Supraśl.

Niedziela, 29 lipca 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 30.0˚ dst52.83/0.00km w02:40h avg19.81kmh vmax47.90kmh

Oprócz tego, że było strasznie gorąco, to mogę powiedzieć, że jechałam tego dnia jak ciotka.
Za krótka rozgrzewka skutkuje słabym startem. W sumie w głowie miałam, żeby nie cisnąć za bardzo, żeby tak jak w Kozienicach nie odcięło mnie po kilku kilometrach. Starałam się więc nie panikować, że wszyscy mnie wyprzedzają, bo myślałam, że odgryzę się na górkach. Górek jednak długo nie było, a trasa wiodła w większości po polach. Temperatura bezlitośnie wyciskała poty ze wszystkich, ale ja nie mogłam przyspieszyć, bo nie mogłam oddychać. Na pierwszych piaskownicach ludzie zaczynają fruwać od lewej do prawej. Przede mną się wyłożyli, ale udało mi się ich zauważyć w tych tumanach kurzu i w nikogo nie wjechałam. Zanim nadeszły górki to było sporo kuwet. W jednej z nich zatrzymuje mi się koło i spadam w piach. Jestem już porządnie umęczona. Czuję, że muszę się zatrzymać i napić, a przy okazji wziąć parę głębszych wdechów. Robię tak ze 2 razy i kontynuuję jazdę, ale bez entuzjazmu. Na górkach dosłownie nie mam siły podjeżdżać. Po 2/3 trasy zaczynam wyprzedzać parę osób. Zaczynają się ciekawe ścieżki po pagórkach. Na singielku na wydmie trochę tempo siada bo jakiś maruder jedzie z przodu. Rozglądam się i wykorzystuję lekki skręt trasy na wyprzedzanie. Zrywam się przy tym jak spłoszona sarna i szybko przeskakuję kilka osób. Było to akurat w miejscu, gdzie siedzieli chyba jacyś lokalni chłopcy. Jak usłyszeli szelest krzaków, to żywo zaczęli dopingować mój zryw, fajnie :) Zaraz po moim wyprzedzaniu był zjazd, na którym zjeżdżam bez dohamowania (dobrze, że wyprzedziłam :p). Mijam trzeci dziś bufet, przy którym była taka obstawa rowerzystów, że zostało niewiele miejsca na przejechanie. Teraz już płasko i blisko do mety, ale jadę samotnie. Na mecie padam z nóg. Tomek, który dzisiaj nie starował załatwia mi zimne picie i lody, dziękuję :)
Idziemy się myć do jeziorka, gdzie jest przyjemna, chłodna woda. Niestety było tak przyjemnie, że nie zdążyłam dotrzeć na dekorację. Dobrze, że Ula odebrała mój pucharek, na którym później zbieram autograf Magdy Sadłeckiej :)

Niestety powrót z maratonu jest chyba gorszy niż cała ta męczarnia na rowerze. Nie dość, że wichura i burza, to jeszcze jakiś wypadek koło Wyszkowa. W korkach stoimy koszmarnie długo i w końcu decydujemy się jechać przez Nowy Dwór.


Kategoria Las, PTU Eclipse Biketires, W Towarzystwie


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa serwa
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]