Nowiny
Niedziela, 26 maja 2013 | Rower:Accent Peak | temp 18.0˚
dst42.40/0.00km
w03:02h avg13.98kmh
vmax45.10kmh
The best of the best marathon! Tyle tytułem wstępu ;)
Jakby tu napisać, dużo nie pisząc, że było zajebiście?
Dwa lata temu startowałam w Nowinach i o mało nie zeszłam ze zmęczenia. Obawiałam się tego i w tym roku, ale tym razem trasa i warunki na trasie były trochę łatwiejsze.
Początek poprowadzony tak samo jak dwa lata temu, więc wiem, że nie mogę ustawić się na końcu sektora. Niestety długo się rozgrzewam i jak wjeżdżam na stadion to już spory ogonek w sektorze stoi. Zostało mi jedynie przepraszać i przebijać się do przodu w miarę możliwości. Korka na pierwszych podjazdach nie udało się uniknąć, ale za to daję radę cały czas powoli jechać. Z każdym metrem stawka się ustawia i jedziemy jeden za drugim. Dojeżdżamy do podjazdu, który się rozwidla na dwie drogi. Ja jadę lewą stroną. Jest trochę korzeni i ludzie zaczynają schodzić z rowerów. Przede mną też się do tego szykują, więc odbijam w niewielką rynienkę i próbuję podjeżdżać. Dwa razy kierownica zaczyna się odrywać i muszę z nią walczyć, ale udaje się opanować sytuację i podjeżdżam do końca. Super, jestem mega zadowolona, bo daje mi to kilka pozycji do przodu.
Później są zjazdy mokrym wąwozem i tu wybieram złą ścieżkę, gdyż jazda lewą stroną kończy się przejściem po balach na prawą stronę. Dalej szybkimi ścieżkami dojeżdżamy do podjazdu na Miejską i Okrąglicę. Zaraz przed pierwszym zjazdem z wykrzyknikami mam bliskie spotkanie z innym zawodnikiem, który wyprzedzając mnie zahacza o moją kierownicę. Całe szczęście niewielka prędkość była, więc tak naprawdę nic się nie stało, a na mecie wyjaśniliśmy sobie co zaszło. Dzięki, to naprawdę dla mnie wiele znaczy, bo niewiele jest osób, które po wszystkim potrafią podejść, przyznać się i przeprosić.
Wracając do zjazdu cały został przeze mnie zbiegnięty ;) Jeszcze jest poza moim zasięgiem. Trasa po przecięciu drogi krajowej trochę się wypłaszcza, aż do dojechania do jaskini piekło. Wow, to dopiero jest zjazd! Znów na nóżkach szybko na dół. Tam odskakuje mi kilkoro zawodników, którzy jechali przede mną, ale ciągle ich widzę, więc mam kogo gonić. W końcu ich doganiam i jedziemy razem. Chłopaki mają identyczne tempo jak ja i jedzie się naprawdę fajnie.
Przed bufetem
Na bufecie ładuję zapas jedzenia na czarną godzinę, bo obawiam się, że taka nadejdzie na sam koniec trasy i odjeżdżam. Zaczynają się coraz bardziej strome podjazdy, które udaje się podjeżdżać. Zaczynam nawet wyprzedzać maszerujące osoby. Kiedy mijam dwóch chłopaków, jeden z nich jedzie w stroju hp, żartują sobie, że kobieta ich bije :p Ale ścieżka na Belnią coraz bardziej idzie w górę i nie chcę przeholować z forsowaniem się i też schodzę, żeby było in raźniej ;)
Kolejny raz przecinamy drogę krajową i tak mi się kojarzyło, że tu dopiero zaczyna się wyrypa na podjazdach. Łatwo nie jest ale młynkuję i jadę. Pierwszy podjazd się udaje, drugi też. Przed nami trzeci i kolejny, i kolejny. Większość już u podnóża schodzi i zaczyna prowadzić. Myślę sobie, że ja też pewnie jeszcze kawałek podjadę i będę prowadzić tak jak oni. Ale jak depczę już im po piętach i czuję, że mogę próbować zdobywać górkę, to proszę żeby mnie puścili. Podłoże pod liśćmi różne, kierownica zaczyna wariować i już myślę, że to koniec jazdy, ale znowu opanowuję sytuację i dojeżdżam do końca! I ta historia powtarza się jeszcze kilka razy, a że każdy podjazd mocno podbudowuje to jedzie mi się rewelacyjnie i wcale nie mam dość. W sumie to ten wyścig nie musi się niedługo kończyć, chcę jeszcze ;)
Panowie już wiedzą, że na podjazdach muszą mi zrobić kawałek miejsca. Tylko jeden szkopuł w tym, że na podjazdach się wygrywa, a na zjazdach przegrywa i tak też jest u mnie, że to ja panom na zjazdach ustępowałam :p Przynajmniej wiadomo, nad czym trzeba bardziej popracować.
Na metę wpadam zadowolona i tym razem moje zadowolenie poparte jest też dobrym wynikiem - 3 miejsce w elicie!
Finisz
HR 181,202
Kategoria góry, PTU Eclipse Biketires, W Towarzystwie, zawody