Ale się obtłukuję!
Środa, 7 marca 2012 | Rower:Kelly's Magic | temp 1.0˚
dst27.00/25.00km
w01:10h avg23.14kmh
vmax30.70kmh
Na 8.30 umówiłam się z Gosią na TBC. Później zaplanowałam sobie rower. Pogoda dobra, słonecznie ale z lekkim mrozkiem, więc warunki do jeżdżenia będą super.
Z naprzeciwka jedzie Włodek. Jeździ już godzinę z hakiem ale dołącza do mnie i jedziemy dalej razem. Tempo wysokie i szybko się rozgrzewam. Przy skręcie w prawo za późno zauważam lód i przekonuje się jaki jest twardy. Przebiegający facet mówi, że jeszcze jest sporo lodu w lesie. Dzięki, teraz to ja też wiem :p Zbieram się, otrzepuję bo przy okazji zamiotłam kawałek ścieżki i jedziemy dalej. Boli strasznie ale może zaraz przejdzie. Przejeżdżamy kawałek od ślizgawki i bardzo blisko przed nami przebiega sarna :) Włodek zaczyna coraz bardziej przyspieszać, a ja z kolei jadę coraz wolniej. Gdy Włodek odbija w swoją stronę ja jeszcze jadę dokręcić do godzinki.
Stopy niestety coraz zimniejsze, biodro boli i puchnie, a nawet niewielkie wertepy obijają tyłek (z którego niedawno zeszła opuchlizna po Mrozowym maratonie). Z minuty na minutę jest coraz mniej przyjemnie. Nie dojeżdżam już dzisiaj na singla, bo uświadamiam sobie, że przecież tam telepie :p
I przebiera się miarka, bo dłużej tego bólu nie zniesę!!!! Mam obtłuczone wszystko między pępkiem a kolanami. Jak pies z podkulonym ogonem kieruję się w stronę domu.
Później jadę metrem do pracy i okazuje się, że obite biodro boli jak chodzę. Przez to kuleję a najgorzej jest z wchodzeniem po schodach, bo wtedy kuleję jeszcze bardziej.
Wieczorem jadę odebrać stojak na rower i jak już postawię rower na tym stojaku, to chyba za karę go tam zostawię na jakiś czas. Obtłuc się w tydzień tak dotkliwie, ehh...
Kategoria Las, W Towarzystwie