Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2011

Dystans całkowity:467.52 km (w terenie 201.50 km; 43.10%)
Czas w ruchu:25:04
Średnia prędkość:18.65 km/h
Maksymalna prędkość:50.30 km/h
Liczba aktywności:12
Średnio na aktywność:38.96 km i 2h 05m
Więcej statystyk

Całkiem niezły wyjazd jak na taką pogodę :)

Czwartek, 5 maja 2011 | Rower:Kelly's Magic | temp 10.0˚ dst59.62/0.00km w02:28h avg24.17kmh vmax41.80kmh

Nie chciało mi się dziś czekać na zajęcia, więc zrobiłam sobie wolne wcześniej. W sumie nie planowałam jeździć, ale z drugiej strony nie chciałam przesiedzieć prawie całego dnia w domu. Jak bym zaczęła coś planować i się zastanawiać to pewnie by mi się odechciało wychodzić :p Chociaż miałam moment słabości jak już byłam ubrana to przypałętała się kicia i wprosiła się na kolana. Zaczęła gruchać, mi zrobiło się ciepło i też pomyślałam, że fajnie by było się wygrzać pod kocykiem, ale już siedziałam gotowa w ciuchach. Zrzuciłam kota i wyszłam.
Najpierw kierunek asfalty powsińskie. Trochę zaczyna kropić, ale tak właściwie nie wiadomo z czego bo świeci słońce. Dojeżdżam do Wisły i kieruję się w stronę Kępy Zawadowskiej, przejeżdżam przez Siekierki i Wilanów. Z północy idą ciemne chmury, więc nie wiem jak długo jeszcze pojeżdżę. Na Przyczółkowej zaczyna kropić, ale przy jeździe pod wiatr krople walą w twarz dlatego przystaję na przystanku pod wiatą. Niecałe 5 min później można już jechać dalej bo niebo się wyklarowało, więc decyduję, że odwiedzę podjazd na Agrykoli. Nie wiem ile razy tam wjadę, może tylko dojadę i zawrócę, bo jedzie mi się dość ciężko. Nogi jakieś takie spięte i ciężkie.
Jak dojeżdżam to widzę chłopaka z BSA, a na dole z bidonem czeka motywator, tata albo trener. Zaczynam podjeżdżać i nie jest źle. Pod rząd robię 6 wjazdów i ruszam na pętelkę wokół stawu przy stadionie legii. Jak wracam to chłopak z BSA nieprzerwanie wjeżdża i zjeżdża, a ja dokręcam jeszcze 4 i zawijam się do domu.
Dzisiaj taka głupia pogoda była. Jedyną dobrą rzeczą było to, że jak zaczynało padać, to tak do 10 min, ale intensywnie, a później było słonecznie. Przez to nie wiedziałam jak się ubrać i efekt był taki, że przez większość czasu było mi za ciepło, za to stopy zmarzły (a miałam na sobie ocieplane spodnie, koszulkę termoaktywną z długim rękawem i bluzę).


Kategoria Samotnie

Borówkowa góra (900 m n.p.m.)

Niedziela, 1 maja 2011 | Rower:Kelly's Magic | temp 10.0˚ dst26.99/21.00km w02:00h avg13.49kmh vmax50.30kmh

Pomysłów na spędzenie czasu do wyjazdu było wiele, ale zwyciężył pomysł Jarka, żeby wjechać na Borówkową i przejechać wczorajszym kamienisto-korzenistym zjazdem. Nie odmawiam, mimo że nie wiem na ile starczy mi sił. Miał to być wypad turystyczny i Tomek w razie czego deklaruje się ze mną jechać na końcu :)

Spotkanie na rynku. © magdafisz

Zbiera się silna ekipa: Jurek, Iza, Kamil, Tomek, Jarek no i ja :)
Ruszamy szlakiem, który znajduje się po czeskiej stronie. Na razie nie jest ciężko. Szerokie szutrówki o niewielkim nachyleniu, ale niedługo po starcie czuję, że nie mam siły jechać. Całe szczęście, że uczucie to po pewnym czasie mija i mam siłę kręcić, ale niestety nie nieuniknione jest prowadzenie roweru.
Jarek jedzie, ja idę. © magdafisz
Wycieczka to wycieczka, nie trzeba podjeżdżać :) © magdafisz

Trasa zaczyna się urozmaicać. Jedziemy wzdłuż potoczku, robi się trochę stromiej, pojawiają się prawie brukowane (ni to żwir, ale jeszcze nie głazy, takie kamyki wielkości pięści) podjazdy. Mówię Tomkowi po drodze, że gapa jestem bo nie wzięłam dowodu i w razie jakiejkolwiek kontroli będzie przypał. Ostatnie kilometry podjazdu na Borówkową prowadzą po szutrowej drodze uczęszczanej też przez turystów. Brawa od jednego z piechurów motywują, żeby nie schodzić na kawałku podjazdu, a mocniej depnąć na pedały i wtoczyć się na wystromienie. Grupa przede mną już dawno dojechała na szczyt, ale zatrzymali się na końcu ścieżki i stoją. Nagle widzę, że obok stoi kilkoro ludzi w mundurach i zaczynają ich przeszukiwać. Co jest, kontrola? No ładnie wykrakałam. Nie dojechałam jeszcze do końca aż tu nagle huk, jeb, pierdut.
Strzał z armaty. © magdafisz

Nie tam zwykłe takie bum. Kurdę, teraz to już w ogóle nie wiem co jest grane i nie dowiem się, jak nie dojadę na górę. Na ścieżce widzę armatę (już wiadomo skąd ten huk), wszyscy przeszukiwani mają radosne mini, czyli ja też już nie muszę się bać :)
Przeszukiwanie przez strażników :) © magdafisz

Okazało się, że z okazji 1 maja (podobno dzień zakochanych w Czechach) na szczycie jest mnóstwo atrakcji, m.in. grupka "żołnierzy", zespoły grająco-śpiewające, na ogniu piekł się duży świniak. Tomek znalazł stoisko gdzie sprzedawali nalewkę borówkową i nabył jedną flaszeczkę :) Po odpoczęciu i zjedzeniu jedziemy po Kamilu, który chce nam porobić zdjęcia na zjazdach. Jurek gna w dół najszybciej, Tomek, Iza, Jarek próbują mu dorównać kroku, a ja przy nich znowu wypadam najgorzej :p To nic, wczoraj bałam się mniej ale dzisiaj trzeba zachować odrobinę ostrożności. Wieczorem i w nocy padało, więc jeszcze nie wszystko zdążyło wyschnąć a śliskich korzeni boję się nawet na płaskim, dlatego zdecydowanie nie będę zjeżdżać tak jak wczoraj. Poza tym dzisiaj nikt mi czasu nie liczy, nie muszę dobrze wypaść, nie muszę się spieszyć, a jak nie muszę, to inaczej się jedzie :p Dodatkowo na początku zaliczam dwa uślizgi i dlatego tym mocniej zaciskam hamulce. Dzisiaj zdjęcia nie będą zbyt widowiskowe :p
Źle wybrałam drogę, a wczoraj udało się to zjeżdżać © magdafisz

Ale w końcu tam gdzie się da to zjeżdżam © magdafisz

Zbliżam się do uskoku. © magdafisz

A dzisiaj nie przejechałam :( © magdafisz

Po najgorszych korzeniach zaczyna się szutrówka w dół. Rower znowu się rozpędza, chłopaki osiągają ogromne prędkości, a ja i tak cały czas zostaję z tyłu (z szaleńcami się wybrałam :p). Chwila nieuwagi dla Jarka kończy się glebą. Więcej się zakurzyło, niż szkód było. Dobrze, że doznał tylko otarć i stłuczenia, ale kask ochronił mu głowę od rozbicia.
Po dojechaniu do rynku w Złotym Stoku po chwili rozmowy rozjeżdżamy się do siebie. My do pensjonatu pakować się, bo niestety cały czas zbliża się godzina wyjazdu. Szkoda. Bardzo jest tutaj ładnie i na pewno jest wiele miejsc wartych odwiedzenia. Następnym razem. A kiedyś na pewno taki nastąpi! :)


Kategoria Welodrom