Nie pechowy piątek 13.

Piątek, 13 lipca 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 25.0˚ dst46.83/0.00km w01:52h avg25.09kmh vmax43.30kmh

Do i po pracy.
Postanowiłam pojechać na Agrykolę i zrobić chociaż z 5 podjazdów. Na pierwszym łańcuch nie przeskakiwał, a później to już jakby proporcjonalnie do kolejnego podjazdu. Na czwartym musiałam skończyć, bo nie było już reguły na ten napęd :/
Później wymyśliłam sobie wydłużoną drogę do domu przez most Świętokrzyski.

Balon
Zrobiło się zimno (25*), to na basenach nikogo nie ma. A może już zamknięte były..

Baseny Saska Kępa

A tu dwa zdjęcia bardziej techniczne

Podpora przesuwna mostu kolejowego

Wzmocnienie podstawy wału przez wgłębne mieszanie gruntu, ale nie wiem z czym mieszali.


Kategoria Samotnie

Praca.

Wtorek, 10 lipca 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 30.0˚ dst24.90/0.00km w01:08h avg21.97kmh vmax31.50kmh

Ostatnio jeżdżę coraz bardziej wycieczkowo :p


Kategoria Samotnie

Praca.

Poniedziałek, 9 lipca 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 28.0˚ dst39.57/0.00km w01:47h avg22.19kmh vmax43.40kmh

Tempem wycieczkowym, bo mnie nogi jeszcze nie przestały boleć po sobocie.
Jak wracałam to jechałam w stronę ciemnej chmury, całe szczęście przemieszczała się tak jak ja, więc mnie nie zmoczyło.


Wieś spokojna, wieś wesoła.


Kategoria Samotnie

Mazovia Kozienice.

Sobota, 7 lipca 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 33.0˚ dst70.00/0.00km w03:03h avg22.95kmh vmax41.80kmh

Dawno nie startowałam, dlatego zastanawiałam się jak to dzisiaj będzie ze mną.
W sektorze rozmawiam z Renatą, jest też Włodek. Renata ma nowy licznik, który pokazuje przed startem 38*. Czuć, że jest gorąco, ale jestem przygotowana, 2 litry na plecach i jeszcze 0,7 w bidonie :)
W sektorze stoimy w 3 linii, jakoś ogólnie mało osób na starcie. Pewnie dlatego, że nietypowo jest sobota. Z zapowiedzi słyszałam, że to będzie szybka trasa, dlatego trzeba sobie wypracować dobrą pozycję już na początku.
Po starcie nie jest źle, jadę nie z końcówką sektora jak zawsze, więc jestem zadowolona. Szybko jednak moje zadowolenie znika. Pierwszy asfalt (nie zaraz po starcie, tylko po kilku kilometrach) i jadę sama. Staram się łapać do dwóch chłopaków, ale widzę, że są dla mnie za szybcy. Mimo wszystko mocno jadę, żeby chociaż jak najdłużej nie jechać twarzą w twarz z wiatrem. No i stało się. Moje serce tak pogalopowało, że nie mogłam oddychać. Prędkość spada, 38, 28, 18 km/h...Wszyscy mnie wyprzedzają, a ja nie mogę uspokoić oddechu. No to klapa! Gdybym miała pulsometr, to pewnie bym się pohamowała a tak, to mogę tylko teraz oglądać zadki wyprzedzających mnie osób :/ Kurde, dawno mnie tyle osób nie wyprzedzało :( Bez przekonania i napinania się jadę dalej. W terenie wychodzą problemy z napędem. Na wertepach przeskakuje mi łańcuch. No to ładnie.
W lesie nie jest tak fajnie jakby się mogło wydawać w taką słoneczną pogodę. Nie ma ulgi, tylko jest jeszcze gorszy zaduch. Dopiero przy rozjeździe i na drodze z tłucznia spomiędzy drzew wieje przyjemnym chłodkiem. Oj jak dobrze. I tu ożywam, tętno spokojne, noga się kręci. Zyskuję kilka pozycji i poza tym cieszy mnie jazda po takim telepiącym podłożu. Obudziłam się i mam nadzieję, że jeszcze coś dzisiaj ujadę. Spory kawałek jadę z Anią O. Pomagamy sobie na krótkim asfaltowym odcinku, żeby dogonić chłopaków przed nami. I dojechaliśmy do kałuż. Większość omija po suchym, a ja sobie ścinam po pół metra i przejeżdżam przez wodę, na pewno na tym nie tracąc. Aż się inni ze mnie śmieją. Czemu? Nie wiem, ale ja też się z nimi trochę rozweseliłam. Kałuż coraz gęściej, coraz większych, coraz bardziej kleiste podłoże. Ania w jednej z kałuż źle pojechała przez co zostaje z tyłu. Później większość czasu jadę w luce, za mną ktoś daleko z przodu, z tyłu nie wiem bo się nie odwracam, ale nie słychać pluskania, więc pewnie też daleko. Motywacja siada. Kałuże robią się coraz większe, a my coraz brudniejsi. Nieraz woda chlapie aż po tyłku, a ja zaczynam się zastanawiać nad pilotem do samochodu, który mam w zewnętrznej kieszonce. Zamoknie czy nie? Wolałabym, żeby nie :p
Pojawia się pierwszy podjazd. Jadę ze środka, ale redukuję z tyłu i .. kurde, łańcuch przeskakuje. Na górę muszę wejść. Przy okazji postoju sprawdzam suchość kieszonki. Uf, jest sucho, i chyba nie powinno być gorzej. W tym miejscu wyprzedza mnie Michał z Welodromu.
Toczę się dalej, ale po jakimś czasie wyprzedza mnie Aga z Planji i nie mogę jej dogonić, bo pojawia się kolejna górka, którą przepycham bez redukowania, ale na następnym podjeździe już przepychać się nie da. Nie chcę zresztą jechać na siłę, bo jak urwę przerzutkę, to dopiero sobie pochodzę :p
Zastanawiam się tylko w czym może być problem. Kaseta nowa, łańcuch nowy, korba półroczna, kółeczka od przerzutki od maja...Przerzutka jest do d..?
Od tego momentu do mety już nie ma żadnych górek i jest stosunkowo płasko, więc już nie obawiam się o przeskakujący napęd. Muszę jechać swoje. Doganiam kilka osób, w tym Michała i jedzie mi się względnie dobrze. Chwilę jadę za jakimś panem na 29", ale ma strasznie nierówne tempo, dlatego jadę obok. I od razu mi lepiej! Nie dość, że tempo własne, to i jeszcze ten przyjemy powiew na twarzy. Od tej pory nie mam mowy nawet o jakimkolwiek łapaniu koła!
Jedziemy tłuczniem po raz drugi. Tym razem strasznie mi się dłuży i nie ma już takiego chłodku orzeźwiającego. Tym razem się umęczyłam na tych wertepach. Ale przynajmniej błoto się skończyło :D Chociaż niedługo później, po skręcie w prawo znowu pojawiły się kałuże, a dalej dalej był nawet strumyk, w którym można było umoczyć nogi :) Ciekawe jak dzieciaki poradziły sobie z tym strumykiem, bo to było na trasie hobby. Niektórym to pewnie woda po pachy sięgała :P (powiedziane oczywiście z dużą przesadą, ale dla dzieciaków to na pewno był hardcore :D)
Przed metą dojeżdża mnie jeszcze dziewczyna z BDC. Nie ścigam już jej, bo i tak mi pewnie włożyła kilka minut, ze względu na start sektorowy. Ale kawałek za daleko pojechała i musiała wykręcić, żeby wrócić na trasę. A co mi tam, jeszcze chwilę powalczę ile mogę :p Przy 'blaszaku' zyskuję chyba chwilę i już nie mam jej bezpośrednio na ogonie :p Finisz wzdłuż stadionu bardzo fajny, chociaż zaskoczyła mnie ta zmarszczka. Wiedziałam, że mogę jej nie podjechać przez przeskakujący łańcuch i dać się objechać przez dziewczynę w niebieskim. Rozpędziłam rumaka i wtoczyłam się na górkę, ale na końcówce łańcuch trochę porzęził.

Twarzowe zdjęcie na zmarszczce
Spotykam niezadowolonego Damiana i po krótkiej rozmowie idę się myć. W międzyczasie przychodzi wynik, 2K2. Idę na pudło, ale wiem, że moja jazda nie była godna wyróżnienia!


Czekam i czekam, a Tomka z Pawłem ani widu, ani słychu. Pierwszy zawodnik giga przyjechał niedługo po mnie, więc chłopaki zaraz powinni się zjawić. Przyjeżdżają wymęczeni i cieszą się, że na dzisiaj to już koniec :)

Długo się zbieramy, dłużej niż zawsze i dopiero po 17 wyjeżdżamy z Kozienic, ale fajne jest to, że jutro jest jeszcze weekend. Gdyby to ode mnie zależało, to bym wolała startować w soboty.
A dzisiaj była przepyszna kawa mrożona z IdeeKaffee w miasteczku, po takim wyścigu smakowała jeszcze lepiej! Rewelacyjny pomysł!


Kategoria Las, PTU Eclipse Biketires, W Towarzystwie, zawody

Z Tomkiem.

Czwartek, 5 lipca 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 35.0˚ dst53.30/0.00km w02:21h avg22.68kmh vmax46.00kmh

Jadę po Tomka do centrum, a później razem z nim do Kasi do sklepu. Czas kupić parę gratów do roweru, bo niestety już się trochę zużyły. Trochę gadamy, jest jak zwykle bardzo miło :)
Po wizycie na poczcie ruszamy zaspokoić głód sałatką z dagrasso, a później do Józefowa.


Kategoria W Towarzystwie

Uczelnia.

Czwartek, 5 lipca 2012 | Rower:Składak | temp 33.0˚ dst10.00/0.00km w00:40h avg15.00kmh vmax0.00kmh

Upał straszny, więc lepiej się jedzie składakiem niż autobusem (chociaż ostatnio załapałam się na autobus z włączoną klimą :D).


Kategoria Samotnie

Z pracy.

Środa, 4 lipca 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 31.0˚ dst22.66/0.00km w01:07h avg20.29kmh vmax31.10kmh

Do pracy pojechałam metrem, a powrót zrobiłam na rowerze. Żeby wydłużyć trasę pojechałam przez kabacki. I tu w sumie się skończyła moja przejażdżka.
Na Mokotowie kręciły się burzowe chmury, ale nie lało, a na Ursynowie widocznie tak. Na ścieżkach kałuża na kałuży i wszystko tak parowało, że aż mgła była. Do domu wróciłam cała utytłana, a rower wcale nie lepszy, więc zafundowałam mu kąpiel w wannie :)


Kategoria Las, Samotnie

Uczelnia

Środa, 4 lipca 2012 | Rower:Składak | temp 31.0˚ dst10.00/0.00km wh avgkmh vmax0.00kmh

Na luzaku na uczelnię.


Kategoria Samotnie

Słomczyn z rana jak śmietana.

Wtorek, 3 lipca 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 28.0˚ dst62.73/0.00km w02:37h avg23.97kmh vmax43.30kmh

Za gorąco jest, żeby robić cokolwiek. Ale, żeby forma się nie cofnęła to trzeba czasem dosiąść rower, więc najlepiej jest to zrobić z rana :)
Miałam wyruszyć o 7, ale niezbędne okazało się przeprowadzenie konserwacji łańcucha i ruszyłam o 7.40.
Na asfaltach dużo ludzi, ale już raczej wracających z treningów. Koło wału drogę przebiega mi lis z rudą kitką. Jadę na podjazd w Słomczynie trochę powjeżdżać. Robię metodą Mai B., 2 podjazdy normalnie, 3. na stojąco. Po 21 podjazdach zmywam się do domu, bo już 10 się zrobiła i słońce coraz bardziej grzeje.
Słomczyn jest dużo łatwiejszy i krótszy niż Agrykola, dlatego czuję, jakbym się nie zmęczyła ;/

Jedne z ulubionych kwiatków, liliowce w różnych kolorach.


Kategoria Samotnie

Bufetowa.

Sobota, 30 czerwca 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 30.0˚ dst61.85/0.00km w02:46h avg22.36kmh vmax41.80kmh

Dzisiaj Tomek, Jarek i Lucjan postanowili przejechać czerwonym szlakiem turystycznym dookoła Warszawy.
W tym roku musi już im się udać, ale trzeba im w tym trochę pomóc, więc zostałam zaangażowana do roli bufetowej :)
Kiedy chłopaki już jechali to ja smażyłam naleśniki i smarowałam je nutellą, a później próbowałam to wszystko zmieścić w plecaczku rowerowym. Z domu wyjeżdżałam z bagażem większym niż zawsze i czułam to jak siedziałam na siodełku. Tak mnie wciskało w to siodełko, że nie wiedziałam, czy dojadę do Góry Kalwarii. Dodatkowym stresem było to, że musiałam być na miejscu przed nimi, żeby nie opóźniać przejazdu. A jak na złość miałam pod wiatr. Oj napociłam się i nastresowałam, ale zdążyłam :p Czekałam na podjeździe brukowanym, ale zadzwonił Tomek, żebym podjechała do pobliskiego baru. Temperatura strasznie ich wymęczyła i zdecydowali, że muszą chwilę odpocząć.
Po posiłku ruszam z chłopakami razem na trasę. Mają już przejechane ponad 200 km i myślałam, że tempo im siądzie i będę w stanie z nimi spokojnie jechać. Myliłam się i to bardzo! Na asfalcie tempo powyżej 35, a po wjechaniu w las niewiele mniej. Oj, daleko z nimi nie dojadę i postanawiam odłączyć się, jeśli tylko będę wiedziała gdzie jestem i jak stamtąd wrócić do domu :p Na przedzie na zmianę jadą Jarek i Lucjan. Jarek przyznał, że po schabowym, piwie i kawie wstąpiło w niego nowe życie :p
Szlak jest całkiem przyzwoicie oznakowany, w większości są nowe oznaczenia na drzewach, ale na wszelki wypadek chłopaki mają pod ręką 2 gpsy. Szybko docieramy do Zalesia i tam opróżniam plecak z prowiantu. Pod nóż od razu idą pomarańcze, które smakują im jak nigdy dotąd :p A wszystkie naleśniki z nutellą wiozę z powrotem do domu. Jednak były złym pomysłem, bo cały krem czekoladowy nie przetrwał wysokiej temperatury i wyglądał mało apetycznie :p
Przez Zalesie do Czarnowa i dalej znaną mi już drogą do domu, gdzie będę oglądać zawody rozgrywane w Windham.

Pętla oczywiście została przejechana w całości. Ogromne Gratulacje, podziwiam was!! Relacja Tomka z całej trasy WOT.


Kategoria Las, W Towarzystwie