Niedosyt.
Czwartek, 8 grudnia 2011 | Rower: | temp 6.0˚
dst0.00/0.00km
wh avgkmh
vmax0.00kmh
Dzisiaj zajęcia prowadziła inna instruktorka (tamta wreszcie pojechała do szpitala i czeka na poród, chociaż tydzień temu już była po 'terminie', ale jeszcze przyjechała z nami poćwiczyć).
Rozgrzewka monotonna, 20 min skakania w kółko tego samego. Zatęskniłam za Magdą, ale nie mogę oceniać zajęć tylko po rozgrzewce. Później reszta ćwiczeń na piłce i za to plus, bo to jakieś urozmaicenie i bardziej rozwojowe niż stacjonarne ćwiczenia. Wyszłam jednak mało zmęczona. (już kiedyś też tak powiedziałam, że lajcik był, a następnego dnia chodziłam z zakwasami :p)
Wychodząc z metra jakoś mi w głowie zaświtało, że może wyjdę pobiegać. Nie było mi zimno i nie kurczyłam się pod płaszczem i szalikami w schronieniu przed wiatrem. IDĘ! Rano sypał śnieg na przemian z deszczem, a jednak widziałam biegacza. Ba, nawet dwóch szalonych szosowców (z których jeden wyglądał mi na pana Andrzeja z łyżew). Wiec teraz są bardzo sprzyjające warunki a do tego mam ochotę się zmęczyć i w domu paść.
Na początku jednak czuć trochę fitnesowe ćwiczenia w nogach, ale nie mam zamiaru rezygnować! Trasa zakręcona jak świński ogonek. Biegłam tam, gdzie zapalało się zielone.
A w lodówce czekała na mnie galaretka wiśniowa, na kolanka :)
Czas 43:27.
Kategoria Bez roweru, Bieganie, Samotnie