ŚLR Suchedniów.
Niedziela, 21 sierpnia 2011 | Rower:Kelly's Magic | temp 25.0˚
dst53.02/40.00km
w03:20h avg15.91kmh
vmax44.30kmh
Super maraton! Począwszy od organizacji po trasę i widoki, aż do mojego samozadowolenia z wyniku :) Dobrze się ustawiłam na starcie i tym razem miałam możliwość rywalizacji z dziewczynami na trasie.
Po starcie ciasno, ale długie proste powodują, że stawka się rozciąga i jadę z mniej więcej równymi sobie. Na brukowanej drodze doganiam przemiłego pana z kat M5, którego poznałam w Zagnańsku, a przy okazji łyknęłam dwie dziewczyny :D Zjazd z brukowanej szerokiej drogi w las i okazuje się, że jest strasznie ślisko. Glina się klei do opon i z przerażeniem patrzę, jak moje opony się poszerzają (prawie jak na filmiku z zawodów xc w Wieliczce :p). Widzę, że osoby z v-kami mają problemy. Chyba właśnie przez takie problemy wyprzedzam dziewczynę z dystansu master, ale nie na długo :p Droga do bufetu długa i ciężka. Jest pod górę, w dół ale doping zachęca do kręcenia :) Za punktem kontrolnym ucieka mi Iza i od tego czasu coraz bardziej znika mi z oczu. Większość czasu jadę w sumie sama. Dobrze, bo nie muszę się stresować, że kogoś blokuję ani kombinować jak wyprzedzić. Zaczyna się trawiasty zjazd, o którym opowiadał nam przed startem projektant trasy, i faktycznie trzeba jechać lewą, bo po prawej stronie wyrwy. Trasa prowadzi przez łąki. Na jednym ze zjazdów mam super niespodziankę! Nagle w poprzek ścieżki coś pełznie. O kurka..!! Przestraszyłam się co nie miara, ale niestety nie zdążyłam całkowicie ominąć "przeszkody" i przejechałam jej po ogonie. W takich zaroślach to w sumie nie dziwne, że coś się wygrzewa. Ciekawe tylko co to było za zwierzę. Stalowoszary wąż. Po zrównaniu się z miejscowym zawodnikiem 555 i opowiedzeniu mojej przygody, mówi że to żmija, jadowita. Hoho, no ładnie :) Chwilę jedziemy razem. Zaczyna się odcinek trasy wzdłuż torów. Tu co chwila jakaś niespodzianka - ostry skręt i ostro pod górkę, a to zjazd z hopkami. Zaczynają się zjazdy. Momentami to już mi się nogi zaczynają trząść ze zmęczenia..kurczę, zupełnie jak w górach! Powoli zaczynam słabnąć i czuć głód w brzuszku, ale cały czas staram się myśleć o dobrze wypracowanej pozycji. Na 7 km przed metą jedziemy trasą wspólną z dystansem famili, czy tam mini czy coś. Ale chodzi o to, że jest trudno. Jedzie jeszcze paru młodych zawodników z rodzicami ale cały czas jadą, po 3 h :O A wcale nie jest łatwo. Ten dystans chyba z założenia nie jest wcale łatwiejszy, a jedynie krótszy. Na mecie widzę dekorację tego dystansu i na podium stają naprawdę młode osoby. Szacunek! Przed metą na chwilę gubię trasę (nie wiem czy z euforii czy ze zmęczenia nie zauważam znaku), ale szybko zawracam i całe szczęście nikt mnie nie zdążył wyprzedzić. Wyniki przychodzą sms-em po jakimś czasie i okazuje się, że jestem 3 w kat i 4 w open. Hura :) Nie ma obaw, że wyjedziemy przed dekoracją, bo Paweł i Tomek mają dzisiaj do przejechania 93 km po terenie, który potrafi wymęczyć.
Komentator podaje nowinki o trasie w Bielinach. Ma być hardcorowo, na 75 km ok 2000 m przewyższeń. Podobno przy nadchodzącym maratonie Nowiny to pikuś. Ale się szykuje masakra, ale trzeba będzie pojechać i się sprawdzić :)
Kategoria W Towarzystwie, Welodrom, zawody