Wolny dzień w KPN.
Czwartek, 27 września 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 25.0˚
dst110.44/0.00km
w05:09h avg21.44kmh
vmax35.90kmh
Dzień wolny od pracy, to chciałoby się jakoś go dobrze spożytkować. Wymyśliłam sobie trasę po KPN i jadę ją realizować. Karta miejska była akurat do wczoraj, więc nie ma podwożenia się metrem. Jadę przez Zachodni do Radiowej, żeby wbić się na żółty szlak lecący koło Łosiowych Błot. Kiedyś mnie tam Tomek zabrał, ale to dawno było, więc zupełnie nie poznaję okolicy i jadę na czuja. Skręcam koło fortu Babice i jadę przed siebie. Wjeżdżam między jakieś bunkry, kręcę się i kręcę i ostatecznie wyjeżdżam koło ronda przy drodze sochaczewskiej. Akurat dzwoni Tomek, z którym się umawiam, że podjadę na forty Bema po 17. Przy okazji przez telefon pomaga mi się zlokalizować i mogę na nowo ułożyć trasę do lasu.
W Lipkowie dojeżdżam do niebieskiego szlaku i jadę. Zadowolona, że wreszcie dotarłam do lasu jadę singlami i w ten sposób nie zauważam, że szlak mi skręca.
Jakby w KPN było za mało piachu, to go jeszcze dowożą i rozrzucają na drogi :p
Ale zaraz z powrotem jestem na dobrej drodze. Z Zaborowa jadę żółtym, ale tu znowu za mało się rozglądam i przestrzelam mój zakręt. Miałam skręcić w miejscu, w którym zawsze skręcamy do Roztoki. Byłam przekonana, że poznam to miejsce, ale niestety nie. Dobrze, że zatrzymałam się w miejscu, gdzie akurat był czerwony szlak. Teraz to prosta droga do Roztoki. Tak myślałam, ale znowu udało mi się pobłądzić nieco. W Roztoce lody, wafelek i picie i ruszam gazem w drogę powrotną. Jak się nie pospieszę to nie dotrę na te forty do Tomka na czas. Za Ławską górą skręcam na ścieżkę poza szlakiem, bo pamiętam trasę. Ta, pamiętam do momentu kiedy ścieżki się nie rozdzielają. Którą wybrać? Wybieram tą złą, bo wjeżdżam w nieznane tereny. Jestem wściekła. Przecież nie raz tędy jechałam, tyle, że zawsze na czyimś kole. Dzięki pomyleniu trasy spotykam sarenkę, która mnie nieco zaniepokoiła, że zapuściłam się w takie dzikie tereny. Zaraz jednak się odnajduję i już więcej razy tego dnia się nie gubię! Pocieszające :p
Z Zaborowa jadę do Truskawia. Po drodze robię chociaż jedno zdjęcie jesiennej scenerii.
Z Truskawia cały czas asfaltami jadę do góry śmieciowej. Tempo tylko na chwilę siada, ale już 60 km za mną. Przejeżdżam koło lotniska Bemowo (tu o dziwo się nie zgubiłam, a jechałam tędy tylko raz) i zaraz pojawiam się na fortach. Zanim dojechałam to Tomek z Pawłem zdążyli już małą pętelkę zrobić. Ja nie lubię tego miejsca, więc siadam i pilnuję gratów, a chłopaki jeżdżą. Szybko jednak robi się ciemno i chłodno, dlatego zwijamy się do domów.
Żeby wyjechać z fortów musimy z Tomkiem przejechać przez jedną góreczkę. Przez to, że niewiele widać i może zmęczenie też trochę ma w tym swój udział, albo po prostu ja się z tymi fortami nie lubię, zaliczam glebę i dodaję kolejne siniaki na i tak już fioletowym udzie :p Zanim wyjeżdżamy z Bemowa to stołujemy się jeszcze w Kingu :)
Kategoria Las, Samotnie, W Towarzystwie