Próba biegania

Czwartek, 17 marca 2011 | Rower: | temp 6.0˚ dst0.00/0.00km w00:40h avg0.00kmh vmax0.00kmh

Wiatr za bardzo się rozhulał i nie było nawet co myśleć o przejażdżce. Od jakiegoś czasu myślałam, że może spróbuję pobiegać, ale jakoś nie bardzo miałam zapał. Generalnie trzymałam się tego, że nie lubię i nie umiem biegać (od tego jak w podstawówce włefista powiedział, że biegnę jak czołg :p). Trochę zmieniłam zdanie jak stanęłam na bieżni na siłowni.
Byliśmy z Tomkiem na darmowej wejściówce na siłowni i trochę się obijaliśmy. Tomek był głodny i przez to niechętny do ćwiczeń, ale zaproponowałam, żeby się przebiegł na bieżni, a ja obok sobie pochodzę. Nie mogłam się od niego odłączyć bo ja zupełnie nie potrafię obsługiwać się tymi sprzętami :p No i tak zwiększałam tempo, zwiększałam, aż w końcu stwierdziłam, że ustawię sobie na lekki truchcik. I dzięki zegarkowi dowiedziałam się, że potrafię (a jednak!) wytrzymać 10 min i nie zasapać się na całego. To mnie podbudowało i stwierdziłam, że w takim razie będzie warto spróbować i wykorzystać bliskość Kabackiego.
W ten sposób przebiegłam (z przerwami) ok. 4,5 km (dystans mierzony na google maps) i nie zniechęciłam się, a nawet jestem przygotowana na kolejne próby biegowe :)


Kategoria Bez roweru, Bieganie

Mocna przejażdżka z Welodromem

Poniedziałek, 14 marca 2011 | Rower:Kelly's Magic | temp 16.0˚ dst60.56/0.00km w02:26h avg24.89kmh vmax54.80kmh

O 10 pod Kodakiem spotkałam się z Markiem i Włodkiem. Pojechaliśmy tradycyjnie na asfalty konstancińskie, zapowiadało się jednak, że będzie dość ciężko, bo mocno wiał wiatr. Włodek prowadził od początku do końca, a ja siedziałam mu na kole, żeby jakoś schować się przed tym wiatrem. Tempo mocne, cały czas w granicach 28-30, ale o dziwo się utrzymuję. Jednak jest ciężko utrzymać tempo. Czuję, że twarz mnie pali, nogi też, serce mało co gardłem nie wyskoczy. Marek odbija w Cieciszewie w drogę powrotną, a my z Włodkiem kierujemy się na Górę Kalwarię. Dojechać, dojadę, ale nie wiem jak szybko. Najwyżej sama będę wracać :p
Na ostatnim prostym odcinku wieje naprawdę mocno, nie ma jak się schować, więc zwalniam trochę. Wspinaczka pod górę wolna, kompletny brak sił. Będąc już w Górze nie można nie podjechać do cukierni, która okazuje się być zamknięta w poniedziałki. Szkoda, bo przydałby się jakiś słodziak uzupełniający siły. Ruszamy na północ. Tym razem mamy bardziej z wiatrem, ale cały czas są boczne podmuchy. Licznik jak zaczarowany wyświetla 31 km/h, dopóki nie skończy mi się picie. Bez ‘paliwa’ jazda idzie wolniej, coraz bardziej czuję, że sztywnieją mi nogi, momentami mam nawet wrażenie, że będzie skurcz. Na dzisiaj już na pewno dałam z siebie wszystko i szybciej niż 26 nie pojadę :p Przed skarpą przy ul. Gąsek zwalniam, bo wiem, że mam przed sobą podjazd i próbuję oszczędzać siły. Mówię Włodkowi, żeby już na mnie nie czekał, bo zanim ja podjadę to wieki miną. Zastanawiam się czy wprowadzać, czy wjeżdżać, czy zrobić sobie mały postój, ale robię trening silnej woli i wytrzymałości. Wjeżdżam, ale na końcówce braknie mi już przełożeń, jadę 6 km/h =D Słabizna ze mnie! Mam nadzieję, że już za niedługo będzie progres i nie będę się popisywać takimi osiągnięciami :p Do domu dojeżdżam padnięta i na miejscu wypijam chyba cały kubeł picia ;)
Mimo wszystko przejażdżka fajna, sama bym tak nigdy nie zapierdzielała :p A jak bym sama miała walczyć z wiatrem, to pewnie tak samo bym się zmachała. Dzięki Włodek i Marek.

Zdjęcia nie ma bo za szybko było, żeby jakiekolwiek próbować robić :P


Kategoria W Towarzystwie, Welodrom

Pierwsza jazda w tym roku.

Sobota, 12 marca 2011 | Rower:Kelly's Magic | temp 11.0˚ dst48.13/0.00km w02:06h avg22.92kmh vmax39.70kmh

Miało być 50, wyszło niewiele mniej. Pogoda zupełnie jak na jesieni w zeszłym roku, na ostatniej mojej wycieczce. Zupełnie jakby zimy nie było :P
Słoneczko tak grzeje, że zmotywowało mnie do wyjścia z domu i przejechania pierwszych kilometrów w tym roku, w dodatku na ‘odświeżonym’ sprzęcie.
Wyruszyłam sama ok. 12.30, podjechałam do rowerowego, żeby podpompować amortyzator i byłam już prawie gotowa do jazdy, ale musiałam jeszcze przemontować magnes od licznika.
Moje wyobrażenie o tarczówkach było takie, że jak się naciśnie klamkę do końca to rower dęba staje i zrzuca :p Dlatego pierwszy zjazd ze skarpy był ostrożny, ale od razu przekonałam się, że nie jest tak jak myślałam.
Jechałam sobie powoli, w okolicach skrzyżowania Przekornej i Drewny minęła mnie Ula. Po wjechaniu poza teren zabudowany wiatr trochę przybrał na sile i trzeba się było z nim zmagać, ale wtedy bawiłam się w jazdę z wysoką kadencją. Założyłam sobie przejechanie 50 km, bo przecież w tym roku mam dawać radę walczyć na dystansach mega, więc muszę więcej jeździć od samego początku:) Pierwsze kilometry były średnio przyjemne, strasznie męczyła mnie jazda, ale z czasem jakoś minęło, a do domu to dojechałam strasznie szczęśliwa. Trochę pojeżdżę i forma się polepszy. Najwięcej czasu trzeba będzie poświęcić na podjazdy, bo dzisiaj strasznie marnie, a były tylko 2, w Słomczynie i skarpa przy ulicy Gąsek. Na koniec ledwo się wtoczyłam na skarpę :p
Dzisiaj trochę też eksperymentowałam z pozycją podczas jazdy. Nowy amortyzator, z krótszą rurą sterową zmienił trochę ustawienie ciała. Nawet to czułam w rękach :) Teraz jestem trochę bardziej pochylona do przodu i problemem jest ustawienie siodełka i dobre usadowienie się na nim…
Nowością w moim rowerze są też hamulce tarczowe i co za tym idzie koła (mój prezent urodzinowy: jedno koło od Tomka, jedno od rodziców =D). Na razie wszystko bardzo dobrze śmiga, teraz tylko kierowca musi podszkolić swoje umiejętności, aby dorównać poziomem jazdy, poziomowi sprzętu :)
Brak zdjęć, bo nie chciało mi się zatrzymywać :P


Kategoria Samotnie

Asfalty z Welodromem.

Niedziela, 21 listopada 2010 | Rower:Kelly's Magic | temp 10.0˚ dst67.22/0.00km w02:33h avg26.36kmh vmax42.60kmh

O 11 spotkanie pod trzepaczką. Z domu wyszłam ciut za późno, więc musiałam się spieszyć. Wtedy myślałam, że za ciepło się ubrałam ale później już się tak nie grzałam i było ok. Rano była mgła i nie było wiadomo czy się rozpogodzi czy nie, ale jak ruszaliśmy to zaczęło wychodzić słońce.
Skład bardzo liczny, ok 15 osób (Aneta, Paweł, Przemek, Włodek, Renata, Bartek, Harry, Magda, Andrzej, Michał Ciempiel, Radek i Patryk Rajczyk, Bogna, Jarek Sawicki, ktoś z Athletic Body i ja). Przyjechała też Magda na szosówce, która była później głównym uciekającym. Początkowo jechaliśmy w grupie i ze względu na niektóre osoby na szosówkach jechaliśmy asfaltem. Andrzej mimo wszystko zjechał swoim Rometem na mokrą gruntową drogę i przy zamiarze skrętu nieźle się wywrócił. Dopiero tak naprawdę za Słomczynem zaczęło się rwać na dobre a ja obstawiałam tyły. Do reszty dojechaliśmy w Konstancinie i znowu zjechaliśmy ze skarpy na asfalty koło Gassów. Ja już opadałam z sił. Całe szczęście, że mnie nie zostawili ;) Zlitował się nade mną Włodek i Radek Rajczyk. Nasze tempo było niewiele poniżej 30, z moimi małymi kryzysami, a grupa przed nami wciąż się oddalała. Ja jechałam już wolniej i wolniej. Dwa razy Włodek podprowadził nas skrótem, ale i tak było to daleko za grupą. Dołączyliśmy do reszty pod Metą. Niestety dzisiaj była zamknięta, więc na płyny rozgrzewające pojechaliśmy do Powsina. Po konsumpcji rozdzieliliśmy się i ruszyliśmy do domów.
Mieliśmy jechać tradycyjnie do Góry Kalwarii na słodkości z Karpatki, momentami zaczęłam się zastanawiać, czy dla wszystkich starczy serniczków, ale zamysł się zmienił podczas jazdy. Tak naprawdę dlatego, że nie było asfaltu przez ok 2 km, więc żeby się nie upaćkać w błocie pojechaliśmy tam, gdzie leży asfalt.
Na koniec wycieczki nogi miałam strasznie ciężkie, nie chciały kręcić szybciej niż 26 (czyli tak naprawdę ponad moje normalne tempo). Gdyby nikt mnie na końcu nie pilnował to z braku sił skierowałabym się do domu, ale dzięki ich uprzejmości dojechałam do końca ;) Szaleni są Ci ludzie z Welodromu :p Czołówka jechała w granicach 40 km/h :p Mimo, że byłam dzisiaj najsłabszym ogniwem to i tak było fajnie. Jest motywacja, żeby trenować :p

Zdjęcia http://picasaweb.google.com/welodrom2010a/20101121#


Kategoria W Towarzystwie, Welodrom

Góra Kalwaria z Welodromem.

Sobota, 30 października 2010 | Rower:Kelly's Magic | temp 13.0˚ dst61.57/0.00km w02:34h avg23.99kmh vmax52.90kmh

Maiło być spacerowo, a wyszło jak ostatnio :p


Kategoria W Towarzystwie, Welodrom

KPN z Welodromem.

Niedziela, 24 października 2010 | Rower:Kelly's Magic | temp 11.0˚ dst63.56/35.00km w03:11h avg19.97kmh vmax34.30kmh

Razem z Tomkiem pojechaliśmy ode mnie metrem na młociny. Po drodze dosiedli się Andzia, Paweł i Michał. Dojechał jeszcze Andrzej i razem podjechaliśmy pod biały domek. Przed 10 zjawił się jeszcze Przemek, Leszek, Włodek, Krzysiek, Paweł, Jarek S. i Jarek W. Razem pojechaliśmy do Palmir gdzie miało się odbyć zakończenie sezonu rowerowego organizowanego przez Warszawskie Towarzystwo Cyklistów. Musieliśmy chwilę poczekać, aż uroczyste składanie wieńców na cmentarzu się zacznie i przez to czekanie zaczęliśmy marznąć. Wreszcie po dużym opóźnieniu uroczystości ruszyliśmy wspólnie w drogę na górę Stano. Niedługo trwało to 'wspólnie'. Część rajdowców pojechała i uciekła. My w grupie 7 osób jechaliśmy wolniej. Musieliśmy też czekać na Andrzeja, który przez problemy z napędem nie mógł jechać pod żadną górkę. Z górki Stano zdecydowaliśmy się na jazdę pod BD a później na ciastko do Tiramisu. Tempo może spacerowe, ale z pewnością nie dla mnie :p Przez jakiś czas jechało się dobrze, ale momentami brakowało sił i odstawałam.
Mimo wszystko bardzo fajnie się jechało w ogonie długaśnego 'węża' ;) Najfajniej wyglądało to na krętych singlach. Po rozgrzaniu się w BD herbatą i frytkami odłączamy się i jedziemy we dwoje do cukierni na Warszawską. Nie byłam zdziwiona, że w środku jest gigantyczna kolejka. Nawet spotkałam w niej ciotkę z wujkiem, którzy wracali z cmentarza. Po spałaszowaniu pysznych ciastek ruszyliśmy ja do domu a Tomek do pracy. Nie jechało się łatwo pod wiatr a momentami w lesie jechałam 15 km/h. Ogólnie rzecz biorąc byłam zajechana aż miło :p Jak pogoda będzie łaskawa dać nam jeszcze kilka dni stosunkowo ciepłych, a może nawet i słonecznych, to będziemy kombinować jeszcze jakąś wspólną rekreacyjną jazdę z Welodromem :)


Kategoria Las, W Towarzystwie

Od niechcenia.

Sobota, 16 października 2010 | Rower:Kelly's Magic | temp 10.0˚ dst36.00/10.00km w01:35h avg22.74kmh vmax31.10kmh

EC Siekierki. © magdafisz

Tak się kończą zabawy z latawcem. © magdafisz


Kategoria Samotnie

Kampinos.

Sobota, 9 października 2010 | Rower:Kelly's Magic | temp 12.0˚ dst53.00/36.00km w02:40h avg19.88kmh vmax33.30kmh

Drugi z rzędu słoneczny weekend, więc aż żal nie skorzystać. Tomek wymyślił wycieczkę po puszczy. Spotkaliśmy się na czarnym szlaku, bo Tomek jechał prosto z pracy, a ja jechałam od metra młociny. Pokręciliśmy się trochę, zaliczyliśmy parę podjazdów. Generalnie było ciepło, jak się jechało to nawet momentami robiło się gorąco, szczególnie po wjeździe na jakąś górkę. Było to trochę denerwujące. Po jakimś czasie entuzjazm do jazdy przeszedł m.in. przez takie problemy z ubraniem. Bez apaszki wiało w uszy, z apaszką było ciut za ciepło, ale już wolałam ciepło niż chłodny powiew. Tylko że po jakimś czasie uszy się zagniotły i zaczęły pobolewać.
Miejscami w lesie piękne jesienne widoki dodatkowo oświetlane przez słoneczko.


Kategoria Las, W Towarzystwie

Wyjazd tam, gdzie nie wieje.

Poniedziałek, 4 października 2010 | Rower:Kelly's Magic | temp 10.0˚ dst24.00/22.00km w01:04h avg22.50kmh vmax33.80kmh

Pogoda słoneczna dlatego już na zajęciach zastanawiałam się, gdzie by tu można było pojechać. Nie bardzo miałam pomysł i byłam już bliska rezygnacji, ale jak wyszłam na podwórko to mało co mi głowy nie urwało. Trochę nieprzyjemnie, ale teraz praktycznie nie ma co się zastanawiać nad dalszą wycieczką, więc kręcę się w kabackim. Las od mojej ostatniej wizyty już trochę bardziej przypomina jesienny krajobraz. Liście leżą na mało uczęszczanych ścieżkach przez co udało mi się pomylić drogę :p Dzięki temu przejechałam się kawałek po nieznanych drogach, na których wpakowałam się w kilka zastygających błotek (wszystko starannie przykryte liśćmi, jakby pułapki :p). Miałam jechać jeszcze jedną pętelkę, ale zaczął mi marznąć kark, więc skręciłam do domu. W domu odkryłam, że stopy były już też dość chłodne. Nie ma to tamto, trzeba ubierać się coraz cieplej :(

Kanałek. © magdafisz

Bezchmurne niebo i zachód słońca. © magdafisz


Kategoria Las, Samotnie

Mazovia MTB - Łomianki, epilog.

Niedziela, 3 października 2010 | Rower:Kelly's Magic | temp 14.0˚ dst57.02/50.00km w02:36h avg21.93kmh vmax36.50kmh

Na metro ursynów podjeżdżam rowerem. Przy okazji mogę pomyśleć nad ubraniem na maraton. Jak wyjeżdżam z domu to na termometrze poniżej 10. Zimowe spodnie, koszulka, rękawki i na to bluza plus długie rękawiczki. Na pewno nie zmarzłam a gdybym się bardziej spieszyła to pewnie bym się zgrzała. Razem z Anetą i Pawłem pakujemy się do samochodu Włodka i ruszamy. Na dolince dogania nas samochodem Harry. Po drodze na gdańskiej, jeszcze przed mostem północnym, mijamy Rysia ;)
Po przygotowaniach i załatwieniu spraw w biurze ustawiamy się w sektorach, które tym razem były połączone po 3. Myślałam, że przez to zrobi się korek na czarnym rowerowym, bo tam dużo piachu jest, ale wszystko szło w miarę sprawnie do miejsca, w którym trzeba było przejść przez błotko po pieńkach. Jakoś stawka tak się rozciągnęła, że jechałam sama. Przede mną tylko na długich prostych widziałam kogoś przed sobą. Zdarzało się też, że ktoś mnie wyprzedził, i tyle ich było widać :p Dopiero po drugim bufecie i tak naprawdę przy wyjeździe z lasu, bo później przeważał asfalt i czarne dziurawe drogi, jechałam w pobliżu innych zawodników. Mocno wiało i dlatego warto było mieć towarzystwo ;)
Trasa, szczególnie do drugiego bufetu, bardzo ładna. Piach wydawał się być nie tak bardzo uciążliwy jak zwykle. Tylko raz stanęłam w takiej wielkiej piaskownicy. Za to korzeni dużo, niektórzy nawet twierdzą, że więcej niż zawsze :p Przynajmniej nie było nudno. Kilka górek, które nawet przyjemnie się podjeżdżało dzięki dopingowi welodromowców, którzy stali i robili zdjęcia, m.in. Bartek i Renata, reszty nie znałam.
Na mecie bardzo miła atmosfera dzięki bardzo licznemu przybyciu osób z drużyny. Wspólnie zjedliśmy ciepły rosołek i ciasto. Później dekoracje. Ania zajęła 3 miejsce w FK2, Jarek 2 miejsce w K4 a ja o dziwo 3 miejsce w K2 ;) Zupełnie nieoczekiwane, ale miła niespodzianka. Szczególnie, że jechało mi się dobrze, chociaż później odczuwałam zmęczenie i obity tyłek :p
Nie zostaliśmy długo po zawodach. W drodze powrotnej wstąpiliśmy do cukierni Roberta 'giantera' na pyszne lody. Jest cel wypraw na północ od Warszawy ;D Z ursynowa leniwie dokręciłam do domu, chociaż początkowo miałam wątpliwości czy jechać, bo miałam pod wiatr, ale nie zrezygnowałam.
Koniec sezonu? Bardzo możliwe, wszystko zależy od pogody. Czas na rowerowanie znajdę, ale jeszcze pogoda musi zachęcać ;) Jak będzie bardzo kiepsko i zima zjawi się wcześnie, jak kraczą synoptycy, to najwyżej rower wstawię do piwnicy a zacznę sezon basenowy i dla urozmaicenia łyżwy, na które namawiał mnie Włodek ;)

Bagienka © magdafisz

Podjazdy ;) © magdafisz

Wspinaczka © magdafisz


Kategoria zawody, W Towarzystwie, Las