Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2012

Dystans całkowity:645.49 km (w terenie 4.00 km; 0.62%)
Czas w ruchu:33:55
Średnia prędkość:17.38 km/h
Maksymalna prędkość:52.00 km/h
Liczba aktywności:18
Średnio na aktywność:35.86 km i 2h 07m
Więcej statystyk

Zachodni dom.

Piątek, 11 maja 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 23.0˚ dst15.42/0.00km w00:42h avg22.03kmh vmax32.90kmh

Od Tomka ruszamy rano pociągiem. Tomek do pracy, wiec jedzie do centrum, a ja do domu, dlatego wysiadam na Zachodnim.
Jeszcze fajny chłodek jest i jedzie się przyjemnie. Dzisiaj nie mam ochoty na szybką jazdę dlatego powoli toczę się do domu.
Nieprzystosowana do porannego szczytu samochodowego i rowerowego jadę na przemian ulicą i ścieżkami. I jednak potwierdza się, że jazda ścieżkami jest bardziej niebezpieczna, bo mam dwie okazje do czołówki ;/ Całe szczęście udaje się wyhamować i ominąć.


Kategoria Samotnie

Z Tomkiem.

Czwartek, 10 maja 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 26.0˚ dst66.00/0.00km w02:50h avg23.29kmh vmax45.10kmh

Z Tomkiem spotykam się na Modzelewskiego koło Legionu. Biedak walczy z wkładaniem opony na obręcz. W końcu wspólnymi siłami udaje się ją założyć i ruszamy w kierunku 'Wiatraka'. Odwiedzamy na chwilę Pawła, a później też i cukiernię Olczaka :)
Teraz kierunek Brwinów, ale najpierw trzeba z Warszawy wyjechać. Jedziemy Al. Waszyngtona do Jerozolimskich. Tomek się za bardzo rozhulał i w centrum zygzakiem omijaliśmy wszystkie samochody, od prawego, do lewego krawężnika. Beznadziejna jest taka jazda..Sama bym tak nie jeździła. Z drugiej strony, jak byśmy tak nie jeździli to stalibyśmy jak te pipki w korku :p
Wizyta w Jakoobcycles. Kupujemy dętki, bo po dzisiejszym kapciu Tomka i moim po Złotym Stoku zapasu brak. Obsługa jest tu rewelacyjna. Można pogadać na rowerowo-życiowe tematy i robi się bardzo miło, aż chce się wracać :)


Kategoria W Towarzystwie

Na 3 raty.

Środa, 9 maja 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 20.0˚ dst70.43/0.00km w02:51h avg24.71kmh vmax39.00kmh

Najpierw asfalty i powrót na obiad do domu. Po zjedzeniu droga do pracy, a po pracy okrężną drogą do domu.
Oprócz tego, że trochę dzisiaj dmuchało to generalnie nudno i bez przygód :p


Kategoria Samotnie

Rozjazd w stronę Bardo.

Niedziela, 6 maja 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 16.0˚ dst45.15/0.00km w02:38h avg17.15kmh vmax45.10kmh

W porównaniu z dniem wczorajszym znacznie się ochłodziło, ale chęć i ostatnia możliwość pokręcenia w górach powodują, że umawiamy się z Jarkiem i Grześkiem. Mimo planów pojechania drugi raz na Rychlebskie Stezki wygrywa opcja pojechania do Bardo na drogę krzyżową.
Razem z Tomkiem wyjeżdżamy chłopakom na przeciw i jedziemy szlakami rowerowymi do Bardo. Początkowo nie mam siły i cienko widzę moją jazdę, ale po chwili jest nieco lepiej. Poza tym to ma być rozjazd, więc chłopakom nie przeszkadza tak bardzo moje wolniejsze tempo. Dojeżdżamy na punkt widokowy pod krzyżem. Jak staliśmy z Tomkiem pod mostem w czwartek, to go wypatrzyliśmy z dołu. Podejrzewaliśmy, że są stamtąd piękne widoki i okazało się, że faktycznie tak jest.

Jednak nie wpatrujemy się w okolicę zbyt długo, bo chłodny wiatr trochę przewiewa i ruszamy na zjazd. Jarek cieszy się jak dziecko na widok kamieni, które są na początku drogi krzyżowej :D Tomek i Grzesiek też próbują zjeżdżać, a ja idę na chicken way obok :p Dalej nie ma już takich ogromnych głazów, ale trudność polega na tym, że kamienie są mokre. Na przemian jadę i prowadzę. Ostatnie metry Jarek i Tomek chcą dokumentować, ale ja odpuszczam zjazd. Dzisiaj nie mam w sobie tyle odwagi :p Poza tym te ostatnie kilka metrów trochę się zmieniło od czwartku. Dwie ulewy w ciągu ostatnich dni spowodowały wymycie sporej wyrwy i znaczne zwężenie ścieżki, po której można by było zjechać :p

Jedziemy na rynek w Bardo z myślą o jakiejś knajpie, ale nie ma nic otwartego. W końcu lądujemy w cukierni i jemy po kawałku ciasta. Posiedzieć się jednak spokojnie nie da, bo cały czas dyma zimny wiatr i wywołuje ciarki na plecach. Ruszamy w drogę powrotną. Mieliśmy objechać wszelkie górki i jechać już po płaskim, ale szlak istniejący na Jarka mapie w terenie nie istniał i nie mieliśmy wyjścia, znów podjazd. Po drodze minęliśmy śmieszną tabliczkę 'Las monitorowany' :D
Dalej jedziemy asfaltami. Raz Jarek a raz Grzesiek ciągnie pociąg, ale dla mnie zaczyna robić się ciut za szybko. Poza tym nie możemy jechać tak szybko, bo Tomka boli kolano. W Sosnowej się rozjeżdżamy.


Kategoria Las, Sudety, W Towarzystwie

Powerade Garmin MTB Marathon Złoty Stok

Sobota, 5 maja 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 25.0˚ dst39.00/0.00km wh avgkmh vmax0.00kmh

Wielki dzień ścigania. Cel na dzisiaj to przede wszystkim poprawić wynik z zeszłego roku i podjechać wszystkie podjazdy :)
Tomek i wszyscy znajomi ruszają na giga, więc godzinę przed startem kręcę się sama. Trochę rozgrzewki i pakowaczka do sektora na 20 min przed startem, chociaż niechętnie tam szłam, bo słońce prażyło niemiłosiernie.
Po starcie jak zwykle: tłok i wszyscy mnie wyprzedzają. Pojawiają się pierwsze kamyczki na trasie i robi się korek. Niskim tempem można spokojnie jechać, ale ludzie przede mną schodzą z roweru..a ja jadę. Nie rozumiem czego można się w tym miejscu bać..

Przepychanka fot. Tadeusz Skwarczyński
Powoli zaczynamy się rozciągać i przeskakuję co jakiś czas kilka pozycji do przodu. W pewnym momencie mijam dziewczynę, która ma skarpetki z tegorocznej edycji AZS MTB CUP. Okazuje się, że to Asia z UW, fajnie spotkać :) Pierwszy podjazd praktycznie za nami. W tym momencie wyprzedza mnie Kazik i razem wjeżdżamy na pierwszy trudniejszy zjazd. W zeszłym roku sporo zjechałam, więc teraz też jadę. Ale z tyłu nadciągają pierwsi chłopacy z mini. Krzyczą, żeby jechać. A co my robimy? Jeden bardzo uprzejmie popycha mnie rogiem albo klamką w tyłek. Dziękuję mu, że mnie popycha w dół, a ten niewzruszony nawet nic nie mówi, jakby nie zauważył, i mnie wyprzedza..Co za chamstwo! Zbliżamy się do końcówki zjazdu, ale ja postanawiam już się nie narażać i chcę końcówkę sprowadzić. Zatrzymuję się, ale zabrakło mi gruntu pod nogami i wpadam w krzaki. Co za akcja :p Szybko się podnoszę i lecę dalej. Na pewno śmiesznie to wyglądało, sama też mam z siebie ubaw :p
Dalej ciągle w dół. Po jakimś czasie zaczynają mi się trząść nogi, zupełnie jak w zeszłym roku.

Topshot z galerii Bikelife.pl
Dojeżdżamy do strumyka, przez który chcę przejść. Tylko, że znowu zatrzymałam się, ale nogę postawiłam jakoś krzywo i zaczęłam się przewracać. Śmieszne przestaje być to wtedy, kiedy zauważam, że spadam ze ścieżki w dziurę. Ratuję się podparciem obydwiema rękami o kamienie, ale zaraz rower się na mnie przewraca i spycha dalej do dziury. Chwile mi zajmuje powrót na nogi bo początkowo nie mogłam się ruszyć, tak się jakoś dziwnie zaplątałam :p Drugi głupi błąd. Może nie kosztował mnie dużo czasu, ale kilka siniaków na pewno :p
Dalej muszę bardziej uważać, bo inaczej nie dojadę cało do mety. Pierwszy bufet zaliczam i łapię banana. Zaraz na początku drugiego podjazdu widzę Kazika walczącego z rowerem. Myślałam, że złapał kapcia, ale jemu spadł łańcuch za kasetę. Chwilę później jedziemy kawałek razem i trochę gadamy, po czym Kazik przyspiesza. Ja jadę swoje, żeby nie przeholować. Szybkimi zjazdami docieramy do drugiego bufetu. Znowu łapię banana i jadę. Po wjeździe na łąkę wyprzedza mnie gość z Krossa z dość dużą prędkością. Za chwilę sytuacja się powtarza. Ewidentna różnica prędkości w podjeżdżaniu, więc to chyba faktycznie czołówka gigowców. A podjazd łąką wcale nie należy do łatwych i przyjemnych, przynajmniej dla mnie, a zaraz pojawi się podjazd pod Borówkową. Jednak mielę cały czas nogami, co mi pozostało. Nawet jest mi wesoło, mimo tych głupich gleb :p

zdj. Bartek Sufin
Borówkową zdobywam z tylko jednym zejściem z roweru i teraz wisienka na torcie czyli zjazd. Tu w jednym momencie kawałek sprowadzam, ale jak idę, to się w sumie dziwię, bo nie jest to jakiś trudny odcinek. Dwie osoby przede mną sprowadzały i się nimi zasugerowałam, błąd :p Reszta zjazdu mnie wytelepała, ale zjechałam! Najgorzej było utrzymać kierownicę i klamki hamulców, które wyślizgiwały się spod palca na tych wertepach. Na trzecim bufecie łapię powerade i jadę znów pod górę. Czas na najbardziej stromy odcinek. Kawałek jadę, ale już po zejściu z roweru nie ma nawet szansy, żeby znowu ruszyć, więc prowadzę razem z resztą. Po ostatnim punkcie pomiaru czasu wjeżdżamy na ostatni zjazd do mety. Mimo, że jadę szybko (nie wiem ile, bo mi się magnesik przesuną po 11 km od mety) to wszyscy mnie wyprzedzają. Jak to jest..
Na mecie jestem o 14:25, ale mimo tego czas wg. sportchallenge mam 3:19. Lepiej niż 3:40, ale chyba jednak liczyłam na więcej.
Jadę do samochodu zostawić zbędne rzeczy i się chwilę rozciągnąć. Jak schylam się przy rowerze, to wydaje mi się, że słyszę psssss..I faktycznie z tylnego koła ucieka powietrze. Dobrze, że udało mi się dojechać bez kapcia do mety :) Dopompowuje ile się da, żeby z powrotem dojechać na rynek i tam zmieniając dętkę czekać na wjazd naszych.
Wjeżdża Romek, Zbyszek, Kamil, Ula, Jurek, Mateusz i Jarek, a Tomka dalej nie widać. Zaniepokojona idę popytać czy ktoś go widział. Przy okazji zapoznaję się z Anią i Mateuszem z teamu :) Kilka minut po Jarku dojeżdża i Tomek. Jest zły i niezadowolony całkowicie z wyniku bo pomylił trasę i kontuzjował się w kolano. On też musi trochę uważniej jeździć :p

A moje odczucia co do maratonu..Znałam trasę, więc wiedziałam dokładnie co mnie czeka. I chyba przez to pojechałam zbyt zachowawczo, bo będąc na mecie czułam, że mogłabym jeszcze jechać. Jak pojeżdżę trochę więcej po górach, to może nauczę się rozkładać siły na cały maraton.

Dzisiaj nasz team bardzo ładnie się zaprezentował. Super wynik wykręciła Ula wygrywając w kat. open wśród kobiet. Resztę punktów do generalki dorzucili Romek, Zbyszek i Kamil, co daje aktualnie 3 miejsce w drużynówce!! Oby tak dalej!


Kategoria PTU Eclipse Biketires, Sudety, W Towarzystwie, zawody

Cerna Voda - Rychlebské stezky.

Piątek, 4 maja 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 18.0˚ dst16.00/0.00km w01:30h avg10.67kmh vmax42.60kmh

Dzisiaj w planach musiało znaleźć się coś niezbyt męczącego, żeby nie wypalić się przed jutrzejszymi zawodami. Poza tym deszczowe chmury się kręciły i co chwila straszyły deszczem.
Pada pomysł przejechania się po Rychlebskich stezkach. Podobno fajnie można tam pojeździć, ale nikt ze znajomych jeszcze tam nie był. Umawiamy się z Dorotą, Jarkiem i Grześkiem i na miejsce jedziemy samochodami.
Razem z Tomkiem i Grześkiem ruszamy na ten średnio trudny szlak, a Dorota z Jarkiem objeżdżają te najłatwiejsze ścieżki.
Początek jedzie się po szutrówkach, ale po pewnym czasie robi się ciekawiej. Na początek przejazd przez rzeczkę i dalej jedzie się już singlem. Puszczam chłopaków przed siebie i próbuję nie panikować jak pojawiają się coraz większe kamienie. Mimo małej wiary w siebie jakoś udaje mi się na razie jechać. Widoki zaczynają się takie, że nie dowierzam, że jest tu tak pięknie. I nie wiadomo, jechać czy stać i patrzeć :p
Czasami jednak robię sobie spacer, ale chyba jednak ze strachu :p

Po wjechaniu na górę jest rozwidlenie na trudną i średnio trudną trasę. Jedziemy na tą średnio trudną, uff :p Ale wbrew pozorom łatwo nie jest. Masa, masa, masa kamieni. Jeden za i na drugim, ale jakoś trzeba jechać. Tak jak mówi Tomek, to świetny trening do balansowania na rowerze. Ba, to w ogóle świetny trening! Patrzę na drogę i w wielu miejscach myślę 'tutaj to nie przejadę', ale mimo wszystko próbuję. I wiele razy okazało się, że jednak potrafię przejechać! Ale to jest budujące.

Tylko nie można za bardzo urosnąć w tą pewność siebie, bo nawet Tomek i Grzesiek zaliczają niegroźne, ale bolesne doświadczenia na tej trasie.

Grzesiek
Ale te zdjęcia trochę oszukują. Wygląda to tak, jakby wszystkie kamienie były zlokalizowane tylko po bokach, a na ścieżce jest tylko mały, biały żwirek :p Trzeba tam być, żeby wiedzieć jak jest naprawdę :p

W pewnym momencie trasa wyjeżdża na asfalt i skręca w szutrówkę. Myślałam, że tak już będzie do końca, ale trochę się pokomplikowało. Teraz było sporo korzeni. W sumie dobre przygotowanie przed jutrzejszą Borówkową :)
Chłopaki szybko mi znikają, ale ja też chyba jadę dość szybko, przynajmniej tak mi się wydaje :p W pewnym momencie mam okazję do zrobienia OTB, bo tylne koło leciało już do góry (pewnie za mocno zacisnęłam przedni hamulec), ale ostatecznie udaje się zjechać bez lądowania na twarzy. Nawet nie wiem co zrobiłam, że się wyratowałam. Czy puściłam hamulec, czy przechyliłam się bardziej do przodu. Wszystko działo się tak szybko :p Dalej już bez problemów dojeżdżamy cało na parking.
Te ścieżki to rewelacyjna sprawa! Wszyscy byliśmy zachwyceni i nikt z nas nie spodziewał się czegoś takiego. Absolutnie warte polecenia.
Chwilę czekamy na Dorotę i Jarka i zawijamy się na kwatery. Reszta dnia spędzona na odsypianiu i ładowaniu baterii w pizzerii na jutrzejszy dzień :)



Góry Bardzkie.

Czwartek, 3 maja 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 25.0˚ dst41.23/0.00km w03:08h avg13.16kmh vmax40.40kmh

Przed południem dojeżdżamy do kwatery w Sosnowej. Po przyszykowaniu makaronu z pesto przebieramy się i ruszamy na podbój gór na północ od Bardo.
Jedziemy trasą z zeszłorocznej edycji challenge. Większość to drogi szutrowe, więc trudno nie jest. Trasa akurat na rozgrzewkę i przywitanie z górami :) Dojeżdżamy na górę Wilczak i zaraz później zaczyna się stromy zjazd. Tomek jedzie, ale mnie brakuje odwagi i sprowadzam.

Dalej jedziemy do Srebrnej Góry, gdzie zatrzymujemy się w barze na przekąskę. Bar wydaje się być przyjazny rowerzystom :)

Dalej jedziemy koło wiaduktów i tutaj pojawia się problem z oznaczeniem szlaków. Na mapie co innego, w rzeczywistości co innego i musimy improwizować. Czasu na zastanawianie się nie ma zbyt wiele bo gdzieś z tyłu zbliża się chyba jakaś burza, co chwilę słychać grzmoty. Skręcamy w las, ale dojechaliśmy do ślepej ścieżki. Zawracamy na asfalt i próbujemy jakoś inaczej. Po drodze spotykamy spore stadko owiec na wypasie. Szły jak burza po tej trawie i robiły śmieszny szum :D

Udało się dojechać do miejsca, w którym mieliśmy wylądować i dalej jedziemy już niebieskim szlakiem do Bardo. Po drodze mamy piękne widoki.

Zaczynają się krótkie zjazdy. Powoli oswajam się i przełamuję strach przed większością przeszkód na drodze. W pewnym momencie wjeżdżamy w bardzo wąską ścieżkę, zarośniętą z każdej strony. Okazuje się, że znajduje się tam bardzo fajny zjazd. Tomek z radości aż krzyczy :) Ale dalej nie jest gorzej, tyle że tym razem pod górę.

Jak dojeżdżamy na parking, na którym zostawiliśmy samochód, zaczyna powoli kropić. Po wizycie w sklepie decydujemy się podjechać jeszcze na zjazd przy drodze krzyżowej, podobno są tam ciekawe kamulce :p Tomek ocenia, że deszcz przejdzie gdzieś bokiem, więc jedziemy.
Pod górę jedzie mi się jednak coraz ciężej. Kamulce są i to mokre, dlatego początek przechodzę z buta. Namawiam Tomka, żeby jednak zrezygnować, bo zaczyna trochę więcej padać, a nie chcemy się przemoczyć. Jak zjeżdżamy to pada już całkiem solidnie, dlatego zatrzymujemy się pod mostem, żeby przeczekać. I czekamy ponad godzinę, a padać nie przestaje :p W międzyczasie pada grad i zaczyna tak zacinać, że pod mostem robi się coraz mniej suchej przestrzeni.

W końcu nie wytrzymujemy i jedziemy do samochodu, bo nie zanosi się, że kiedykolwiek ten deszcz przestanie padać. Już się przejaśniało, było widać niebo, ale dalej lało :p
Po umyciu się wygłodniali jedziemy do pizzerii w Złotym Stoku, gdzie spotykamy się z Dorotą, Jarkiem i Grześkiem.


Kategoria Las, Sudety, W Towarzystwie

Asfalty.

Wtorek, 1 maja 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 24.0˚ dst36.78/0.00km w01:28h avg25.08kmh vmax32.90kmh

Po dwudniowym urlopie od roweru wsiadłam coś pokręcić.
Wyjeżdżam koło 10, żeby nie trafić aż tak bardzo na ogromny upał (rano po 6, jak Tomek wybierał się do pracy, był taki przyjemny chłodek 15*).
Jadę koło kryjówki bażantów, ale żadnego dzisiaj nie ma. Później jadę wzdłuż wału. Miejscami, gdzie można zaparkować samochód, kręci się sporo ludzi. Jest też sporo rowerzystów. Praktycznie w samych Gassach mija mnie peleton szosowców. Chłopak w Airbikowych ciuchach zaprasza szybko na koło i macha do mnie ręką, ale nie korzystam, dzięki :) Już dzisiaj się z nim mijałam koło Mrówki.
Chwilę później spotykam trochę starszy peleton. Każdy z uczestników ma wąsy i pewnie sporo ponad 50 lat :)
Dzisiaj też się kręcę po siodełku, bo nie mogę sobie znaleźć wygodnej pozycji. Choroba, no jak to jest...Wcześniej mi to siodełko 'leżało', a teraz co? Po kilku dniach mam delikatniejsze cztery litery?
Miałam jeszcze pojeździć po lesie troszkę, ale nie jestem w stanie!
Obrażona na rower wracam do domu.

A dzisiaj w trasę ruszył flash i realizuje podróż dookoła Europy. Wielkie wyzwanie, ale trzymam kciuki, żeby mu się udało!! Oby nie miał takich problemów jak ja ze znalezieniem sobie pozycji na siodełku :p


Kategoria Samotnie