Mazovia MTB - Nowy Dwór Mazowiecki, finał.

Niedziela, 26 września 2010 | Rower:Kelly's Magic | temp 16.0˚ dst35.11/35.11km w01:41h avg20.86kmh vmax33.30kmh

Dzisiaj transportem własnym z rodzicami, bo miałam odebrać nagrody za generalkę fit. Jesteśmy sporo przed czasem, ale powoli zaczynają się zjeżdżać znajomi z welodromu. Zjawia się też Tomek z bratem. Tomek reguluje mi hamulce i pompuje dętki (przy okazji odkręca nakrętkę z całym wentylem, ale wszystko udaje się tak złożyć, żeby działało :p). Rower musi być sprawny, bo zamierzam dzisiaj jechać 70 km giga. Nikt mi nie zagraża w generalce fit, więc mogę sobie pozwolić na taką jazdę. Poza tym dekoracja i tak będzie późno, więc nie ma co się spieszyć na metę.
W sektor wchodzimy praktycznie bez rozgrzewki. Start szybki, ludzie na wale zapierdzielają, ale ja bezstresowo jadę swoje. Przy wjeździe w las widzę tabliczkę giga, więc wiem w którym miejscu jest rozjazd. Jest płasko, miejscami nawierzchnia twarda, podobna do tej, która jest w kabackim. Kilka góreczek stanowi przyjemne urozmaicenie trasy. Ścieżki są dosyć wąskie i jest mało miejsca na wyprzedzanie, ale mnie to nie dotyczy bo praktycznie nie wyprzedzam. Limit wjazdu na giga 13.15, powinnam się wyrobić. Jak dojeżdżam do rozjazdu jestem pół godziny przed czasem. Dodatkowym plusem jest to, że nie jadę sama, jest przede mną jakaś dziewczyna. Jedzie się dość szybko i trzeba być czujnym. Jest mało momentów, żeby się spokojnie napić czy zjeść. Po wjeździe na 2 pętlę zaczynam rozbrajać batonika. Naglę słyszę, że ktoś kto jechał za mną robi dużo hałasu i ląduje na ziemi. Zatrzymuję się, żeby spytać, czy wszystko w porządku, a kiedy dostaję odpowiedź, że tak to chcę ruszać dalej, ale łańcuch coś rzęzi, myślałam że spadł. Okazuje się jednak, że mój hak się ułamał i przerzutka wisi nad górnymi widełkami. Dziwne, przecież nie brałam udziału w kolizji. Myślałam, że to się stało za mną, a nie w moim pobliżu. Nawet nic nie poczułam :/ Trudno, oznacza to dla mnie koniec jazdy dzisiaj. Jeszcze posprawdzałam kieszenie, czy nie mam haka, ale zapomniałam go wziąć z torby z samochodu. Lipa. Zabieram się za rozpinanie spinki, ale jakoś nie chce nawet drgnąć. Proszę kolegę, któremu nic się nie stało i może dalej kontynuować jazdę, żeby pomógł mi chociaż zdjąć łańcuch, ale on nawet nigdy spinki nie odpinał a kiedy próbuje, to nie wychodzi. Przeprasza i rusza, a ja walczę. W końcu się udaje zdjąć. Wracam kawałek trasą bo widziałam, że tam siedzieli strażacy, to mi chociaż powiedzą, jak będzie najkrócej iść. Straż proponuje podwózkę, ale jak dzwonią, żeby ktoś po mnie przyjechał to okazuje się, że musiałabym czekać co najmniej 1,5h bo mają dużo kursów do szpitala, bo było dużo wypadków. Ruszam więc tak jak mi powiedzieli którędy mam jechać. Opuściłam siodełko maksymalnie i odpychałam się jedną nogą. Zawsze będzie szybciej niż iść. W takim tempie mam czas na podziwianie okolicy. Na trasie mijam sporo rozjechanych padalców, które nie zdążyły uciec z drogi, na której się wygrzewały. Gdy dojeżdżam do miasteczka już większość jest na miejscu. Tomek jak wjeżdża na metę to najpierw robi zdziwioną minę, później myśli, że jednak jechałam mega, dopiero jak widzi mój rower to wie co się stało. Jeszcze mnie poucza, że hak trzeba wozić przy sobie a nie w torbie :p Teraz już mam nauczkę ;)
W tomboli nie wygrywamy najcenniejszych nagród. Ja dostaję torebkę podsiodłową, a Marcin dostaje koszyk na bidon i gripy.
Z opóźnieniem, ale wreszcie zaczyna się dekoracja. Wychodzę na 1 miejsce podium w kategorii FK2. Są nagrody, jest szampan i zdjęcia. Ale nie jedziemy jeszcze do domu. Czekamy praktycznie do końca imprezy na dekoracje welodromowców. Krzysiek zgarnia puchary i nagrody za pierwsze miejsce za 'najdłużej w siodle' oraz w superklasyfikacji. Aneta wychodzi trzy razy do dekoracji: za najdłużej w siodle, superklasyfikacji oraz generalki K3. Na koniec robimy wspólne zdjęcie drużynowe i rozjeżdżamy się w swoje strony.

Victoria! © magdafisz

Zupełnie nie dociera do mnie, że to już koniec tego sezonu, że w taki sposób go skończyłam :D Zapowiadało się tak niewinnie. Jednak dzięki tym maratonom wiem na co mnie stać, że jestem zdolna jechać 4 godziny w błocie i ogólnie niesprzyjających warunkach do rowerowania. Okazało się to być bardzo fajną przygodą i sposobem na zdobywanie nowych doświadczeń i znajomości. To aktywne spędzanie czasu w miłym towarzystwie.


Kategoria Las, W Towarzystwie, zawody


komentarze
ktone
| 07:57 poniedziałek, 27 września 2010 | linkuj Magda od dzisiaj jeździsz z zapasowym hakiem :)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa iataz
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]