Wpisy archiwalne w kategorii

Welodrom

Dystans całkowity:1120.69 km (w terenie 381.47 km; 34.04%)
Czas w ruchu:50:35
Średnia prędkość:19.74 km/h
Maksymalna prędkość:55.80 km/h
Liczba aktywności:23
Średnio na aktywność:48.73 km i 2h 24m
Więcej statystyk

Puszczona z wiatrem.

Sobota, 9 kwietnia 2011 | Rower:Kelly's Magic | temp 8.0˚ dst34.89/0.00km w01:37h avg21.58kmh vmax40.40kmh

Dzisiaj Tomek startował w AZS MTB cup, a ja się jednak nie skusiłam i pojechałam w roli kibica. Od rana strasznie dmucha, po niebie kręcą się ciemne chmury i straszą deszczem. Nie ma za wiele czasu na walkę z wiatrem dlatego pomagam sobie podjeżdżając do pola mok. metrem, gdzie spotykam Tomka i razem jedziemy na forty Bema. Ciężko się jedzie, momentami kropi deszcz, a czasem grad i szybko robi się zimno. Na miejsce dojeżdżamy w czasie rywalizacji dziewczyn w kat. U-23. Są i dobre zawodniczki, ale są i takie, z którymi faktycznie miałabym szansę się pościgać. Mimo wszystko cieszę się, że nie startuję :p Czekanie na start facetów znacznie się dłuży, również z powodu opóźnienia. Gdy już są na trasie, razem z Przemasem i Pawłem Wilkiem oglądamy i dopingujemy ścigających się welodromowców, Grześka i Tomka. Dużą zaletą wyścigów xc jest to, że można oglądać zawodników w różnych miejscach trasy i jednocześnie samemu się zbytnio nie przemieszczać. Tomek pojechał bardzo ładnie. Przed startem obawiał się, że będzie jednym ze słabszych, ale na trasie dał z siebie wszystko i nie odpuszczał ani na chwilę.
Posiedzieliśmy jeszcze trochę. Niestety nie udało mu się nic złowić w tomboli i zaraz po losowaniu ruszyliśmy w drogę powrotną. Ja od czekania byłam cała zmarznięta, mimo kilku warstw kurtek i chowaniu się przed wiatrem w samochodzie Grześka. Na pierwszych kilometrach i po wjeździe na kładkę trochę odżyłam i od tej pory jechało się bardzo przyjemnie. Wiatr pchał, więc szybko znaleźliśmy się przy zachodnim, gdzie się rozdzieliliśmy. Cała trasa przejechana samotnie nie była prawie wcale męcząca. Jedyne na co musiałam uważać, to podmuchy wiatru, kiedy wyjeżdżałam za rogi budynków. Jakoś pusto było, mały ruch, i na ulicach, i na chodnikach/ścieżkach. A jak już ktoś był to mnie widział i ustępował drogi. Miło się jechało. Nawet nie było wielu miejsc, w których musiałam się zatrzymać. Byłam jak piórko niesione wiatrem :p Momentami, jak przestawałam pedałować, to i tak nie zwalniałam poniżej 30. Wiatr ma jednak swoje dobre strony :D
A po dojechaniu do domu, jak już się kąpałam, to czułam się okropnie zmęczona. Zupełnie jakbym to ja dzisiaj się ścigała :p


Kategoria W Towarzystwie, Welodrom

Mazovia Otwock.

Niedziela, 3 kwietnia 2011 | Rower:Kelly's Magic | temp 20.0˚ dst49.34/47.34km w02:39h avg18.62kmh vmax39.00kmh

Dzisiaj zapowiadała się duża ferkfencja wszystkich zawodników, ale również i grupy welodromowej. No i nie myliliśmy się. Startowało niecałe 2000 osób, z czego z welodromu 22.
Nie ma co opisywać tłoku jaki panował. To, że sektory pękały w szwach to nic. Najgorzej było na wąskich odcinkach trasy jak również na "przeszkodach" błotnych, gdzie tworzyły się długie zatory.
Opóźniający się start, przez gigantyczną kolejkę do biura zawodów, przedłużył czekanie w sektorach, jednak tym razem byłam w miłym towarzystwie i czas się nie dłużył :)
Po starcie wyjazd na długą prostą, na której niestety szybko zostaję w tyle. Nic dziwnego, zdecydowanie nie mój poziom. Do ok. 35 km jadę swoje, z dobrym samopoczuciem i zapasem energii. Technicznie też chyba nie jest źle. Górki 'łykam', po piachu jadę do przodu i nie zakopuję się. Zjazdy staram się wykorzystywać i nie hamować bez potrzeby. Pokonywanie kolejnych kilometrów daje mi dużo satysfakcji! Jednak po tych 35 km opadam z sił. Czuję czasem jak uda sztywnieją i opornie kręcą. Górki, wolniej, ale podjeżdżam (tam gdzie nie ma zatorów). Psychicznie tez podupadam. Zaczynam odczuwać dyskomfort na rowerze. Boli mnie kciuk prawej ręki od zrzucania przerzutek (niestety, nie działają precyzyjnie i po wciśnięciu muszę jeszcze dopchnąć, żeby zadziałały. Teraz wiem, że konieczna jest wymiana linki i pancerzy!). Ciężko jest o miejsca gdzie na dłuższą chwilę można puścić kierownicę i złapać za bidon - cały czas trzęsie na korzeniach. Ale pragnienie trzeba zaspokajać, dlatego musiałam zwalniać, żeby się napić. Tak samo musiałam zrobić, gdy z bufetu wzięłam zakapslowany sreberkiem żel. Udało się lewą ręką odkręcić nakrętnę, zerwać zębami sreberko i zjeść odrobinę. Jednak zbliżałam się do zjazdu i musiałam chwycić kierownicę a wtedy odrobina żelu chlapnęła mi na gripy. Do końca trasy lewą ręką miałam lepszą przyczepność do kiery :p Dalej toczę się do przodu. Czuję, że zmęczenie wpływa na moją koncentrację. Momentami odzyskuję siły, ale i tak marzę już o wjeździe na stadion :p Szczęśliwie dojeżdżam na metę z czasem 2:39. Kurczę, trochę długo. Szkoda mi tych ostatnich 12 km bo wiem, że na nich dużo straciłam :( Dobrze, że dojechałam bez przygód, chociaż było parę sytuacji, gdzie się zdenerwowałam na chamską i niebezpieczną jazdę innych zawodników. Dopiero jak się ich opierdzieliło to przepraszali, ale to trzeba myśleć, a nie przepraszać. Niektórym, ok, mogło się zdarzyć coś przypadkiem, ale u niektórych to czyste chamstwo. Szkoda, bo psują tym atmosferę rywalizacji fair play.
Na mecie już spora ekipa welodromu, zawodników i kibiców. Trochę się pokręciłam i zaraz przyjechał Tomek, nieźle dawał :D
Miło było spędzać czas w tak licznym gronie. Była okazja do wspólnych zdjęć :)

No to jazda do domu. © magdafisz

Po dzisiejszym 'płaskim' maratonie muszę poważnie przemyśleć swoją deklarację do jeżdżenia zawodów mtb cross maraton w górach świętokrzyskich. Tam będzie więcej górek, a tyle co było dzisiaj, to mi w sumie wystarczyło :p


Kategoria W Towarzystwie, Welodrom, zawody

Pod górkę na Agrykoli.

Wtorek, 22 marca 2011 | Rower:Kelly's Magic | temp 11.0˚ dst51.07/0.00km w02:32h avg20.16kmh vmax47.20kmh

Miałam pojeździć sama, ale dogadaliśmy się z Tomkiem, że moglibyśmy pojeździć po jego zajęciach np. na Agrykoli. Niech będzie, trzeba mierzyć się ze swoimi słabościami :p
Spotkaliśmy się przy zachodnim, synchronizacja idealna. Jak hamowałam, to zza zakrętu wyłonił się Tomek. Trochę się zasapałam zanim tam dojechałam. Miałam cały czas pod wiatr, albo dostawałam mocnymi podmuchami bocznymi. A jeszcze do tego byłam ciut za ciepło ubrana. Tomek mi doradzał, ale okazało się, że nie do końca się zrozumieliśmy :p Przy okazji przetestowałam nową koszulkę termiczną- faktycznie szybko schnie i jest w niej ciepło.
Po dojechaniu na Agrykolę poczułam, że mi się nie chce, więc pierwsze podjazdy były marne. Na następne powoli brakło sił, a i ochota do podjeżdżania słaba. Jak próbowałam powalczyć na początku podjazdu, to za chwilę musiałam znacznie redukować przerzutki i do końca się człapałam w granicach 14 km/h. Przy okazji przekonałam się, że faktycznie dużo ludzi tam podjeżdża. W międzyczasie zebrała się też grupka młodzieży wkk. Ostateczny mój wynik to 8 :D
Tomek, żeby nie słuchać mojego marudzenia jak odpoczywałam, zaproponował pączki na chmielnej :)

Najlepsze pączki w mieście! © ktone

Szkoda, że pączki nie poprawiają kondycji :(
Do domu jechałam już z wiatrem, ale i tak jakoś powoli(chociaż wydawało mi się, że zapierdzielam), przynajmniej bez przygód.
Tomek zjeżdża © magdafisz


Kategoria W Towarzystwie, Welodrom

Mocna przejażdżka z Welodromem

Poniedziałek, 14 marca 2011 | Rower:Kelly's Magic | temp 16.0˚ dst60.56/0.00km w02:26h avg24.89kmh vmax54.80kmh

O 10 pod Kodakiem spotkałam się z Markiem i Włodkiem. Pojechaliśmy tradycyjnie na asfalty konstancińskie, zapowiadało się jednak, że będzie dość ciężko, bo mocno wiał wiatr. Włodek prowadził od początku do końca, a ja siedziałam mu na kole, żeby jakoś schować się przed tym wiatrem. Tempo mocne, cały czas w granicach 28-30, ale o dziwo się utrzymuję. Jednak jest ciężko utrzymać tempo. Czuję, że twarz mnie pali, nogi też, serce mało co gardłem nie wyskoczy. Marek odbija w Cieciszewie w drogę powrotną, a my z Włodkiem kierujemy się na Górę Kalwarię. Dojechać, dojadę, ale nie wiem jak szybko. Najwyżej sama będę wracać :p
Na ostatnim prostym odcinku wieje naprawdę mocno, nie ma jak się schować, więc zwalniam trochę. Wspinaczka pod górę wolna, kompletny brak sił. Będąc już w Górze nie można nie podjechać do cukierni, która okazuje się być zamknięta w poniedziałki. Szkoda, bo przydałby się jakiś słodziak uzupełniający siły. Ruszamy na północ. Tym razem mamy bardziej z wiatrem, ale cały czas są boczne podmuchy. Licznik jak zaczarowany wyświetla 31 km/h, dopóki nie skończy mi się picie. Bez ‘paliwa’ jazda idzie wolniej, coraz bardziej czuję, że sztywnieją mi nogi, momentami mam nawet wrażenie, że będzie skurcz. Na dzisiaj już na pewno dałam z siebie wszystko i szybciej niż 26 nie pojadę :p Przed skarpą przy ul. Gąsek zwalniam, bo wiem, że mam przed sobą podjazd i próbuję oszczędzać siły. Mówię Włodkowi, żeby już na mnie nie czekał, bo zanim ja podjadę to wieki miną. Zastanawiam się czy wprowadzać, czy wjeżdżać, czy zrobić sobie mały postój, ale robię trening silnej woli i wytrzymałości. Wjeżdżam, ale na końcówce braknie mi już przełożeń, jadę 6 km/h =D Słabizna ze mnie! Mam nadzieję, że już za niedługo będzie progres i nie będę się popisywać takimi osiągnięciami :p Do domu dojeżdżam padnięta i na miejscu wypijam chyba cały kubeł picia ;)
Mimo wszystko przejażdżka fajna, sama bym tak nigdy nie zapierdzielała :p A jak bym sama miała walczyć z wiatrem, to pewnie tak samo bym się zmachała. Dzięki Włodek i Marek.

Zdjęcia nie ma bo za szybko było, żeby jakiekolwiek próbować robić :P


Kategoria W Towarzystwie, Welodrom

Asfalty z Welodromem.

Niedziela, 21 listopada 2010 | Rower:Kelly's Magic | temp 10.0˚ dst67.22/0.00km w02:33h avg26.36kmh vmax42.60kmh

O 11 spotkanie pod trzepaczką. Z domu wyszłam ciut za późno, więc musiałam się spieszyć. Wtedy myślałam, że za ciepło się ubrałam ale później już się tak nie grzałam i było ok. Rano była mgła i nie było wiadomo czy się rozpogodzi czy nie, ale jak ruszaliśmy to zaczęło wychodzić słońce.
Skład bardzo liczny, ok 15 osób (Aneta, Paweł, Przemek, Włodek, Renata, Bartek, Harry, Magda, Andrzej, Michał Ciempiel, Radek i Patryk Rajczyk, Bogna, Jarek Sawicki, ktoś z Athletic Body i ja). Przyjechała też Magda na szosówce, która była później głównym uciekającym. Początkowo jechaliśmy w grupie i ze względu na niektóre osoby na szosówkach jechaliśmy asfaltem. Andrzej mimo wszystko zjechał swoim Rometem na mokrą gruntową drogę i przy zamiarze skrętu nieźle się wywrócił. Dopiero tak naprawdę za Słomczynem zaczęło się rwać na dobre a ja obstawiałam tyły. Do reszty dojechaliśmy w Konstancinie i znowu zjechaliśmy ze skarpy na asfalty koło Gassów. Ja już opadałam z sił. Całe szczęście, że mnie nie zostawili ;) Zlitował się nade mną Włodek i Radek Rajczyk. Nasze tempo było niewiele poniżej 30, z moimi małymi kryzysami, a grupa przed nami wciąż się oddalała. Ja jechałam już wolniej i wolniej. Dwa razy Włodek podprowadził nas skrótem, ale i tak było to daleko za grupą. Dołączyliśmy do reszty pod Metą. Niestety dzisiaj była zamknięta, więc na płyny rozgrzewające pojechaliśmy do Powsina. Po konsumpcji rozdzieliliśmy się i ruszyliśmy do domów.
Mieliśmy jechać tradycyjnie do Góry Kalwarii na słodkości z Karpatki, momentami zaczęłam się zastanawiać, czy dla wszystkich starczy serniczków, ale zamysł się zmienił podczas jazdy. Tak naprawdę dlatego, że nie było asfaltu przez ok 2 km, więc żeby się nie upaćkać w błocie pojechaliśmy tam, gdzie leży asfalt.
Na koniec wycieczki nogi miałam strasznie ciężkie, nie chciały kręcić szybciej niż 26 (czyli tak naprawdę ponad moje normalne tempo). Gdyby nikt mnie na końcu nie pilnował to z braku sił skierowałabym się do domu, ale dzięki ich uprzejmości dojechałam do końca ;) Szaleni są Ci ludzie z Welodromu :p Czołówka jechała w granicach 40 km/h :p Mimo, że byłam dzisiaj najsłabszym ogniwem to i tak było fajnie. Jest motywacja, żeby trenować :p

Zdjęcia http://picasaweb.google.com/welodrom2010a/20101121#


Kategoria W Towarzystwie, Welodrom

Góra Kalwaria z Welodromem.

Sobota, 30 października 2010 | Rower:Kelly's Magic | temp 13.0˚ dst61.57/0.00km w02:34h avg23.99kmh vmax52.90kmh

Maiło być spacerowo, a wyszło jak ostatnio :p


Kategoria W Towarzystwie, Welodrom