót pociągiem, bo zaczęło padać.


Kategoria W Towarzystwie

Pierwszy wyjazd w 2010 roku.

Sobota, 20 marca 2010 | Rower:Kelly's Magic | temp 18.0˚ dst33.45/2.00km w01:52h avg17.92kmh vmax31.10kmh

Już od dawna były chęci na jazdę bo nowy rower stał w pokoju od grudnia i z każdym dniem coraz bardziej się kurzył. Kiedy góry śniegu zaczęły znikać i odkrywać ścieżki rowerowe ochota rosła jeszcze bardziej. A po kibicowaniu Tomkowi w Mrozach i Karczewie to nie mogłam się doczekać kiedy i ja wsiądę i pojadę. No i nadszedł dzień wolny i bardzo ciepły, którego nie wykorzystanie byłoby zbrodnią :p Ruszyłam razem z Tomkiem z Kabat. Początkowo chaos i brak pomysłu na cel jazdy, bo nie chcieliśmy się pakować w błoto. Wybraliśmy w końcu wioski w okolicy Powsina. Z wiatrem grzało się nieźle, ale pod wiatr dędka :p Pogoda i wielu spotkanych na drodze kolarzy pozwalały myśleć, że sezon na dobre otwarty. Raz tylko wpakowaliśmy się w polną drogę, po przejeździe której nasze rowery się trochę zamaskowały błotem. Tomek dzielnie walczył na semislickach ;) Ale przynajmniej udało się przy okazji tego spotkać bażanta. Powrót spokojny, ale niebo zaczynało powoli straszyć deszczem. Na koniec wjazd na skarpę, prawie się poddałam, ale jakoś dało radę się wtoczyć :p Czułam, że nie mam siły nawet stanąć na pedałach, ale takie są początki sezonu :p

Wyjazd ogólnie udany. Nowy sprzęt przetestowany. Wszystko sprawuje się rewelacyjnie, pozycja trochę inna niż na wheelerze ale da radę się przyzwyczaić. W ogóle inaczej się naciska na pedały, łatwiej. Będzie można czasami pocisnąć, hehe :) Po dłuższym czasie zobaczymy czy dopasuję się do siodełka, bo na chwilę obecną tyłek obity :p Oprócz roweru to była pierwsza jazda w nowych butach, które też się spisały, ale jeszcze muszę potestować ustawienie nogi na pedale.

Postój © ktone


Kategoria W Towarzystwie

Płochocin - Bronisze - Płochocin.

Sobota, 15 sierpnia 2009 | Rower:Wheeler 600 | temp ˚ dst23.34/0.00km w01:12h avg19.45kmh vmax0.00kmh

W lakierkowych balerinach, w krótkiej spódniczce i jeszcze na nie swoim rowerze. Pożyczyłam od brata Tomka, który może dużo wyższy ode mnie nie jest, ale za to jego rower jest duży :p Musiałam się nieźle wyciągnąć, żeby trzymać kierownicę :p


Kategoria W Towarzystwie

Dzień 8. Sopot - Gdynia - Warszawa.

Wtorek, 11 sierpnia 2009 | Rower:Wheeler 600 | temp ˚ dst8.79/0.00km w00:34h avg15.51kmh vmax29.20kmh

Przy składaniu namiotu spadły pierwsze krople z nieba. Siedzieliśmy godzinę na campingu z nadzieją, że przejdzie. Ale nie przestawało i znudzeni czekaniem postanowiliśmy podjechać do Maca na kawę. Zatrzymaliśmy się w centrum handlowym Klif. Wypiliśmy kawę, później coś zjedliśmy, siedzieliśmy godzinę ale cały czas padało. W końcu postanowiliśmy podjechać na dworzec niezależnie od warunków pogodowych. Tam spotkaliśmy Tomka i Dominika, którzy już czekali w pociągu.
Na zachodnim ja wsiadłam do samochodu ze swoim, a Tomek ze swoim tatą.

Mieliśmy jeszcze przed wyjazdem objechać trochę Sopot ale się nie udało. Ale to nic. Pogoda i tak dopisała więc na 7 słonecznych dni chociaż jeden mógł być deszczowy. Całe szczęście, że był to dzień ostatni ;P
Zadowolenie z wyjazdu ogromne! Objechaliśmy dużo ciekawych miejsc, udało się spotkać ciekawych ludzi i znowu mam wrażenie, że te 8 dni trwało dużo dłużej.


Kategoria Pomorze 2009, W Towarzystwie

Dzień 7. Chłapowo - Morąg - Wejherowo - Sopot.

Poniedziałek, 10 sierpnia 2009 | Rower:Wheeler 600 | temp ˚ dst76.83/58.72km w04:55h avg15.63kmh vmax45.50kmh

Od samego rana pod górkę. Ale też prawie od razu był postój na popatrzenie w wąwóz ;) Dalej jechaliśmy przez pola i lasy do Grot Mechowskich. Z tamtąd do Leśniewa. Droga do Leśniewa z lekkiej górki, bardzo lekkiej. Tomek nagle zrównał się ze mną, zjechał przede mnie a gdy zaczął pedałować to ja mało co nie padłam ze śmiechu. Miał wrzuconą niską przerzutkę i zanim zmienił ją na większą zrobił szybki młynek korbą :p Przez Piaśnicę Małą dojechaliśmy do trasy i prosto do Wejherowa. Strasznie dużo piachu w tych lasach :p
A do Wejherowa wjazd był bardzo przyjemny. Jechaliśmy trasą i pokazał się dobrze znany nam znak samochodziku na pochyłej górce. Jak dobrze, że jechaliśmy w dół ;D Max speed pobity ale bałam się pedałować. Zresztą musiałabym szybko kręcić żeby jeszcze choć trochę przyspieszyć. Ale mój rower ewidentnie (!) nie jest do bicia rekordów więc nawet te 45.5 km/h to bardzo dużo :p
W Wejherowie pizza w DaGrasso. Później kręcenie się po rynku i jazda trasą w kierunku Trójmiasta.
W Sopocie rozbijaliśmy namiot pół godziny albo i dłużej. Od kilku dni nie padało i ziemia tak stwardniała, że nie szło wbijanie szpilek. Ale ostatecznie jakoś się udało.

Kościół w Mechowie © magdafisz
Grota Mechowska © magdafisz
Molo w Orłowie © magdafisz


Kategoria Pomorze 2009, W Towarzystwie

Dzień 6. Łeba - Chłapowo.

Niedziela, 9 sierpnia 2009 | Rower:Wheeler 600 | temp ˚ dst66.68/25.81km w04:30h avg14.82kmh vmax27.60kmh

Jazda niezbyt szybka. Zmęczenie mięśni po wczorajszym. Ból do tego stopnia, że na pierwsze 30 sekund trzeba było zagryzać zęby. Później już jakoś dawało radę pedałować, ale nie za szybko. Ze szlakami straszne zamieszanie. Na mapie inne, w terenie inne =/ Ale Tomek ma czuja i dobrze nas prowadził. Gmina Choczewo trochę się ze szlakami rekompensuje. Stoją tablice co jakiś czas, szlaki mniej więcej oznakowane. http://www.choczewo.com.pl
W Dębkach postój na 1,5 kg kebaba ;) Dalej jechaliśmy tą samą trasą co w tamtą stronę. Celem było pole namiotowe w Chłapowie. Po drodze ciężki podjazd przed Jastrzębią Górą. Trochę zdychania ale dałam radę. Tylko mięśnie cholernie bolały i piekły.
W Chłapowie już nie musieliśmy się kitrać z mikronamiotem :p Tym razem rozstawiliśmy się bardziej przy ludziach i dalej od drogi. A na koniec dnia nawet i ognisko udało się rozpalić ;)

Mega kebab na mega głód. © magdafisz
W Chłapowie. © magdafisz
Ognisko na koniec dnia. © magdafisz


Kategoria Pomorze 2009, W Towarzystwie

Dzień 5. Wyprawa dookoła Jeziora Łebsko.

Sobota, 8 sierpnia 2009 | Rower:Wheeler 600 | temp ˚ dst81.62/38.61km w05:12h avg15.70kmh vmax26.60kmh

Planowo miał być taki luźniejszy dzień na odpoczynek i lajtowy wyjazd na zwiedzanie okolicy. Rano pojechaliśmy na wydmy, później zjeść i postanowiliśmy pojechać do muzeum wsi Słowieńskiej w Klukach. Za Gacią zaczęłam głośno narzekać na jazdę w piachu więc jechaliśmy powoli i nigdzie się nie spieszyliśmy. Za Izbicą wjechaliśmy w jakiś park krajobrazowy, którędy prowadził szlak, ale zupełnie nie dało się jechać. Jak na liczniku było średnio 7 km/h to było bardzo dobrze. Jechało się jak po łące, która miejscami była podmokła. Dobrze, że słońce świeciło bo osuszyło drogę i nie atakowały nas komary ani inne paskudztwa. Zdecydowaliśmy, że na pewno nie wracamy tą drogą! Podjechaliśmy nad jezioro zobaczyć, kiedy kursuje statek, który dopływa do Rąbki. Mogliśmy przepłynąć statkiem bo robiło się coraz później i w razie czego żebyśmy mieli jak wracać. Ale nie było żadnej informacji i podjęliśmy się wracania po plaży. W końcu nie mieliśmy bagaży a to była jedna z najkrótszych dróg. Zjedliśmy jeszcze po zupie w Klukach i pojechaliśmy w kierunku Czołpina. Przejechaliśmy koło latarni morskiej i zjechaliśmy na plażę. Okazało się, że strasznie wieje i będziemy mieli pod wiatr. Ale już nie było odwrotu. Dzielnie jechaliśmy wzajemnie podtrzymując się na duchu, kiedy już nie starczało sił na walkę z wiatrem. Po jakichś 20 km dojechaliśmy do wydm i zjechaliśmy na trasę przez Słowiński Park Krajobrazowy. My jechaliśmy drogą z płyt a jakieś kilka metrów od niej chodził sobie dzik. Dopiero jak się cofnęliśmy, żeby zrobić mu zdjęcie, to uciekł w zarośla. Pierwszy raz widziałam. Wygląda jak dzika świnia :p A jak śmiesznie w 'dzicz' uciekał :p
Po obfitej kolacji poszliśmy spać :p

A jazda po plaży zasługuje na inną kategorię niż 'teren' :p
Ja zrobiłam coś, co może wydawać się za niemożliwe. Jadąc brzegiem i igrając z wylewającą na brzeg wodą został zalany mój but. Ale od środka i to dwukrotnie! Tylko nie ten od strony morza, a ten od strony plaży :p Zdolniacha ze mnie =D

Tomek © magdafisz
Tomek nad jeziorem Łebsko © magdafisz
Latarnia morska w Czołpinie © ktone
Jazda po plaży. © magdafisz
Tomek przepędził mewy. © magdafisz


Kategoria Pomorze 2009, W Towarzystwie

Dzień 4. Łeba - Lębork - Łeba.

Piątek, 7 sierpnia 2009 | Rower:Wheeler 600 | temp ˚ dst77.89/0.00km w04:00h avg19.47kmh vmax42.20kmh

Wyprawa przymusowa, spowodowana poszukiwaniem nowego, porządnego namiotu. To było nasze być albo nie być. Tylko ten namiot psuł nam humor, bo tak poza tym wyjazd jak do tej pory bardzo udany. Jechaliśmy główną trasą i niestety musieliśmy jechać z tymi samochodami, autobusami, ciężarówkami i budami campingowymi. Jedna taka buda minęła nas bardzo blisko. Dobrze jednak, że udało nam się przejechać w tą i z powrotem. Po drodze pokonaliśmy kilka długich podjazdów.
Ale wracaliśmy do Łeby już bardzo zadowoleni. Znaleźliśmy namiot. Porządny. I duży =) A jeszcze taki dobry obiadek był w Lęborku. Nie dałam rady zjeść naleśnika o śr. 40 cm. A był taki pyszny, najlepszy jaki jadłam w życiu. Tomka burito też wyglądało smakowicie.
W Łebie po rozbiciu namiotu podjęliśmy próbę kąpieli w morzu, jednak tym razem woda była zbyt zimna i nie zachęcała do wejścia dalej niż po kolana :p Pokręciliśmy się po mieście, znowu pojechaliśmy na plażę na zachód i wieczorem do knajpy.

Pychotka ;) © magdafisz
Z nowym nabytkiem. © magdafisz
Ratusz w Lęborku © ktone
Zachód © magdafisz


Kategoria Pomorze 2009, W Towarzystwie

Dzień 2. Chałupy - Hel - Chłapowo.

Środa, 5 sierpnia 2009 | Rower:Wheeler 600 | temp ˚ dst85.48/20.55km w04:35h avg18.65kmh vmax31.20kmh

Wyruszyliśmy koło 11. Pogoda zdążyła się już wyklarować i na niebie było tylko słoneczko. Znowu natknęliśmy się na Dominika i Tomka i jechaliśmy razem. Po drodze zahaczyliśmy o bunkry w Jastarni. Ucieszyliśmy się jak zobaczyliśmy na drodze tabliczkę z nazwą miejscowości Hel. Prowadziła do niego lekko kręta i pagórkowata ścieżka, którą dobrze się jechało. Ale jechaliśmy i jechaliśmy a nie było widać miasta. Prawdziwy koniec świata :p W Helu obiad i objazd: do portu, do latarni morskiej i do pozostałości po bunkrach i okopach.
Wracając już z półwyspu z powodu panującego gorąca naszła nas ochota na kąpiel w morzu. Chłopacy pojechali dalej a ja z Tomkiem odbiliśmy na plażę w Jastarni albo w Juracie. Po kąpieli poszliśmy na gofra, mniam ;)
Nie chcieliśmy znowu nocować na campingu w Chałupach dlatego kierowaliśmy się w stronę Jastrzębiej Góry z nadzieją, że tam coś znajdziemy. Za Chłapowem zjechaliśmy w wąwóz ale później ciężko się podjeżdżało po bruku pod górkę. Przy wolnym wjeździe zauważyliśmy camping i zachęceni jego usytuowaniem, a później też i niskimi cenami, rozbiliśmy tam namiot.
Jazda pod słońce zaowocowała w opaleniznę w okulary :p

Zatoka pucka. © magdafisz
Tomek na schronie. © magdafisz


Kategoria Pomorze 2009, W Towarzystwie

Dzień 1. Warszawa - Gdynia - Chałupy

Wtorek, 4 sierpnia 2009 | Rower:Wheeler 600 | temp ˚ dst0.00/0.00km wh avgkmh vmax0.00kmh

Rano do pociągu. Plany gdzie pojechać powstawały w drodze, bo wyjazd praktycznie tak samo spontaniczny jak wypad na Mazury. W Gdyni po wysiadce z pociągu od razu ruszyliśmy w drogę, ale humory początkowo popsuł sposób traktowania tam rowerzystów. A ktoś kto tworzył ścieżki rowerowe w Gdyni miał fantazję.
Później humory psuła kiepska, piaszczysta droga i głód, którego nie było gdzie zaspokoić. W Osłoninie zrezygnowaliśmy z jazdy szlakiem i mieliśmy jechać jak najkrótszą drogą do Pucka, gdzie moglibyśmy coś zjeść. Spotkaliśmy jednak Dominika i Tomka z miejscowym bikerem przewodnikiem i dołączyliśmy się do nich. Jak się okazuje, gdyby nie to, ominęlibyśmy bardzo ładny zameczek w Rzucewie.
W Pucku małe rozczarowanie, bo nie natknęliśmy się na przyzwoitą i niedrogą knajpę, więc głodni pojechaliśmy szukać szczęścia we Władku. Ku naszemu zdziwieniu nie trzeba było jechać główną trasą, bo z Pucka jest poprowadzona ścieżka rowerowa. Ale przyjemność z jazdy odbiera czasem smród (chyba wody w tej zatoce) i całe chmary much :p
Po zjedzeniu szukaliśmy noclegu i znaleźliśmy go na campingu w Chałupach. Masa ludzi, campery i namioty praktycznie stały jeden na drugim, a ceny kosmiczne. Ale miejsce dla naszego namiotu, małego (albo bardzo małego) namiotu się znalazło. Rozkładany był po raz pierwszy i po włożeniu sakw do środka okazało się, że nie ma jak tam spać z wyprostowanymi nogami nie mówiąc już o innych słabych stronach tego namiotu :/

W drodze z Redy. © magdafisz
Zamek w Rzucewie © ktone
Mikronamiot © magdafisz
Zachodzące Słońce nad Zatokoą Pucką © ktone


Kategoria Pomorze 2009, W Towarzystwie