Łyżwowanie.
Wtorek, 6 grudnia 2011 | Rower: | temp ˚
dst0.00/0.00km
wh avgkmh
vmax0.00kmh
Po zajęciach migusiem do domu. Miałam ze 40 min, żeby się przebrać, coś przekąsić i wyjść. Dodatkowo musiałam jeszcze pojechać z kotem do weterynarza (zapomniałam, że się umówiłam). Szybko zapakowaliśmy się z tatą i kotem do samochodu. Jak wyjechaliśmy z garażu to okazało się, że już nie kropi, a pada. To jest sens jechać na łyżwy?
U weterynarza szybko załatwiliśmy i jak wyszliśmy na dwór to już nie padało. Jechać, nie jechać? Zadzwoniłam do Włodka, który powiedział że i tak jedzie. No dobra, ja też jadę. I to była trafna decyzja. Może z raz kropiło, ale poza tym było cudownie. Pogoda taka nie zimowa, nie łyżwowa w efekcie czego było bardzo mało ludzi. Tor prawie pusty, mała ślizgawka też już otwarta. Nie trzeba było się przepychać między ludźmi, super! Ostatnie 10 min uczyłam się hamować. Jeszcze dużo pracy przede mną :)
Kategoria Bez roweru, Łyżwy, W Towarzystwie