Rozkręcanie.

Środa, 18 kwietnia 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 15.0˚ dst24.96/0.00km w01:05h avg23.04kmh vmax31.50kmh

We wtorek poświęciłam trochę (2h) czasu na pielęgnację roweru. Niewiele potrafię rozkręcić i później skręcić, ale większość ruchomych części jest czysta :p Ważne, że rower nadaje się już do jazdy. Po niedzieli zapomniałam przetrzeć łańcuch i w poniedziałek był już cały pomarańczowy :p
I jak już rower był sprawny to rozkręcić się mogłam na nim ja w drodze do pracy :)


Kategoria Samotnie

Mazovia Piaseczno.

Niedziela, 15 kwietnia 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 12.0˚ dst50.48/40.00km w02:27h avg20.60kmh vmax41.10kmh

Maraton zlokalizowany praktycznie pod nosem, więc miałam jechać rowerem, od razu byłaby rozgrzewka. Tylko pogoda była bardzo nieprzyjemna, więc podwiozłam się samochodem.
Jak dojeżdżam na miejsce to akurat przechodzi fala deszczu. Aż się nie chce wychodzić, ale na szczęście za chwilę przechodzi i już tylko kropi.
Jadę na rozgrzewkę. Tylko najpierw trzeba znaleźć start, bo nie ma go tam, gdzie wczoraj był zaznaczony na mapie. Ciekawe ile trasy zmienili?

Do sektora wchodzę z 10 min przed startem. Staję w połowie i rozglądam się za dziewczynami, ale oprócz Ani nie widzę żadnej innej. Startujemy. Po krótkiej prostej jest zakręt w lewo. Na tym zakręcie jest warstewka błota i chłopak jadący obok mnie od wewnętrznej albo boi się ubrudzić, albo boi się skręcać w błocie, albo nie zauważył, że trasa skręca, bo kiedy ja z resztą osób składam się do skrętu, to ten jedzie prosto. No żesz.. ’skręcaj’ krzyczę, ale co z tego. Rogiem zahacza o moją kierownicę i krótko się szarpiemy, ale żeby się ‘rozłączyć’ muszę stanąć. Jestem zła. Miałam nie tracić na początku, a tu takie coś. Szybko trzeba dogonić ludzi, żeby po skręcie z długiej prostej w pierwsze małe błoto nie utknąć w korku. Udaje się w miarę sprawnie przebrnąć przez błoto, ale nie bez problemów. Koło boksuje, rzuca mną w prawo i lewo, zero sterowności. Dalej jedziemy, jedziemy, jedziemy. Część za kimś, część sama. Nagle wyrasta rozjazd. Większość, z którymi jadę skręca na fit. Po jakimś czasie dojeżdżamy do przejazdu pod torami. Przechodzę po paletach i zanurzam się nogami w wodzie. No ładnie, chrzest butów już dziś jest :p Najgorzej tylko, że trochę chłodno robi się w stopy. Ale to nic, trzeba jechać dalej. Znowu jedziemy, trochę lasem, trochę asfaltem. Cały czas mniej więcej w tej samej grupie ludzi. Zaczynają się błotka. Da radę jechać, ale trzeba mocno nogami mielić, żeby jechać do przodu. Wszyscy jadą po prawej, więc ja odbijam na lewo i próbuję przejechać strumyk z wodą no i chlup… Koło wpadło po oś i nie da rady dalej jechać, więc nogi też lądują w wodzie. Próbuję wyjść, ale rower mimo pchania zostaje z tyłu. Zassał się, ale udało się go jakoś wyszarpać. Od tego momentu (ok. 15 km) dochodzą mnie skrzypienia przedniego hamulca, aż mi go żal :p Później fundujemy sobie wspólny spacerek. Drepczemy po błocie, które trochę ‘zalatuje’, ale najgorzej przechodzi się przez głębokie po łydki ‘kałuże’. Później znowu dużo prostych i na deser jakieś błoto. Staram się już nie schodzić tak często z roweru i próbuję jechać. Teraz to nawet udaje mi się jechać tam gdzie chcę :)
Trochę treningu się przyda. Poza tym gdyby nie to błoto, to by było strasznie nudno i łatwo.
Meta zbliża się bardzo szybko. Jak przejeżdżamy przez ul. Pionierów to chwilowo tracę ostrość widzenia, bo w oku ląduje kawałek błota. To było chyba najgorsze i najmniej przyjemne na dzisiejszej trasie :p Próbuję jechać jak najszybciej do mety, ale jakoś nogi mi spowolniły, czuję już zmęczenie. Mimo to na metę wpadam zadowolona zaraz za Jolą Kowalską i Bogną. Jakiś czas gadamy i dzielimy się wrażeniami. W międzyczasie podchodzi do mnie zawodnik z Velmaru, z którym jechałam bardzo dużą część trasy i chwali mnie za dobrą jazdę. Do tej opinii dołącza się też zawodnik BSA, z którym też się wachlowaliśmy na trasie. Dzięki, to bardzo miłe :)
W tym czasie zjeżdża się kilku znajomych, w tym Bartek G. W bezruchu robi się zimno dlatego zwijamy się do samochodów i po drodze gadamy. Jak to dobrze, że mam się gdzie przebrać i zagrzać, mmm :) Jak już się ogarniam to zastanawiam się co zrobić z rowerem. Do myjki się nie doczekam, taka pewnie jest kolejka, więc omiatam rower szczotką i pakuje do bagażnika. Później trzeba będzie się nim zająć bardziej kompleksowo.
Przychodzą wyniki sms-em. 7 open, 3 w K2, super!! Lecę na dekorację i wsunąć makaron.

Puchar taki jakby..światowy :p
Później zbieram się do samochodu a w nim walczę z blokadą skrzyni biegów. 20 min walczę sama, później proszę o pomoc pana, który jeszcze kręci się w okolicy. On też nie daje rady. Wrr. Ale jakoś to zrobiłam, wreszcie! Nie cierpię zacinających się zamków :p

Wyszedł w sumie fajny maraton, taki inny :p Szkoda mi trochę roweru, ale jazda w takich warunkach możliwa jest tylko na zawodach. Gdyby nie błoto, które weryfikowało umiejętności i samozaparcie to dopiero byłoby nudno.
A jeśli chodzi o umiejętność jeżdżenia w błocie, to albo ona się poprawiła, albo po prostu była wspomagana przez dobre ogumienie. To było dobre posunięcie, żeby wsadzić cougara też na tył. Po starcie mnie przewiozły na błocie, ale później pozwalały mi kierować rowerem, nawet w tak trudnych warunkach. Jednak dużo klocków w bieżniku to duża przyczepność.


Kategoria PTU Eclipse Biketires, W Towarzystwie, zawody

Leniwie.

Czwartek, 12 kwietnia 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 16.0˚ dst23.99/0.00km w01:13h avg19.72kmh vmax27.90kmh

Mieliśmy dzisiaj z Tomkiem jechać na WAT, ale tak wyszło, że nie pojechaliśmy.
Czekanie na sygnał do wyjścia od Tomka tak się przedłużał, że zaczęłam się zniechęcać do wszystkiego. Dodatkowo bolało mnie ramię od wczorajszych ćwiczeń w podporach. Dlatego dzisiaj wyszło leniwe kręcenie.
Od Tomka pojechaliśmy do Ożarowa Mazowieckiego na ciacho, a drogę powrotną przedłużyliśmy sobie jazdą po polach i poszukiwaniem bażantów.
I widzieliśmy ich bardzo dużo :D Razem to pewnie z 10 by się zebrało. Dodatkowo napatoczył się jeszcze bocian, 7 sarenek i jakieś duże, drapieżne ptaszysko. Z tego wszystkiego byłam uradowana jak dzieciak :)

bocian :)

A po jeździe zamontowaliśmy do kellysa nową oponę na przód Hutchinson Cougar Air Light. Zdecydowanie jest lekka, ma agresywny bieżnik. Zobaczymy, jak się będzie spisywać :)


Kategoria W Towarzystwie

Towarzyski dzień.

Środa, 11 kwietnia 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 16.0˚ dst39.57/0.00km w01:45h avg22.61kmh vmax39.70kmh

O 10:30 wyruszam z domu i jadę na Agrykolkę.
Na dziedzińcu belwederu stoi masa żołnierzy, w Alejach Ujazdowskich kręci się dużo policji, ewidentnie coś się dzieje, albo dopiero zacznie się dziać :p
Całe szczęście na Agrykoli spokój, chociaż jak zaczynam drugi podjazd to jedzie eskorta z samochodem, na którym powiewa flaga Korei Południowej. Jak jadę 3 raz to spotykam jadącego w dół Włodka. Dzisiaj miało być krótko, w planie 5 podjazdów, więc zaraz koniec. Rekompensując sobie niedosyt robię szósty podjazd, ale choroba, nie jestem zmęczona za bardzo. Dzisiaj się wjeżdża bardzo przyjemnie. Wiatr dmucha na podjeździe w plecy i udaje się wjeżdżać 20km/h :) Ok. 12 jestem umówiona z Tomkiem na polu mokotowskim. Jestem trochę wcześniej, więc siadam sobie przy sadzawce. Czekam i czekam, a tu nie ma żadnego znaku. Robię się głodna, powoli zaczynam się wychładzać i co najgorsze, przyklejam się do ławki. Shit! Ale to ani nie jest farba, ani żywica, bo nie pachnie, ale ślad na gatkach został. [Całe szczęście się doprały :p]
Jeszcze chwila i zjawia się Tomek. Ruszamy i w drodze daję się namówić na kebaba przy Racławickiej. Opowiadam jaka jestem zawiedziona, że tego czasu nie spędziłam męcząc się na podjeżdżaniu Agrykoli, na co Tomek cytuje słowa stwórcy Frankensteina "Boże! Stworzyłem potwora". A sam namawiał mnie do treningów :p
Przy szpitalu MSWiA mijamy się z bmtwo. Po konsumpcji kebsa jedziemy na Ursynów do Happy. Część jedziemy ulicami, część ścieżkami. Na Stokłosach z naprzeciwka mija nas rozradowana rowerzystka, która ochoczo do nas macha.
Ze sklepu już tylko powrót do domu i koniec jeżdżenia na dzisiaj.
Ładna pogoda się zrobiła i widać wzmożony ruch rowerzystów. Fajnie jak czasem moje ścieżki skrzyżują się z drogami znajomych lub jeszcze tych nieznajomych, a wartych poznania ludzi :)


Kategoria W Towarzystwie

Przed i po pracy.

Wtorek, 10 kwietnia 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 13.0˚ dst38.08/0.00km w01:39h avg23.08kmh vmax38.30kmh

Dzisiaj słońce takie jak wczoraj, ale cieplej. Miałam zrobić rozjazd po wczorajszym, więc planuję trochę dłuższą drogę do pracy. Zanim jednak wymyśliłam sobie gdzie mam jechać, to się późno zrobiło, i raptem godzinę przed pracą wyszłam :p
Wyjeżdżam na Zaruby, jadę w stronę lasu i się dziwię, bo strasznie wieje. Ledwo 19 km/h jadę. No to mnie dzisiaj dopcha do pracy, a powrót będę miała waleczny :)
Po drodze gdzieś jadąc po ścieżce i widząc jadącego z naprzeciwka brzdąca dla bezpieczeństwa zwalniam. Bo brzdąc jak to brzdąc, jedzie zygzakiem i nie wiadomo czy się przestraszy jak zobaczy, że ktoś z naprzeciwka jedzie, czy co zrobi. Ale dziecko mijam bezpiecznie, za to jadąca za dzieckiem mamusia patrzy sobie na paznokcie chyba i ściąga ją na mój tor, czyli szykują się warunki na czołówkę. Gdybym panicznie nie zaczęła krzyczeć, to by to się źle skończyło. Pustak ta baba, ale ciśnienie mi skoczyło.


Kategoria Samotnie

Kampinoski trening towarzyski.

Poniedziałek, 9 kwietnia 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 5.0˚ dst57.97/50.00km w03:07h avg18.60kmh vmax39.70kmh

O 7 rano budzimy się z Tomkiem i wyglądamy za okno. Piękne słońce i -3*. W ciągu godziny ociepla się do 0*, więc są nadzieje, że nie będzie tak źle. Pakujemy się w Samochód i jedziemy do Damiana. Niedługo po nas dojeżdżają jeszcze Iza z Kamilem.
Razem jedziemy do Leszna i spod kościoła zgarniamy Michała. Wykorzystuję chwilę postoju i chowam do kieszeni kamizelkę, bo jednak jest mi za ciepło, ale palce u rąk odmarzają :/



Jedziemy do Roztoki okrężną drogą. O 10 mamy się tam spotkać z resztą osób. Chwilę czekamy i wyjeżdżamy naprzeciw nadciągającej grupie, w której byli: Paweł W. z kolegą, Jarek W., Paweł L., Robert S. Wspólnie wybrany został kierunek - górki w Górkach. Huraaa! :) Jedziemy w miarę spokojnie, ale grupa szybko się rozciąga. Górki na przedłużeniu czerwonego za Roztoką podjeżdżam wszystkie ze środka (kiedyś nie do pomyślenia :p).
Na górkach (tych docelowych) jedzie mi się fajnie, staram się ograniczać hamowanie i 'poczuć' trasę. Dobrze, że w jednym miejscu stoi Damian i krzyczy gdzie jechać, bo bym zbłądziła. Przy zjeździe do sklepu pada pytanie, co dalej robimy. Damian jedzie do domu, a my jeszcze zaliczamy Roztokę. Postój niedługi, bo szybko robi się chłodno. Żegnamy się i z Tomkiem, Izą i Kamilem jedziemy na zachód. Znowu przedłużeniem czerwonego po górkach, znowu wszystko ze środka (a myślałam, że nie będę miała tyle siły :p).

koniec górek

Trasę do Marianowa wydłużamy sobie zielonym a później czerwonym. Przejeżdżamy przez Karpaty, gdzie prawie zaliczam efektowną glebę, ale jednak udaje mi się toczyć dalej :p Wszystko przez to, że jechałam taką trasą jak Kamil i nie spodziewałam się żadnego uskoku. Zrobiło mi się gorąco, ale przednie koło nie wbiło się w piach i pojechałam dalej. Ciekawe jaką miałam wtedy minę :D
Wyszła fajna przejażdżka, bo na trening było chyba za spokojnie :p Dzięki wszystkim za wspólną jazdę i do następnego razu :)


Kategoria W Towarzystwie, PTU Eclipse Biketires, Las

Praca.

Środa, 4 kwietnia 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 15.0˚ dst25.00/0.00km w01:08h avg22.06kmh vmax28.40kmh

Pogoda nieciekawa, ale jak spoglądam na termometr i widzę 16 kresek, to zdecydowanie chce mi się iść na rower. A że czasu przed pracą niedużo, to będzie tylko przemieszczanie się z punktu A do B. Z domu wychodzę o 20 min za późno i w efekcie czego muszę gnać, a i tak jestem spóźniona :( Wiatr nie pomaga, ale za to miałam farta z deszczem. Ok. 5 przed pracą zaczyna coś kapać, ale rozpaduje się na dobre dopiero jak jestem w środku :)
Powrót leniwy. Trochę się ochłodziło, ale jest komfort cieplny jest.


Kategoria Samotnie

Po okolicy.

Wtorek, 3 kwietnia 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 10.0˚ dst52.18/10.00km w02:05h avg25.05kmh vmax39.00kmh

Rano umówiłam się z Gosią na tbc. Na zajęcia idę tym razem z czekoladowym zającem, który jest podziękowaniem i wyrazami uznania dla najlepszej instruktorki, do której chodziłam. U niej zawsze były wesołe, ciekawe i dające w kość zajęcia. Trochę będzie mi brakowało tych zajęć, ale pod koniec roku na pewno znowu zacznę na nie uczęszczać :)
Koło 16 zaczynam się zbierać na rower, ale wychodzę dopiero przed 17. Tyle czasu zajęło mi czyszczenie i smarowanie łańcucha i amora. Kierunek asfalty konstancińskie. Fajna pogoda się zrobiła bo praktycznie nie wiało i można było swobodnie jechać w każdym kierunku. Czuję, że jadę mocno i jak spoglądam na licznik to coś mi się nie zgadza. 19km/h, za sekundę zmienia się na 14. Na plecach siedzi jakiś gość, więc chyba nie trzymał by się takiego powolniaka :p Kilometrów jakoś też za mało. Zatrzymuję się i poprawiam magnes. Teraz wszystko się zgadza, prędkość skoczyła w okolice 30 km/h. Jadę slalomem na podjazd w Słomczynie. Jeden raz, więc mocno jadę z blatu i na końcówce mam prędkość powyżej dwudziestu :)
Dojeżdżając do Obór słychać pojazd jadący z tyłu na sygnale. Akurat mija mnie, jak zrównuję się z samochodem jadącym z naprzeciwka. Samochód zjechał na pobocze, ja też wjechałam na piach, ale tak mało brakowało, żeby ta erka mnie zgarnęła..

Bardzo stare drzewo.

Z Gassów wjeżdżam na nowy asfalt wzdłuż wału. Wcześniej też tędy jeździłam, ale była tu szutrówka służąca jako dojazd na pola. A teraz elegancja francja :)


W poprzek drogi nagle przelatuje bażant i ląduje na wale. Drugi siedzi w krzaczorach, ale ucieka jak się zbliżam z aparatem. To już dzisiaj nie muszę jechać do ich kryjówki, chyba nawet za bardzo by się ściemniło zanim bym tam dojechała :)
Powoli wracam w kierunku lasu, gdzie dokręcam jeszcze kilka kilometrów. Teraz główne ścieżki w kabackim mają mało wspólnego z leśnymi ścieżkami. Wyglądają jak autostrady i póki las jest tak mało kolorowy to cały czar i urok lasu znika.
Wyszedł przyjemny i szybki, nawet bardzo szybki, trening :)



Mazovia Otwock.

Niedziela, 1 kwietnia 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 4.0˚ dst44.69/44.00km w02:08h avg20.95kmh vmax37.70kmh

Ten maraton był mega udany!
Od startu ogień jak zawsze. Staram się nie zostawać w tyle i szybko wjechać w teren, gdzie będę mogła nadrobić stracone pozycje. Jest ciasno, ale nie muszę się z nikim przepychać łokciami o miejsce na trasie. Dzisiaj większość czasu jadę obok 'sznureczka' i staram się wykorzystywać każde miejsce do wyprzedzania, gdy czuję, że mogę jechać szybciej niż ktoś przede mną. I to jest jakiś szał, bo naprawdę noga się dzisiaj mocno ciśnie na pedały, a liczba wyprzedzonych dzisiaj osób chyba byłaby moim rekordem życiowym :p Dojeżdżamy do odcinka, gdzie jest kilka pagórków i wąska ścieżka. Trochę się poblokowało i prędkości były czasem zabójczo wolne. W grupie przed sobą widzę Renatę, chociaż myślałam, że jej nie dogonię. Jakieś 12 km przed metą wkręca mi się gałązka w kasetę i Renata odjeżdża. Oj będę musiała gonić. Pojawia się tabliczka 10 km do mety i zaraz po jej minięciu zaczyna sypać śniegiem. Puch zbiera się na szkiełkach i trzeba palcem robić za wycieraczki. A rano mówiłam, że gogle by się przydały :p Duże płatki szybko zasłaniają też wszelkie piaskownice i korzenie także jedzie się na czuja. Na 7 km przed metą doganiam Renatę i jedziemy razem. Jak mijamy strażaków przy ognisku to jeden nas zaprasza, żebyśmy zostały na ognisku, a drugi popędza na metę :) Nie korzystamy z zaproszenia, jedziemy co sił w nogach. Dojeżdżamy do podjazdu, który pamiętam z zeszłego roku. Środkiem jest dużo piachu, a po prawej stronie wiele optymalnych tras podjazdu. W ostatniej chwili odbijam na prawo i zostawiam w tyle tych, którzy być może się zagapili, a być może nie wiedzieli, którędy najlepiej jechać. Mijam rozjazd, jestem o 13.05, czyli sporo przed limitem. Przy mnie nikt nie skręca. W takich zmiennych warunkach podziwiam wszystkich, którzy zdecydowali się na giga! Meta już tuż tuż. Finisz w sporej grupce facetów. Nie ma co walczyć o centymetry, bo nie wiadomo kto z którego sektora :p
Szybko lecę się przebrać i wracam na stadion zjeść i napić się ciepłej kawy. Z Tomkiem 'Loko' jemy makaron schowani za namiotem hp sferis. Zaczynają zjeżdżać się gigowcy. Wjeżdża ktoś w pomarańczowym stroju, pewnie Ździchu. Niedługo później wjeżdża Paweł i siedzący mu na kole Grzesiek, a 'na koniec makaronu' pojawia się Tomek. Jedziemy do nich pogadać, a w tym czasie nad naszymi głowami kręcą się dwa bociany. A jednak wiosna to, a nie zima :)
Przychodzi wynik smsem. 6 open, 4 w K2. Wow, rewelacja, biorąc pod uwagę, że jechały dwie dziewczyny z 4f-evive team. Szkoda tylko, że Paula też jest w K2 bo punkty do drużynówki niższe niż być mogły :p

Takie trasy jak dziś to mi bardzo dopowiadają! Piach, korzenie, rozlewiska, śnieżyce i wszystko jest znośne, jak się ma formę :)


Kategoria Las, PTU Eclipse Biketires, W Towarzystwie, zawody

Body shape i basen.

Czwartek, 29 marca 2012 | Rower: | temp ˚ dst0.00/0.00km wh avgkmh vmax0.00kmh

Mocne podjazdy czułam w nogach już na następny dzień. Może faktycznie przegięłam pałkę, ale dobrze mi z tymi lekkimi zakwasami w nogach. Znowu czuję, że żyję :) Pogoda się skiepściła i na przemian padał deszcz i świeciło słońce. Dzisiaj roweru nie ma, ale za to inne atrakcje. Rano body shape, na którym ręce mi prawie odpadły, a wieczorem basen. Miało być rekreacyjne pływanie, ale musiałam sobie mocniej nogami powachlować. Później spokojnie i był to dobry czas na trening wdechu przy kraulu na drugą stronę niż zawsze.


Kategoria Bez roweru, W Towarzystwie