Mazovia MTB - Kraków.
Niedziela, 12 września 2010 | Rower:Kelly's Magic | temp 16.0˚
dst68.61/60.00km
w04:12h avg16.34kmh
vmax41.10kmh
Przyjazd do Krakowa z Rabki. Wczoraj Tomek, Damian i Arek jechali u golonki, ale dzisiaj też startują.
Rano chłodno. Dylemat jak się ubrać. Stojąc w sektorze trochę się rozgrzałam i zmądrzałam dlatego biegiem do biura zawodów zostawić bluzę. Długie dzisiaj to mega. Trochę pomarudziłam, ale zdecydować się miałam tak naprawdę na rozjeździe.
Pierwsze kilometry po trawiastych błoniach wolne i męczące, później rozciągnięcie stawki na asfaltach i wjazd do lasu. Strasznie ślisko było. Trochę strachu, ale się nie zniechęcałam tym błotem. Niedługo później rozjazd i skręcam w prawo na mega bo dobrze się jedzie. Zaczyna się prawdziwe błoto i pierwsze podjazdy. Jak przejeżdżamy koło lotniska w Balicach obserwuję kątem oka startujący samolot. Na bufecie łapię picie i jedzonko. Nie spieszę się. Na podjazdach staram się równo pedałować przy wysokiej kadencji. Błoto w większości udaje się przejechać. Trzeba tylko uważać, bo łańcuch lubi się zaciągać. Nie obywa się bez prowadzenia roweru pod górę. Miejscami nawet stać jest ciężko, bo się ześlizgujemy. W pchaniu roweru na górę pomaga mi przemiły zawodnik. Wdrapywanie się z dwoma rowerami idzie mu szybciej niż mi wchodzenie ;P
I tak mniej więcej wygląda moja jazda już do końca. Na bufetach dobrze się zaopatruję, dzięki czemu nie tracę sił do samej mety. Obsługa rewelacyjnie się spisuje, wszystko sprawnie podaje. Oznaczenia kilometrów bardzo dokładne. Jadę zadowolona, chociaż czasem brakuje sił i pieką mięśnie. Trasa ciekawa, wymagająca i ładna. Gdyby nie trzeba się było tak skupiać na obserwowaniu drogi to pewnie bym uznała, że było jeszcze ładniej. Po jakimś czasie muszę mocno naciskać na klamki, żeby hamować. Wszystko przez to błoto :p
Na mecie jestem super szczęśliwa, że przejechałam bez zdychania po drodze i bez żadnych awarii ;) Jestem cała ubłocona i mokra, więc szybko robi się zimno. Rower cały obklejony. Konieczna jest wizyta w myjni.
W drodze powrotnej do Warszawy zajeżdżamy do baru, gdzie jemy pyszny obiadek, a czas w samochodzie spędziliśmy na dzieleniu się wrażeniami z maratonów.
Super udany weekend!
Kategoria Las, W Towarzystwie, zawody