Wpisy archiwalne w kategorii

góry

Dystans całkowity:512.99 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:41:35
Średnia prędkość:12.34 km/h
Maksymalna prędkość:55.80 km/h
Liczba aktywności:13
Średnio na aktywność:39.46 km i 3h 11m
Więcej statystyk

Przesieka - wyścig.

Niedziela, 27 maja 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 25.0˚ dst15.00/0.00km w01:30h avg10.00kmh vmax0.00kmh

Śniadanie o 8. Start o 9:30. Wszystko trochę za wcześnie. Szybko muszę się szykować na start.
Z Edytą jedziemy zapoznać się z trasą rozjazdu po asfalcie. Długo pod górę, aż trasa skręca na pętle. Wszyscy mówią, że trzeba na tym kawałku przycisnąć i w dobrej grupie wpaść na właściwą trasę.
O 9:10 zaczynamy się ustawiać według wczoraj uzyskanych czasów. Czas do startu mija bardzo szybko i zaraz słyszymy 'START'.
Nie rozumiem tego co się dookoła mnie dzieje. Kręcę ile wlezie, ale już kilka sekund po starcie wyraźnie spadam pozycja po pozycji aż robi się luźniej dookoła mnie. Nie mam zamiaru się oglądać, czy zostałam już ostatnia i cały czas próbuję gonić resztę.
Ale jest mi ciężko. Nagle boli każdy mięsień, łącznie z pośladkami. Czyżbym przeholowała tymi wycieczkami z poprzednich dni? Szybkie starty to zdecydowanie moja słaba strona, ale nie myślałam, że będzie aż tak źle.
Na końcu asfaltu stoi Grzesiek i chyba lekko zawiedziony woła "Jedź swoje!".
Teraz na wąskich ścieżkach nic nie zdziałam, więc się nie spinam. W wodzie, którą bez problemów przejeżdżałam jakoś tym razem się gubię i nogą ląduję w błocie. Odpycham się, ale znowu ląduję nogą w błocie, tym razem między kamieniami. Nie ma rady, trzeba zejść z roweru i kawałek zbiec.
Ostrej nawrotki nie udaje się dzisiaj przejechać i muszę wbiegać. Tam wyprzedza mnie Edyta, która jedzie, ale nawet nie wiem kiedy ją znowu wyprzedzam. Jedziemy gęsiego, a jak robi się trochę szerzej to stawka się rozciąga. Dojeżdżamy powoli do najgorszego zjazdu. Przede mną jedzie dziewczyna i waham się czy wyprzedzać, czy nie. Ostatecznie nie decyduję się wyprzedzać, czego zaraz później żałuję :(
Przejeżdżam przez strefę bufetu, w którym doping Bartka i Tomka daje siłę dalej jechać :)
Na pierwszym zjeździe za metą jadą przede mną dwie dziewczyny. Pierwsza zjeżdża słabo, a ta druga ją cały czas naciska, żeby jej nie blokować. Ile kurw przy tym leci to aż się dziwię, szczególnie, że zaraz dojedziemy do szerszego miejsca, gdzie spokojnie będziemy mogły się wyminąć. To jednak nie hamuje dziewczyny z Politechniki Śląskiej, która grozi tej wolniejszej dyskwalifikacją za blokowanie ;/
Zaraz później, jak się zaczął przejazd z kamieniami, w jednym miejscu zahaczam korbą i muszę się zatrzymać, na co słyszę za swoimi plecami krzyk z wyrzutem "No i co kurwa!?". O lol, ja się śmieję, ale też i zastanawiam co z tymi dziewczynami jest. Szczególnie, że owa dziewczyna na mecie jest kilka miejsc za mną ;/

Męczący podjazd po łące za mną i teraz większość z górki. Znowu w 'mokrej sekcji' mam najwięcej problemów. Nawrotka znowu nie wyszła, więc biegnę. Do końca kółka jadę i zastanawiam się jak daleko za mną jest Weronika, prawie pewna zwyciężczyni. Dostanę dubla, czy uda mi się wjechać na trzecie kółko? W bufecie już wiem, że dubla nie będzie czyli jeszcze jadę.
Wymieniam bidon na pełny, który dostaję od Tomka. Dzięki za obsługę i doping oczywiście :)
Po przejechaniu mety słyszę spikera "...zawodniczka ze Szkoły Górskiej Gospodarstwa Wiejskiego...". Haha, uśmiałam się na tym ciężkim, trawiastym podjeździe :)
Ostatnie kółko jedzie mi się najlepiej, najmniej wpadek. Na końcu trawiastego podjazdu wyprzedza mnie dziewczyna, z którą startowałam z jednej linii (tyle, że ona goniła stawkę, bo miała defekt :p). Kamienie przed mostkiem przejeżdżam, nawrotkę udaje się przejechać i na horyzoncie mam punkt do gonienia- Marysia z WUMu. Wiedząc, że słabiej zjeżdża, na końcówce podjazdu mocniej przyciskam, żeby na sekcję w dół wjechać pierwsza. Udaje się. Jednocześnie gonię dziewczynę z Politechniki Śląskiej, z którą jedziemy w miarę równo każde kółko, ale miejscami mi odskakuje.
Na ostatnim mostku Mateusz dopinguje, ale chwilę później na ścieżce mocno pochyłej i miękkiej przednie koło zatrzymuje mi się na korzeniu i tracę czas. To już nie dogonię, teraz muszę się jeszcze nie dać dogonić, więc ostatkami sił jadę do mety.

W strefie bufetu się oglądam, pusto. Uf, mogę sobie spokojnie wymęczyć ten podjazd :p
Na mecie okazuje się, że Marysia za bardzo chciała mnie dogonić i też się wywaliła, ale dobrze, że nic jej się nie stało.
Czas przejazdu 1:30:24 [25:31, 32:20, 32:31], miejsce 21. Szkoda, bo 30s zabrakło do 20 miejsca.
Kasia 01:26:38 [23:33, 31:39, 31:25], miejsce 14.
Edyta 01:37:15 [26:02, 34:40, 36:310, miejsce 29.
Zwyciężczyni 1:07:58 [18:27, 24:45, 24:45].

Można było lepiej pojechać, ale niestety błędy kosztują. Szkoda tylko, że spadłam w stosunku do wczorajszych wyników, bo w sumie na nic lepszego nie liczyłam. Jechałam na maksa, a najważniejsze jest to, że się dobrze przy tym bawiłam i namęczyłam :)
Żałuję tylko, że już więcej nie będę mogła wziąć w takiej imprezie udziału (bo nie zamierzam na razie przedłużać okresu studiowania :p).

Tomek po wypadku Mateusza jako jednoosobowa reprezentacja męska z UW startował koło 12. Ustawienie wszystkich prawie 150 osób zajęło sporo czasu, ale wreszcie wystartowali. Razem z Edytą w drodze do strefy bufetu zahaczamy o sklep i pałaszujemy lody, należało nam się :) W pełnej gotowości czekam do podania Tomkowi bidonu, ale w międzyczasie gadam z Edytą i podziwiamy przejeżdżających chłopaków :)
Pierwszy jest oczywiście Marek Konwa, który nie ma tutaj sobie równych. Dublować zacznie szybko, ale mam nadzieję, że Tomkowi uda się przejechać co najmniej 3 okrążenia. Przecież nie może być mniej ujechany ode mnie :p
Dubel nadchodzi szybko, przed wjazdem na 3 okrążenie, ale sędziowie decydują nie ściągać zawodników z trasy, zanim pierwszy nie skończy całego wyścigu.
Tomek łapie bidon i jedzie dalej. Gdy kończy trzecie kółko, Marka jeszcze nie ma na mecie, więc to oznacza jazdę czwartego kółka. Tomek pół żartem, pół serio krzyczy "Marek, gdzie jesteś?" i umęczony wjeżdża na ostatnią pętlę. Ktoś z trenerów Konwy też lekko się zastanawia, 'No właśnie. Gdzie jesteś?", ale niedługo później pojawia się i kończy wyścig z czasem 1:26:45 (5 okrążeń!!). Hardkor :D

Czekając na Tomka
Tomek dojeżdża zadowolony na metę po czasie 1:51:28 i cieszy się, że już się skończyło :)

Impreza jak najbardziej udana. Organizacja, trasa i atmosfera rewelacyjna. Kto jeszcze nie był, a może jechać na AMPy to polecam jak najbardziej!!
Jedyny minus to taki, że długo i niechętnie się stamtąd wraca do domu :(


Kategoria zawody, W Towarzystwie, Las, góry, AZS

Przesieka - czasówka i najwolniejsza wycieczka w życiu.

Sobota, 26 maja 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 25.0˚ dst24.00/0.00km w02:27h avg9.80kmh vmax43.40kmh

Przed startem jak zwykle trochę nerwów, jak zwykle o to trochę za dużo!
Jedziemy z Tomkiem i Mateuszem na ostatni objazd trasy. Na podjazdach próbuję jechać trochę za szybko, bo łapie mnie zadyszka. Trasa tylko w miejscu kałuż trochę bardziej rozjeżdżona niż wczoraj, łąka skoszona, ale poza tym żadnych innych niespodzianek.
Startuję 10:08, czyli jako ósma. Minutę za mną startuje Edyta z UW. Będę musiała uciekać :p

Szybko doganiam dziewczynę przede mną i gonię następne, czyli nie jest źle. Jedzie mi się coraz lepiej. Przejeżdżam nawet przez kamienie przed pierwszym mostkiem :) Ostry zakręt w prawo, zaraz po zjeździe, a zaraz przed kolejnym podjazdem, udaje się pokonać na rowerze, czyli znowu lepiej niż na objeździe :) Nawet dwóm miejscowym, którzy akurat byli w tamtym miejscu, podobał się mój przejazd "Patrz, ale poszła!".
Dojeżdżam do zjazdu z kamieniami, który szybko pokonuję na nogach. Dalej bez problemów, aż do ostatniego podjazdu, chociaż tutaj też udaje mi się dojechać dalej niż dotychczas. Przejeżdżając koło sklepu słyszę głośny doping Bartka, Tomka i Mateusza. Na mecie mam czas 32:06, z czego trzeba odjąć 2:28 bo sędziom coś się przesunęło, czyli wychodzi 29:38. W sumie nieźle.
Kasia startuje jak już jestem na mecie. Niestety spóźniła się na start, przez co będzie miała kiepski czas.
Najlepszy czas wśród dziewczyn ma Weronika, 25:33 [22:05]. Mój czas przejazdu jest 17, czyli całkiem przyzwoicie. Jutro może uda się coś więcej wywalczyć :)
Koło 12 startują faceci. Mateusz na trasę wyrusza 20 min przed Tomkiem. Czekam z Tomkiem na start, a później idę na ostatni podjazd obserwować i kibicować.
Po ponad dwudziestu minutach nadjeżdża Tomek. Pod górę idzie bardzo ładnie, ale niestety zahacza kierownicą o ogrodzenie i musi dalej biec. Na górze spada mu jeszcze łańcuch, przez co nie uda mu się dogonić chłopaka jadącego przed nim.
Na mecie okazuje się, że Mateusz nie dojechał, bo miał wypadek.

Idziemy razem na obiad, a zaraz po zjedzeniu wyruszamy z Tomkiem na kolejną wycieczkę. Początkowo jestem niechętna, ale być w takiej okolicy i przejechać się tylko 5,5 km po pętli to głupota! Ustalamy tylko, że ja jadę wolno, a nawet bardzo wolno, żeby się nie przeforsować przed jutrzejszym ścigiem. Zresztą szybko jechać się nie chce jak takie widoki wkoło :)



Gdzie jest Tomek?
Celem wyjazdu był dzisiaj zjazd do Borowic po telewizorach. Początek jest 'niegroźny' i da się jechać, ale dzisiaj nie chcę ryzykować i jadę bardzo ostrożnie. Aż za ostrożnie i za wolno jak na niektóre kamienie, na których się zatrzymuję. I zaczyna się dla mnie schodzenie, a Tomek szaleje w dół i cieszy się jak dziecko, chociaż większość miejsc dla niego też jest nieprzejezdna.

Do Przesieki wracamy znanym nam z wczoraj zielonym szlakiem.


Kategoria zawody, W Towarzystwie, Las, góry, AZS

Przesieka - objazd trasy.

Piątek, 25 maja 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 22.0˚ dst44.00/0.00km w03:10h avg13.89kmh vmax50.30kmh

Do Przesieki wyjeżdżamy w czwartek wieczorem, a na miejscu jesteśmy wcześnie rano, bo po 4. Słońce powoli wstaje, ptaszki ćwierkają, a my idziemy spać. Jednak z okien naszego ośrodka już rysują się piękne widoczki.

Po śniadaniu i wyszykowaniu rowerów ruszam z Tomkiem i Mateuszem na objazd trasy. Pętlę przejeżdżamy dwa razy. Trasa jest urozmaicona, ale nie ekstremalnie trudna. Wg mnie jest nawet łatwiejsza niż ta we Wrocławiu :p Najcięższe jest chyba podjeżdżanie nieskoszoną łąką i zaraz po niej fragment trasy biegnący po miękkiej leśnej ściółce.


W jednym miejscu tylko kawałek sprowadzam, w dwóch miejscach brakuje sił do podjechania, ale reszta do przejechania.


Po zaopatrzeniu się w picie i batony ruszamy razem na przełęcz Karkonoską.
Będzie dużo pod górę, więc mówię chłopakom, żeby na mnie nie czekali jakbym zostawała z tyłu. Ci się jednak nie słuchają i robią ze dwa postoje po drodze i przy okazji cykają foty. Ja się skupiam, żeby wjechać, bez postojów, bez podpórek.
Zaraz zacznie się najbardziej nachylony odcinek.

Jeszcze tylko 2 km.

Na górze jest pięknie, ale długo widoków nie podziwiamy, bo wieje chłodem z tych gór :p

Wchodzimy do schroniska, gdzie pałaszuję mega słodkie i dobre naleśniki.
Do zjazdu się jakoś nie palimy, bo wiemy, że nas nieźle wywieje.

Szybko jednak jesteśmy na dole i odbijamy na Drogę Sudecką, żeby wjechać na zielony szlak prowadzący do wodospadu Podgórnej. Zielony szlak jest mega przyjemny. Nie jest trudny, ale przez korzenie i kamienie leżące na drodze bardzo ciekawy.

Przyjemność jednak się kończy, gdy Tomek w nieokreślonych okolicznościach psuje wózek w przerzutce. Dalej bardzo powoli zmierzamy do wodospadu i do rozstawiającego się miasteczka zawodów.

Tomek ma szczęście, że byli fachowi mechanicy z Shimano, którzy w mgnieniu oka naprawiają przerzutkę.

Po obiedzie i krótkim leniuchowaniu jedziemy z Tomkiem na kolejną przejażdżkę. Naszym celem jest kawałek trasy któregoś z maratonów GG, chyba Karpacza. Szeroką drogą dojeżdżamy do lasu i tam już wskakujemy na singielka. Jest pięknie, to mało powiedziane! Jest po prostu rewelacyjnie. Wąska dróżka, lekko w dół, skałki rozsiane wzdłuż ścieżki i jeszcze zachodzące słońce. Jak w bajce.





Wycieczka niby niedługa, ale frajda po niej ogromna!!
Do przesieki dojeżdżamy akurat na czas odprawy przed zawodami.


Kategoria W Towarzystwie, Las, góry, AZS