Gwiazda Mazurska - 3 etap.
Sobota, 9 czerwca 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 24.0˚
dst57.58/0.00km
w02:36h avg22.15kmh
vmax42.60kmh
Dzisiaj dzień trochę cieplejszy od wczorajszego, słońce nieśmiało, ale wygląda zza chmur. Dzisiaj etap w Purdzie, zapowiadany jako etap trudniejszy.
Tradycyjnie już jesteśmy na objeździe trasy przed 10. Jedziemy całe hobby, żeby Cypis i Tomek mogli przygotować taktykę :)
Start jest pod górkę, a później wjeżdża się w szerokie drogi leśne. Dojeżdżamy do dużej piaskownicy, w której czołówka peletonu będzie się rwać. Może i tak będzie, ale jak ja dojadę do tego miejsca, to już kurz po nich zdąży opaść :p
Dzisiaj jest mała niespodzianka na start. Stworzony został sektor dla najlepszych 50 osób, które zostaną ustawione przed resztą osób z dystansu mega. Ula była wczoraj 48 open i jest na liście startowej z facetami, więc idzie się upewnić do Zamany, czy też z nimi startuje. Zamana zdziwiony mówi, że nie, a Jerzy mówi, że tak :p
Ja stoję teraz 'osamotniona' wśród fitowiczek, bo nawet nie widzę Oli w sektorze :( Czeka mnie samotna jazda przez całą trasę? Na to wygląda..
Start szybki. Dziewczyny z fita wystrzeliły do przodu, a ja w gonitwie za nimi. Jednak pościg, mimo dopingów Sabiny i Marcela, nie jest skuteczny i jadę sama.
Dzisiaj na trasie jest dużo piachu i znacznie więcej pofałdowań w stosunku do dnia wczorajszego. Dodatkowo rozjazd na fit/mega jest daleko od startu, więc dość długo mam przed sobą kogoś do wyprzedzania.
A jedzie mi się dzisiaj rewelacyjnie. Siła w nogach jest, plecy na razie nie bolą, a prędkość z jaką wyprzedzam niektórych zawodników dodaje skrzydeł. Szkoda tylko, że nie jadę z równymi sobie, a z ogonem krótkiego dystansu ;/
Po rozjeździe robi się zdecydowanie luźniej przede mną, ale co górka, to pojawia się ktoś w oddali. I tak jadę, co górka i zjazd z niej to inne towarzystwo. Ilu ja panów wprawię w kompleksy :p
Na zjazdach daję sobie dzisiaj poszaleć. Jest łatwo, więc można puścić hamulce, złożyć się w pozycji aerodynamicznej i jechać. Wszystkie piaskownice dzisiaj są dla mnie przejezdne, górki podjeżdżalne i w sumie mam frajdę z jazdy.
Złoszczę się jedynie na drugim bufecie (pierwszy ominęłam, pewnie znowu tylko zaopatrzony w wodę), bo z daleka prosiłam o batona, ale ewidentnie coś innego zaprzątało im głowę i nie zdążyli się ogarnąć. Mnie też baardzo dzisiaj na nim nie zależało, żeby się zatrzymywać i czekać, bo nauczona wczorajszym przykładem wsadziłam sobie do kieszeni bananka i głodna nie jechałam. Olewam to i jadę dalej. Jest jeszcze trochę piachu, ale końcowe kilometry są po szerokiej szutrówce. Na metę wjeżdżam przez nikogo nie zagrożona z czasem 2:36:07.
Wszyscy z teamu już w samochodach, dawno przebrani. Czy ja też będę kiedyś przyjeżdżać tak szybko? :p
Kiedy miasteczko już pustoszeje odbywa się dekoracja za wczorajszy i dzisiejszy etap. Dodatkowo nadleśniczy wręcza pierwszym trzem dziewczynom upominki, więc na podium maszerujemy kilka razy :)
Dzisiaj z jazdy jestem bardzo zadowolona. Nie zabrakło sił (może tylko poza startem), udało się sprytnie wszystko przejechać i bez żadnych dolegliwości. No i trasa była ciekawa, chociaż bardzo łatwa (podobno coś koło 300m pod górę) to też bardzo ładna.
W klasyfikacji drużynowej chyba nikt nam nie zagraża. Ja z Ulą dowożę komplet punktów, Damian niewiele mniej i w efekcie czego mamy spokojną przewagę ponad 400 punktową :)
Kategoria PTU Eclipse Biketires, W Towarzystwie, zawody