Gwiazda Mazurska - 4 etap.
Niedziela, 10 czerwca 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 26.0˚
dst51.60/0.00km
w02:11h avg23.63kmh
vmax47.20kmh
Trasa ostatniego etapu to zagadka, dopóki nie pojedziemy to się nie przekonamy jaka jest. W internecie jakaś mapa została zamieszczona, ale różniło się może z 10 km od tego, co było pierwszego dnia. Mieliśmy nadzieję, że nie będziemy jechać dwa razy tego samego ;/
Ruszając na objazd okazało się, że jedziemy zupełnie w innym kierunku. Uff, nie będzie deja vu :p
Po długim objeździe wchodzę do sektora i znowu źle się ustawiam, za co później płacę na starcie, szczególnie, że są dwa ostre zakręty. Pogoń za czołówką dziewczyn z fita znów spaliła na panewce.
Dzisiaj słońce mocno praży i początek trasy po łąkach męczy, dlatego wjazd do lasu jest bardzo przyjemny. A szczególnie, że pięknie pachnie sosnami. Pojawia się kilka pagórków, na których doganiam zawodników przede mną. Na samej górze, gdy nie ma już nikogo przede mną i zaczynam zjeżdżać słyszę jakiś szelest i łomot dochodzący z lasu. I nagle wybiega stamtąd jak szalony jeleń/sarna (na sarnę chyba za duże, bo wielkości małego konia, a nie jeleń bo bez poroża. Jeleniowa?). Wow, jaki ogromny i jaki szybki zwierz!! Oglądam się, czy nie ma 'ogona' i czy mogę spokojnie przejechać nie stratowana. Jeszcze chwilę jadę pod ogromnym wrażeniem bliskości jaką przeżyłam z dziką naturą :)
Po rozjeździe fit/mega robi się płasko i szybko, i na nieszczęście pusto. Muszę sama jechać, a jakiejś napinki dzisiaj na wynik nie mam. Ważne, żeby dojechać. Dzisiaj już trochę czuję spadek mocy, ale najbardziej przeszkadza mi odsiedziany na siodełku tyłek :p Chyba jednak będę musiała coś pozmieniać w ustawieniach.
Samotną jazdą trochę zamulam. Po rozmowie z zawodnikiem, który jest zadowolony, bo dzisiaj mnie doszedł, a wcześniej nie miał na to szans, przyspieszam ile mogę :p Szybko pojawia się bufet. Czy to znaczy, że już blisko do mety? Na liczniku mam 40 km, to do mety jeszcze tylko 15? Pff, jakoś szybko dzisiaj. Pojawia się znany odcinek, którym jedziemy do mety. Na tej drodze dojeżdżam jeszcze fitowców. Na metę wjeżdżam z zawodnikiem, który użycza mi koła na ostatnie 2 km, dzięki.
Czas 2:11:03. Jestem średnio zadowolona, ale co ja mogę jak sama jadę przez całą trasę.
Patrząc na wyniki z całego cyklu powinnam być zadowolona, jednak nie daje maksimum satysfakcji pewna wygrana i brak konkurencji na trasie. Tego na pewno mi zabrakło. Podejrzewam, że gdyby nie nowe zasady obowiązujące na gwieździe, dyskryminujące dziewczyny oddzielnym startem za facetami, to więcej dziewczyn by przyjechało się pościgać.
W drużynówce nasz team był bezkonkurencyjny i wygrał z przewagą ponad 650 pkt. nad drugimi i ponad 800 pkt. nad trzecim miejscem. W dziewczynach siła :)
Całej drużynie i osobom towarzyszącym dziękuję za miłe spędzenie tych kilku dni :)
W domu jednak dopadł mnie niedosyt, że ja przejechałam Gwiazdę, a niektórzy w tym czasie dali radę pokonać góry w MTB Trophy. Trochę im zazdroszczę i sama zaczynam się zastanawiać nad takim startem :p
Kategoria PTU Eclipse Biketires, W Towarzystwie, zawody