Do Tomka

Wtorek, 23 lipca 2013 | Rower:Accent Peak | temp 26.0˚ dst28.90/0.00km w01:25h avg20.40kmh vmax34.10kmh

Bezpośrednio z pracy ruszam do Tomka. Całą drogę jest pod wiatr, słońce w oczy świeci a pusty żołądek też robi swoje i ogólne odczucie z dzisiejszej jazdy - brak sił i to taki maksymalny. Zjeżdżając z wiaduktu nawet nie mogłam się jakoś rozpędzić i jechałam 26 km/h :p
HR 118, 158



Dojazdówka

Poniedziałek, 22 lipca 2013 | Rower:Accent Peak | temp ˚ dst3.50/0.00km w00:13h avg16.15kmh vmax0.00kmh

Od DW Zachodniego do M Pole Mokotowskie.


Kategoria Samotnie

Raniuszek

Piątek, 19 lipca 2013 | Rower:Accent Peak | temp 18.0˚ dst23.20/0.00km w01:25h avg16.38kmh vmax40.20kmh

Ponownie muszę pokręcić przed pracą, bo popracowy czas już zaplanowany nierowerowo.
Mało brakowało a bym dzisiaj przejechała myszkę, która cichutko siedziała sobie na środku ścieżki. Widziałam też olbrzymiego ptaka, który przeleciał mi dosłownie 2 m nad głową.
HR 137, 178


Kategoria Las, Samotnie

Po długim odpoczynku

Czwartek, 18 lipca 2013 | Rower:Accent Peak | temp 23.0˚ dst32.30/0.00km w01:25h avg22.80kmh vmax40.70kmh

Aktywna regeneracja
HR 123, 179


Kategoria Samotnie

Lajcik

Niedziela, 14 lipca 2013 | Rower:Wheeler 600 | temp ˚ dst24.00/0.00km w01:30h avg16.00kmh vmax0.00kmh

Zapiaszczony Accent niezdolny do jazdy, więc w ruch poszedł wheeler :D Jakże pomocny okazał się bagażniczek :)

Tomek też odstawił dzisiaj swojego ściganta na bok i sięgną do korzeni swojego kolarstwa, dzięki temu razem jechaliśmy na wycieczkowych wheelerach :)


Kategoria W Towarzystwie

Piwniczna

Sobota, 13 lipca 2013 | Rower:Accent Peak | temp ˚ dst50.00/0.00km w05:10h avg9.68kmh vmax0.00kmh

Nastroje przed startem zmienne jak pogoda. Całą noc padało, pada z przerwami też i rano. Ciężko się nastawiać na start w takich warunkach. Trudno, trzeba się szykować tak czy owak, na decyzję jest jeszcze czas.
Odwożę chłopaków na start. W miasteczku zawodów pod hotelem mimo niesprzyjającej aury kręci się jednak sporo ludzi. Po starcie giga zaczyna powoli popadywać i nie przestaje aż do startu mega. To skutkuje tym, że idę do sektora w ostatnim momencie, prosto spod daszku pod hotelem, bez zrobienia żadnej rozgrzewki. Na początku jest podjazd to nogi się rozruszają. Tak myślałam i to był duży błąd, z dwóch powodów.
Na rozgrzewce na pewno zorientowałabym się, że trzeba coś z siebie zdjąć, bo na podjeździe jest mi za ciepło i się grzeję, mimo że czekając na start w sektorze drżałam jak osika. Brak rozruszania nóg powoduje, że szybko mięśnie robią się sztywne i nie chcą kręcić odpowiednio szybko.
Suma głupich błędów powoduje, że inni zawodnicy wyprzedzają mnie jak chcą, a ja walczę o utrzymanie oddechu. W pewnym momencie zaczyna mi się kręcić w głowie a serce próbuje wyskoczyć przez gardło i muszę zejść z roweru. Rzut oka na pulsometr, tętno 225, ładnie! Po chwili odpoczynku ruszam już w siodle w towarzystwie Zbyszka i Kasi.
Dużo błota, sporo kamieni na początku. Pamiętam, że w zeszłym roku trzeba było niektóre odcinki pod górę pokonać z buta i tak jest też teraz. Po wtoczeniu się jakoś na górę pierwsze zjazdy. Pewnie jadę zbyt ostrożnie, ale muszę wyczuć na ile można sobie pozwolić w takich warunkach. I coś zaczyna hałasować. Dźwięk znajomy, bo dosłownie tydzień temu miałam tą samą awarię. Tylko, że wtedy Tomek wiedział co zrobić, a właściwie usterka sama się usunęła. Sprężynka rozpychająca klocki hamulcowe się zagięła i obcierała o tarczę. Próbuję naprawić to jak Tomek tydzień temu, czyli przekręcić kołem w tył, ale nic się nie zmienia.
No to kaplica! W zestawie kluczyków speca, które ostatnio wożę nie ma imbusa 2,5 (wiem o tym, bo jeszcze przed startem wymieniałam w namiocie mechaników klocki z przodu). Próbuję poprzepychać patykiem, ale żaden nie jest wystarczająco sztywny, poza tym powpadało z góry błoto i niewiele widać. Jak tak stoję to zaczyna mi się robić chłodno, więc szybka decyzja, że jadę dalej i na bufecie spróbuję powalczyć.
Minus jest tego taki, że strasznie hałasuję i mam do dyspozycji tylko przedni hamulec. Zaczyna się śliskie błoto. Na jednym skręcie zaliczam uślizg i ląduję tyłkiem w krzakach. Dobrze, że skończyło się to tylko na dziurze w spodniach :p Jednak kostka i ręka też trochę bolą i nabieram jeszcze większych obaw przed zjazdami, w efekcie czego większość odcinków sprowadzam.
Jak dojeżdżam do bufetu na zegarku jest już 1,5 h jazdy. Hamulec się uciszył, więc staję tylko na banana i dalej w drogę. Atakując długi podjazd mam nadzieję zniwelować trochę straty z początku trasy, bo rok temu wyprzedziłam tu sporo osób. Tym razem jednak dobrze idzie tylko początek, później sił jakby zaczyna brakować.
Pogoda nie odpuszcza, pada cały czas a im wyżej wjeżdżamy tym robi się chłodniej i mocniej wieje. Pojawiają się osoby, które zjeżdżają z powrotem. Sama zastanawiam się ile jeszcze czasu potrwa moja jazda. 2 bufet jest na 27 km, praktycznie w połowie trasy, a ja jadę już ponad 2 godziny. Wiem za to, że za tym bufetem jest dużo zjazdów i zrobię sporo km w krótkim czasie. Staram się nie poddawać i jadę przed siebie.
27 km osiągnięty po trzech godzinach. Krótki popas, bo najgorsze w skutkach byłoby dzisiaj zgłodnienie, które skończyłoby się zziębnięciem i opadnięciem z sił.
Znowu zjazdy z jednym hamulcem. Tym razem w krytycznych momentach zaciskam i tylny. Pęd powietrza wychładza palce u rąk i zmiana przerzutek bywa utrudniona :p
3 bufet na 37 km. Obsługa mówi, że zostało jeszcze 11 km na co składa się jeden podjazd i reszta w miarę po płaskim.
Każdy nawet najmniejszy podjazd jest już niestety dla mnie męczący. Praktycznie na każdym jadę na najlżejszym przełożeniu. Czyżby to efekt zmęczenia po czwartkowym, mocnym treningu, czy spowodowane jest to warunkami na tegorocznej trasie.
Na ostatnim asfaltowym podjeździe do mety mijam schodzących na parking Kasię i Bartka. Kasia mówi, że Tomek czeka na mnie na mecie. I tak po 5 godzinach i 10 min zawitałam na mecie. Zjadłam makaron, wypiłam herbatę, pogadałam ze Zbyszkiem i uciekam na kwaterę. Jak się cieszyłam, że mieszkaliśmy tak niedaleko startu. Bo Ci, co od razu po maratonie wsiadali w samochód i ruszali w drogę powrotną do domu mieli lekko mówiąc, przekichane!

Jestem zadowolona z ukończenia maratonu i dojechania cało do mety, ale jednocześnie padam z nóg. Ledwo dojeżdżam na kwaterę. Po przebraniu się w czyste ciuchy idę z Tomkiem umyć rower. Dopiero teraz zauważam, jak ciężko jest go ruszyć z miejsca. Okazuje się, że skutkiem awarii sprężynki w hamulcu była jazda z ciągle zaciśniętymi klockami na tarczy !!!!
Tym sposobem tyrałam dzisiaj na każdym podjeździe 2 razy bardziej.

Dewastacja moich i Tomka klocków (moje to te z porwaną blachą i sprężynka z oberwanymi wszystkimi 'nóżkami' :D)


Kategoria góry, Las, PTU Eclipse Biketires, W Towarzystwie, zawody

Mocno

Czwartek, 11 lipca 2013 | Rower:Accent Peak | temp 21.0˚ dst33.40/0.00km w01:16h avg26.37kmh vmax40.70kmh

Dzisiaj trening, który zwala z nóg. 3 razy po 3 min na maksa, tym razem bez przejmowania się wskazaniami pulsometru. Przyłożyłam się i chyba wyszło ok. Znowu przy trudnym treningu spotykam nadjeżdżającego z naprzeciwka Grześka :)
Dzisiaj mijałam też sporą grupę szosowców, którzy trzymali mocne tempo, bo za 'peletonem' jechali pojedynczy 'porwańcy' :)

Rzadko jeździ, ale jak widać kiedyś warto się zatrzymać
HR 149, 194


Kategoria Samotnie

Zakłócenia

Wtorek, 9 lipca 2013 | Rower:Accent Peak | temp 18.0˚ dst21.70/0.00km w01:14h avg17.59kmh vmax37.60kmh

Przedpracowy rower z rana. Jeździ się fajnie, poza mną w lesie sporo biegaczy i rowerzystów. Po luźnym kręceniu przychodzi czas na sprinty i wtedy zauważam problem z licznikiem. Bezprzewodowy sposób mierzenia prędkości nawala i momentami wyświetla 0. A jak wyświetla 0 to nie liczy czasu, więc odliczanie 20 sekund sprintów było utrudnione.

Bażant
HR 136, 171


Kategoria Las, Samotnie

Super wycieczka

Niedziela, 7 lipca 2013 | Rower:Accent Peak | temp 25.0˚ dst92.80/0.00km w04:20h avg21.42kmh vmax41.30kmh

Z Zachodniego dojeżdżamy z Tomkiem do Pawła, gdzie po krótkim postoju i kawie spotykamy się jeszcze z Krzyśkiem i Jarkiem. Razem ruszamy do Międzylesia w kierunku Centrum Zdrowia Dziecka, gdzie czekają Robert i jego syn. Wesołą gromadką ruszamy w kierunku Mieni. Zanim jednak dojeżdżamy do rzeczki robimy postój w barze w Emowie na pierogi.

Po konsumpcji ruszamy na singielki, na których jest tak samo pięknie jak zawsze.


Nad Świdrem cała masa ludzi wypoczywa nad wodą.

Powoli zawracamy i ruszamy w kierunku cukierni Meryk (Patriotów 125, dobra, polecam) i stamtąd ruszamy nad Wisłę. Przy Siekierkowskim odłącza Krzysiek, Przy Poniatowskim rozjeżdżamy się z Pawłem i Jarkiem w swoje strony. My z Tomkiem jedziemy na Dworzec Zachodni, skąd chcemy jechać pociągiem. Pociągu bezpośredniego do Tomka jednak długo nie będzie, więc wybieramy opcję kombinowaną i część dojeżdżamy pociągiem a resztę rowerem.
Fajne towarzystwo i okoliczności wycieczki spowodowały, że w ogóle nie czuję zmęczenia i dystansu w nogach. Tomek podpuszcza mnie na ściganie się pod wiadukt. Początkowo kręcę głową na nie, ale jak już jestem w trakcie podjeżdżania to spokojnie jest z czego przycisnąć mocniej :)


Kategoria Las, W Towarzystwie

U Tomka na kole

Sobota, 6 lipca 2013 | Rower:Accent Peak | temp 25.0˚ dst34.50/0.00km w01:16h avg27.24kmh vmax41.20kmh

Wychodzimy razem z Tomkiem na trening, jednak złudzeń nie ma, nie będziemy jechać razem. Każde z nas ma inne tempo na S3, a Tomek jeszcze do tego bierze szosę.
Jedziemy pętlę Brwinowską. Pierwsze okrążenie samotnie, drugie kończę Tomkowi na kole. Jednak udaje się utrzymać i razem skończyć :) Wspólne treningi są wesołe :)


Kategoria W Towarzystwie