Nie mój dzień.
Piątek, 13 maja 2011 | Rower:Kelly's Magic | temp 15.0˚
dst26.86/12.00km
w01:40h avg16.12kmh
vmax27.90kmh
Pogoda kiepska, nawet bardzo kiepska, ale umówiłam się z Tomkiem, że mu pokażę skarpę. Zanim dojechałam na Natolin to zaczęło lać, aż szaro się zrobiło. Za moment jednak przestało na tyle, że można było jechać dalej. Pod wiaduktami przy Kopie Cwila poczekałam tylko chwilę (właściwie to zdążyłam się zatrzymać, zdjąć okulary i wysmarkać nos) i zjawił się Tomek. Trochę się powygłupiał i pośmiał ze mnie i ruszyliśmy :p
Miałam mu pokazać wtorkowy zjazd. Tomek pojechał pierwszy, jak zwykle to dla niego pikuś :p Ja chwilę za nim. Jadę, jadę, aż nagle przestaję i zatrzymuję się na kolanie. Skręt w lewo wyszedł, niewielki prosty odcinek też, ale coś mnie na lewo zaczęło przechylać, więc noga wyciągnięta do podpórki. Niestety coś się zamotałam i walnęłam o ziemię. Niby nie mocno, ale siniak będzie. Chorobka, jestem zła, że nie wyszło i na dzisiaj odpuszczam zjeżdżanie. Nie wykluczam, że to wina opon (dzisiaj jest wilgotno, w nocy padało), ale to może tylko wymówka. Nie wiem gdzie zrobiłam błąd. Później przez chwilę uczę się podrzucać tylne koło, ale nie umiem i nie idzie mi to prawie w ogóle. Chcę już stamtąd jechać i proponuję przejażdżkę po kabackim. Wspólnie decydujemy, że wycieczka nie może być długa, bo już trochę głodni jesteśmy :)
W kabackim zjeżdżamy ze skarpy w stronę Powsinka, a zaraz za zjazdem skręcamy w jakąś ścieżynę. Tomek krzyczy, żebym uważała na pieńki w zaroślach. OK. Zatrzymuję się przed pieńkami bo za późno je zobaczyłam, żeby ominąć, i w niewyjaśnionych okolicznościach rąbię kolanem w kierownicę. Boli. Trochę rozmasowuję i próbuję się gramolić na rower, ale obijam sobie spd-em kostkę. Już jestem zła i obrażona na rower, więc z niego zsiadam. Idąc zarośniętą ścieżką dodatkowo poparzyłam sobie nogi pokrzywami. Wszystko nie tak, co za dzień. Ostatecznie podjeżdżamy ścieżkami pod amfiteatr, żeby poszukać tamtejszych zjazdów. Trochę się kręcimy, ale nic specjalnego nie znajdujemy. Mimo wszystko nowe ścieżki odkryte, którymi się nawet fajnie jeździ. W międzyczasie mam dziwny przypadek - mucha jakąś szczeliną dostaje mi się pod okulary i nie może wylecieć, a ja nie mogę normalnie patrzeć :p Chociaż to i tak nie przebije tej muchy, która zabrała się na gapę.
Jak już zmierzaliśmy w kierunku domu to rozpadało się na dobre. Dobrze, że tylko przez chwilę musieliśmy jechać w takiej ulewie :)
Dopiero w sobotę rano uświadomiłam sobie, że to był piątek 13. To wyjaśnia mój pech :p Uff, a już myślałam, że na rowerze nie potrafię jeździć :p
Kategoria W Towarzystwie