AZS MTB CUP Wrocław.
Niedziela, 20 maja 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 27.0˚
dst4.00/0.00km
w00:20h avg12.00kmh
vmax0.00kmh
Niestety do startu w zawodach tego dnia nie doszło :(
Chcąc upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, po sartowej sobocie jedziemy i na zawody w niedzielę :p Z Głuszycy wyjechaliśmy chwilę po 8. W Wałbrzychu trochę źle pokierowałam i skręciliśmy nie w tą stronę co trzeba, więc było wielkie prawdopodobieństwo, że nie zdążymy dojechać na czas. Ale dojechaliśmy do Wrocławia na godzinę przed moim startem, więc jeszcze zdążyliśmy się zgłosić do wyścigu.
Szybko przygotowaliśmy rowery i ruszyliśmy zapoznać się z trasą. Widzieliśmy tylko filmik z objazdu, ale wiadomo jak to takie ujęcia, trochę oszukują :p Jest wąsko, stromo i strasznie kręto. Ja zaczynam panikować, jak dojeżdżamy do praktycznie pionowego zjazdu. Nie podejmuję się go zjeżdżać, a jak zaczynam schodzić, to ciężko jest nawet ustać prosto na nogach. Dalej jest trochę płaskiego, ale zaraz znowu jest odbicie na 'Kilimandżaro'. Nie chcemy przeszkadzać jadącym młodzikom, dlatego większości trasy się tylko przyglądamy. Kiedy robi się dość późno decydujemy, że jedziemy w stronę startu, ale oznacza to zjazd z niewielkiej górki. Tomek jedzie przodem, ja za nim. Mieliśmy wjechać za taśmę, która z góry wyglądała, jakby leżała na ziemi. Niestety jak już zjechałam to okazało się, że taśma jest nad ziemią i nie chciałam w nią wjechać, żeby jej nie zerwać. I w tym momencie chyba za mocno zacisnęłam hamulce i przeleciałam przez kierownicę.
Nie mogło to wyglądać dobrze, bo wylądowałam na biodrze, hamując łokciem a na mnie jeszcze wylądował rower. Tomek się przestraszył, ja z resztą też, bo na początku nie wiedziałam nawet co się stało. Rower cały, ja niby też, ale boli mnie cały lewy bok. Szybko podejmuję decyzję, o wycofaniu się ze startu, bo w takim stanie nie dam rady się ścigać.
W takim wypadku mamy jeszcze dużo czasu do startu chłopaków dlatego jedziemy do maca na jedzenie. Trochę się jeszcze kręcimy i jedziemy na start. Tomek ustawia się na rozbiegówce, a ja instaluję się w miejscu, w którym niedawno lądowałam, a z którego widać najwięcej trasy.
Poza mną zebrało się tam sporo osób, bo jest tu chyba najbardziej widowiskowy zjazd, który można ominąć tą drogą, którą ja zjeżdżałam/leciałam.
To jest właśnie ten felerny zjazd, którym teraz jedzie Tomek.
Teraz dociera do mnie, że wywaliłam się na 'chicken wayu' :/
Wśród zebranych osób rozpoznaję maratonkę i chwilę rozmawiamy. Jezu, jaki ten świat mały :p
Pierwsi zawodnicy pojawiają się dość szybko. Tomek ma do nich sporą stratę, ale to przez wąską trasę, która nie pomieściła hordy startujących chłopaków. Na drugim kółku Tomek dostaje dubla i oznacza to koniec wyścigu. Przyczyną kiepskiego wyniku jest i wąska trasa i dreszcze, które prawdopodobnie były skutkiem odwodnienia.
Chwilę odpoczywamy i się pakujemy w drogę powrotną. Niestety oboje stwierdzamy, że przyjazd na zawody dzisiaj był kiepskim pomysłem :p
Kategoria AZS, Las, PTU Eclipse Biketires, W Towarzystwie, zawody