Wpisy archiwalne w kategorii

W Towarzystwie

Dystans całkowity:8604.02 km (w terenie 1772.53 km; 20.60%)
Czas w ruchu:433:16
Średnia prędkość:19.27 km/h
Maksymalna prędkość:60.20 km/h
Liczba aktywności:178
Średnio na aktywność:48.61 km i 2h 31m
Więcej statystyk

Na odstresowanie

Wtorek, 8 stycznia 2013 | Rower: | temp ˚ dst0.00/0.00km wh avgkmh vmax0.00kmh

Wybieram się na fatburn. Długo nie mogłam doczekać się powrotu na fitness i siłownię. Udaje mi się jeszcze namówić Gosię, więc będzie fajnie.
Zajęcia prowadzi jednak dziewczyna, której nie znamy i generalnie nie okazuje się być najlepsza. Gosia wychodzi przed końcem. Ja, mimo że się gubię cały czas, to zostaję do końca. Tylko z tęsknoty, bo zajęcia były beznadziejne!


Kategoria siłownia, W Towarzystwie

Krótki wypad do Podkowy

Niedziela, 25 listopada 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 8.0˚ dst7.61/0.00km w00:30h avg15.22kmh vmax0.00kmh

Krótki, bo powietrze z dętki uleciało, a zapasu nie mieliśmy. Akurat po przejechaniu nowego mostka. Starego nigdy nawet nie podejmowałam się przejeżdżać, bo wyglądał podejrzanie.Zdjęcie z maja 2010

Magda na mostku na szlaku w okolicach Kani © ktone


W drugą stronę miałam spacer z buta. Po drodze mijam grzybki.


A sprawcą kapcia był mikro kolec.


Kategoria Las, W Towarzystwie

Kampinosu rozjeżdżanie

Sobota, 24 listopada 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 10.0˚ dst62.53/0.00km w03:20h avg18.76kmh vmax31.10kmh

Spotykamy się o 8.30 w Płochocinie. Ze mną pociągiem jadą Ula i Tomek, a na miejscu spotykamy Tomka i Romka.
Dojeżdżamy do Zaborowa i ruszamy na wycieczkę. Po godzinie jesteśmy w Roztoce. Dalej odprowadzamy Ulę i Tomka do Pociechy i stamtąd ruszamy w drogę powrotną przez Truskaw.
Pogoda dopisała. Czyli nie zmarzłam, a nawet zgrzałam się :p


Zdjęcia od Tomka.


Kategoria Las, W Towarzystwie

Łyżwowanie

Czwartek, 22 listopada 2012 | Rower: | temp 8.0˚ dst0.00/0.00km wh avgkmh vmax0.00kmh

Stegny od tygodnia otwarte, więc najwyższa pora się przejechać. Zanim weszłam to musiałam swoje odstać w kolejce po bilet. Nie spodziewałam się, że może być taka długa.
Pojeździłam w towarzystwie Michała i po 1h 14 min zawinęłam się do domu.
HR 155, 173

Inauguracja się udała, kostki na drugi dzień nie bolały :)


Kategoria Łyżwy, W Towarzystwie

Bieg Niepodległości.

Niedziela, 11 listopada 2012 | Rower: | temp 13.0˚ dst0.00/0.00km wh avgkmh vmax0.00kmh

Czas: 52:55
Od rana nastrój na bieganie jest i do tego zero stresu, więc powinno być dobrze.
Robię rozgrzewkę z Tomkiem i Pawłem, ale niedługą i ustawiamy się w tłumie oczekującym na start. Tym razem nie cofamy się za bardzo. Stajemy między 45 a 50 min. Chciałabym w tym roku sporo zejść z zeszłorocznego czasu. Tomek biegnie ze mną, więc ma kontrolować sytuację :)
W tym roku nie ociągam się na początku i dużo wyprzedzam. Po jakimś czasie można właściwie biec już swoim tempem i nie jest źle. Na półmetku mamy 25 min.
Teraz powrót z wiatrem, słońce już nie będzie oślepiać, więc teoretycznie powinno być lepiej. Ale było gorzej, coraz gorzej. Nagle ludzie zaczynają mi uciekać, moje tempo spada. Jest mi za ciepło, mimo że biegnę w spodenkach 3/4 i koszulce z krótkim rękawem. Na domiar złego coś mi się w brzuchu kręci i wszystko mnie w nim ściska. Wszystko nie tak, ale staram się biec.
Tomek próbuje motywować i zapowiada ciastka po ukończeniu biegu. Wiem, że chciał dobrze, ale jak pomyślałam o ciastkach to mi się jeszcze gorzej zrobiło. Na 7,5 km na wiadukcie jest już naprawdę powoli a dalej jest już tylko gorzej. Ciągnę się noga za nogą.
"Finisz" w moim wykonaniu zaczyna się na skrzyżowaniu z Miłą, czyli jakieś 400 m. Przyspieszam ile mogę i tak jak w zeszłym roku kolka mnie tak łapie, że przed samą kreską zwalniam. Mieliśmy z Tomkiem wbiec na metę z rękami w górze, ale ja nawet nie pamiętam jak się znalazłam za strefą pomiaru czasu. Chyba Tomek mnie tam wciągnął :) W każdym razie, dzięki :)


Okropnie zmęczona byłam do końca dnia. Nawet nie potrafiłam się rozpędzić na rozbieganiu :p Nie miałam siły dosłownie na nic i mogłabym leżeć cały czas.
Co do zadowolenia, średnie. Po dobrym początku cała druga połowa umierania. Może za szybko zaczęłam?
Czas z pulsometru wcale nie pokazywał krótszego czasu niż w zeszłym roku, ale czas oficjalny 52:55, czyli 30 sek mnie. To w końcu sukces? Nie wiem, chyba mnie było stać na trochę więcej.
HR 188, 217


Kategoria Bez roweru, Bieganie, W Towarzystwie, zawody

Krótko z Tomkiem

Wtorek, 30 października 2012 | Rower: | temp 3.0˚ dst0.00/0.00km wh avgkmh vmax0.00kmh

Czas 0:30
Na dworze chłodno ale jak jest towarzystwo do biegania to łatwiej jest się zebrać :) Tomek od razu wypruł do przodu, ale szybko zwolnił i dostosował swoje tempo do mojego, bo po wczorajszym bieganiu chciałam zrobić tylko lekką przebieżkę. Generalnie pewnie się wynudził ze mną, bo nie dość, że musiał wolno biec to jeszcze nie pogadał. Nie potrafię rozmawiać jak biegnę, brakuje do tego tchu :p
HR 180, 194


Kategoria Bez roweru, Bieganie, W Towarzystwie

Kolorowy KPN.

Niedziela, 21 października 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 17.0˚ dst41.00/0.00km w02:28h avg16.62kmh vmax0.00kmh

Po 10 spotykamy się w Łubcu na teamową przejażdżkę.

Zamglony las wczesną porą.

A tu nadciąga ekipa i od razu bardziej kolorowy ten las :)
Jedziemy do Roztoki, a później przez sosnę powstańców do Granicy i stamtąd, rozrytym przez dziki, żółtym do Górek. W sklepie postój, bo wszyscy są już głodni i spragnieni.

Ujęcie, jak większość ma coś w ustach :p
Na koniec jedziemy czerwonym przez Karpaty na miejsce startu.

Tak jak wczoraj, było słychać, że to wycieczka. Ciągle było słychać gwar rozmów albo śmiechy :)
HR av 141, max 176.


Kategoria Las, W Towarzystwie

Po prawej stronie Wisły.

Sobota, 20 października 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 20.0˚ dst45.46/0.00km w02:34h avg17.71kmh vmax30.10kmh

Spokojna wycieczka po dwóch tygodniach nie siedzenia na rowerze.
Startujemy z Rembertowa w 7osobowym składzie, później dołącza do nas jeszcze Robert. Jedziemy czerwonym szlakiem do Wiązowny/Emowa, gdzie zatrzymujemy się na pierogi.

Później jedziemy super ścieżkami wzdłuż Mieni i Świdra, aż do ujścia do Wisły.






Przez to, że nie ostre, to wygląda jakby to było wiele lat temu.
Pogoda jest piękna, humory dopisują. Ja łapię drugą gumę w tym roku (nie licząc przebitej dętki podczas zmiany opon).
Wycieczkę kończymy wsiadając do SKM.


Kategoria Las, W Towarzystwie

NDM i koniec Mazovii.

Niedziela, 7 października 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 18.0˚ dst66.19/0.00km w02:50h avg23.36kmh vmax40.40kmh

Cieszę się na dzisiejszy maraton, a to tylko i wyłącznie dlatego, że jest ona ostatnia w sezonie! :)
Na kilka tygodni przed zawodami nastawiałam się na trasę jak 2 lata i rok temu. Ale kilka dni przed startem Tomek uświadamia mnie, że trasa jest inna. Oglądam mapkę i raczej zachwycona nie jestem. Zapowiada się jeszcze szybsza trasa niż była zazwyczaj w NDM i Jabłonnie =/
Przejechanie trasy mini na rozgrzewce nie pozostawia złudzeń, spodziewam się beznadziejnej trasy.
Tym razem, mimo długich przygotowań, starcza czasu na długą rozgrzewkę. A rozgrzewanie się jest dzisiaj bardzo wskazane, bo jest okropnie zimno. Po kilku przymiarkach jadę ostatecznie na krótko z rękawkami, ale rękawiczki już z długim palcem.
W sektorze staję gdzieś w ogonie, ale widzę to dopiero kiedy startuje mój sektor, bo przede mną hen hen daleko jest początek. Ale to i tak nie ma żadnego znaczenia, bo koła utrzymać nie dam rady. Jazda po wale to samotne dymanie naprzód. Wiedziałam, że tak będzie :p

Dalej również otwarte tereny, na których jak tylko zrobi się kawałek asfaltu to mi wszyscy odskakują.

Ale na trasie jest ogólnie tłok, a że jest miejscami wąsko to robią się zatory. Raz cwanie biegnę z rowerem po miedzy i wyprzedzam w ten sposób kilka osób, ale zaraz tracę to co zyskałam, a może i więcej, bo nie potrafię szybko wsiąść na rower :( Zaczyna się las. Podłoże trochę wilgotne i miękkie, więc momentami ciężko się kręci.
Na bufecie wciągam połówkę maxima. Niestety w długich rękawiczkach czucie jest dużo mniejsze i nie udaje mi się zręcznie zakręcić tubki. Nie udaje się też zakręcić przez to, że żel wypada mi z ręki, mój jedyny dziś. Jestem zła i wydaje mi się, że przez brak drugiej porcji żelu nie dojadę do mety :p
Zaczyna się robić piaszczyście, miejscami dochodzą jakieś pagórki i to wystarczy, żeby droga została zatorowana. Wszystko spokojnie do wjechania, ale nie chce mi się krzyczeć, żeby zrobili mi miejsce. Motywacja podupadła.
W sumie to jestem pozytywnie zaskoczona tymi wydmami, ale to i tak nie wpłynie ma moją opinię, że trasa jest beznadziejna.
Jedziemy drugi raz ten sam odcinek przez las, z którego wyjeżdżamy na długi asfalt przy bufecie. Przede mną nikogo, za mną też duża luka. Spokojnie sobie dojeżdżam do bufetu. Tym razem zgarniam powerade i batona. Niestety bikebar, którego zazwyczaj lubię, przy tej temperaturze jest ciężki do zjedzenia. Przez chłód jest strasznie twardy, więc rozgryzienie go zajmuje chwilę. Powoli z tyłu ktoś się zbliża. Jedna grupa to Bogna z chłopakami, w drugiej są m.in. Agnieszka i Ola. Niezłapanie się na żadne koło to był błąd, bo zaraz zaczyna się powrót wzdłuż wału. Całe swoje siły wciskam w pedały, ale wiatr nie pozwala mi jechać więcej niż 30 km/h. Dopiero jak zauważam w mijającym mnie pociągu Pawła L., to zmuszam się do pościgu. Tym razem zaczepiam się na koło i jazda chociaż fragmentem wału nie jest aż tak bardzo nudna.
Z tego co pamiętam trasa miała mieć 52 km. Myślałam, że po dwóch godzinach będę na mecie, a tu dawno dwie godziny przekroczone, a jeszcze trzeba jechać. Co jak co, ale nie spodziewałam się, że trasa się wydłuży. To jakby nie w stylu mazovii, zazwyczaj jest krócej niż podają :p
W końcu dojeżdżam jednak do mety. Od razu jadę się schować w samochodzie do ciepełka. Zanim zdążyłam się przebrać dojeżdża Tomek z Pawłem. Tak szybko? Niestety, nie udało im się ukończyć dzisiejszego maratonu bo oznakowanie trasy zaginęło :/ Okazuje się, że bardzo wiele osób dzisiaj pobłądziło. A to znaczy, że wszystkie planowane godziny dekoracji generalki są nieaktualne i pewnie przyjdzie nam dzisiaj czekać do nocy, aż to się wszystko skończy :p
W końcu doczekujemy się na dekoracje w klasyfikacji generalnej, gdzie szampan leje się litrami :)

W K2 na mega zajęłam 3 miejsce, za Mają i Agnieszką

W superklasyfikacji załapałam się na 7 pozycję.
Drużynowo wywalczyliśmy 7 miejsce.

Ocenić dzisiejszy wyścig obiektywnie będzie ciężko. Trasa mi się nie podobała. Może przez to, że jestem za słaba na takie płaskie trasy. Mimo spadku motywacji do gonienia uciekających, 'parametry życiowe' jak na normalnym maratonie HR max 194, av 182, czyli nie było opitalania się!

Swoich startów w mazovii źle ocenić nie mogę, bo przecież wyjeździłam sobie 3 miejsce w K2. Pozostaje jednak świadomość, że to częściowo z braku konkurencji, a w takim wypadku należałoby brać pod uwagę wyniki open. W każdym razie jeszcze nie jeżdżę tak, jak bym chciała :p


Kategoria Las, PTU Eclipse Biketires, W Towarzystwie, zawody

Istebna.

Niedziela, 30 września 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 21.0˚ dst55.59/0.00km w04:21h avg12.78kmh vmax52.00kmh

Z noclegu w Koniakowie zjeżdżam z Tomkiem na rowerach. Jest koło 9. Słońce zaczyna wychodzić, więc raczej będzie ładny dzień, tyle że wieje i na razie nie jest za ciepło.
Sam zjazd do Istebnej to szczękanie zębami i rozgrzewanie marznących paluszków. Niby jest 14 stopni, ale duża wilgotność i prędkość przy zjeżdżaniu mocno wychładzają.
Tomek nie był by sobą gdyby nie podgrzał atmosfery przed startem :D W rocket ronie ma dziurę, przez którą wystaje dętka, więc startowanie przy takiej konfiguracji jest bez sensu. Szybko organizujemy poszukiwania opony. Dobrze, że Michał ma co zaoferować :)
Piranha jednak nie chce współpracować i opiera się, żeby wskoczyć na obręcz. Wspomaganie łyżkami nie pomaga i z tego mocowania się wychodzi tylko tyle, że Tomek dziurawi sobie dętkę. Nie wiem co by zrobił bez zaplecza z częściami zamiennymi tj. mojego roweru :p Daję mu swojego Cougara, a ja zakładam Piranhę. Operacja się udaje, więc możemy jechać w stronę startu.
Kiedy gigowcy ruszyli stanęłam w kolejce po odbiór kuponów na typowanie czasu setnego zawodnika. Trochę to czasu zajmuje, ale akurat mamy jeszcze chwilę, żeby ruszyć z Anią na krótką rozgrzewkę. Ania musi dzisiaj walczyć o 6 miejsce w generalce, dlatego chciała się ustawić w sektorze na początku, ale ostatecznie stajemy razem koło Edyty Swat.

Start po asfaltach i lekko pod górę. Dużo osób mnie wyprzedza, ale dzisiaj ogólnie jest duża frekwencja, więc staram się tym nie przejmować. Ścieżki za asfaltem robią się dość wąskie, jedzie się koło za kołem, albo idzie noga za nogą. Na jednym mini uskoku mało brakowało a zrobiłabym fikoła (chyba trzymałam zaciśnięty przedni hamulec). Zaraz później na zjeździe na asfalt nie zdążam wpiąć się w pedał i też mało brakuje do gleby. Ojej, jak ja z taką częstotliwością będę miała okazję się uszkodzić, to czy dojadę do końca dzisiejszej trasy? Złe myśli kręcą się po głowie, ale po prostu muszę się skupić i nie robić głupich błędów!
Wjeżdżamy na odsłonięte zbocze, gdzie jedziemy po pochyłych płytach skalnych. Gość przede mną zachęca do podziwiania widoków, ale ja mocno zaciskam ręce na kierownicy i skupiam całą swoją uwagę na drodze, bo mały błąd i będę musiała iść. Niestety ktoś przed nami musi się zatrzymać, więc idzie łańcuszek w dół i coraz więcej osób musi zejść z roweru.
Jedziemy już koło godziny. Dobrze byłoby zjeść żela, ale nie ma 'spokojniejszego' odcinka. Cały czas trzeba pilnować kierownicy, żeby nie skręcała na boki.
Podjazdy się kończą i wjeżdżamy na kamienisty zjazd. Trochę strachu jest, ale ostrożnie i powoli udaje się zjeżdżać. Dodatkowy stres to świadomość, że prawdopodobnie kogoś blokuję.
Trasa praktycznie aż do Tynioka jest mi znana z zeszłego roku. Na tym odcinku wyprzedza mnie Sławek, który jedzie mini. Później są szybkie zjazdy. Muszę tutaj opierdzielić gnojka, zapewne z mini, który wyprzedzając mnie o mały włos nie zahacza rogiem mojej kierownicy, a zjazd był baaardzo szeroki i nie trzeba było ryzykować. Na cały mój wywód pozostaje jednak niewzruszony, życie :/
Już w Koniakowie przejeżdżam koło naszego noclegu. Tomek kategorycznie zabronił mi mieć chwile słabości w tym miejscu, i żebym nie myślała o schodzeniu z trasy, bo to nawet 1/3 nie jest. Akurat takich pomysłów nie ma, ale z przerażeniem stwierdzam, że dojechanie tutaj zajęło mi prawie 2 godziny O_O
Podjazd na Ochodzitą robię pierwszy raz. Nawet nie był taki straszny :) W zeszłym roku myślałam, że za chiny ludowe nie dam rady tam się wtoczyć :p
Na stoku dzwonkami pobrzękują owieczki, a widoki są cudowne!


Zjazdu nie znam w ogóle i nie wiem czego się spodziewać. Całość daje radę zjechać, odpuszczam tylko 'zmarszczko-uskok' na łące, która aż pachniała mi zrobieniem pięknego OTB :p
Dalej ładny las, lekko pod górę w towarzystwie mocno przerzedzonym. Takie warunki to ja lubię. Jadę spokojnie swoje, do podjazdów podchodzę ambitnie i wszystko próbuję wjeżdżać. Nie raz zaskakuję sama siebie, że daję radę, a już myślałam, żeby schodzić. Motywuje to do walki, szczególnie, że jakoś więcej dziewczyn się zaczyna pokazywać :)
Znowu przyjmuję 'taktykę' nie odliczania kilometrów do mety, ale jak widzę rozjazd, to już wiem że jesteśmy niedaleko mety i niedaleko słynnej sekcji z korzeniami :)
Zanim jednak dojeżdżamy do korzeni to jest kilka odcinków błotnych. Trochę się boję rozpędzić, bo opony to ja chyba mam mało odpowiednie na takie warunki.
Ostatnie kilometry po lesie jadę z ogonem, dziewczynż z PTR Dojlidy, kategoria nieznana :p

Muszę więc uważać, żeby nie dać się wycyckać jak w Korbielowie. Jest tu sporo miejsc, gdzie wolę nie ryzykować i schodzę z roweru. Poza tym nie wiem, w którym miejscu zaczyna się ten armagedon i nie chcę za późno się o tym dowiedzieć :p

Taki 'tyci' zjazd
Niestety w pewnym momencie "Dojlidy" wychodzą na prowadzenie, a między nas wjeżdża jeszcze chłopak z Gomoli. Nie mam jak gonić, bo jest wąsko, ale gość z Gomoli zatrzymuje się i mówi "Goń ją, może jeszcze Ci się uda przed metą". Dzięki i za miejsce, i za zachętę :) Od tego czasu jednak więcej biegnę niż jadę.

Cały czas siedzę jej na plecach, ale w tym momencie wychodzą braki. BRAK umiejętności SZYBKIEGO wsiadania na rower. Na prostej prawie się zrównujemy, jednak ona jest po wewnętrznej ostatniego zakrętu, więc i sprint na ostatnich metrach nic nie daje.
Na mecie widzę Sławka i Łukasza. Łukaszowi tym razem udaje się przejechać cały maraton, jednak nie bez przygód :p Po krótkiej rozmowie okazuje się, że wszyscy już przyjechali. Dodatkową dobrą informacją jest to, że Tomek typowany jest to wygrania speca za 30 tys. Ale fajnie. Trzeba jednak poczekać na weryfikację wyników, ale może coś się uda wygrać :D Miał nosa chłopak, typował dwa czasy 3:36:00 i 3:36:30.
Jedziemy się umyć i wracamy na dekoracje. W teamie nagradzane miejsca w generalce wywalczyli: Ania, Ula i Romek, a największe osiągnięcie to 4 miejsce drużynowo na giga. Brawo dla wszystkich!
Tomek niestety po weryfikacji wyników oddalił się od czasu setnego zawodnika o 11 sek, bo w końcu czas wynosił 3:36:19!!!! Co za szkoda, a było tak blisko :(

Podsumowując dzisiejszy wyścig: jestem zadowolona. Po powolnym początku rozkręciłam się i zaczęłam odrabiać straty. Na trasie po ostatnim punkcie pomiaru czasu straciłam najmniej i odrobiłam kilka pozycji.
Podsumowując wyścigi w górach: jestem zadowolona również :) Szkoda, że zabrakło jednego startu, żeby zrobić generalkę.
Miałam dużą frajdę jeżdżąc na trasach bardziej wymagających niż te mazowieckie. Dużo mi jeszcze brakuje, żeby czuć się pewnie w górach, ale dużo już zostało zrobione w tym roku :)


Kategoria góry, Las, PTU Eclipse Biketires, W Towarzystwie, zawody