Mazovia Otwock.
Niedziela, 3 kwietnia 2011 | Rower:Kelly's Magic | temp 20.0˚
dst49.34/47.34km
w02:39h avg18.62kmh
vmax39.00kmh
Dzisiaj zapowiadała się duża ferkfencja wszystkich zawodników, ale również i grupy welodromowej. No i nie myliliśmy się. Startowało niecałe 2000 osób, z czego z welodromu 22.
Nie ma co opisywać tłoku jaki panował. To, że sektory pękały w szwach to nic. Najgorzej było na wąskich odcinkach trasy jak również na "przeszkodach" błotnych, gdzie tworzyły się długie zatory.
Opóźniający się start, przez gigantyczną kolejkę do biura zawodów, przedłużył czekanie w sektorach, jednak tym razem byłam w miłym towarzystwie i czas się nie dłużył :)
Po starcie wyjazd na długą prostą, na której niestety szybko zostaję w tyle. Nic dziwnego, zdecydowanie nie mój poziom. Do ok. 35 km jadę swoje, z dobrym samopoczuciem i zapasem energii. Technicznie też chyba nie jest źle. Górki 'łykam', po piachu jadę do przodu i nie zakopuję się. Zjazdy staram się wykorzystywać i nie hamować bez potrzeby. Pokonywanie kolejnych kilometrów daje mi dużo satysfakcji! Jednak po tych 35 km opadam z sił. Czuję czasem jak uda sztywnieją i opornie kręcą. Górki, wolniej, ale podjeżdżam (tam gdzie nie ma zatorów). Psychicznie tez podupadam. Zaczynam odczuwać dyskomfort na rowerze. Boli mnie kciuk prawej ręki od zrzucania przerzutek (niestety, nie działają precyzyjnie i po wciśnięciu muszę jeszcze dopchnąć, żeby zadziałały. Teraz wiem, że konieczna jest wymiana linki i pancerzy!). Ciężko jest o miejsca gdzie na dłuższą chwilę można puścić kierownicę i złapać za bidon - cały czas trzęsie na korzeniach. Ale pragnienie trzeba zaspokajać, dlatego musiałam zwalniać, żeby się napić. Tak samo musiałam zrobić, gdy z bufetu wzięłam zakapslowany sreberkiem żel. Udało się lewą ręką odkręcić nakrętnę, zerwać zębami sreberko i zjeść odrobinę. Jednak zbliżałam się do zjazdu i musiałam chwycić kierownicę a wtedy odrobina żelu chlapnęła mi na gripy. Do końca trasy lewą ręką miałam lepszą przyczepność do kiery :p Dalej toczę się do przodu. Czuję, że zmęczenie wpływa na moją koncentrację. Momentami odzyskuję siły, ale i tak marzę już o wjeździe na stadion :p Szczęśliwie dojeżdżam na metę z czasem 2:39. Kurczę, trochę długo. Szkoda mi tych ostatnich 12 km bo wiem, że na nich dużo straciłam :( Dobrze, że dojechałam bez przygód, chociaż było parę sytuacji, gdzie się zdenerwowałam na chamską i niebezpieczną jazdę innych zawodników. Dopiero jak się ich opierdzieliło to przepraszali, ale to trzeba myśleć, a nie przepraszać. Niektórym, ok, mogło się zdarzyć coś przypadkiem, ale u niektórych to czyste chamstwo. Szkoda, bo psują tym atmosferę rywalizacji fair play.
Na mecie już spora ekipa welodromu, zawodników i kibiców. Trochę się pokręciłam i zaraz przyjechał Tomek, nieźle dawał :D
Miło było spędzać czas w tak licznym gronie. Była okazja do wspólnych zdjęć :)No to jazda do domu.
© magdafisz
Po dzisiejszym 'płaskim' maratonie muszę poważnie przemyśleć swoją deklarację do jeżdżenia zawodów mtb cross maraton w górach świętokrzyskich. Tam będzie więcej górek, a tyle co było dzisiaj, to mi w sumie wystarczyło :p
Kategoria W Towarzystwie, Welodrom, zawody
komentarze
Wybacz, że Cię nie poznałem (jeśli to byłem ja) ale to chyba przez ten brak numerów na plecach nie zwraca się za bardzo uwagi na wyprzedzanych. A poza tym Połowa zawodników to Welodromowcy :)
pozdrawiam