Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2012

Dystans całkowity:573.45 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:28:50
Średnia prędkość:19.89 km/h
Maksymalna prędkość:52.00 km/h
Liczba aktywności:17
Średnio na aktywność:33.73 km i 1h 41m
Więcej statystyk

Powolniak.

Poniedziałek, 10 września 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 16.0˚ dst6.69/0.00km w00:22h avg18.25kmh vmax27.40kmh

Obawiałam się, że obudzę się dzisiaj rano i nie będę w stanie ruszyć ani ręką, ani nogą. Planowałam więc, że dojazd do pracy sobie odpuszczę. Tomek namówił mnie na połączenie transportu: metro + rower. Niech będzie :p
Rano nic mnie nie boli, więc tym bardziej mam ochotę luźno pokręcić. A poza tym z jazdy ulicami nici, bo zapomniałam zabrać od niego kasku. Z nieosłoniętą makówką nie będę szaleć :p
Niestety przesadzam z ubiorem i mimo wolnej jazdy, dojeżdżam do pracy zgrzana.


Kategoria Samotnie

Mazovia Ciechanów.

Niedziela, 9 września 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 23.0˚ dst52.39/0.00km w02:13h avg23.63kmh vmax41.80kmh

Szybki maraton - tyle słyszałam o Ciechanowie i niespecjalnie się cieszyłam na ten maraton. Ale walka o miejsce w generalce motywowała do startu.
Rozgrzewka na pierwszych kilometrach za startem nie pokazuje nic ciekawego, szeroko i płasko. Przynajmniej pogoda jest super. Słońce grzeje coraz bardziej i zaczynam żałować, że nie wzięłam bukłaka. Zawsze bym miała zapas i mogłabym popić kurz, który na pewno będzie się unosić spod kół.
Czas jakoś szybko mija i trzeba się ustawiać w sektorach. Ja ponownie z 5. W sektorze Paweł, Robert, Pignat, Mateusz, więc nie stoję jak rodzynek. Sektor 5 stał akurat za zakrętem, więc miałam dobre miejsce na oglądanie, kto jest dzisiaj obecny. Widzę kilka nieznanych mi dziewczyn, czyli dzisiaj będzie większa konkurencja. Trzeba będzie powalczyć.
Startu w miarę nie przespałam. Początek jest szeroki, więc się jedzie, ale pierwszy piach, pierwsza górka i z buta. Porażka. Zaczynają się całkiem ciekawe tereny. Trochę lasu, trochę pagórków. Jest nawet jeden odcinek, który można by nazwać zjazdem, łatwym, ale jak na mazovię to chyba hardcore. Dzisiaj nie tylko na górkach udaje mi się przeskoczyć parę oczek, ale też na piaszczystych drogach. Normalnie całe pociągi wyprzedzałam, szok! Jadę mocno, ale zmęczenia w nogach nie czuję. Mijam bufet, nie korzystam. Ze strefy bufetu wyjeżdżam z ogonem, ale nie mam zamiaru się prosić o zmianę. Zresztą nie byłoby kogo prosić, bo po kawałku trasy po trawie z wertepami ogon się urywa.
Przede mną cały czas ktoś jedzie, cały czas kogoś doganiam. Widzę w oddali pomarańczowy kask i zaraz później okazuje się, że to Michał. Jedzie dziwnie powoli, jak na wycieczce :p Korzystam z lewej wolnej i wyprzedzam cały sznur osób, za którymi jechał Michał. Od teraz tempo praktycznie nie spada, bo Michał wyskoczył na przód i prowadzi. Od tego momentu niewiele rozglądam się po trasie, więc pamiętam tylko piach, trawę, korzenie. Czasem jazda po alternatywnej trasie nie należy do najłatwiejszych, ale jak chce się wyprzedzać, to trzeba ryzykować. Raz jak wjechałam w naprawdę grząski piach to mnie pan zachęcił i wpuścił przed siebie na utwardzoną ścieżkę, Dzięki :)
W pewnym momencie ktoś z lewej mówi "Magda? O cholera!" Ja na to "O kurczę, Robert". Jak to się stało, że dogoniłam harpagana z Łomianek, nie wiem :p Ale od tego momentu jedziemy już we trójkę, przy czym panowie pilnują, żebym się nie zgubiła. Jak miło :)
Na 10 km przed metą wsysam jeszcze żela i dobrze, bo na koniec są asfalty, na których prędkość szybko rośnie. Przy 40 km/h nie wytrzymuję i 'zwalniam' do 35. W końcu na metę trzeba wjechać, a nie wejść na czworaka :p Miłym zaskoczeniem jest skręt koło cmentarza i końcówka poprowadzona w wertepiastym terenie, a nie po asfalcie. Na finiszu Michał puszcza mnie przodem i dopinguje do dokręcania po zakrętach o 180*. Telepie, ale staję w korbie i dokręcam. Uf, meta. Robert już czeka za kreską. Mówi, że nie mógł odpuścić okazji, żeby mnie wyprzedzić chociaż o kilka minut :p
Jestem przeszczęśliwa, bo jechało mi się świetnie, w czym duża zasługa Michała. Dzięki!
Pierwszy taki maraton, gdzie jechałam z kimś z teamu do mety. Pierwszy taki maraton, gdzie prułam jak torpeda, a nogi nie paliły aż tak bardzo. I jak się okazało po przyjściu smsa z wynikiem, pierwszy taki maraton mazovi, w którym udało się wygrać w kategorii na dystansie mega!! Cieszy również najmniejsza w tym sezonie strata do pierwszej Open, czyli Uli, bo tylko 8 min.

Trasa nawet całkiem ok. Nawet nie było tak dużo jazdy po polach, chociaż wszystkie kartofliska wytrzęsły tyłek. Piachu też nie było za dużo. Faktycznie taka mazowiecka trasa, podobne można znaleźć w KPN.
Tomek dzisiaj też zadowolony z przejazdu i trasy.
Wyniki jakoś się opóźniają, więc jest czas, żeby posiedzieć z drużyną i pogadać dłużej niż zawsze. Dzisiaj drużynowo zarobiliśmy sporo punktów za start: Ula 1 Open i 1 K3, ja 1 w K2, Romek 5 w M3 na GIGA, Paweł 21 w M3 na GIGA. A do tego wszyscy dojechali cało do mety, co nie jest łatwe na takich szybkich trasach ;)


Kategoria PTU Eclipse Biketires, W Towarzystwie, zawody

Mało kręcenia.

Czwartek, 6 września 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 25.0˚ dst19.44/0.00km w00:45h avg25.92kmh vmax35.40kmh

Rano nie udaje się odpowiednio wcześnie wstać, żeby jechać rowerem. Pakujemy się więc do pociągu, ale szybko żałujemy, bo jest straszny tłok.
W pracy myślę, żeby tym razem dłużej pojeździć. Zrobić 2 godzinki, albo zajechać na Agrykolę. Ale nic z tego, bo wychodzę późno, a do tego jestem głodna. Z tego wszystkiego zapomniałam licznik włączyć od razu.


Kategoria Samotnie

Z Tomkiem.

Środa, 5 września 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 25.0˚ dst23.00/0.00km w00:58h avg23.79kmh vmax34.30kmh

Pod pracę przyjeżdża po mnie Tomek. Razem jedziemy do Legionu na Górczewskiej na małe zakupy i później bezpośrednio do Józefowa.
Tomek puszcza mnie przodem. Na Poznańskiej jedzie się lekko. Znowu z wiatrem czy jak? Jednak po wyjechaniu na otwartą przestrzeń czuć mocne, boczne podmuchy, ale i tak łatwo kręci się w okolicach 30 km/h. Moc wróciła?
Wieczorem robimy z Tomkiem mistrzowską sałatkę, po zjedzeniu której usypiam jak dzieciaczek :)


Kategoria W Towarzystwie

Ciepło, zimno?

Środa, 5 września 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 19.0˚ dst19.20/0.00km w00:46h avg25.04kmh vmax38.00kmh

Dzisiaj budzę się później niż zawsze, więc wychodzę też później. Przez otwarte okno wpada chłód, więc decyduję się założyć spodenki 3/4. Przed wyjściem jednak zastanawiam się, czy ich nie zdjąć. Rzut oka na termometr. 15*, więc zdejmuję. Rękawki ściągam już na Imielinie, bo słońce przygrzewa. Przy zachodnim zapominam sprawdzić jaką temperaturę tutaj wyświetlają. Jednak zaraz po wyjeździe z tunelu jedzie gość w kurtce, spodniach i kominiarce. To już chyba lekkie przegięcie, szczególnie że za gościem jedzie kobieta w topie na ramiączkach :p Jednak takich poubieranych pod szyję ludzi wcale nie jest mało. To w końcu jak jest, ciepło czy zimno?
Rano na ulicach ruch trochę większy, niż jak jeździłam ostatnio. Znowu kwestia porannego szczytu, czy końca wakacji? Dzisiaj pierwszy raz nie stałam pod drzwiami :)


Kategoria Samotnie

Teraz to by się chciało kręcić...

Wtorek, 4 września 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 25.0˚ dst32.45/0.00km w01:19h avg24.65kmh vmax38.30kmh

Z pracy wychodzę po 17. Tym razem na mojej trasie jest sporo korków, więcej niż ostatnio. Ze względu na wrzesień? Pewnie tak.
W międzyczasie dzwoni Tomek, że właśnie spaceruje do domu, bo złapał gumę, a nie ma dętki ani pompki :p Proponuje mi, żebym jechała jakoś bokami i omijała korki. Na co ja mówię 'Właśnie jadę bokami. Jestem na Dickensa, później jadę Korotyńskiego, Racławicką, Domaniewską itp.' Tomek zaczyna się śmiać :p Ale jak w Warszawie można znaleźć mniej ruchliwe ulice? :p
Do domu mi się nie chce od razu wracać, więc jadę do lasu. W lesie fajnie, dużo ludzi, ale przyjemnie. Pojeździłoby się teraz, ale mało czasu do zmierzchu już zostało. O 19:20 słońce już zachodzi

A wszyscy mówili, jeździj, jak masz czas..ehh :(


Kategoria Las, Samotnie

Poranne kręcenie.

Wtorek, 4 września 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 18.0˚ dst20.39/0.00km w00:50h avg24.47kmh vmax35.40kmh

Miałam wychodzić z domu później, żeby pod pracą nie stać, dlatego tym razem wyruszam o 6:53. Na Imielinie muszę ostro hamować, żeby nie wpaść pod samochód. Ja się zatrzymuję na milimetry, ale rowerzysta, który jechał za mną niestety nie wyhamował i dał sobie rozjechać przednie koło. Kierowca całkowicie przyznaje się do winy i nie zamierza robić problemów. Po kilku minutach ruszam w dalszą drogę, z oczami dookoła głowy. Dalej jadę w miarę spokojnie. Zatrzymuję się na wielu światłach, bo jakoś nie mogę złapać 'fali', a mimo to przy zachodnim widzę, że i tak mam zapas czasu. To żeby nie stać na klatce, jadę do parku Sowińskiego popodglądać kaczki :D


Kategoria Samotnie