Wpisy archiwalne w kategorii

zawody

Dystans całkowity:2554.82 km (w terenie 937.13 km; 36.68%)
Czas w ruchu:144:00
Średnia prędkość:17.47 km/h
Maksymalna prędkość:59.00 km/h
Liczba aktywności:57
Średnio na aktywność:44.82 km i 2h 34m
Więcej statystyk

Mazovia Otwock.

Niedziela, 1 kwietnia 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 4.0˚ dst44.69/44.00km w02:08h avg20.95kmh vmax37.70kmh

Ten maraton był mega udany!
Od startu ogień jak zawsze. Staram się nie zostawać w tyle i szybko wjechać w teren, gdzie będę mogła nadrobić stracone pozycje. Jest ciasno, ale nie muszę się z nikim przepychać łokciami o miejsce na trasie. Dzisiaj większość czasu jadę obok 'sznureczka' i staram się wykorzystywać każde miejsce do wyprzedzania, gdy czuję, że mogę jechać szybciej niż ktoś przede mną. I to jest jakiś szał, bo naprawdę noga się dzisiaj mocno ciśnie na pedały, a liczba wyprzedzonych dzisiaj osób chyba byłaby moim rekordem życiowym :p Dojeżdżamy do odcinka, gdzie jest kilka pagórków i wąska ścieżka. Trochę się poblokowało i prędkości były czasem zabójczo wolne. W grupie przed sobą widzę Renatę, chociaż myślałam, że jej nie dogonię. Jakieś 12 km przed metą wkręca mi się gałązka w kasetę i Renata odjeżdża. Oj będę musiała gonić. Pojawia się tabliczka 10 km do mety i zaraz po jej minięciu zaczyna sypać śniegiem. Puch zbiera się na szkiełkach i trzeba palcem robić za wycieraczki. A rano mówiłam, że gogle by się przydały :p Duże płatki szybko zasłaniają też wszelkie piaskownice i korzenie także jedzie się na czuja. Na 7 km przed metą doganiam Renatę i jedziemy razem. Jak mijamy strażaków przy ognisku to jeden nas zaprasza, żebyśmy zostały na ognisku, a drugi popędza na metę :) Nie korzystamy z zaproszenia, jedziemy co sił w nogach. Dojeżdżamy do podjazdu, który pamiętam z zeszłego roku. Środkiem jest dużo piachu, a po prawej stronie wiele optymalnych tras podjazdu. W ostatniej chwili odbijam na prawo i zostawiam w tyle tych, którzy być może się zagapili, a być może nie wiedzieli, którędy najlepiej jechać. Mijam rozjazd, jestem o 13.05, czyli sporo przed limitem. Przy mnie nikt nie skręca. W takich zmiennych warunkach podziwiam wszystkich, którzy zdecydowali się na giga! Meta już tuż tuż. Finisz w sporej grupce facetów. Nie ma co walczyć o centymetry, bo nie wiadomo kto z którego sektora :p
Szybko lecę się przebrać i wracam na stadion zjeść i napić się ciepłej kawy. Z Tomkiem 'Loko' jemy makaron schowani za namiotem hp sferis. Zaczynają zjeżdżać się gigowcy. Wjeżdża ktoś w pomarańczowym stroju, pewnie Ździchu. Niedługo później wjeżdża Paweł i siedzący mu na kole Grzesiek, a 'na koniec makaronu' pojawia się Tomek. Jedziemy do nich pogadać, a w tym czasie nad naszymi głowami kręcą się dwa bociany. A jednak wiosna to, a nie zima :)
Przychodzi wynik smsem. 6 open, 4 w K2. Wow, rewelacja, biorąc pod uwagę, że jechały dwie dziewczyny z 4f-evive team. Szkoda tylko, że Paula też jest w K2 bo punkty do drużynówki niższe niż być mogły :p

Takie trasy jak dziś to mi bardzo dopowiadają! Piach, korzenie, rozlewiska, śnieżyce i wszystko jest znośne, jak się ma formę :)


Kategoria Las, PTU Eclipse Biketires, W Towarzystwie, zawody

Mazovia Józefów.

Niedziela, 18 marca 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 18.0˚ dst37.76/37.00km w02:01h avg18.72kmh vmax31.90kmh

Zapowiada się ciepły dzień, więc tylko teoretycznie będzie wyścig zimowy.
Po ogranięciu się jedziemy na objazd początku trasy. Warunki raczej dobre, na pewno będzie szybko.
Stojąc w sektorze jest mi trochę chłodno, ale jeszcze chwila i się rozgrzeję. Na początku, jak zwykle, wszyscy mi uciekają ale jak już się wkręciłam na obroty to jechałam. Niewiele jest co opowiadać z trasy. Nic mi się nie przytrafiło, żadnych przygód. Nie będę przecież pisać, że zmoczyłam sobie buty i tyłek bo to chyba miał każdy :p Trasa piękna, pogoda piękna. A wynik rewelacyjny! 2 open i 2 w kat. Wygrywa bezkonkurencyjnie Maja z czasem 1:45:45 :)


Kategoria Las, PTU Eclipse Biketires, W Towarzystwie, zawody

Mazovia Mrozy.

Niedziela, 4 marca 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 2.0˚ dst39.00/30.00km w02:11h avg17.86kmh vmax40.40kmh

Pierwsze zawody zimowe, pierwsze w 2012, pierwsze w nowym teamie :)
Pogoda jest dobra, słońce, lekki mróz. Może nie będzie takiej gnojówki jak wczoraj w Kabackim. W końcu Zamana napisał, że 80% trasy jest po suchym ;)
Najbardziej obawiam się o stopy, że szybko zmarzną :p Niestety dzieje się to już w samochodzie i przez całą drogę 'pobudzam krążenie' na różne sposoby :p Na miejscu odbieramy numery od Ździcha i szykujemy się na rozgrzewkę. Mimo słońca jest chłodno i przez to ubieramy się za ciepło, co okazuje się dopiero na trasie. Startuję z sektora 5, który połączony jest z dwoma następnymi, ale tłoku na początku nie ma. Wszyscy poza tym mi odjeżdżają na pierwszych kilometrach bo to długa asfaltowa prosta. Przy prędkości 40 km/h mówię pas i nie gonię, bo się wypruję i później zdechnę. W 'terenie' zaczynam odzyskiwać pozycje. Ciężko jest jechać w 'sznurku', który jedzie uprzywilejowaną ścieżynką, a gdy czuje się, że można by było jechać szybciej. Tam gdzie można to staram się wykorzystywać inny tor jazdy, ale czasem się boję wyprzedzać, bo jest dużo 'niespodzianek' w postaci dziur. Czasem też głupie błędy powodują, że wypracowana przewaga szybko ginie i tego najbardziej się żałuje.
Pierwszą glebę zaliczam koło 10-15 km,kiedy to koło mi się uślizguje na niepozornym lodzie. Dobrze, że wywracam się na prawy bok, to nie obijam starego siniaka, ale lecę tak, że przednie koło zatrzymuje się na drzewie, a ja na rowerze. Łapię 'wypadnięty' bidon i w drogę. Teraz trochę ostrożniej muszę jechać po tym lodzie, którego jest dość dużo na dzisiejszej trasie.
Ścieżki robią się miejscami wąskie i nie ma mowy o wyprzedzaniu. To powoduje, że stawka się rozciąga. Pewny fragment trasy jadę sama. I to jest kiepskie, bo zaczynam zamulać i tempo spada. Akurat zaczynają się podjaździki i zjaździki, więc co jakiś czas ktoś tam w oddali mignie. Robi się też bardziej technicznie, bo jest masa lodu i kaszastego śniegu. Najgorszy jednak dla mnie fragment to droga z jakiegoś piachu gliniastego, bądź gliny piaszczystej, która zasysa i żeby jechać, trzeba mocno pedałować. Jazda z prędkością 11 km/h to mój max! O dziwo wtedy właśnie ktoś mi się przykleja na plecy. WTF?! Jedziemy z wiatrem, 10-15 na godzinę, więc jazda na kole nie daje chyba nic, oprócz fontanny na twarz zawodnika z tyłu..
Dobrze, że jest już coraz bliżej mety, bo siły mnie opuszczają i jest mi niewygodnie i zdecydowanie za ciepło!
Finisz oczywiście zwycięża zawodnik jadący mi jakieś ostatnie 10 km na kole. Jeszcze mi dziękuje, że go pociągnęłam, bo już nie miał siły. Facet wyleczył się chyba z kompleksów i uratował swój honor jak mnie wyprzedził, pewnie z jakieś 2 sekundy :p
Pawła i Tomka zastaję w samochodzie jak się przebierają. Sama zabieram torbę i lecę do szkoły, żeby się ogrzać i przebrać w suche ciuchy. W tym czasie omija mnie teamowa zupa i sernik, damn! Ale posilam się grochówką i ciastem na stołówce. W międzyczasie przychodzi wynik smsem- z czasem 2:10:37 jestem 4 open, 2 k2. Najlepsza była Maja Busma z czasem 1:53:09. Wynik zadowalający, mimo lekkiego niedosytu z własnej jazdy. Ale strata czasowa do Mai to przepaść :p


Kategoria PTU Eclipse Biketires, W Towarzystwie, zawody

Triathlon.

Niedziela, 29 stycznia 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp -10.0˚ dst9.50/9.50km w00:34h avg16.76kmh vmax0.00kmh

total 53:55
z czego bieg 11:37
łyżwy 8:12
rower 34:06
miejsce open(K) 5, (kat. K2) 4.

Debiut uważam za udany! Cieszę się, że w ogóle wystartowałam, bo strasznie obawiałam się tych mrozów.
W tym roku zdecydowałam się na start indywidualny. Było wiele obaw, ale ciekawość wzięła górę. Musiałam zobaczyć jak to jest, żeby później przez rok nie żałować.
Tomek w tym roku ponownie startuje w drużynówce jako rowerzysta w jednej z drużyn naszego nowego teamu PTU Eclipse Biketires.pl.
Niestety nie mam za wiele czasu na przygotowanie i nie mogę kibicować im do końca. Muszę ogarnąć rower, ustawić buty i łyżwy przy torze, i dobrze by było jeszcze zapoznać się chociaż z kawałkiem trasy.
Wbiegam na odcinek za torem. Kiepsko to wygląda. Wertepy, później się wbiega w krzaki. Słyszałam jeszcze coś o śliskich rynnach, ale nie biegnę dalej, bo zaraz start. Za taśmą nie czekamy długo na sygnał. Biegnę, ale nie na 100%.

Nie bardzo wiem jak rozłożyć siły, więc biegnę zachowawczo, ale póki co jestem zadowolona, bo w moim odczuciu nie jest najgorzej. Po biegu trzeba założyć łyżwy. Ale czas leci, więc zakładanie na szybko i (wiedziałam, że tak będzie) na tor wchodzę z luźnymi łyżwami. Niedobrze. Noga lata w bucie, łyżwa się kiwa i zachowuje dość niekontrolowanie. Dodatkowo odczuwam brak siły w nogach i zadyszkę. Staram się jechać i jak najmniej stracić, może później uda mi się odrobić.

Teraz trzeba wepchać stopy w spdy. Specjalnie opracowana taktyka w domu z wykorzystaniem łyżki jakoś nie bardzo chce teraz działać! Chorobka, skarpety się pofałdowały, ale muszę się jakoś zmieścić w tych butach, więc pcham na siłę. Tomek podbiega i zapina mi suwaki od ochraniaczy, podaje kurtkę i rękawiczki. Lecę, ale szybko przypominam sobie o kasku, więc wracam kilka kroków w tył. Później walczę z zapięciem suwaka w softshelu. Niby sekundy, ale jak się w tym czasie widzi kogoś kto wsiada na rower i za chwilę go nie ma to jest to wkurzające. Wsiadam na rower i pruję, żeby dogonić Joasię Jabłczyńską, z którą prawie równocześnie zeszłyśmy z lodu. Pierwsze kółko jadę na maksymalnym gazie i na ogromnym farcie. Gdzie się da wyprzedzam, nawet po tych zamarzniętych kałużach i nic, nawet ani razu mi się nigdzie koło nie ośliznęło. Drugie kółko zaczynam na linii mety przy głośnym dopingu biketiresów :)

Coraz więcej osób na trasie, w większości to osoby, które dopiero wjechały na pierwsze okrążenie. Ciężko się wyprzedza. Dojeżdżam do przedostatniego zakrętu przed metą, gdzie stoi dużo osób i coś krzyczą '....środkiem'. Zrozumiałam 'jedź środkiem'. Dopiero jak przejechałam, to się zorientowałam, że krzyczeli 'nie środkiem', a to dlatego, że była tam wielka ślizgawka. Tylne koło zaczęło mnie wyprzedzać i nie udało mi się uratować przed upadkiem. Wylądowałam miękko i bezboleśnie na tyłku :)


Szybko się zebrałam, bo się obawiałam, że mnie ktoś zaraz wyprzedzi. Początek trzeciego kółka to jakieś dziwne sygnały z zewnętrznych części łydek. Skurcze? W takim miejscu? W obydwu nogach? Nietypowo :p Ale naciągnięcie pięty w dół pomaga i już nic takiego więcej mi nie doskwiera.
Na oblodzonych rynnach muszę się praktycznie zatrzymać, bo się korkuje. Nie wiem jak ja w tym miejscu za pierwszym razem pojechałam, ale wtedy nawet mnie nie zarzuciło. A teraz..Czyżby prędkość też na to wpływała? Do końca okrążenia bez przygód, cały czas 'brawurowo' :p Dobrze, że mnie Rychu nie zablokował jak się zbierał po wywrotce na ślizgawce.
Całkowicie zadowolona i podekscytowana podchodzę do Tomka, który mówi, że chyba jestem 4. Coo? To aż tak dobrze? :D
Po opędzlowaniu zupki, którą przygotował Ździchu, i przebraniu się idę uzupełnić płyny do bufetu. Tam wsuwam w siebie jeszcze pączka i rozgrzewam się herbatą. Niestety dekoracja mnie ominie (zabrakło 2 minut, i dużo, i mało), więc zawijamy się z tatą do domu. W samochodzie łapie mnie ból głowy. Po krótkiej drzemce jest jeszcze bardziej intensywny. Od czego to jest? Odwodnienie po 50 min wysiłku?


Kategoria Bieganie, Łyżwy, PTU Eclipse Biketires, W Towarzystwie, zawody

Bieg Niepodległości.

Piątek, 11 listopada 2011 | Rower: | temp ˚ dst0.00/0.00km wh avgkmh vmax0.00kmh

Czas 53:34
Jestem zadowolona, bo mierzyłam w 55 min (chociaż czasem i w to wątpiłam :p).
Poza początkowymi problemami z ciasnotą to było bardzo fajnie. Lekki kryzys dopadł mnie przed nawrotką, a po nawrotce nawet na sekundę zrobiło mi się ciemno przed oczami, ale później odżyłam i padłam dopiero na mecie. Przyspieszyłam za wiaduktem, ale ostatnie 500 m było dla mnie zabójcze. Wszyscy mnie wyprzedzali, a na 20 m przed metą złapała mnie dodatkowo kolka z prawej strony tak boląca, że nie mogłam oddychać. Nie wiedziałam czy stać, czy iść..Na metę weszłam zgarbiona i nie zauważyłam ostatecznego czasu. Ale byłam szczęśliwa, że udało mi się przebiec :) Pierwsza dyszka startowa :)
Następnego dnia bez kryzysów, bez kontuzji :)


Kategoria Bez roweru, Bieganie, W Towarzystwie, Welodrom, zawody

Grand Prix Warszawy na 5 km.

Sobota, 22 października 2011 | Rower: | temp 8.0˚ dst0.00/0.00km wh avgkmh vmax0.00kmh

Impreza pod nosem, nie trzeba daleko jechać i taszczyć za sobą maneli, więc czemu by nie wystartować :)
Słoneczko grzało, ale w lesie wiało chłodem. Przez prawie całą trasę towarzyszył mi Tomek jadąc obok na składaku :)
Czas na mecie 25:41. Super, taki wynik mi pasuje :)


Kategoria Bez roweru, Las, Welodrom, zawody, Bieganie

Wybiegaj sprawność - bieg na Kępie Potockiej.

Niedziela, 16 października 2011 | Rower: | temp 15.0˚ dst0.00/0.00km wh avgkmh vmax0.00kmh

Pierwszy start biegowy :)
Zamówiłam pogodę na weekend. Chciałam słońce i min 15*. Jak się obudziłam to słońce było, ale na termometrze 0*. Chorobka..Jak tu się ubrać?

Śmiałkowie :) © magdafisz

Rozgrzewka © magdafisz

Trasa miała 5 km. Dobiegłam, ale chyba trochę się oszczędziłam, bo nie piekły mnie nogi. Tylko końcówkę zerwałam z kopyta kiedy widziałam już metę. Wtedy miałam speeda :) Dobrze, że za metą stały bramki i mogłam się podeprzeć w kolejce do spisania numeru, bo po tym przyspieszeniu ledwo co oddychałam. Po biegu dużo jedzenia, do wyboru do koloru. Był i pączek dla łasuchów :) Mimo opóźnień my z Tomkiem czekaliśmy do końca losowania nagród i to mi się opłaciło :) Wygrałam ciepłą bluzę nike i majtki brubecka. To chyba jako zachęta do dalszego biegania :)
Początek pod lekką górkę. © magdafisz

Mimo, że dobiegłam ostatnia ze startujących welodromowców (Przemka, Włodka i Pawła) to jestem raczej zadowolona :)


Kategoria Bez roweru, W Towarzystwie, zawody, Bieganie

Mazovia Łomianki

Niedziela, 2 października 2011 | Rower:Kelly's Magic | temp 18.0˚ dst52.60/0.00km w02:16h avg23.21kmh vmax37.10kmh

Decyzja o starcie zapada w sobotę w ostatniej chwili. Ma być nas dużo, więc my z Tomkiem też wesprzemy szeregi.
Rozgrzewką jest dojazd od metra na miejsce startu. Później nie ma sensu jeździć, bo muszę się ustawić w pierwszej linii bo startuję z dalekiego 7-mego sektora. I zajmuję miejsce na 25 min przed startem. Zimno, nie ma z kim pogadać, bo reszta jest raczej wyżej..

Wreszcie się doczekałam startu. Przed tym uściskiem dłoni witam się z Jerzym (nie znałam takiej tradycji, bo nigdy jeszcze nie jechałam z pierwszej linii :p).

Ruszyła jako pierwsza i już prawie coś urwała :p © magdafisz

Ucieszona i niedowierzająca, że jedzie pierwsza... © magdafisz

Po starcie pruję do przodu, w zakręt wchodzę pierwsza :p Jakoś tak dziwnie :) Na prostej cisnę ponad 30, ale długo tak nie dam rady. Tempo też znacząco spada już w lesie na piachu, ale cały czas jest zabójczo szybko. Nigdy tak po Kampinosie nie jeździłam. Cały czas czuję moc, jest z czego pedałować. Ćwikowa przeskoczona ze środka, dalej wszystko też gładko. Czuję się jak by mnie od dziecka szprycowano żelami :P Nie mam czasu się napić. Z bufetu zgarnięty baton też ugryziony raz i chowam do kieszeni. Za plecami słyszę głos Michała. Po wyjeździe na dziurawą drogę cały czas mocno jadę i praktycznie prowadzę grupę i dochodzimy do tej, którą prowadzi Michał. Niestety moja nieuwaga kończy się tym, że zatrzymuję się w kupce piachu usypanej na poboczu drogi. Szkoda, wszyscy odjechali i zostałam sama do pogoni. Starszy pan pyta, czy próbujemy gonić. No pewnie. Pierwszą zmianę daje on i widać, że dochodzimy powoli, ale jak zmieniam ja to po pewnym czasie słyszę, że mówi coś z tyłu. Odwracam się i teraz widzę, że został z tyłu i krzyczy, żebym jechała. Nie czekam i jadę sama. Zaraz ponowny podjazd pod Ćwikową, więc w sumie dobrze, że nie będzie tłoku jak już dojadę. Ale na górce doganiam tych samych ludzi, z którymi wcześniej jechałam. Do mety już będzie tylko płasko. Trzeba mocno kręcić, a ja powoli czuję, że mam nogi z waty. Ale zmuszam się do wysokiej kadencji i mocnych depnięć. Po wjechaniu na metę ledwo stoję, serce łomocze, nie mam siły.
Przeżuwający batona kocmołuch :) © magdafisz

Nie pamiętam kiedy tak się czułam po maratonie. Nie lubię takiego uczucia :/ Sprinterski wysiłek to nie dla mnie.
Mimo wszystko było fajnie :)


Kategoria Las, W Towarzystwie, Welodrom, zawody

ŚLR Kielce - czasówka - generalka - porażka.

Niedziela, 18 września 2011 | Rower:Kelly's Magic | temp ˚ dst30.20/0.00km w01:00h avg30.20kmh vmax37.10kmh

Porażka! Były wielkie nadzieje, chęć walki, ale nic z tego nie wyszło. Kapeć na 5 kilometrze trochę mnie wkurzył i zdemotywował, ale chęć do ścigania straciłam po tym jak wjechał we mnie inny zawodnik. A wjechał tylko dlatego, że jechał ślepo za mną i nie zwracał uwagi na trasę. Po wykrzyczeniu wszystkich pretensji na mnie wstał, otrzepał się i ruszył na wprost złą trasą. A ja owszem, hamowałam ostro i zamierzałam się zawracać tylko dlatego, że zauważyłam skręcającą strzałkę. Ehh.. Później było demotywujące podprowadzanie roweru i piękne widoki między drzewami. Przejechaliśmy już połowę trasy i nie miałam już szans na walkę o 4 miejsce. Głupiego szczęście dzisiaj takie, że na trasie zostałam jeszcze ustrzelona w lesie przez ptaka :p Zła na wszystko i z dziurą na kolanie wjeżdżam na metę zaraz za Pawłem, który doszedł mnie na ostatnim kilometrze (a jechał dłuższą trasę i startował jakieś pół godziny przede mną).
Przed nami było jeszcze długie czekanie na wyniki, dekoracje, tombole. Z Kielc wyjeżdżamy o 12, kładę się spać o 3.00, a do pracy wstaję o 6.00. Było to zdecydowanie niefajne! Ale w przyszłym sezonie walczę od początku do końca, wszystkie maratony :P


Kategoria Welodrom, zawody

ŚLR Bieliny.

Niedziela, 4 września 2011 | Rower:Kelly's Magic | temp 24.0˚ dst48.23/40.00km w03:12h avg15.07kmh vmax51.10kmh

Takie góry że hej! Strach było czasami jechać. Były kamulce, podłużne rynny prawie przez cały czas, patyki, strumyki, jedna głupia gleba, która mnie zdemotywowała, jazda po wertepach na zablokowanym amorze (bo kto później pamięta, żeby go odblokować) i duuuuuużo strachu, a na koniec niespodziewane wejście na podium :)


Kategoria W Towarzystwie, Welodrom, zawody