Legia maraton w Wesołej.

Niedziela, 10 kwietnia 2011 | Rower:Kelly's Magic | temp 8.0˚ dst37.71/37.71km w02:14h avg16.89kmh vmax35.90kmh

Znowu wyszło, że jestem panikarą :p
Czytałam opis trasy, ale nie brałam go zbytnio na serio. Nie raz czytałam opis trasy mazovii i wiedziałam, że zwykle słowa nie oddają tego co jest faktycznie na trasie. Moją decyzję co do wyboru dystansu podjęłam na zasadzie - chcesz jeździć lepiej, więc musisz jeździć więcej. 48 km mnie nie przerażało, więc wybrałam ten, okazało się, że najdłuższy, nazwany giga.
Po rejestracji, przygotowaniach i dylematach jak się ubrać do takiej pogody, postanawiam się przejechać. Zaraz po starcie skręt w piaskownicę. Cholera, już teraz ciężko mi się jedzie. Ale to nic, później są ubite ścieżki. Jadę zgodnie ze strzałkami. Pierwszy zjazd. Trochę stromy, uskoki z korzeni, ale zjeżdżam bokiem po czym na dole widzę drogę zagrodzoną taśmą. Rozglądam się zdezorientowana, gdzie dalej jechać. Odwracam się i dostrzegam na górze wydmy strzałkę. Cholera, ręce mi opadają. Nie ma jak podjechać, więc pierwszy spacer pod górę. Jadę dalej. Z naprzeciwka nadjeżdżają Renata i Bartek, którzy mówią, że dalej jest tak samo, górka, dół, górka, dół. Jadę sprawdzić i faktycznie tak jest. No ładnie. Jak tak dalej będzie to już na pierwszym kółku padnę i nie przejadę następnych 3 ;/ Tomek uspakaja mnie, że dalej jest już łatwiej, trasa się wypłaszcza, ale techniczna, z dużą ilością korzeni. W głowie chodzi mi zmiana dystansu (bo przecież nazwali to giga, więc może to jest jak w xc, krótko ale treściwie?), ale podobno nie można już zmienić. Przed linią startu najpierw ustawiają się gigowcy, później mega i liga szkolna. Cholera, faktycznie nie ma już odwrotu. Trudno, najwyżej będę jechała całe wieki :p
Po starcie jadę z tyłu za Przemkiem i tak mniej więcej przez połowę okrążenia. Nie widzę jednak drogi, dlatego wolę wyprzedzić by móc jechać bardziej swobodnie. Trasa na razie nie taka zła. . Jadąc jeszcze za Przemkiem wjeżdżam w ogromną dziuro-rampę, a dopiero na kolejnych okrążeniach widzę, że da się ją ominąć. Faktycznie jest odcinek downhillowy, ale z moim poziomem umiejętności też da się go przejechać. Jak kończymy zjeżdżać tą trasą, to słyszymy krzyk jakiejś dziewczyny - pewnie właśnie wjechała w tą dziuro-rampę. Ale jak krzyczy to żyje :p Druga część okrążenia faktycznie już bez niespodzianek i wtedy odzyskuję spokój ducha o te kolejne okrążenia, dam radę! Za bufetem wjazd na kolejne okrążenie, ale tam trochę się pogubiłam na podjeździe, bo nie wiedziałam którędy trzeba jechać.

Łykam górki © magdafisz

Jadę sama, przede mną nikogo. Po zjeździe z piaszczystej górki w miejscu nawrotu ląduję w piachu. Zbyt ostro chciałam skręcić, ale szybko się zbieram i lecę pod górę. Jak jestem na górze, to widzę przed zjazdem Przemka i jeszcze ze 2 osoby, czyli na razie nie jestem ostatnia. Na trzecie kółko zabieram banana z bufetu do kieszonki, bo za bufetem podjazd. Przy redukcji biegu klinuje mi się łańcuch i muszę się podeprzeć. Z powrotem wsiadam na rower, ale z miejsca ciężko ruszyć. Ludzie krzyczą 'dawaj z buta dalej', ale nie, ja muszę podjeżdżać takie górki :p Podjeżdżając po zboczu downhllowców słyszę, że ktoś się zbliża z tyłu. Wyprzedzają mnie 2 osoby z czołówki. Kurczę, jest dubel. Ciekawe kiedy dogoni mnie reszta. Całe szczęście wyjeżdżam na w miarę szerokie ścieżki, więc nie będzie stresów, że kogoś blokuję. Przede mną widzę kogoś z welodromu. To Paweł Mikusek. Do końca trasy jedziemy już razem. Zaczynamy ostatnie okrążenie, ale nie ma już nic dla nas do jedzenia na bufecie, tylko woda. O dziwo nikt nas więcej nie wyprzedził i już nie wyprzedzi. Nieźle :) Po drodze aura się psuje, zaczyna padać deszcz, a może nawet grad. Robi się chłodno. Ale to już ostatnie okrążenie, więc trzeba jak najszybciej dotrzeć na metę. Jadę tym razem bez przygód i dzięki poprzednim okrążeniom, wiem którędy najlepiej jechać. Na ostatniej prostej, szutrowej drodze gaz i do mety. Widzę Tomka i jeszcze odrobinę przyspieszam. Patrzę na licznik 27. Cholera, skąd tyle sił? Wjeżdżam zadowolona, że jeszcze mam siłę żyć, że Tomek mnie nie zdublował, że dałam radę i się nie bałam! Jeszcze fotograf na mecie powiedział mi, że byłam druga. Nie wiem co o tym myśleć, bo na giga w sektorze poza mną widziałam 3 dziewczyny, a żadnej nie wyprzedzałam. Okaże się później.
Po przebraniu się dostałam ogromny talerz ze spaghetti. Makaron trochę zesztywniał od zimna i dość ciężko się go jadło, ale sos pomidorowo-mięsny pycha. Niestety końcówka makaronu wylądowała mi na ręce po tym jak podmuch wiatru poderwał mój talerzyk i przewrócił do góry nogami :p Czekanie na dekoracje, a było ich trochę w naszej drużynie, przebiegło na przeskakiwaniu z nogi na nogę. Próbowaliśmy się ogrzać, bo wiatr szybko chłodził. Renata i Andzia pierwsze w kategorii na mega, Renata pierwsza w open, Andzia 3. Tomek pierwszy raz na pudle, 2 na giga w kategorii!! :D A Ja 3 w kat i 3 w open.
Super maraton: trasa, organizacja i atmosfera absolutnie bez zarzutów! Nie było tłumów, a my jako drużyna zdecydowanie zdominowaliśmy ten maraton :D
Wszyscy z jednego samochodu. © magdafisz

Szczególne zagrożenia oznaczone !!! © magdafisz


Kategoria Las, Welodrom, zawody


komentarze
magdafisz
| 18:38 poniedziałek, 11 kwietnia 2011 | linkuj Dzięki :)
U mnie to tylko kwestia farta :p Startowały 4 dziewczyny, jedna chyba zagubiła się na trasie i przez to byłam 3. A Tomek to co innego, on popracował na wynik, wreszcie z dobrym skutkiem :)
MKTB
| 08:04 poniedziałek, 11 kwietnia 2011 | linkuj Gratuluję pudła ! Czytałem relacje Tomka, wygląda na to, że podium to już u Was "rodzinne" :)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa orobs
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]