Sierpień, 2012
Dystans całkowity: | 632.73 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 28:19 |
Średnia prędkość: | 20.93 km/h |
Maksymalna prędkość: | 52.00 km/h |
Liczba aktywności: | 15 |
Średnio na aktywność: | 42.18 km i 2h 01m |
Więcej statystyk |
Korbielów
Sobota, 18 sierpnia 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 25.0˚
dst52.17/0.00km
w04:58h avg10.50kmh
vmax52.00kmh
Bezchmurne niebo i wschodzące słoneczko, zapowiadają dzisiaj piękny i ciepły dzień, w sam raz na ściganie :)
Rano zaczynamy od śniadania, później oporządzanie rowerów. Niestety trochę nerwowe. Tomek ukręca śrubę w obejmie sztycy. Próbuje coś dopasować z gospodarzem, ale w każdym rozwiązaniu coś nie do końca pasuje. W końcu oddaję Tomkowi śrubkę ze swojej sztycy. W końcu startuję godzinę później, to w serwisie powinni mi coś na brak śrubki poradzić. Zaczynamy jednak przykręcać jakieś prowizorki, co kończy się ukręceniem łba. Nie zacisnęliśmy jeszcze zacisku, więc udaje się tą śrubę usunąć, ale z następną dzieje się podobnie. Zerwany gwint, ale nie mamy pewności, czy dokręcone jest wystarczająco mocno, żeby mi się sztyca nie opuszczała.
Ahh..czas leci. Szykujemy się do miasteczka. Do startu mamy kilka kilometrów pod górę, akurat na rozgrzewkę. Na miejscu w serwisie nie mają śrubek, więc muszę jechać tak jak mam.
Wybija 10. Zjeżdżam za gigowcami w kierunku kwatery. Zgłodniałam i dobrze by było jeszcze coś przekąsić.
Cała w nerwach staję w sektorze i czekam na start. W międzyczasie dowiaduje się, że pierwszy podjazd ma 9 km długości i na pewno trzeba będzie butować. Dobra, startujemy. Jestem zła, że trasa się tak zaczyna, że bez sensu ją ułożyli. Jednak powtarzam sobie, żeby nie narzekać, a cieszyć się tym, co mnie jeszcze czeka :)
Idę tym samym tempem co inni wokół mnie, ale czuję, że na chwilę muszę się zatrzymać i złapać oddech. Zaraz ruszam i powoli pnę się do góry. Dojeżdżamy do błotnistego odcinka, gdzie jedzie się po balach. Miejscami jedzie się dobrze, ale jak jest tylko większe nachylenie, to koło zaczyna buksować. Wjeżdżamy na singiel w ciemnym lesie, po którym już praktycznie jesteśmy na Hali Miziowej. Uf, jak dobrze. 9 km podjazdu za nami ;) Dobrze, że pomyśleli o bufecie w tym miejscu. Chętnie korzystam z powerade i jadę dalej. Zaczynam się nieco niepokoić, bo pierwsze zjazdy są trochę błotniste i śliskie. Jadę powoli, żeby panować nad rowerem, ale im dalej, tym trasa bardziej sucha.
Za rozjazdem mini/mega dosyć stromy podjazd. W jednym miejscu jest za stromo żeby jechać i właśnie wtedy, jak prowadzę rower, wyprzedza mnie biegacz. Biegnie w górę, ze 2 razy szybciej, niż ja idę, a podłoże to raczej luźne kamienie, więc łatwo nie ma. Szacunek! Na zjeździe wyprzedzam biegacza, który bardzo uprzejmie robi mi miejsce.
Droga do schroniska przy Rysiance prowadzi mocno pod górę. Ciężko się jedzie, ale niektórzy zawodnicy nie widzą nic złego w staniu na całej szerokości trasy. Bo na kogoś czekają. Wrr..Zaraz czekający panowie orientują się, że przejechali już swój zjazd na mini :p Mimo, że dojechali do rozjazdu mega/giga decydują się wracać na mini. Ich strata.
Zaraz zaczyna się zjazd, ostry, ale łatwy w sumie. Niestety palce z klamek uciekają, więc co chwilę muszę poprawiać chwyt. Jak będzie okazja to sobie przybliżę klamki i zobaczymy, czy to coś da. Na okazję długo czekać nie trzeba. Skręcamy na wąską, usianą korzeniami ścieżkę, na której nawet trudno stopę prosto postawić, więc o jeździe nie ma mowy. Przystaję i przybliżam klamki, powinno być nieco lepiej. Zaraz zaczyna się zjazd Szyndzielnym Groniem, ale dość hardcorowy. Luźna ziemia, luźne kamienie i masa patyków, a do tego widok na dolinę Zimnej Raztoki, czyli można powiedzieć przepaść :p W butowaniu mam kilka towarzyszek, z którymi chwilę rozmawiam, ale jak tylko warunki robią się zdatne do jazdy to zjeżdżam. Zjazd jest dość długi. Hamulce się nagrzewają i zaczynają popiskiwać :p Po terenie wpadamy na asfalt i dojeżdżamy nim do pierwszego bufetu. Zatrzymuje się, zabieram morele do kieszeni, kubeczek picia i ruszam dalej. Podjeżdżamy i zjeżdżamy na zmianę, bez większych trudności. Znowu ścieżki zaczynają się robić wilgotne, ale nie jest ślisko. Doganiam jedną dziewczynę z Gomoli, która wcześniej wyprzedziła mnie na zjeździe. Tempo podjeżdżania mam całkiem niezłe i po jakimś czasie doganiam drugą dziewczynę z Krakowa. Ona, jak się orientuje, że ją dogoniłam to odzyskuje parę w nogach i ciągnie mocno do przodu. Staram się jej trzymać, ale jak zaczynają się mocniejsze podjazdy to mi odjeżdża.
Pamiętam tą dziewczynę ze Złotego Stoku jak podjeżdżała pod Jawornik. Niesamowicie zawzięta i mocna. Tam też jako jedyna podjeżdżała, reszta osób prowadziła rowery.
Zerkam na licznik i wnioskuję, że zaraz powinniśmy połączyć się z trasą mini i powoli zbliżać się do mety. Ale jeszcze jedziemy pod górę. Podjazd nie trudny, ale wystaje sporo korzeni, z którymi trzeba sobie radzić, a sił coraz mniej.
W świadomości mam, że meta już niedaleko, a tu kurczę jeszcze jakieś skałki na drodze i trzeba wchodzić z rowerem. Morale podupada coraz bardziej. Jak od turysty słyszę, że to już ostatnia taka przeszkoda, to jednak się uśmiecham i rozwiewam smutki. Hura, ten kawałek trasy już znam. Jedziemy singielkiem w ciemnym lesie, później na żółty szlak. Zaczynają się kamieniste zjazdy. Staram się jechać ostrożnie, byle do przodu. Są chwile zawahania, ale jak kończymy na szerszej drodze ten trudny odcinek to aż sobie pokrzykuje, że mi się udało :) Kupa strachu, ale ile zadowolenia :) Zaraz ma być podobny odcinek. Jakoś nawet sobie radzę, a schodzę dopiero w momencie, kiedy widzę wykrzykniki. Już od kilku kilometrów myślę o mecie, więc jak widzę jeszcze jeden podjazd, to nie jestem zadowolona. Podjazd jest krótki, na szczęście, i czeka nas tylko zjazd po trasie narciarskiej. Trochę się go obawiałam od początku, ale po tym co zrobiłam na tych kamulcach, to zjazd po trawie też powinien się udać. Zanim jednak wjeżdżam na stok, to mija mnie dziewczyna z Gomoli. O kurczę, będzie jedna objechana dziewczyna mniej. Wiem, że nie dogonię, bo właśnie ona mnie wcześniej na zjazdach wzięła. Ale widać już metę, huraa..tylko czemu jest ona pod górę :p Widzę Jarka, Tomka, którzy stoją w kolejce do myjek. Czyżby jakąś awarię mieli? Ostatkiem sił przejeżdżam przez kreskę mega zadowolona!!
Okazuje się, że chłopaki dojechali do wspólnego odcinka trasy przede mną i dlatego żaden gigowiec mnie nie wyprzedzał. Aha. Tomek mówi, że już się o mnie martwił. Czemu? Bo już 5 godzin minęło. O kurczę, ale jak to? To ja tyle jechałam? Dokładnie 5:16, a jakoś jakby szybciej mi to zleciało :p
Co się jeszcze okazało? Że dziewczyna, która wyprzedziła mnie na ostatnim zjeździe była z mojej kategorii i o 40 s przegrałam 6 miejsce. Nie wierzę, a było tak blisko :p
Jestem bardzo zadowolona, ale też i zmęczona. Trasa maratonu była piękna, ale i wymagająca. Dzisiaj wszyscy jechali stosunkowo długo, nawet na trasie mini :p
Kategoria Beskidy, Las, PTU Eclipse Biketires, W Towarzystwie, zawody
Orzysz
Niedziela, 12 sierpnia 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 24.0˚
dst60.00/0.00km
w02:31h avg23.84kmh
vmax0.00kmh
Kategoria Las, PTU Eclipse Biketires, W Towarzystwie, zawody
Ełk
Sobota, 11 sierpnia 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 25.0˚
dst65.00/0.00km
w02:45h avg23.64kmh
vmax0.00kmh
Po całym tygodniu nic nie robienia będzie porządna weekendowa dawka rowerowania.
W Ełku zjawiamy się trochę za późno, bo wszystko trzeba robić na szybko i jak zwykle nie starcza czasu na porządną rozgrzewkę.
Start z 4 sektora idzie szybko. Długie asfalty na początku i wszyscy wypruli do przodu. Cisnę ile mogę, ale coś w pewnym momencie jest strasznie cicho dookoła mnie. Oglądam się i potwierdza się, jestem ostatnia. Hoho, to jest start! Szybko dochodzi mnie sektor 5 i kolejny, i pewnie kolejny. Staram się nie zniechęcać, ale jest mi smutno :( Trasa jest taka jak przed dwoma latami, czyli sporo pól. Pojawia się kawałek lasu i trochę błota, które jest akurat na niewielkim wzniesieniu. Ludzie schodzą z rowerów, a ja próbuję wjeżdżać. Dwa razy mnie stawia prawie w poprzek, ale wtaczam się. Dogania mnie Maciek z Welodromu. Raz ja go wyprzedzam, raz on mnie. Na 20 km zaczyna się singielek wzdłuż jeziora, na którym doganiam Olę z Plannji (z którą stałam razem w sektorze). Długo szło mi doganianie i nadrabianie fatalnego startu. Rozpoznaję również Beatę ze Świata Rowerów, dawno nie widziałam :)
Z singla wyjeżdżam z dużą przewagą nad wyprzedzonymi osobami. Decyduję się skorzystać z bufetu i jem banana. I wtedy to odkrywam, że coś jest nie tak z moją pozycją na rowerze. Coś mnie nogi jakoś bolą, a kolana prawie do brody sięgają. No tak, bo przecież sama sobie przykręcałam zacisk sztycy, czyli skręciłam za lekko. Trudno, może jakoś dojadę do mety. Nie byłoby problemu, gdybym przez pośpiech i gapiostwo nie zapomniała wziąć kluczyka. Za chwilę dojeżdża do mnie Maciek, więc pytam czy ma gdzieś na wierzchu klucze. Nie chciałam go opóźniać, ale zatrzymuje się ze mną i użycza sprzętu, a sam w tym czasie wchłania żela. W ferworze przykręcania zapominam podnieść sztycę, więc resztę trasy jadę jakieś 5 cm niżej niż zawsze ;/
Trasa jest pofalowana, ale bardzo szybka, nie ma chyba miejsca w którym trzeba używać młynka, a osoby na 29" mają dzisiaj fory :p
Na zjeździe za którymś bufetem stoi na poboczu wojskowy. Co jest, będzie o minach ostrzegał? :p Jednak nie, krzyczy, że zakręt jest :p Jedziemy kawałek ładnym lasem, ale szybko się kończy i znowu jedziemy po otwartych terenach. Przejeżdżamy przez wioski mniejsze i większe. W niektórych to niezłe rezydencje są pobudowane. Ale koniec rozglądania się, trzeba pilnować trasy. Na jednym podjeździe wyprzedza mnie Ewa, a kilka kilometrów przed metą dogania mnie Beata, która myślała, że dogania Ewę, a tu zonk :p Przed singielkiem nad jeziorem jest długi odcinek asfaltu. Na końcówce zaprasza mnie na koło jeden zawodnik. Dzięki, chętnie korzystam, chociaż to był naprawdę tylko kawałek podwożenia się :p
Na mecie jestem lekko rozczarowana swoją jazdą, ale jak ma nie być gorzej, skoro przestałam praktycznie jeździć..:( Tak jak to Majka mówi, w ostatnim okresie 'kręciłam w tył' i są tego skutki. Ale ja nie potrafię jeździć, jak jest tak ciepło jak w ostatnim tygodniu :(
Kategoria zawody, W Towarzystwie, PTU Eclipse Biketires, Las
Wycieczkowy KPN
Sobota, 4 sierpnia 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp ˚
dst70.00/0.00km
w03:30h avg20.00kmh
vmax0.00kmh
Nie ma żadnych wyścigów, więc można się wreszcie przejechać rekreacyjnie. Zresztą nastrojów na ściganie się we mnie nie ma zupełnie. Na początku w ogóle nie mam siły pedałować, co mnie zniechęca do dalszej jazdy. Po wczorajszych deszczach większość piaskownic jest unicestwiona i jedzie się całkiem gładko.
Jedziemy do Granicy i stamtąd żółtym szlakiem na północ. Na mostku na Łasicy zatrzymujemy się na dłuższy czas.
Siedzimy i machamy nogami nad wodą. W pewnym momencie nad wodą pojawia się nietoperek, który robi kilka kółek nad taflą wody i odlatuje. Nie ma żadnych ludzi, komary nie tną...istna sielanka! Dalej jedziemy do Górek, ale omijamy wydmę i jedziemy do sklepu.
Pole bocianów w Górkach.
Jaszczurka
Na singla wjeżdżamy na sklepem i jedziemy asfaltami do Józefowa. Wycieczka się udała i to bardzo! :)
Kategoria W Towarzystwie, Las
Z Tomkiem do pracy.
Czwartek, 2 sierpnia 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 22.0˚
dst51.29/0.00km
w02:09h avg23.86kmh
vmax41.80kmh
Za gorąco, żeby jeździć za dnia. Dobrą porą jest poranek i wspólna przejażdżka. Odprowadzam Tomka do pracy. Podobno zazwyczaj jest z wiatrem, ale dzisiaj było pod. Tomek prowadzi całą drogę i nawet śmiem twierdzić, że chciał mnie nie raz urwać (albo ja taka słaba jestem, że nawet na kole nie potrafię jechać).
Powrót z Marymontu przez miasto. Pod koniec mojej trasy robi się ciepło i nie mam siły jechać, a prędkość spada do 15 km/h ;/ Słabo jest ze mną.
Kategoria W Towarzystwie